ďťż

Azreal(347)

Baza znalezionych fraz

Futbolin

-Tyle krwi przelałem, tyle złota zapłaciłem, tyle chędożonych przysług wyświadczyłem! - Warknął pewien drow przedzierając się przez kolejne chaszcze, jakiegoś chędożonego, a przynajmniej w jego mniemaniu, lasu. Natrudził się wiele miesięcy, zbierał plotki, czytał księgi, przekupywał ludzi, zabijał dla informacji, wszystko to aby odkryć lokalizacje pewnej twierdzy. I co mu z tego przyszło? Taka myśl niemalże sama przemknęła przez jego czerep. - I to tylko po to aby teraz po kolana w jakimś parszywym błocie brodzić! A niech to szlag wszystko jasny trafi. Po cholere mi to w ogóle jest?
Cóż było to dośc dobre pytanie, bowiem mineło zaledwie dwadzieścia lat, z hakiem co prawda, od kąd wyzwolił się z swojego Domu w podmroku, wyżynając swój oddział, gdy dostali zadanie na powierzchni. Cóż ucieczka była dośc popisowa i mógł się wreszcie nacieszyć życiem bez kobiet, które to zamiast czułości traktowały innych za pomocą bata i dośc nieprzyjemnymi słowami. Był typowym psem, co się ze smyczy zerwał. Dlaczego więc tak się starał aby znów zostać przyjęty przez swoją społeczność? Może dlatego, że jednak do niej należał i miał dośc tej chędożonej samotności, gdzie jedynym urozmaiceniem było zarżnięcie paru fearie. Nawet praca jako najemne ostrze , go zaczeło nudzic.
Drow zaklął po raz kolejny, gdy tylko usłyszał, że jego czarny płaszcz zachaczył się o jakąś gałąź i materiał został rozdarty , przy szarpnięciu, które miało go wyzwolić. A cholera by to jasna strzeliła. Kolejna ulotna myśl się przez łeb drowa przewinęła. Jednak determinacja, oraz upór sprawiłą iż brnął dalej, poprzez błota i chaszcze. Starał się unikać terenów odsłoniętych, aby nie padł na niego czyiś nieporządany wzrok, ale utrudniał tym samym sobie wędrówkę. Cóż mógł jednak poradzić? Stare przyzwyczajenia swe robiły., i trudno je było zmienić.
-Znajde te chędożoną twierdze choćbym miał pół tego lasu przeszukać, - Mruknął jeszcze pod nosem, p oczym z cichym westchnieniem odsunął kolejny krzak, co to mu widok zasłaniał. Spodziewał się zobaczyć kolejny zalesiony teren, jak to zawsze gdy tylko wyglądał za jakąś przeszkode. Jedna nie tym razem. Wreszcie zobaczył zarysy twierdzy, której to tak namietnie poszukiwał. Wreszcie! Jednak początkowa radośc dość szybko ustąpiła niepewności. Był praktycznie obcym drowem na terenie jednego z Domów. Wątpił aby przyjęto go jakoś specjalnie ciepło, był bowiem wyrzutkiem, bez żadnych insygni swojego domu. Niczym najzwyklejszy bandyta. Choć z drugiej strony, co mu szkodziło? W końcu i tak jego egzystencja ograniczałą się ostatnio do zabijania za pieniądze i schlewania się do nieprzytomności w jakieś karczmie. Żadnych urozmaicen. Raz kozie w końcu śmierć.
Drow ruszył dumnie przed siebie, zbliżajac się z każdym krokiem do murów twierdzy. Kierował się ku bramie, stawiajac przy tym długie, pewne kroki aby jak najszybciej dostać się pod mury, oraz pod samą brame, która może zaoferować mu zarówno nową przyszłośc jak i szybką, tudzież wolną i bolesną, śmierć.
Dopiero teraz, gdy wylazłz tych chaszty, można było spostrzec jak on jest wogóle odziany. Jego długi czarny płaszcz z obszernym kapturem, co to na jego czerepie właśnie spoczywał, był podarty w paru miejscach. Nie był o się jednak co ku temu dziwić, zważywszy na cieżką wędrówke po tym lesie. Reszta jego odzienia była widoczna jeno zdawkowo. Ot prosta czarna skózana zbroja, pod płaszcze, oraz podobnie wykonane spodnie. Jego dłonie były zaś schowane w czarnych rękawicach, zrobionych z niezliczonej ilości czarnych płytek, które zdawały się zginać idelanie z dłonią właściciela. U pasa drowa, zwisały swobodnie, po lewej stronie, dwa długie miecze, oraz kilka mieszków. No i oczywiście cała masa sztyletów, które prócz w widocznych miejscach były jeszcze pochowane w niemalże całym ubraniu.


