ďťż

Cmentarzysko Słoni

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Jest tu bardzo dużo szczątków słoni. Mieszkają tu hieny.


Lew szedł wolno od terenów Złej Ziemi, łeb miał lekko pochylony do ziemi.
Kości cicho pękały pod jego łapami.
Lir wałęsając się od pewnego czasu po tych terenach, dziwnym trafem przystanęła w tym miejscu. Rozejrzała się, choć krajobraz jak na jej gust był niezbyt zachęcający. Poruszyła lekko końcówką ogona i skrzywiła się nieznacznie.
Czarno grzywy skierował wzrok szkarłatnych tęczówek na przybyłą.
Mruknął coś pod nosem i wskoczył na jakąś czaszkę.


Na lwa spojrzała jedynie przelotnie. Yhm, musi wydostać się z tego zakątka, choć za bardzo nie miała pojęcia w jaki sposób. Przystąpiła z łapy na łapę.
- Zgubiona?
Odezwał się w końcu cicho, nie patrzył jednak na lwicę.
Przyszła i położyła się niedaleko, obserwując lwy.
- Powiedzmy. - rzekła jedynie i usiadła. Skoro nie wiedziała gdzie iść to po co stać ?
Nagle, z nikąd pojawiła się lwica. Rozejrzała się i przywitała :
-Witajcie.
Usiadła.
Na jego pysk wpełzł lekko kpiący uśmieszek.
Od razu widać, że nowa w tych stronach.
Machnął spokojnie końcówką ogona i skierował wzrok na Shetani.
Niedaleko lwów siedziała na Czaszcze czarno-biała lwica.Rytmicznie machając na boki ogonem rozglądała się na boki.
Spojrzała na zebranych. Nie kwapiła się do dłuższej rozmowy, od zawsze była milczkiem. Skierowałą więc spojrzenie gdzieś przed siebie.
- Ave! - przywitała lwiego wampira. - Nowy w tych stronach? - spytała.
Wyczuł zapach Lwioziemca, skrzywił się.
- Czego tu?
Warknął w myślach Emerii, potrząsnął grzywą, że parę kosmyków opadło mu na pysk.
- Witaj.
Powiedział do przybyłej lwicy, przyglądając się jej chwilowo, zaraz i tak odwrócił wzrok.
Za dużo osób jak dla niego.
- Ave, Ave.
Westchnął, chociaż sam nie wiedział czemu, przyglądał się dalej Shetani.
- Nie całkiem.
Odpowiedział zgodnie z prawdą.
Jej ogon nerwowo przesuwał się po podłożu. Za dużo, stanowczo, za dużo osób jak dla niej. Kierując myśli na inny tor, zaczęła coś nucić pod nosem.
Warknęła w stronę ZZ.Wskoczyła na największą czaszkę,wysunęła na wszelki wypadek pazury.Spojrzała w dal ignorując innych.
Wstała i przeciągnęła się, poczym podeszła bliżej lwa.
- Byłeś już kiedyś tutaj? To dziwne, bo nie spotkałam cię nigdy. - powiedziała, przyglądając się lwu.
- Bo starałem się nie rzucać w oczy.
Mruknął nieco chłodno, śledził każdy krok lwicy.
- Jak się zwiesz? - spytała, patrząc prosto w jego oczy.
- Astaroth, chociaż wole Emmett.
Ją oczywiście, nie musiał pytać o imię, bo sam się dowiedział czytając w jej myślach, tylko jednej osobie będącej tu nie mógł.
Zmarszczył niewidocznie brwi.
Pokręciła głową pozwalając by grzywka przysłoniła jej oczy. Nucenie pomagała w ignorowaniu obecnych, choć wystarczyłą chwila dekoncentracji, a jej spokój by znikł.
- Chodź! Powinieneś lepiej poznać Złą Ziemię. - mruknęła i powoli ruszyła przodem niby nieumyślnie ocierając się bokiem o bok lwa, zerknęła na niego przez ramię.
Jakby ich nie znał, wywrócił oczami, co mu szkodzi.
Podniósł się wolno na łapach i zeskoczyły z czaszki na której siedział, zignorował fakt, że lwica się o niego otarła, oblizał kły i ruszył obok niej.
Poszli na Złą Ziemię.

[zt oboje]
Pokręciła łbem.
Obserwowała całą tą sytuację kątem oka. Dobrze, że własny komentarz pozostawał jedynie do jej wiadomości. Uniosła swoją chuderlawą posturę i ruszyła w jakimkolwiek kierunku, byle jak najdalej od tego zakątka.
Gdy wszyscy już opuścili to miejsce, lwica także odeszła.
Wstała i wyszła.
Wbiegł i usiadł, nie zobaczył tu nikogo. Pamiętał jaki jest jego cel w duchu powtarzał sobie, że odbuduje MZ.

[ Dodano: 2009-02-27, 21:57 ]
Na Cmentarzysku pojawiła się Fatum.Niczym zjawa jak ją często nazywano.Gęsta mgła pachniała a wręcz śmierdziała śmiercią zapomnianych zwierząt.Lwica musiała wytężyć wzrok by cokolwiek zobaczyć.W końcu ruszyła przed siebie.Co chwile jakaś część szkieletu zwierząt wpadała jej pod łapkę.
Nagle koło lwicy pojawił się chudy, kremowy lew. Zmrużył lekko swe fiołkowe ślepia, patrząc na samicę.
- Witam - rzekł chłodno.
Lwica nie odwróciła pysku w stronę lwa.Patrzyła w dal by się nie potknąć i wylądować nosem w tej okropnej ziemi - Witaj - odpowiedziała mu cicho.Kątem oka obserwowała poczynania lwa.Wydawał się jej być spokojny i przyjaźnie nastawiony.
- Co taka piękna lwica robi sama na Cmentarzysku Słoni? - rzekł, uśmiechając się chytrze. Szedł za nią, nie zwalniając kroku.
Lwica zatrzymała się i spojrzała na lwa rozbawiona - Jeśli myślisz że twoje słodkie słówka mnie otumanią żebyś mnie potem wykorzystał do się grubo mylisz - zaśmiała się i ruszyła dalej.Obróciła pysk i upewniła się czy lew dalej za nią podąża.
Prychnął cicho.
- Nie, nie pociągasz mnie. Po prostu dziwię się, że jakakolwiek lwica mogła tutaj przyjść - mruknął, nadal idąc obok niej.
-Ha jedyny plus - powiedziała cicho jakby sama do siebie - Nigdy nie byłam zakochana i nie mam zamiaru być - dodała po chwili - Widocznie jestem inna niż wszystkie - powiedziała i uśmiechnęła się chytrze.
- Toteż o miłość Cię nie proszę - rzekł chłodno - Potrzebuję po prostu towarzystwa lwic, które mnie nie pociągają. A to rzadkie zjawisko.
Parsknął cicho, jakby zakrztusił się śmiechem.
- Jestem Verdammt, Czarny Samotnik. Kim Ty jesteś?
Lwica zagrodziła mu swym ciałem drogę.Machnęła delikatnie ogonem - Jestem Fatum objawienie nocy i spokojnego snu - szepnęła cicho zbliżając pysk do jego pyska.Wyszczerzyła kły i po chwili cofnęła się.Odwróciła się i przejechała końcówką ogona po pysku lwa.
Na pyszczku Verdammt'a pokazał się mały, złośliwy uśmieszek.
- Uważaj z tym ogonem. Moje znienawidzone prze moje ofiary legowisko jest niedaleko. No, co innego, jeśli tego chcesz - spojrzał na nią z błyskiem w oku.
Lwica zaśmiała się chytrze - Musiałbyś mnie najpierw złapać i powalić - powiedziała i ruszyła na przód.Kątem oka obserwowała go - W co raczej wątpię - dodała i uśmiechnęła się cwaniacko.
- Najpierw zabawa, tak? - zaśmiał się lekko. Chwycił zębami jeden z łańcuchów i zarzucił go na Fatum. Przysunął ją do siebie, że prawie stykali się nosami. Spojrzał w jej oczy.
- Jestem dobry w te klocki. Daję Ci jednak ten rzadki przywilej - jeśli nie chcesz, to po prostu powiedz.
-Ty jesteś dobry w tym ja w uwodzeniu was - zaśmiała się i przybliżyła swój nos do jego.Lew mógł poczuć delikatny i wilgotny nosek Fatum.Lwica lekko przymknęła oczy.
- Chodźmy do Skalnej Groty... - wymruczał do jej ucha, zawiązując na niej kolejne łańcuchy, a jej łapy związując linami.
Lwica wyszczerzyła kły.Nie opierała się.Ale czy tylko teraz.
Związał delikatnie jej pysk. Spojrzał na swe dzieło. Wziął wszystkie liny w pysk i zaciągnął ją powoli do swego legowisko.

//Dalej w Skalnej Grocie xD
Przyszła, spacerując sobie wolnym krokiem po Cmentarzysku Słoni i rozglądając się po nim ciekawie.
- Witam - usłyszała lwica. Chłodny głos należał do siedzącego w cieniu lwa. Jego obecność zdradzała tylko para fioletowych oczu.
Weszła i usiadła w cieniu,zamknęła oczy.Wyczuła obecność samotników,zjeżyła sierść.
Obróciła się i spojrzała na lwa.
- Witaj! - powiedziała po chwili.
Na lwicę nie zwróciła większej uwagi.
Machnęła ogonem i wyszła z cienia,spojrzała w niebo.
Patrzył łakomie to na rozmówczynię, to na Lwioziemkę.
- Ciekawe, którą mam teraz wziąć... - zadał sobie głośno pytanie, uśmiechając się złowieszczo.
Cichy złowieszczy śmiech i duże błękitne oczy zdradziły obecność Fatum.Jej beżowy ogon delikatnie uderzał o ziemię.
Lwica zwinnie wskoczyła na jedną z czaszek i spojrzała na niego bezczelnie uśmiechając się ironicznie. Nie interesowało ją kim jest, lub co robi. Wiedziała to i czuła do niego głęboką niechęć, ale.. Zawsze jest pewno ale... Kochała ryzyko, nawet to,w takim małym stopniu : bawiło ją.
- Ja się mogę zabawić jeśli chcesz. - zaśmiała się nieco wrednie do lwa. Po chwili zauważyła Fatum i kiwnęła jej łbem, poruszając lekko końcówką ogona.
Wciągnął zapach samotniczki.
- Masz ruję - mruknął.
- Mam. A co? Przeszkadza ci? - spytała z nutą złośliwości w głosie.
- Tak - warknął - Poza tym - jeśli będą dzieci, zabiję je zaraz po urodzeniu. Ryzykujesz?
Kiwnęła łbem.
- Sama je zabiję jak zechce, nienawidzę dzieci. - mruknęła, krzywiąc się lekko. - Ale lubię się zabawić. - dodała po chwili z zadziornym uśmiechem.
- A niech się skuszę - zaśmiał się wrednie - Prowadź do swojego legowiska. Jestem Verdammt, jakby co.
- Mya, chociaż niektórzy wolą na mnie mówić Kicia. - powiedziała, puszczając mu oczko. Po chwili ruszyła przodem, prowadząc go do swojego legowiska.
Wyszedł za nią.
Na pysku lwicy pojawił się kpiący uśmieszek. Odprowadziła lwy spojrzeniem i zamachała lekko ogonem.
Skinęła pyskiem do Nike,z znudzonym wzrokiem spojrzała za nimi.
Wbiegła na Cmentarzysko słoni. Usiadła na jednej z czaszek i szukała czegoś interesującego.
Młoda lwica szła między czaszkami zwierząt. Nagle dostrzegła małą lwicę ze Stada Złej Ziemi.
Odwróciła się gwałtownie słysząc czyjeś kroki. Zobaczyła jakąś lwicę. Prawdopodobnie samotniczkę. Zjeżyła sierść na karku i obnażyła kiełki.
- Czego tu chcesz...? - spytała lwicy przyglądając się jej uważnie.
-Niczego. To jest teren wolny więc mogę tu przebywać...-odpowiedziała lekko poddenerwowana tym że młoda nie okazała jej szacunku.
- Ale i tak nie długo będzie należał do Stada Złej Ziemi... - warknęła patrząc wrogo na lwicę.
- Jestem Cheriba, a Ciebie jak zwą...? - spytała patrząc na nią przeszywającymi ślepiami.
-Azula. Miło mi cię poznać.-przedstawiła się lwica.
"a więc stado Złej Ziemi"-pomyślała.
- No, a mi raczej nie... - powiedziała cicho patrząc w ziemię.
- Jesteś chyba samotniczką, bo nie pachniesz żadnym stadem. - powiedziała i przeniosła swój wzrok na lwicę.
-Tak jestem samotniczką. A ty ze Stada Złej Ziemi.-odpowiedziała oschłym tonem. Nie lubiła gdy młodsze odzywało się tak bezczelnie.
- No widzisz. Przynajmniej mam stado. A Ty nie masz stada i wątpię czy masz tu w ogóle kogoś bliskiego. I cóż, z pewnością jesteś dobrą, miłą, spokojną, kochaną lwicą, bo na taką wyglądasz. Takie lwy mnie dobijają... - syknęła z wrednym uśmiechem.
-Miła i kochana, mówisz?-zapytała z wrednym uśmiechem.
-Oczywiście... dla co niektórych jestem miła, a dla innych niekoniecznie...-lwica spojrzała na małą i usiadła.
- No, ale ogółem jesteś taka dobra, miła, kochana itd. Nie wiem po co...? Lepiej jest być wrednym, oschłym, ironicznym, bezlitosnym. Wtedy można osiągnąć wszystko. Ma się władze. Inni czują przed takim lew respekt. Lecz gdy się jest takim milusińskim to można mu wszystko zrobić, wmówić, i łatwo zabić. Dlaczego tacy głupcy jeszcze po tym świecie chodzą? Stado Złej Ziemi i Stado Płonącej Krwi powinni wyrżnąć takie lwy i lwice. Nawet Stado Odległej Ziemi i Samotników, którzy są wiecznie nie zdecydowani. Wkurzają mnie ci, którzy są raz dobrzy, a raz źli - dwulicowi. Wolę wiedzieć czy ktoś jest w pełni dobry, albo w pełni zły. Wtedy dopieo się wie z kim ma się do czynienia... - powiedziała i spojrzała w coś co miało przypominać niebo.
Skrzywiła się.
-No cóż... każdy ma swoje zdanie. Jednak wolę być dla każdego inna. Każdy ma tu na ziemi swoją rolę więc musimy być sobą. Ty jesteś inna i ja jestm inna...
- Ja jestem inna, bo się wychowałam w stadzie gdzie panują pewne zasady. Nie wiem gdzie ty się urodziłaś, bo jesteś taka... Hm... Dwulicowa będzie najlepszym określeniem Twojego zachowania i charakteru. Inaczej tego nie można nazwać. - powiedziała i wiodła wzrokiem po CS.
Lwica była naprawdę wściekła.
-Nie lubię wojen i nie jestem dwulicowa! A ty lepiej uważaj.-lwica odwróciła się.
- Nie no wcale... Wcale nie jesteś dwulicowa... - powiedziała przedrzeźniając lwicę.
- Ciekawe na co mam uważać?? Na Ciebie?? Heh... Śmieszna jesteś... - warknęła, ale w tej wypowiedzi dało się wyczuć nutkę ironii.
Siedząc tak nie słuchała już lwicy. Zaczęła myć łapę. Chciała zapomnieć o tym co lwica mówiła.
'wcale taka nie jestem'-myślała.

/jakby co to w normalnym życiu jestem zupełnie inna niż moja postać/
*Próbuje mnie olać, ale ja nie jestem do niezauważenia...* - myślała.

Skoczyła lwicy na ogon wbijając w niego pazurki.
- Jak do Ciebie coś mówię to nie próbuj mnie traktować jak powietrze, bo i tak Ci to nie wyjdzie. Gdy się na kogoś uwezmę to się przyczepię jak rzep do 'lwiej' [psiej xd] sierści. - powiedziała z szatańskim uśmiechem.
Potężna postać pojawiła się za samotniczką. Czarna, wręcz demonica, stała z dumnie uniesionym łbem. Długie kosmyki włosów wirowały wkoło niej. Cóż to za dziwny zwierz? Kolejny lew?
Wyjeła swój ogon.
-Dobrze... Jeśli chcesz to mów... ja cię słucham. A właściwie to skąd mnie znasz?-zapytała bez większego zainteresowania.