*Tak jak i dopiero teraz - po opuszczeniu zalesionej przestrzeni dało się w pełni zauważyć strukturę Twierdzy. Budowla co oczywiste z bliska wydawać się mogła bardziej złowroga i trudna do zdobycia niż z daleka. Jednak jeśli ktoś się spodziewał garnizonu żołnierzy czy strażników wyglądających z blanek na murach albo z okien w wieży ten się przeliczył. Na murach nie było widać ruchu ani też żadna postać nie wyłoniła się by w jakikolwiek sposób przywitać tego, który się z lasu wyłonił. Tak jakby Twierdza była opuszczona i jedynie straszyła jakąś dawną, przeszłą grozą. Czy jednak tam było rzeczywiście? Czy nikt nie obserwował przybysza samemu starając pozostać się niezauważonym? Z tej perspektywy na pewno trudno było to osądzić. Jednak był sposób by to sprawdzić. Brama będąca głównym wejściem znajdowała się bowiem w zasięgu wzroku przybysza.*
Drow szedł dalej, choć z każdym rokiem ogarniała go coraz większa niepewność. Spodziewał się zobaczyć niemalże cały garnizon, który to na murach zaraz by się pojawił, a wraz z nimi całą masa kusz, wycelowanych w jego skromną samczą osobę. A tutaj nic. Jeno pustka., zupełnie tak jak , gdyby wszystko opustoszało. Dopiero teraz nasz kochany samczyk zdał sobie sprawę z tego iż nie jest to zwyczajne miejsce, co to to nie! Choć nietypowe, i straszne zarazem, to jednak nie zniechęciło drowa zbytnio. W końcu przebył całą te chędożoną drogę tylko po to aby to odnaleźć. Jak by to wyglądało, gdyby teraz nagle stchórzył? Bo co? Cicho było? Kpina i tyle.
Azreal powoli zbliżył się do bramy, starajac się dostrzec czy też jest otwarta. Teraz jego pewne kroki stały się o wiele bardziej ostrożniejsze, wiedział już bowiem z włąsnego doświadczenia, oraz licznych wojen Domów, że ani same Domy ani tym bardziej ich fortece, nie są pozostawione bez pułapek, co to czychają jeno na niebaczące na nic istoty.
*Cisza i spokój - były wręcz wszechogarniające. Czyżby sięwszyscy zmówili by zaskoczyć przybysza, a może go wystraszyć? A może gdy zbliży się na odpowiednią odległość zastrzelić jednym celnym strzałem? Nie wiadomo... Oczywiście nie sposób było stwierdzić, że nie jest się obserwowanym - tym bardziej, że w murach budowli mogło być wiele wnęk do obserwowania otoczenia. Czy jednak zbliżający się drow był obserwowany? Cholera wie. Faktem natomiast było to, że brama do której się zbliżał była zamknięta - to dało się zauważyć. Tak główne wrota jak i mniejsze wpisane w bramę - służące do przejścia dla piechurów.*


-Mogłem się tego spodziewać. - Mruknął drow , oglądając nieco uważniej wrota, albo raczej te mniejsze służące, jako przejście dal piechurów. Drow, jako iż był już od dawna na powierzchni, nauczył się, że nie samym ostrzem, magią oraz trucizną się żyje. Istnieją także inne sztuki, które w podmroku nie były aż tak popularne, jak choćby otwieranie zamków. Tam bowiem były specjalne pieczęcie i mało jaka skrzynia posiadała zwyczajowy zamek. Jedyne co zostało w nadzieji drowa, to to iż ten mniejsze wrota, posiadają owy zwyczajowy zamek. W przeciwnym razie będzie trza się rozejrzeć za czymś innym*
*Głowne wrota - a konkretniej ta częśc która jest otwierana by ktoś mógł przejść była typową konstrukcją uniemożliwiającą sforsowanie z zewnątrz. A co za tym idzie nie posiadała tradycyjnego zamka. Najpewniej otwarcie było możliwe tylko z jednej strony - od wewnątrz. Od zewnątrz gościa witały po prosty żeliwne drzwi bez żadnego zamka, dziurki czy innej formy mechanizmu otwierającego. Na wysokości głowy widać zaś było prostokątneobramowanie - to najpewniej ruchomy wizjer, który w tej chwili był zamknięty. Coś jednak w podziwianu tego wejścia przybyszowi przeszkodziło. A było to nic innego jak głos* Kim jesteś i czego tu? *Pytanie zadane zza drzwi - a ktokolwiek je zadał nie był na tyle nierozważny by się choć w najmniejszej częsci odsłonić. Niemniej głos wskazywał na to, że jego właścicielem jest mężczyzna. Niemniej przybysz mógł odpowiedzieć sobie na pytanie (o ile w ogóle je sobie zadał) czy był obserwowany. Najpewniej tak - a teraz nadszedł moment na pierwszą interakcję. I tak szczęście, że od strony Twierdzy poleciały w jego kierunku słowa a nie na przykład bełty.*
Nie oszukujmy się. W pierwszej chwili drow poczuł zaskoczenie a potem wszechogarniający strach. Ta forteca nie było jednak opuszczona! Jednak co gorsza, był obserwowany przez nie wiadomo kogo, ani też nie wiadomo przez jaką ilość osobników. Po chwili napłynęła jednak niewielka iskierka nadzieji, oraz odrobina otuchy , która to za nią tuż szła. Bowiem , jak jak na razie szło lepiej niż myślał. Ktoś się wreszcie do niego odezwał, i nie było to nic w stylu 'Poszoł won bo ci flaki wypruje' ani nic podobnego, co chyba przemawiało, a przynajmniej według jego mniemania, na korzyść drowa.
-Jestem jeno najemnym ostrzem co swe usługi , pragnie zaproponować szanownej Opiekunce. - Powiedział drow, z nadludzkim wysiłkiem, przypominając sobie podstawowe zwroty grzecznościowe, które były używane przez zwyczajnych żołnierzy co to ich dom porzucił. - A imie me ważne chyba jak na razie nie jest, nieprawdaż?
*Tu akurat miał rację... Najpewniej nikogo w tej chwili jego imię nie obchodziło. Jednak chwila ciszy jaka właśnie zapadła mogła przywołać na myśl różnorakie scenariusze. Chociaż, gdyby się dobrze wsłuchać do dałoby się wychwycić jakiś szept dobiegający z drugiej strony wrót. Czyżby narada? Albo przekazanie rozkazów? Może... Lecz nagle... Poruszenie u góry. Coś, albo najpewniej ktoś poruszył się na wieży i jeśli przybysz patrzył akurat w górę mógł dostrzec przez chwilę zarys postaci, która z góry zerknęła na niego. Chwilę po tym wydarzeniu znów ten sam głos zza drzwi.* Rzuć broń na ziemię! *Prosta komenda o jakże istotnym znaczeniu. Wszak rozbroić się w takim miejscu jest równoznaczne z pełnym oddaniem się na łaskę bądź niełaskę gospodarzy.*
-Jestem najemnym ostrzem a nie idiotą. - Odpowiedział drow, jednak mimo wszystko sięgnął do pasa i odpiął go, wraz z większością swego ekwipunku. Owy pas rzucił na ziemie tuż przed bramą i postąpił krok w tył. W myśli pojawiła mu się dośc dziwna myśl. Cholera. Czemu ja pas odpiąłem? I co mi teraz będzie te chędożone spodnie trzymać? Jak bym nie mógł po prostu broni wyrzucić.. Cóz spodnie były co prawda jego najmniejszym zmartwieniem, a przynajmniej w tejże chwili, bowiem trzymały się dobrze, a pas był jeno do noszenia broni oraz reszty ekwiparzu. - Oj zapomniałbym jeszcze o tym. - Z tymi słowami najemne ostrze wydobyło jeszcze kilka sztyletów, z wnątrza swego płaszcz oraz jeszcze jeden z cholewy buta. Naturalnie nie był na tyle głupi aby oddawać wszystko. Jedno niewielkie ostrza, wielkości zaledwie wskazującego palca, spoczywało bezpiecznie schowane , albo raczej wszyte, we wnętrzu kaptura. Wystarczyło jeno mocniej szarpnąc aby szwy puściły i wydobyć ostrze. - Uczyniłem czego żeście chcieli. - OStatnie słowa wypowiedział dośc spokojnie, z trudem maskując delikatną nutkę strachu co to go za ardło ścisnęło.