- Ja Cię znikąd nie znam. Tak z Tobą gadam, bo tu przylazłaś. Może ty teraz coś powiesz, bo widzę, że tak jakbyś się czegoś, lub kogoś bała... - potrząsnęła łebkiem.
- O cześć. - powiedziała do Shetani.
-Witam.-przywitała się z nowym lwem.
-Czego miałabym się bać? Wytłumaczmy sobie jedno... Szukam własnej drogi. Dlatego nie jestem w żadnym ze stad.
Kiwnęła łbem, bliżej nie określając, komu. Przeszła obok lwicy i usiadła metr dalej.
Potęzna sylwetka różniła się dośc mocno z pozostałymi lwicami. Widocznie górowała, jak i trochę szpeciła samą siebie.
STygmaty pozostały zasklepione. I całe szczęście.
- Taa... Dobra, dobra. Znam takie gatki. Pewnie podoba Ci się jakiś lew i chcesz go poderwać i żeby Cię przyjęli do jakiegoś stada. Chcesz żeby było tak romantycznie. - powiedziała i powstrzymywała się by nie parsknąć śmiechem.
ZMarszczyła brwi, a na jej pokiereszowanym pysku pojawił się dziwny grymas. O co wogóle się rozchodziło w tej całej gadtce?
Odwróciła się i podeszła do Shetani.
- A Ty co taka ponura...? Chora jesteś czy coś? - spytała i szturchnęła ją delikatnie łapką.
Drgnęła, unosząc łapę.
- Nie. Wszystko w porządku. - powiedziała swym chrapliwym głosem.
-Wcale nie... Nie wiem po prostu które stado mam wybrać. Ale jeśli już to na pewno nie wybiorę ani ZZ ani LZ. A zmieniając temat... Ta lwica ma prawo do tego żeby być smutna albo zła. Chyba że w waszym stadzie jest to zakazane.-zaśmiała się ale zaraz natychmiast spoważniała.
- Aha... - odpowiedziała do Shetani. Odwróciła łebek do Azuli.
- U nas w stadzie jest tylko zakazana zdrada, nadmierna dobroć i zbyt dużo czułości... - powiedziała, a końcówkę słowa 'czułość' zaakcentowała parsknięciem.
Lamanta przybyła na Cmentarz, dysząc ciężko. Trochę za dużo chodzenia jak dla tak młodej istoty. Przeleciała wzrokiem po obecnych. Wzdrygnęła się lekko, nic jednak nie powiedziała. I tak nie znała jeszcze zbyt wielu słów.
Odwróciła się i zobaczyła tą brązową kulkę futra.
- Yyy... Kim jesteś? - spytała podchodząc do lwiczki.
Widząc nieznane lwiątko, wyprostowała się dumnie. Nie mogła wypaść przed nią na głupią, kimkolwiek by ona nie była.
- Jestem Lamanta - odparła swoim dziecinnym głosem.
- Lamanta mówisz. Nie jesteś ze SZZ... - powiedziała i spojrzała na nią przeszywającymi, czerwonymi ślepiami.
Nie rozumiała za bardzo, o czym tamta mówi. Wyczuła jednak, że nie oznacza to nic miłego.
- A ty to kto? - spytała, chcąc zmienić temat.
- Jestem Cheriba. Księżniczka ze Stada Złej Ziemi... - mruknęła. Trzepnęła parę razy ogonem.
- Księżniczka, tak? - spytała, nie za bardzo rozumiejąc.
Więc chyba jest kimś ważnym. Hmm...
- No tak. Księżniczka, czyli że jestem córką Przywódców stada... - powiedziała z nutką ironii. Dla niej było oczywiste kto to jest Księżniczka.
- Aha... - odparła, kiwając łebkiem na znak, że rozumie. - Więc Ty kiedyś będziesz Przywódczynią? - spytała, przypatrując jej się z podziwem.
- Mam jeszcze starszych braci, więc o oni pewnie będą następcami tronu. Ale i tak powalczę o przywództwo. A ty co taka ciekawska hmm...? - spytała obnażając kły w wrednym uśmiechu.
- Wiesz, od niedawna tu jestem. Muszę się nieco nauczyć o panujących zasadach. - Uśmiechnęła się niepewnie.
- Wyglądasz jakbyś miała dopiero parę godzin. Mam pytanie użyczysz mi swej szyi...? - spytała z zadziornym uśmiechem.
Potęzna, czarna postać drgnęła, widząc małą lwiczkę.
- Dużo się tego pałęta po tych ziemiach? - warknęła cicho, a jej wyjątkowo długi ogon owinął się wkoło jej łap dwa razy. Czerwony pióropusz drgał, nadal oddalony od łap.
W tej chwili lwica gwałtownie spojrzała na małą lwicę. Obserwowała ją.
gdy usłyszała słowa Shetani odwróciła się.
- Mnie też masz na myśl...? - spytała
Zaprzeczyła, kręcąc łbem. Złych potrafiła przełknąć. I to gładko. Jednakże inni, szczególnie należący do Lwich i innych dupereli... Nie.
- Aha... - mruknęła i znów odwróciła się do małej lwiczki.
Weszła za zapachem Lamanty.
Gdzie ty się pałętasz-warknęła do niej.
- No, no. Mamusia się złości...- zachichotała.
Popatrzyła na Cheribe.
Uważaj do kogo mówisz-warknęła i przewróciła oczami.
- Heh... Mam się ciebie bać? - powiedziała i parsknęła śmiechem.
- Myślisz, że jesteś przywódczynią OZ to wszyscy mają przed tobą łby chylić? Masz marzenia... Lepiej pilnuj swojego futra, bo mu się coś jeszcze stanie... - warknęła.
Podeszła do Cheriby i przygniotła ją do ziemi.
Mówiłaś coś-zapytała z ironicznym uśmiechem.
- Tak... - warknęła i zatopiła kiełki w jej łapie.
- Orientuj się bardziej. Ja wampirem jestem. To miało twoje futro spotkać, ale jak jak tak koniecznie chciałaś... - syknęła oblizując pyszczek z krwi.
Roześmiała się i uderzyła Cheribe w pysk,po chwili wzięła Lamante w pysk i wyszła.
Spojrzała za innymi z rozczarowaniem. Tyle tu było osób, tylu jeszcze chciała poznać, tylu rzeczy się dowiedzieć... Ale, niestety, została wyniesiona przed matkę.
-Wybacz, muszę już iść.-Lwica wstała i szybkim krokiem podążyła w jakieś inne miejsce.
Zawarczała pod nosem.
- Ona jeszcze dostanie baty. Tylko niech poczeka żebym dorosła... - warknęła. Gdy lwica ją uderzyła, Cher rozcięła sobie wargę. Oblizała pyszczek z krwi i machnęła nerwowo ogonem.
Patrzyła zimno za żółtą lwicą:
- Kretynka. - prychnęła, wstając. Potężna sylwetka demonicy nałożyła spory cień na ziemię.
- Owszem, dostanie...
- Dlaczego ona tak szybko przylazła...? Bym się pobawiła z tym futrem. Tylko tak, że to by była dla mnie zabawa, a dla niej tortury. - powiedziała tak jakby marzyła.
- Ponieważ szczają pod tyłki, bojąc się, iż córusią może się coś stać. A póki jestem Ochroną Władcy, nic nie mogę zrobić... - prychnęła, rozeźlona. Zadufana damulka z odległego kraiku. Szlag by ją.
- Jak chcesz to pogadam z mamą na temat czy byś mogła ją ubić... - powiedziała i westchnęła.
- Bardzo chętnie. Łowcy brakuje krwi... - warknęła cicho, majtając długim ogon w powietrzu"
- Jaka dokłądnie jest Shenirra? Nie znam jej za dokładnie.
- No cóż. Zależy dla kogo i w jakiej chwili. Dla obcych i wrogów potrafi być wredna, irytująca, przebiegła, bezczelna, bezlitosna. Czasami nawet bez grama uczuć. Ale dla rodziny jest zazwyczaj czuła, miła, wesoła, lecz potrafi też być stanowcza i zimna. Ja jestem najmłodsza i najbardziej rozpieszczona więc dla mnie zawsze jest miała... - powiedziała i uśmiechnęła się zadziornie.
- A więc trafiła Ci się dobra matka, młoda. Szanuj ją. - mruknęła, kłądąc sie na brzuchu. Blizna św. Piotra zabłysła w lekkim świetle, acz sama czarna samica nie przejęła się tym.