Zaraz możesz być drgającą padliną! *Padło w odpowiedzi na pierwsze zdanie Przybysza - choć chyba ten który mówił był trochę zbyt impulsywny. Wyhamował jednak nie ciągnąc dalej kwestii tego co może się wydarzyć gdy drow przed bramą zaczął się rozbrajać. Wtedy też dało się usłyszeć metaliczny dźwięk zza drzwi. Coś jakby przesuwanie żeliwnej zasuwy. Bo tak właśnie było. Jeden z żołnierzy (a było ich w tej chwili już trzech pod bramą) właśnie otwierał małe wejście. Nawet nie kwapił się na wcześniejsze wyjrzenie przez wizjer - co mogło być tylko potwierdzeniem tego, że Najemne Ostrze jest obserwowane z innego punktu. Chwila siłowania się, następnie przekręcenie zamka i drzwi powoli się otworzyły. A co mógł zobaczyć Przybysz w wnęce jaka powstała po ich otwarciu. Mógł zobaczyć dwóch mężczyzn odzianych w podobne pancerze i rynsztunek. Na pierwszy rzut oka drowy - choć jakby nie do końca (ale gość nie musiał wiedzieć, że zazwyczaj dzienną warte pełniły mieszańce). Jeden stał tuż przy drzwiach - lekko z boku po lewej stronie wejścia a drugi w głębi - jakieś trzy - cztery metry. I o ile pierwszy stał i wlepił teraz wzrok w drowa to drugi w ręce trzymał kusze wycelowaną przed siebie - czyli w drzwi, które po otworzeniu dały cel w postaci tego, który przed nimi stał.* A teraz bez żadnych głupot... *Powiedział ten stojący z boku - i po głosie można było mieć pewność, że to właśnie z nim do tej pory drow rozmawiał.*
-A kto był był na tyle głupi aby coś tutaj jakieś głupoty robić? - Odpowiedział drow po czym ugryzł się w język. Zachowywanie się niczym ostatni cham, a szczególnie w takim iejscu, raczej nie wystawiało mu dobrego świadectwa, tylko zbliżało go o krok do tego aby zostać poduszką na drowskie bełty. Choć raz, od kąd uciekłeś od tej społeczności, spróbuj zachowywać się jak oddany sługa Domu i Lloth. Choć raz. Upomniał się w myślach, stając jednocześnie nieco dumniej. Ręce na piersi skrzyżował i spojrzał na drow, z którym to jak mu się wydawało, rozmawiał poprzez wrota. - Zostanę zaproszony do tej, jakże szlachetnej, fortecy? Czy też raczej będe musiał czekać tutaj? - Spytał w końcu, nieco bardziej roztrzęsionym głosem niż miał zamiar.
*Na pierwsze pytanie nikt nie odpowiedział - to może i nawet lepiej. Na drugie jednak Przybysz mógł doczekać się odpowiedzi - choć był nią gest tego z którym rozmawiał. Gest wykonany ręką i mający przywołujące znaczenie - przed niektórych mogłoby ono zostać uznane co prawda jako zapraszające. Niemniej jak by nie było Najemne Ostrze właśnie otrzymało przyzwolenie a może i nakaz równoczesnie przejścia przez otwarte drzwi we wrotach.*
On, lekko niespokojony zważywszy na swoje położenie, miarowym krokiem przeszedł przez brame, rozglądając się przy tym uważnie w koło. Miało to wyglądać tak jak, gdyby obserwował to co znajdzie za bramą, jednak prawda byłą taka iż jak na razie rzucił jedynie powierzchowne spojrzenie na zabudowania. Kątem oka obserwował strażników, gotowy aby puścić się w każdej chwili do biegu, w razie gdyby taka konieczność byłą. Cóż miał prosty wybór. Zdać się na łaskę i niełaskę drowów, a w razie tego drugiego, musiał jakoś ratować swoją skóre. Bieg może niewiele by mu dał, bowiem drowskie kusze raczej rzadko kiedy pudłowały, jeżeli to w sprawnych rękach się znajdowały, ale było to lepsze rozwiązanie niż dać się zabić z cichym przyzwoleniem poprzez nic nie robienie. PArszywyw los. I tak źle i tak nie dobrze.