- No szanuję, ale gorzej z rodzeństwem... - powiedziała skrzywiona. Wkurzała ją Vicoria, która zawsze uważa że jest najmądrzejsza i wszystko wie.
Spojrzała na nią pytająco, przekrzywiając łeb. Długie kosmyki opadły na połowe jej pyska.
- Najbardziej chodzi mi o Vicorię. Jaka ona jest wkurzająca. Potrafi grać na nerwach. Myśli że jest najmądrzejsza i pozjadała wszystkie rozumy. Zkaza to w ogóle - bez komentarza. Essme hm... prawie jej nie znam rzadko ją widuje więc się nie odzywam. A Omen ma podjarę, że może, ale to może będzie przyszłym przywódcą. Traktują mnie jak jakiegoś bachora. Jej... Jak ja bym chciał być jedynaczką... - powiedziała z ponurą miną.
- Może kiedyś się przydadzą. Skąd wiesz? Ja całe życie jestem sama... - mruknęła, krzyzując przednie łapy. Za długo jest sama...
- Trochę w to wątpię... Matka i ojciec z pewnością by mi wystarczyli. Gdy Zkaza, albo Omen będą przywódcami to ja, Essme i Vicoria pójdziemy w odstawkę. Przecież dla nich nie liczy się głos rodziny. - powiedziała cicho wbijając pazurki w ziemię.
- Jak myślisz mama będzie się gniewać za tą wargę...? - spytała lwicy.
- Jeżeli już, to nie na Ciebie, tylko na tamtą... Futrzaną. - powiedziała spokojnie, z lekkim uśmiechem.
- No może... - mruknęła.
- Masz jakieś dzieci? - spytała trochę niepewnie.
Pokręciła przecząco łbem:
- Jestem bezpłodna. - powiedziała spokojnym, chrapliwym głosem.
- Co...? - spytała cicho.
- Jej. Musisz się strasznie czuć z tym, że nie możesz mieć dzieci. Przepraszam. Nie powinnam pytać o takie rzeczy... - powiedziała i spuściła wzrok.
Weszła tutaj bardzo powoli i ostrożnie,co chwile rozglądała się po terenach.
- Nie przejmuj się. Nigdy nie czułam chęci rodzicielstwa. - powiedziała lekkim tonem, mrugając do niej okiem. Po chwili przeniosłą wzrok na obcą.
- Oo... Znów coś z OZ. Jeszcze chyba jakaś siostra tej co ją matka zabrała, bo ta jeszcze ma jakieś błony na sobie z porodu. No to chyba czas się zemścić... - powiedziała zbliżając się do lwiczki.
Przewróciła oczami.
Ale się boje-mruknęła.
- Zamknij pysk mała, dzieci głosu nie mają. - burknęła ogromna i odrażająca demonica. ODrażająca? Po prostu inna. Z bliznami na pysku, stygmatami oraz lśniącymi, krwistymi oczyma...
- Ojj... Taka mała a jaka wyszczekana... - syknęła. Rzuciła jej przeszywające spojrzenie.
- No choć futrzaku. Pobawimy się trochę... - warknęła i rzuciła się na lwiczkę. Zatopiła kły w jej szyi. 'Przygwoździła' ją do ziemi i szarpała jej gardło. Jej oczy błysnęły. Była w szale, a wtedy ona jest bezlitosna...
Wbiła pazury w ciało Cheriby gdy ta atakowała,jej atakami nie za bardzo się przejęła.
Cieszę się że moja matka nie zawarła sojuszu z ZZ-mruknęła
- Pytanie, kto z kim chciał miec... - parsknęła, wstając. Złapała małą za ogon, podrzucając ją w górę. Małe, chude ciałko dzieciaka...
Uśmiechnęła się gdy zobaczyła to co Shetani robi z lwiczką z OZ.
*Może teraz te szczeniaki się nauczą, że nie należy zadzierać ze Złoziemcami...*
Roześmiała się.
Ale zabawa-wykrzyknęła i spadła na ziemie na cztery łapki.
Gdy spadła, potęzna łapa demonicy przycisnęła ją do ziemi, wbijając poazury w grzbiet małej.
Gdy demonica to zrobiła Leira użyła ogona i oplotła jej łapę.
- Miło by było gdybyś już nie trafiła do SOZ... - powiedziała i zaśmiała się szatańsko.
Patrzyła rozbawiona na ogon:
- I co? Chcesz mnie łaskotać? A moze pchły na mnie zrzucasz? - Ostre szpony demonicy wbiły sie w chude ciałko małej. Krew spłynęła ranami.
- Trzeba było nie przyłazić...
Roześmiała się na słowa lwiątka,zacisnęła ogon na łapie lwicy.
A ty lepiej idź do swojej mamusi się wypłakać-powiedziała i zaczęła udawać że płaczę.
- Jakbyś nie zauważyła to moja matka tu nie przybiega i nie zabiera mnie od awantury. Stul psyk dzieciaku... - syknęła i walnęła łapką z pazurami lwiczkę w oko.
- Może ją zabierzemy do Katakumb...? - spytała Shet.
Rozpuszczony dzieciak-mruknęła
- Tak jesteś rozpuszczonym dzieciakiem. Popieram. - powiedziała z wrednym uśmieszkiem.
Przewróciła oczami.
Nie boję się takich rozpuszczanych dzieci-mruknęła
- Zamknij pysk. - poleciał ostrym tonem, podduszając ją.
- Można ją zabrać...? - warknęła pytająco.

[ Kotuś, wbijam Ci pazury, podduszając prawie 400 kilogramami wagi... ]
- Tak... Weź to coś stąd. Zaniesiemy ją do Katakumb. - powiedziała i spojrzała wrogo na lwiczkę.
Przewróciła oczami.
Mama was gdzieś-powiedziała i roześmiała się.
- Mama ma Ciebie gdzieś. - prychnęła, łapiąc to ścierwo za kark. Wyszła z nią.
Przyszła powoli i spojrzała na Cheribę i na inne lwy obojętnym wzrokiem.
- Co tu się dzieje? - spytała krótko.
- Chyba co się działo... - mruknęła.
- No przyszła tu jakaś Lamanta ze SOZ, później przybiegła po nią mamusia, która walnęła mnie w pysk, a zarazem rozcięła wargę. Teraz przyszła tu druga lalunia, ale tym razem mamunia po nią nie przybiegła. Zaczęła za bardzo 'skakać'. Oberwała trochę. Wypiłam jej krew, ale nie całą. Shetani się z nią trochę 'pobawiła', a teraz zabrała ją do Katakumb. Taki szczeniak jak ona nie będzie mi tu robić cyrków. - powiedziała i trzepnęła ogonem.
Wysłuchała Cheriby w milczeniu, a ogon zaczął jej drgać nerwowo.
- To co zrobiłyście było całkowicie bezmyślne! - warknęła w końcu. - SOZ do tej pory pozostawało neutralne, a teraz to już na pewno dołączy do tych słodkich pchlarzy z LZ i RR. Wiem jacy są. Niezdecydowani podobnie jak Samotnicy, ale my byśmy ich szybko przekonali, żeby dołączyli do nas. I tak jesteśmy niepokonani, lecz im większe stado, tym lepiej. Więc mówisz, że cię uderzyła? Nie dziwi mnie to. Zapewne świetnie się bawiłaś z jej małą, a ta zabawa nie podobała się wyniosłej mamuśce. Ja nie mam nic przeciwko twojej zabawie z tymi szczunami. Jedyne co mi się nie podoba to to, że przed wypiciem krwi nie spytałaś mnie o zgodę. Przy okazji naucz się korzystać ze swojej wampirzej umiejętności telepatii. Zamknij oczy i oczyść twój umysł, a poznasz myśli innych lwów i przekażesz im własne. Z rodziną możesz się w ten sposób kontaktować nawet na bardzo duże odległości, ale do niespokrewnionych z tobą lwów musisz już podejść na tyle blisko, żeby ich mieć w zasięgu wzroku.
- Przepraszam... - miauknęła i przytuliła się do Sheranii.
- Ale ja wcale się nie bawiłam z tym szczeniakiem tylko z gadałam. Ale tej drugiej to za to pyskowanie się należało... - mruknęła.
Wbiegła, gnana zapachem siostry. Rozejrzała się, ogłupiała całą tą sytuacją.
- Co się tu dzieje? - spytała głośnym tonem.
Po chwili dojrzała znajome lwiątko i jakichś Złoziemców.
- Wy jesteście ze Stada Lwiej Ziemi? - Podeszła do nich, momentalnie zapominając o Leirze czy własnym bezpieczeństwie. - Super...
Otworzyła szerzej oczy.
- Wy to macie fajnie. Jesteście źli i możecie robić co chcecie. A teraz moja matka zawarła sojusz z Lwią Ziemią. A przecież oni są dobrzy! Ja nie jestem dobra! Nie! - Zaczęła ochoczo kręcić łbem na boki. - To jest głupie. Podobno stado, w którym jestem, jest neutralne. Ale dlaczego sprzymierzałoby się z dobrymi? Nie chcę być już w takim stadzie... - Paplała jak najęta. I mogłaby tak jeszcze z godzinę, gdyby nie zabrało jej tchu. Usiadła, dysząc ciężko.
- Ej... Chcesz do Stada Złej Ziemi? Przecierz twoja matka jest 'dobra', ojca tewgo nie znam. Ciekawa jaka krew w tobie płynie... - powiedziała nadal przytulając się do łapki matki.
- No właśnie o to chodzi! - Najeżyła się. Była zła na wszystko wokół. - Moja matka jest przywódczynią neutralnego stada, ale sprzymierza się z dobrymi. To nienormalne! Nie chcę być w takiej walniętej rodzinie, która sama nie wie czego chce! - warknęła.
- Ja jestem tylko Ksieżniczką... Gadaj z moją mamą, to ona jest Przywódczynią. - powiedziała i spojrzała na matkę. Cicho westchnęła. Miała wyrzuty sumienia, że rzuciła się na tych ze SOZ, ale skąd mogła wiedzieć, że jej stado chce z nimi sojusz? Nie za bardzo angażowała w sprawy SZZ.
- To jest twoja matka? I przywódczyni Złej Ziemi? - spytała, patrząc z podziwem na lwicę obok.
- Co tak wzdychasz? - Zmieniła temat, z powrotem zwracając wzrok na Cheribę.
Jednak co chwila dalej zerkała na Sheranii.
- Tak to moja matka... - powiedziała cicho.
- Nie ważne. Nie chcę o tym gadać... - mruknęła i spuściła wzrok.
- Ale co się stało? Powiedz - odrzekła przyciszonym głosem, przybliżając łeb w stronę lwiątka.
Sprawę ze zmianą stada zostawi sobie na później.
Przyjrzała się Lamancie uważnie.
- Czy na pewno chcesz należeć do Stada Złej Ziemi? Jeżeli cię przyjmiemy staniesz się od razu wrogiem twojej mamy, siostry i reszty Stada Odległej Ziemi. Nie będziesz mogła z nimi rozmawiać, ani ich w ogóle widywać, a w przyszłości, być może już nawet bardzo bliskiej będziesz musiała z nimi walczyć i ich zabić. Kiedy będziesz atakować nie masz prawa okazywać jakiegokolwiek współczucia czy litości. Musisz być okrutna, zimna i twarda jak skała. Jeżeli do nas dołączysz czeka cię ostry trening razem z Cheribą, tutaj nikt cię nie będzie rozpieszczał. Ale za to, jeśli wytrzymasz całe piekło treningu masz szansę stać się potężną wojowniczką. Im więcej się wykażesz, tym bardziej stado ciebie będzie szanować. Jego siła i solidarność będą z tobą zawsze, nawet gdy będziesz walczyć zupełnie sama. - powiedziała z powagą.
Odwróciła łeb. Przysłuchiwała się słowom Sherani. Jej, jak ona mądrze mówiła! I traktowała ją zupełnie poważnie, nie tak jak jej matka!
- Tak, chcę do was dołączyć! - prawie krzyknęła, wbijając błyszczące ślepia w lwicę.
- Ehh... - mruknęła. Zaczęła grzebać jedną łapką w ziemi.
- No powiedz. - Znów zwróciła łeb w kierunku Księżniczki.
- Niedługo pewnie będziemy w jednym stadzie, zaprzyjaźnimy się? - spytała po chwili, uśmiechając się lekko.
- Chodzi o to, że twoja siostra jest porwana przez nasze stado. Dzięki mnie... - powiedziała trochę przybita.
- Nie wiem czy się zaprzyjaźnimy. Może... - mruknęła, ale dalej grzebią łapką w ziemi.
- Och... - Strapiła się, siadając.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Nie wiedziała, co powiedzieć. Przecież nie może być jej przykro, w końcu Leira będzie niedługo jej wrogiem! Ale z drugiej strony, to przecież jej siostra. Chociaż mimo to Cheribę bardziej polubiła...
- Wiem. Może to trochę nie fair, ale sama się o to prosiła. I tak jej nic się jej nie stanie oprócz tego, że będzie bez matki... - powiedziała cicho. Oblizała delikatnie pyszczek.
- Ale wiesz co? Ja i tak chcę do was dołączyć - stwierdziła po chwili poważnym tonem. - Nie mam gdzie wracać. Do matki na pewno nie. Chcę być tam, gdzie wy.
- Nie musisz się martwić o Leirę. Lwiątek nie wolno torturować, więc jedynie przetrzymamy ją kilka dni w klatce i wypuścimy. - powiedziała ze spokojem i machnęła lekko ogonem.
- Gniewasz się...? - spytała patrząc na matkę.
- To dobrze. Pani jest bardzo miła - stwierdziła, uśmiechając się przyjaźnie w stronę dorosłej lwicy.
- Mów mi mamo. Straciłaś matkę, więc potrzebujesz nowej. - usmiechnęła się lekko do lwiczki, poczym przeniosła wzrok na Cheribę. - Nie, nie gniewam się. Postąpiłaś wcześniej niewłaściwie, ale teraz naprawiłaś swój błąd. Zyskałaś nowego członka dla stada. To ci się chwali. - liznęła lekko Cher między uszami.
Uśmiechnęła się triumfalnie.
- Ha!! Wreszcie nie będę jedynym lwiątkiem w SZZ!! - powiedziała i spojrzała na Lamantę.
- Więc Pani się mną teraz zaopiekuje? - Lamanta była wniebowzięta. Miała ochotę podskoczyć z zachwytu, ale rozumiała, że jej to nie przystoi.
- Tak, zamieszkasz z resztą naszej królewskiej rodziny i jak już wspominałam będziesz trenować razem z Cheribą. Chcę, aby wyrosły z was groźne lwice moje dzieci. Macie stać się armią, która podbije cały ten świat. - uniosła dumnie pysk ku górze. Po chwili znowu spojrzała na Lamantę. - Mam do ciebie córko jeszcze jedno pytanie. Chciałabyś stać się także wampirzycą? - spytała.
- Wampirzyca? Co to takiego? - spytała, przechylając lekko łebek. Nigdy jeszcze nie słyszała o czymś takim.
- No czyli, że będziesz mogła pić krew innych lwów bez żadnego obrzydzenia. Będzie ci to dodawać siły itd. - powiedziała i machała delikatnie ogonem.
- Tak? A wy też takie jesteście? - spytała, zaciekawiona.
- Dokładnie, ale zawsze zanim wypijesz krew, musisz spytać mnie o zgodę. Poza tym będziesz mogła czytać myśli innych lwów i trudniej będzie cię zabić. Będziesz dwa razy silniejsza, a każda rana na twoim ciele będzie goiła się dwa razy szybciej. Kiedy umrzesz, masz szansę na błyskawiczne odżycie z nowymi siłami.
- Super... - wydukała, nieświadomie otwierając szerzej pysk. Po chwili jednak go zamknęła. - Jasne, że chcę!
- Niestety przemiana w wampira kosztuje. Muszę wypić krew z twojej szyi, a następnie dać ci do wypicia własną, z nadgarstka. - powiedziała.
Zawahała się. Nie brzmiało to zbyt przyjemnie, ale jednak... Chciała w jakiś sposób "zjednoczyć się" z nową rodziną.
- No dobrze - odezwała się po chwili.
- A nie łatwiej by było, żebyś ty ją ugryzła i wypiła krew, a później ja bym jej dała się napić ode mnie...? Mam trochę więcej krwi, bo tamtą ukąsiłam... - powiedziała z małym grymasem na twarzy.