*Po przekroczeniu przysłowiowego progu wrót oczom drowa mogło ukazać się wnętrze Twierdzy - choć raczej by być konkretnym to jej pierwsza część mogący być porównana z niskim zamkiem w budowlach ludzkich. Część główna odpowiadająca zamkowi wysokiemu znajdowała się dalej za wewnętrznym murem i kolejną bramą. Jednak, aż tak dalekosiężny swym wzrokiem drow raczej nie był więc pierwszymi budynkami jakie się nawinęły to budynek służący za garnizon oraz drugi odpowiadający miejscu przyjęć interesantów. Oczywiście budynki nie były w żaden sposób podpisane co bynajmniej nie ułatwiało ich właściwej identyfikacji. Co zaś do stanu personalnego to oprócz wspomnianej już wcześniej dwójki (z czego osobnik z kuszą wycofywał się gdy drow wchodził do środka - tak by dystans między nimi był względnie stały) teraz widoczny był trzeci osobnik. Ten bez dwóch zdań był już pełnokrwistym drowem (a przynajmniej jego zewnętrzny wygląd nie pozostawiał żadnych wątpliwości) i teraz właśnie z założonymi rękoma na piersi wpatrywał się w Przybysza. Żołnierz zaś, który powitał Najemne Ostrze pozostał na swym miejscu - tak, że teraz stał tuż obok drowa. Korciło go bardzo by pchnąć "gościa" i przyśpieszyć tym samym jego pochód do środka - powstrzymał się jednak. Póki co. Przemówił za to nowy na scenie drow* Lu' vel'uss ilro'e ph' dos? *Pytanie padło w płynnym drowi. I najwidoczniej ten osobnik chciał wiedzieć więcej niż tylko to co do tej pory mógł usłyszeć.*
-Dos xuat z'klaen zhaun .- Odpowiedział drow, stając naprzeciw drowa, który to mu pytanie w ojczystym języku zadał. Cóż, czy on na prawdę się spodziewał iż interesy będę załatwiane przez pośredników? Choć może z drugiej strony to właśnie Najemne Ostrze było w błędzie, a sądząc po jego szczęściu tak właśnie było. Jednak co zaszkodziło zaryzykować? Najwyżej w zęby dostanie , bo myśli o nagłym zgonie jeszcze do umysłu nie dopuszczał za coś tak drobnego jak potyczka słowna. - Usstan xuat inbal jalbol ulu dos, er'griff ulu dos jallil.. - Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, drow wstrzymał oddech, czekając na odpowiedź, która to miała teraz paść. Cóż nadzieja matką głupich, ale jednak matką.
*Przybysz miał trochę szczęścia w całym tym nieszczęściu. Polegało ono na tym, że drow który zadał mu pytanie był po prostu kolejnym żołnierzem - nie był kimś kto był wysoko w hierarchii... Mało tego, na chwilę obecną szanse zobaczenia kogoś z najwyższej półki było tu mało prawdopodobne. A bynajmniej raczej nikt się nie kwapił by zawiadamiać osoby na samym szczycie o tym, że jakaś przybłęda zawitała do bram. Drowi żołnierz odparł mu wprost z nieskrywanym poczuciem wyższości* Dos naut ssran ol... *A krzywy uśmiech jaki ozdobił jego twarz świadczył o tym, że raczej jest pewny tego tego co rzecze. Nie dał jednak Przybyszowi czasu na reakcję bo od razu ciągnął dalej.* Beldraein ulu dosst zet. Alu gaer lu' kyorl wu'suul... *A by wszystko było jasne ręką wskazał na odpowiedni budynek. Teraz ruch należał do nowo przybyłego drowa. Żołnierz zaś, który go powitał teraz wyszedł przez nadal otwarte drzwi na zewnątrz by zebrać to, co zostało tam po rozbrojeniu się Przybysza.*
Cóż, dostał chyba dośc jasne instrukcje co do tego gdzie ma teraz iść. Nie znał tego miejsca, musiał więc całkowicie polegać na tym co mu powiedzą, bowiem mimo iż najchętniej wpierw by przetrzepał wszystkie możliwe zakamarki, to jednak wiedział, że gdyby został przyłapany to raczej jego los w najlepszym wypadku byłby marny. Ale cóż w takiej chwili poradzić? Raczej niewiele. Najemne ostrze zebrało się więc w sobie i ruszyło ku wskazanemu budynkowi, dośc szybkim krokiem aby mieć to jak najszybciej za sobą. Gdy wszedł do środka rozejrzał się uważnie, spodziewając się kolejnych strażników albo coś podobnego. Czort bowiem wie co go tak na prawdę tam mogło czekać.