Kiwnęła łbem i zwróciła się do Cheriby.
- Masz szansę się wykazać. Zrób z Lamanty wampirzycę tak jak mówiłam. I szyja i nadgarstek. Jesteś młodsza, więc twoje ukąszenie lepiej zniesie. - powiedziała i obserwowała obie córki ze spokojem.
Patrzyła niepewnie to na Cheribę, to na Sheranii. W końcu się odezwała.
- Więc gryź.
Machnęła niepewnie ogonem. Podeszła do siostry.
- Dobra... Teraz tylko spokojnie. - powiedziała i zatopiła kły w szyi lwiczki. Gdy piła krem oczy przewróciły się jej do na drugą stronę. Krew była pyszna., Mogłaby się jej smakiem rozkoszować cały czas, ale gdyby wypiła za dużo krwi Lamanta by była osłabiona. Wreszcie oderwała kiełki od jej szyji. Oblizała pyszczek z krwi.
- Teraz ty gryź... - miauknęła i wystawiła w jej kierunku łapkę.
Zacisnęła wargi, gdy poczuła kły Cheriby wbijające się w jej szyję. Przeszył ją dziwny dreszcz. Poczuła wielką ulgę, gdy ta skończyła, chociaż i tak wypływała z niej jeszcze samotna strużka czerwonej cieczy, która po chwili znikła. Spojrzała na wystawioną łapę. Niezręcznie pochyliła się nad nią i ugryzła. Ciepła krew doleciała do jej pyska. Lamanta poczuła nieznane dotąd uczucie. O dziwo, spodobało jej się to. Dopadło ją coś na kształt adrenaliny, poczuła się jak prawdziwa Złoziemka. Po chwili przestała, odrywając łeb od łapy siostry. Oblizała się ze smakiem.
- I jak się czujesz jako wampirzyca...? - spytała z uśmiechem.
- Dziwnie... - stwierdziła zgodnie z prawdą. - Ale chyba nie jest ze mną źle, bo ta krew... Ona była... Dobra - dodała po chwili, uśmiechając się dziwnie.
- No krew dla wampira jest dobra... - mruknęła. Trzepnęła parę razy ogonem.
Weszła spokojnym krokiem.Po chwili usiadła machając ogonem.
Spojrzała przelotnie na siostrę. Po chwili jednak jej wzrok spoczął na matce.
- Długo już tutaj jesteś? - spytała, chcą zmienić temat.
Spojrzała na przybyłą. Postawiła uszy do góry. Jej wrodzona ciekawość nie dawała jej spokoju, jednak nie chciała dawać tego po sobie poznać.
- Mówiąc tutaj, masz na myśli to Cmentarzysko Słoni czy ogólnie tą krainę...? - spytała nie do końca rozumiejąc pytanie siostry.
- No... Krainę. Złą Ziemię. W ogóle - wyjaśniła, plącząc się trochę.
- Ja tu jestem od urodzenia. Urodziłam się jak Złoziemka, jestem Złoniemką i będę Złoziemką. Nigdy nie zdradzę swego rodzimego stada... - powiedziała i spojrzała podejrzliwie na Lamantę.
- Nie patrz tak na mnie - mruknęła. - Odeszłam z mojego stada, ale nikt się mnie nie pytał o zdanie, gdzie chcę być, a wolałam to, jasne? To nie znaczy, że Złą Ziemię też zdradzę, w żadnym wypadku. Tu mi się podoba. - Zakończyła dobitnie.
- Zobaczymy... - powiedziała.
- Czuję, że zbliżają się kłopoty... - mruknęła.
- Tak? A jakie? - spytała, ziewając. Ta rozmowa powoli traciła jakikolwiek sens.
- Z pewnością nie będzie wesoło... - powiedziała cicho. Nagle dało się usłyszeć głośnie chichy, śmiechy i rechoty. Z dużej czaszki słonia wyszło 5 hien. Śmiały się bez powodu i coś do siebie gadały.
Błyskawicznie odwróciła łeb w kierunku głosów. Otworzyła szerzej oczy.
- Kto to? - spytała szeptem.
- Hieny. Parszywe, wredne, bezlitosne. Wkurzają mnie. Nas raczej nie tkną, bo czują przed lwami ze SZZ respekt, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo... - powiedziała i zjeżyła sierść na karku. Syknęła obnażając kły. Jej ślepia błysnęły ostrzegawczo.
- Aha - powiedziała, kiwając łbem.
Od razu znienawidziła te istoty. Cóż, musiała mieć jakiś wzór do naśladowania, a przyszywaną siostrę, jako starszą i bardziej doświadczoną od niej, uznawała za godną tego miana.
- Lepiej w pojedynkę nie wchodzić im w drogę... - powiedziała cicho.
Weszła tutaj dumnym krokiem, nie widząc niczego poza jej noska.
- Jesteśmy dwie... - powiedziała przyciszonym głosem, jednak po chwili się zamknęła. Dwa lwiątka na pięć hien to praktycznie nic. - Masz rację.
Po chwili stanęła i usiadła patrząc na całą akcje.
Podeszła do lwiczki
- Kim jesteś...? - spytała patrząc na nią z góry.
Księżniczką Stada Płonącej Krwi-powiedziała nawet nie patrząc na nią.
Demonica znów weszła, szukając Cheriby. Polubiła tą małą złośnicę. Ujrzała ją. Potęzna sylwetka czarnej przysłoniła lekko lwiczki.
- Witaj Masalo, witaj Shetani. - powitała spokojnie obie lwice, poczym ryknęła głośno na hieny, a te cofnęły się nieco, rzucając tylko lwom nienawistne spojrzenia. - Cheribo, Lamanto chodźcie tutaj! - przywołała do siebie obie lwiczki i każdą polizała między uszami. - Doskonale się spisałaś Cheribo i ty też Lamanto. - zamruczała z aprobatą. - Lamanta porzuciła Stado Odległej Ziemi i teraz jest moją córką, została także wampirzycą. - powiedziała z dumą do Shet, poczym przeniosła wzrok na Masalę. - Dobrze, że tu jesteś, bo mam dla twojej matki nowiny. - powiedziała. - Szykujemy się do bitwy ze stadami LZ, RR i OZ. Zbierajcie waszą armię i wszystko, co potrzebne. Resztę obgadamy później. - uśmiechnęła się lekko i przyjaźnie klepnęła lwicę po ramieniu.
- Bynajmniej jednej martwej duszy mniej... - mruknęła jedynie, patrząc na Lamantę. Usiadła na trawie, mrużąc krwiste, niebezpieczne oczy.
Oni byli wampirami, ona suką Samaela, Łowcą, Nosicielem Dusz Sześciu Cesarzy Piekieł, Ofiarą Simona... Z dwojga złego, wolałaby być wampirem, co było niemożliwe.
Złączyła ściśle łapy. Słuchała Sheranii. Bitwa? Ogon drgnął. Iskierka złości błysnęła w nich.
Popatrzyła na Sheranii.
Przekaże te 'super' nowiny-powiedziała.
Podeszła do Shetani.
- Cześć. Zabijesz kogoś podczas wojny...? - spytała uśmiechając się zadziornie.
Podbiegła do nowej matki i usiadła przy siostrze. Na jej pysku pojawił się lekki, niepewny uśmiech skierowany w stronę dziwnej istoty, która o niej mówiła. Ciekawe, kto to był?
W tam jakże ponurym miejscu pojawił się młody lew o ciemnej barwie futra.Siedział w cieniu a jego obecność zdradzała tylko para zielonych oczu.Po chwili uśmiechnął się wrednie i obserwował lwice.
Przyszła w znakomitym humorze, dumnie unosząc łeb i wymachując ogonem. Wskoczyła na swoje ulubione miejsce na czaszcze nic sobie z nikogo nie robiąc. Zaczepnie puściła oczko przystojnemu lwu.
Zwróciła wzrok ku przybyłemu. Niezdarnie uniosła wyżej łebek. A ten to kto znowu? Zmrużyła lekko oczy. Widać przebywanie wśród Złoziemców już na nią trochę podziałało. Była obojętnie nastawiona do obcego - normalnie zapewne ogarniałaby ją większa ochota zabawy czy zaprzyjaźnienia się z nim.

[ Dodano: 2009-04-08, 15:18 ]
Lew po chwili podniósł się i wyłonią z cienia.Jego ruchy były delikatne ale zarazem prezentowały jego potęgę.Wypiął dumnie pierś i zniżył pysk - Cóż to się stało że tak piękne lwice zapuszczają się w tak obleśne tereny ? - spytał patrząc na każdą po kolei.Zaśmiał się pod nosem - Czyżby polowanie już was znudziło ? - zaśmiał się drwiąco.
Popatrzyła pytająco na Romea. Uniosła lekko brew.
- Polowanie? Jakie polowanie? - spytała, zanim zdążyła się powstrzymać.
Ale z drugiej strony, skąd miała wiedzieć, co on wygadywał?
- To zależy jaką zwierzynę masz na myśli Skarbie. - uśmiechnęła się uwodzicielsko, patrząc na lwa i lekko machnęła ogonem, oplatając go wokół jednej ze swoich tylnich łap.
- Nie rozumiem - przyznała niechętnie, tym razem przenosząc spojrzenie na lwicę.
- Kim jesteście? - spytała po chwili.
- Zrozumiesz jak dorośniesz mały szczunie. - uśmiechnęła się złośliwie, patrząc na lwiątko. - Jestem Mya. - dodała po chwili. - Samotniczka.
Szczunie? Nie znała tego słowa, ale nie podobał jej się ton osoby wypowiadającej.
- Nie mów tak do mnie! - warknęła.
Ziewnęła tylko i wstała, przeciągając się w promieniach słońca, które właśnie wyjrzało zza chmur, prezentując przy tym cały urok swojego zgrabnego ciała.
- Nudno tutaj. - stwierdziła po chwili i znowu zerknęła na lwa.
Nie odpowiedziała. No bo niby co miałaby powiedzieć? Może popyta tą obcą o jej osobę? Tak, to jest myśl.
- Z jakiego stada jesteś? - Zaczęła swoje przesłuchanie.
Spojrzała na lwicę.
- Żal mi, nie których osób... - mruknęła przewracając oczami.
- Samotników najlepiej olać... - dopowiedziała po chwili.
Podniosła się i spojrzała na Złoziemców.
- Mya to moja dawna znajoma, nikt interesujący. Tylko samce jej bez przerwy w głowie. - mruknęła pogardliwie. - Ja już muszę wracać na Złą Ziemię, trzeba załatwić mnóstwo spraw. Przyjdźcie kiedy chcecie. - powiedziała do pozostałych Złoziemców, poczym spokojnym krokiem oddaliła się, nie zwracając nawet cienia uwagi na przybyłego lwa.
- Cześć... - mruknęła za odchodzącą matką.
- Jej... Czego tu przyleźli ci cholerni samotnicy...? - spytała samej siebie. Oblizała delikatnie pyszczek i trzepnęła gniewnie ogonem.
Spojrzała za Przywódczynią. Tak, taka matka o wiele bardziej jej się podobała. Była dostojna, odważna i nie bała się zostawiać lwiątek samych, jak Tenko. Lamanta instynktownie wyczuła, że dokonała właściwego wyboru. Uśmiechnęła się do siebie w myślach.
Zeskoczyła z czaszki i podeszła do Romea.
- Czemuż milczysz Przystojny? Nie powiesz mi swojego imienia? - spytała i znowu się uwodzicielsko uśmiechnęła.
- Matka ma racje. Tylko samce jej w głowie. Rzygać mi się chce na samo wspomnienie o miłości, czułości, namiętności... A co dopiero widok tego. Tylko podrywa samców. Heh... To żałosne... - powiedziała z ironicznym uśmiechem.
Warknęła cicho i przyglądała się całej akcji.
Szedł powoli i bezszelestnie przed siebie, żaden lew, który nie był wampirem nie mógł go usłyszeć.
Pysk miał nisko osadzony, przez co długie czarne kosmyki grzywy zasłaniały jego szkarłatne ślepia.
Wyczuł jak i usłyszał obecność kilku lwów, powędrował wzrokiem po nich mimo, że bym oddalony jeszcze o jakieś dwa kilometry.
Przyśpieszył i w mgnieniu oka, pojawił sie za wszystkimi z jakieś 10 metrów z tyłu, nie odzywał się niemiał po co, jego grzywa nadal przysłaniała jego oczy i pysk.
Odwróciła się.
- Witam... - powiedziała cicho i machnęła ogonem.
Zniżył twardy i ostry wzrok na córkę, to to na pewno była jego córka, zresztą wyczytał to w jej myślach.
Nie odezwał się bo po co?.
Wykrzywił pysk w grymasie, kolejny bachor do wyszkolenia i wyżywiania, tak właśnie tak pomyślał teraz.
Potrząsnął grzywą.
Spojrzała dziwnie na ojca.
- O co ci chodzi...? - spytała.
- O nic.
Wychrypiał cicho, może za cicho.
Ale trudno, może odziedziczyła wampirzy słuch, albo jaką kolwiek cechę wampira, tak jej się przypatrywał i raczej nie widział podobieństwa.
Spojrzała na Emmetta unosząc jedną brew.
- Dziwny jesteś... - mruknęła i odwróciła się.
Ukazał lekko kły do góry.
- A ty za bezczelna, młoda damo.
Odparł prostując się i odgarniając grzywę, teraz mogła dokładnie ujrzeć jego szkarłatne błyszczące krwią oczy.
Takiego obrotu sytuacji nie przewidziała
- No chyba po kimś musiałam to odziedziczyć prawda...? - powiedziała i trzepnęła ogonem. Mruknęła coś pod nosem i cicho westchnęła.
- Nie mrucz, bo i tak wszystko słyszę.
Podniósł się i na twardych łapach podszedł do niej, zawiesił pysk tuż nad nią.
- Oczywiście, ale zachowuj swój cienki język, dla Lwioziemców i reszty.
Gdyby był w lepszym humorze, za pewne nie byłby tak wyrozumiały, ale teraz był złym humorze i czuł się słabo.
Od jakiegoś czasu nie miał krwi w pysku, a to go wykańczało.
Popatrzyła na Emmetta i zmrużyła oczy.
- Dobra... - powiedziała cicho. Połozyła się na ziemi i machała ogonem. Wiedziała, że teraz jak ojciec w złym humorze to trzeba dać sobie spokój z gatką.
Przechylił lekko pysk na bok i zerknął na Masala'ie.
- Płonąca Krew.
Wymruczał jakby z niesmakiem, mimo, ze mieli sojusz, on nie miał zamiaru ich za to uwielbiać.
Prychnęła na Emmetta.
I co z tego?-zapytała z ironią.
Wydał się rozbawiony jej zachowaniem, usiadł i uderzył ogonem o ziemi zostawiając wgniecenie.
Ale ponurak-powiedziała i popatrzyła na niego z odrazą.
- Nie jestem Lwioziemce, więc nie jestem wesoły.
Odparował jej, dokłądnie słysząc jej wypowiedź, skrzywił niewidocznie pysk.
On i ma być wesoły? Pfff, niby z jakiej racji?
Teraz niema czasu na zabawę.
Każdy Złoziemiec to takie szare widmo-zapytała z odrazą.
- Wtórujesz Mi ta odrazą, panienko.
Wymruczał melodyjnym i aksamitnym głosem.
Wyszczerzył kły w fałszywym uśmiechu.
- Czy każdy nie wiem, pewno znajdą się takie ofiary u nas, które lubią być wesołe.
Zakreślił ogonem koło w powietrzy.
Nie jestem 'panienką'-warknęła jakby ją to obraziło.
- Ależ jesteś, ale wybacz skoro Cię to obraziło Masalaio.
Kpił sobie z niej, ale tak, aby tego nie odczuła.
Starał się być uprzejmy.
Przewróciła oczami. Podeszła do ojca.
- Kiedy będzie ta słynna wojna z dobrymi stadami...? - spytała i oblizała delikatnie kły.
Masalaio?-popatrzyła na niego wielkimi oczami, po chwili jednak parsknęła śmiechem.
Zniżył wzrok na córkę, wojna, jego ślepia lekko zabłysły.
- Już niedługo, jak tylko y i twoje rodzeństwo dorośniecie, abyście mogli brać w niej udział.
Odpowiedział jej, przeniósł na nowo wzrok na Mas.
- Odmieniłem twoje imię.
Mruknął, wykrzywiając pysk, ta lwica jest głupsza niż Mu się wydawała.