*Drzwi do wskazanego budynku dają się otworzyć bez problemów. Za nimi zaś na drowa czekał korytarz którego ściany zdobione są malowidłami przedstawiającymi historię drowów. Upiorne obrazy wojen zapierają zarówno dech w piersi swoim pięknem, jak i budzą odrazę przedstawianą makabrą. Fioletowe ogniki ustawione w równych odstępach, umieszczone są na misternie rzeźbionych figurkach pająków drgają delikatnie tworząc ruchliwe cienie na ścianach. Korytarz jest dość szeroki, a jego sklepienie tonie w mroku... Niewątpliwie gdzieś prowadzi, lecz by dojść do jego końca trzeba przejść dalej... Drowowi nie towarzyszył do środka nikt z trójki, która go przywitała. Zostali na zewnątrz... Tak jak i znacząca większość broni drowa...*
Drow szedł powoli przed siebie , obserwując przy tym dość uważnie wszelakie zdobienia, jakie to na ścianach widniały. Wszystko to budziło w nim tyle wspomnień! Ale dlaczego żadne z nich nie było jakoś szczególnie pozytywne? Jedynie ból i krew. Niepierwsze już wątpliwości zaświtały w głowie drowa, jednak czy można się było ku temu dziwić? Raczej nie zabardzo, zwązywszy na , jak już wcześniej wpomniano, sytuacje drowa. Trza jednak było iść dalej aby dokończyć to po co się tutaj przybyło. Przyśpieszył więc nieco kroku, ignorując już wszelakie zdobienia naścienne.
*Na końcu korytarza znajdowała się komnata... Komnata nie była wielka. W każdym bądź razie mniejsza niż się można było psodziewać. Była okrągła, a na podłodze z czarnego marmuru można było dostrzec pająka ułożonego z jaśniejszego kamienia. Zadziwiające jest to, iż nie widać łączeń miedzy kamieniami. Tak - to dzieło Magów tego Domu. Ze sklepienia rzeźbionego w kopułę zdobioną pajęczymi motywami spływa stożkowaty snop magicznego światła oświetlając sam środek komnaty, podczas gdy reszta tonie w mroku. Na tą chwilę komnata mogła wydawać się całkowicie pusta... Lecz czy aby na pewno?*
Najemne ostrze zatrzymało siępo środku tegoż pomieszczenia, i rozejrzał w koło, w poszukiwaniu jakiego przejścia do następnej komnaty tudzież kogokolwiek, kto by się tutaj znajdował. Oczywiście, te próy mogły spełznąć na niczym, bowiem zarówno drzwi jak i bywalcy tej komnaty, mogły być ukryte, a żeby taktowne odnaleźć trza sie było wysilić o wiele bardziej niźli tylko rozglądać. Mimo to drow zaryzykował przejście w infrawizje, w poszukiwaniu jakichkolwiek źródeł ciepła. Dawno jużtego robić nie musiał, zważywszy na to jak na powierzchni jest jasno, więc nie był pewien czy dalej to potrafi. Z cichym westchnieniem ulgi, spostrzegł jak ściany, oraz inne chłodne przedmioty, zrobiły sięmatowe ale jednak wyraźne. Teraz tylko odnaleźć jakieś źródło ciepła...*
*A tu ani szczura... Bowiem na tę chwilę, kiedy samiec przeszedł w tryb infrawizji nikogo nie było w środku. Musiało upłynąć kilkanaście uderzeń serca, gdy znane już drowowi drzwi otwarły się ponownie. Na progu zaś stała... Malutka i wściekła świeżo upieczona kapłanka Pajęczycy - Savaera. Kolczyki w jej uszach jeszcze pobrzękiwały po szybkim marszu. Obejrzała przybysza od góry do dołu i odwrotnie. I mrużąc czerwone (acz nie od infrawizji) ślepia warknęła.* Czego tu? *Nie miała najlepszego dnia (w zasadzie od urodzenia, ale to mogła wiedzieć tylko tutejsza Arcykapłanka). Odzienie miała strojne i w zasadzie bardziej odsłaniające niż zasłaniające ciało. Lewą rękę wsparła o biodro a w prawej trzymała bat. Zwykły - nie kapłański. Oderwano ją bowiem od jakże pasjonującego zajęcia jakim było wymierzanie "sprawiedliwości".*
-Usstan ssinssrin ulu xund whol nindol qu'ellar- Powiedział drow, padajac jednocześnie na jedno kolano i wlepiając wzrok w ziemie. Nie zdążył się przyjrzeć zbyt dokładnie kobiecie, jednak zdołał się już zorientować iż jest ona dość wkurzona, i to pewnie na niego za oderwanie od jakiś obowiązków albo przyjemności, postanowił więc zachować się tak jak przystało na zwykłego , potulnego, nawet w myślach ledwo mu te słowa przechodziły, samczyka. Tak więc z wzrokiem wbitym w ziemie, i na jednym kolanie, wyczekiwał reakcji drowki, nie śmiejąc nawet podnieść wzroku o cal. Był bowiem tylko kolejnym zwykłym samcem, i nie miał prawa patrzeć na kapłanki Lloth, a ta kobieta chyba taktowną była, jeżeli nie zostanie mu udzielone pozwolenie.
Llaar? *Wysyczała przekraczając próg. Patrzyłaby na niego z góry nawet gdyby nie uklęknął. Taką miała naturę, że pomimo swego niewielkiego nawet jak na elfy wzrostu potrafiła pokazać swą wyższość. Po prawdzie jednak samiec zachował się jak należy... Zerknęła więc na niego i na trzymany w dłoni bat. Zdecydowała jednak, że nagrodą za poprawne zachowanie będzie możliwość udzielenia odpowiedzi. W końcu i tak go ukarze za to, że śmiał jej przerwać (oczywiście miała tu na myśli fakt, iż pojawił się w Twierdzy zaś teraz musiała tracić na niego swój cenny czas).* Vel'uss ph' dos nesst?
-Er'griff lotha drolnar vel'uss ssinssrin xund whol yorn delmah.- Odpowiedział zabójca wciąż wlepiając gały w ziemie. Coś w głębi niego wręcz krzyczało aby wstał z klęczek i spojrzał na kobietę niczym na równą sobie istotę. Jednak ta rozsądniejsza część go powstrzymała. Karą za takie coś była by bowiem śmierć i to w męczarniach, a tego nasz drogi drowik pragnąłby unikać i to możliwie jak najdłużej. I to nawet wtedy, gdyby musiał znów powrócić do roli zwykłego samca, i schować dumę głęboko w buty. Takie jest po prostu życie. Coś za coś. Tym razem w zamian za przynależność do domu, albo chociaż właśnie życie, należy zapłacić swoją nic nie wartą dumę. I tak też się miało stać. Tylko dlaczego nie opuszczało go dziwne wrażenie iż i tak zostanie za coś ukarany? -Ussta kaas zhah Azreal, drill whol dos, f'sarn er'griff jalbyr nrunnin nesstren.
Siyo dos ph' er'griff jalbyr nrunnin nesstren. *O dziwo przyznała mu rację... Potem podeszła jeszcze bliżej. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie przytrzymać go w niepewności. Wybrała jednak bardziej bezpośrednią metodę.* Drill lotha drolnar vel'bol shlu'ta dos xun? *Zapytała podtykając uchwyt bata mu pod brodę celem podniesienia mu głowy. Chciała zobaczyć twarz przybysza. Zawsze wszak mogła zmienić zdanie i ukarać go za to, że śmiał na nią spojrzeć.*
I tutaj to właśnie ta cholerna natura drowa wreszcie wygrała z tą rozsądniejszą częścią. Bowiem, gdy tylko miał okazje spojrzeć na kobietę, spojrzał jej prosto w oczy, i to raczej nie było spojrzenie przejawiające szacunek. Wręcz przeciwnie. Coś na kształt ukrytej nienawiści oraz chęci wyprucia flaków zarówno jej jak i każdej kobiecie w tej fortecy. Cóż stare czasy swe piętno zostawiały. Jednak nasze najemne ostrze potrafiło ograniczyć się jeno do taktownego spojrzenia. - F'sarn keeshe wun l' barra. Usstan shlu'ta elgg whol nindol qu'ellar biu whol Lloth. - Powiedział głosem pełnym szacunku, choć można by się domyślić iż specjalnie nie powiedział nic o zabijaniu dla kapłanek tego domu.
Lu' whol ilta Yathrinen. *Dokończyła za niego. Jego wzrok wbity w jej oczy był doskonałym pretekstem do ciosu. Pretekstem tak idealnym, że grzechem byłoby nie skorzystać. Toteż druga ręka oderwała się od boku kobiety i zataczając łuk skierowała się wewnętrzną stroną dłoni w kierunku jego policzka. Cios w zamierzeniu nie był silny. Miał tylko pokazać mu, kto na jakiej pozycji się znajduje. Towarzyszyły mu słowa.* Mayoe Usstan telanth xuil ussta Jallil lu' dos orn tlu ussta rothe? *Głos wymodulowała tak, że nie mógł być pewny czy nie mówi poważnie.*
-Ka nindelen zhah dos daewl.- Powiedział , z cudem hamując odruch, który to zawsze następował gdy w twarz dostał. Ale jak by to wyglądało, gdyby rzucił się na drowkę? Raczej nei za dobrze, a jeszcze gorzej by na tym wyszedł. Jednak pewnego dnia role mogą się odwrócić. -Ussta jallil.- Dokończył zdanie, z cudem siląc się na zwyczajowe grzecznościowe formułki.
Usstan hull'phir xan'ss: quarth. *Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Żałowała nieco, że uderzyła tak lekko. Niemniej jednak reakcja samca była poprawna. Savaera przywołała się do porządku i odsunąwszy się nieco (jakiś krok) od niego dodała.* Fre'sla phor. *Zakomenderowała i przeszła na wspólny (przynajmniej częściowo).* Twoje umiejętności zostaną sprawdzone... Ussta ulin lotha auflaque. *Nie uśmiechała się już.* Twoje postępy zaś będą podlegać ocenie. Jeśli uważasz, że wejście tu było pracochłonne... Nie masz pojęcia jak się zmęczysz chcąc pozostać. *Nie zamierzała go straszyć. Ot pozwoliła sobie udzielić mu "dobrej rady". Wszak i tak decyzję o tym co z nim będzie podejmie Opiekunka po rozmowie z Fechmistrzem.*
-W jaki sposób więc sprawdzicie moje umiejętności? - Spytał, nie marnując już czasu na swój ojczysty język. Tak dawno z niego nie korzystał, że przypomnienie sobie niektórych słó sprawiało mu nie jakie problemy, więc z niejakaulgą przyjął iż kapłanka odezwała się do niego w wspólnym języku. Jednak jej słowa wcale nie poprawiły jego nastroju, oczywiście wciąż żyje i prócz urażonej dumy praktycznie nic mu nie było. Jednak na czym miał polegać ten chędożony test? Albo testy? Ech tyle pytań, które jak na złośc wraz z niepewnością się jak króliki mnożą, a odpowiedzi żadnych. Było to o wiele bardziej niźli niepokojące.
*Odpowiedzią było wzruszenie ramion. Bowiem malutka kapłanka nie interesowała się Areną... Chyba, że chodziło o nowego kochanka... Jednak taka wiedza z pewnością przybyszowi nie byłaby dana.* Przodem! *Warknęła do niego odsuwając się nieco, tak by mógł wejść w korytarz.*
Drow wstał z klęczek i posłusznie ruszył z miejsca, choć coś w głębi niego mówiło aby pokazał sprzeciw. Jednak wiedział iż nie wyszedłby dalej niż kilka kroków przed siebie. Jaki miał więc wybór? Iść albo narazić sie na dodatkową kare. Co to za wybór?
*Odczekała chwilę wystarczająco długą by znajdował się trzy kroki przed nią. Kusiło ją, by skorzystać z narzędzia trzymanego w dłoni, upomniała się jednak surowo, że na to też przyjdzie w końcu okazja. Wszak Opiekunka bywała dla niej łaskawa, więc może i do takiej prośby się przychyli? Odgoniła jednak szybko myśli o przyszłych przyjemnościach.* Do końca korytarzem a potem drzwiami na podwórze. *Rzuciła ostrym tonem będąc przekonana, że samcom nie należy pobłażać.*

//Uprasza się o wykonanie polecenia a potem zaczekanie na mój ruch jeszcze w tym temacie. Następnym krokiem będzie aktywowanie konta i przejście wgłąb Twierdzy.//
Drow westchnął jedynie , słysząc to słowa kapłanki Lloth. Cóż dla niej był tylko kolejny samcem co to co najwyżej jest na równi z odchodami jakiegoś zwierze, albo naet i nie. Musiał się więc przyporządkować, choć by po to aby móc kiedyś zyskać na tyle wysoką pozycje, w co nie wierzył tak na prawdę, aby móc warknąć coś pod nosem bez jakiś większych konsekwencji. Bo o sprzeciwie, albo też głośnym proteście, nie było nawet co marzyć. Poszedł więc posłusznie tak jak to mu kazano.
*Gdy wyszli na znane już mężczyźnie podwórze drowka wyprzedziła go. I nie spojrzawszy na niego ani nie zmieniwszy tonu rzuciła tylko.* Za mną! *Skierowała się teraz w stronę wewnętrznej bramy. Zakładała, że nie będzie samobójcą i pójdzie za nią.*

//Konto zostaje aktywowane. Zapraszam: dział Serce Twierdzy forum Arena. Mój post pojawi się pierwszy. Temat zamykam.//