I pomyśleć, że to księżniczka.
- No, ale Victoria, Essme, Omen mają już po 13 księżycy... - powiedziała i zaczęła grzebać łapką w ziemi.
Nieważne..-mruknęła.
Powróciła na Cmentarz Słoni i już z daleka dostrzegła, że nie omyliła się w swoich przeczuciach. Emmett powrócił i już wkrótce razem pokonają swych wrogów. Zauważyła też niemal natychmiast jego pochmurność, widocznie nie pił świeżej krwi od wielu dni. Sama także czuła pragnienie zatopienia w kimś kłów, lecz starała się nie popadać w melancholię. Perspektywa krwawej bitwy z LZ, RR i OZ podnosiła ją znacznie na duchu. Położyła się niedaleko i w milczeniu obserwowała lwy. Nie należała do takich co z miejsca rzucają się na partnera z wylewnymi czułościami, umiała cierpliwie czekać.
Hah, najwyraźniej niema żadnej riposty.
To nawet dobrze, nie chciałoby mu się prowadzić dalej tą konferencję z kimś takim oka ona.
- To rośnij szybko.
Mruknął do córki, patrząc na nią tak samo twardo i ostry jak wcześniej.
Przydałoby się sprawdzić umiejętności wszystkich dzieciaków w walkach i nie tylko.
W ułamku sekundy siedział już obok swej partnerki, nie odezwał się jednak i nie uczynił żadnego gestu.
Jego pysk nie wyrażał żadnych uczuć, był kamienny tak samo jak serce owego lwa, jeśli jeszcze je ma.
- Trzeba ich wytrenować, najlepiej wszystkich. Musimy być gotowi, bo coś mi mówi, że tamci będą się spodziewali naszego ataku. I polowanie, potrzebujemy jak najwięcej zwierzyny. A przede wszystkim powinniśmy znaleźć kogoś, kto będzie medykiem i zebrać zioła do leczenia rannych. - powiedziała ze spokojem.
- Wiem, mamy wiele pracy przed sobą.
Odparł zniżajac nieco pysk, patrząc na jakiś punkt przed sobą.
Wreszcie odezwała się, po długim milczeniu:
- Ta, mała. Zabijanie uwalnia dusze. A my kochamy dusze. - powiedziała chrypkim głosem, patrząc w dal. Demony żywiły się krwią oraz duszami ofiar. Jakichkolwiek.
Wiedziała samca, jednak nie odezwała się do niego. Nie miała zamiaru. Jakaś sprawa? To prosimy poinformować. Ot.
- Chodźmy do Groty Śmierci. W katakumbach mamy więźnia i muszę sprawdzić co z nią. - podniosła się i spojrzała na partnera z dyskretnym uśmiechem. Lwiątek co prawda nie można torturować, ale wypicie połowy litra świeżej krwi z pewnością nie zaszkodzi tej małej smarkuli, a Emmettowi doda za to trochę sił.
- Po co sprawdzać co z tym szczeniakiem...? Lepiej by było gdyby zdechła. O jednego wroga mniej. - powiedziała znużona.
Rzuciła obojętne spojrzenie małej lwiczce:
- Jakby to było takie proste. - mruknęła.
Spojrzała na lwicę.
- Jest proste. Tylko, że stada mają te swoje jakieś zasady co do porywań lwiątek. - miauknęła. Potarła łapką pyszczek i cicho zamlaskała.
Lew rozejrzał się i widział za dużo lwów.Zacisnął mocno oczy i kły.Zniżył pysk jakby miał zaraz zaryć pyskiem o ziemię.Warknął coś pod nosem i po chwili szybkim biegiem zniknął w cieniu.
Patrzyła dobrą chwilę zdziwiona za Romeo, a potem pobiegła za nim.
- I o to się rozchodzi... Młoda, potrzebujesz trenera, prawda...? - mruknęła, cicho obracając pysk w jej stronę.
- Sheranii... Gdzie mogłabym potrenować Cheribę? Ma morda potencjał.
- Na piaszczystym polu. To doskonałe miejsce do treningów. - powiedziała do Shet.
Kiwnęła głową. Moze przestanie się tak strasznie nudzić, hm? To mofło być całkiem ciekawe...
Spojrzała na Cheribę pytającym wzrokiem. Chcesz?
- No jasne!! - powiedziała, prawie że krzyknęła. Jej oczy błysnęły.
Kąciki jej pyska wygięły się w dziwnym uśmiechu. Wstała i musnęła małą ogonem po grzbiecie:
- Jeśli chcesz teraz, prowadź.
- Dobra... - mruknęła. I poszła w kierunku terenów Stada Złej Ziemi.
Wyszła spokojnym krokiem, kiwając łbem Sheranii, gdy znikała powoli w mroku.
Zauważyła, że nagle wszyscy sobie poszli. Została tu sama! Musi natychmiast stąd uciec, jeszcze Tenko ją odnajdzie albo stanie się coś równie nieprzyjemnego. Opuściła to miejsce szybkim biegiem.
//Ale ja i Emmett jeszcze tu jesteśmy. xDD//

- Wygląda na to, że zostaliśmy sami. - zamruczała i delikatnie przesunęła kłami po szyi lwa od góry do dołu. Znowu czuła jego zapach i dotyk tej zimnej kamiennej skóry, który tak kochała.
Popatrzyła na lwy z odrazą i wyszła.
Na Cmentarzysko Słoni weszła biała lwica. Powoli przechadzała się wydeptaną ścieżką. Do jej uszu dochodził śmiech hien, ale na niej nie robiło to miejsce żadnego wrażenia.
Z nudów znów wbiegła na CS. Usiadła i szurnęła ogonem po ziemi. Spojrzała przelotnie na rodziców.
Setei lekkim krokiem przybiegł na cmentarzysko. Spojrzał z zainteresowaniem na Cheribę i podszedł bliżej, ale nie za blisko. Usiadł niedaleko i patrzył do okoła z zainteresowaniem.
Weszła na Cmentarz bez wyjątkowego podniecenia czy radości. Usiadła dalej od innych, patrząc w niebo.
Stei podszedł ostrożnie do Cheriby, strasznie mu się nudziło. No, nie miał co robić.
- hej, jestem Setei - zaczął
Patrząc na lewka uniosła jedną brew.
- Yyy... Jestem Cheriba. Czego ode mnie chcesz...? - spytała. Zmierzyła go przeszywającymi ślepiami. Odwróciła się i zobaczyła Shet., Skinęła jej łbem.
Uśmiechnął sie niemrawo
- Niczego, nudzi mi się jako jedynakowi i nie mam co robić - mruknął
Spojrzała na lewka i przewróciła oczami.
- Jak nie masz co robić to siedź na czterech literach i pilnuj ogona... - powiedziała obojętnie.
- Mi raczej go nikt nie ukradnie, ale za to tobie. Jak będziesz nadal taka obojętna to na pewno... - powiedział pewnym głosem patrząc jej prosto w oczy
- Może nie interesuj się tak mną jak sobą ok? Jakoś się nie boję o swój ogon. Po co ja w ogóle z tobą gadam...? Bez sensu. - syknęła. Odwróciła się w stronę Shetani i podeszła do niej.
- Cześć. Co tam słychać...? - spytała z zadziornym uśmiechem.
Wzruszył ramionami obojętnie po czym wskoczył na jedną z czaszek i położył się na niej.
Pomarańczowawa lwica spała na czaszce słonia... Śniła jej się siostra. Tak dawno... Poruszała mimowolnie ogonem. Przez sen wyszeptała imię siostry...
Zastrzygła uchem, unosząc wzrok, który padł bezlitośnie na Vittani. Nie znała tej lwicy, ale jak zwykle, nie czuła potrzeby, by zaznajomić sie z nią...
- Jęki potępionych dusz... - mruknęła kwaśno, patrząc teraz na Cheribę.
- Co się dzieje ze Złymi?
Obudziła się i przeciągnęła... - Znowu- pomyślała - Czego sie boisz, głupia? Zmarłego? - zastanowiła sie, karcąc sie ostro w duchu. Usiadła i spojrzałą na inne lwy.
Po chwili nudy wstał i wybiegł
Obudziła się i przeciągnęła, a po chwili opuściła Cmentarzysko Słoni.
Wszedł, zrzucił lwicę z pleców, wyszedł
Zniknęła w ciemnościach.
Lwica przebudziłą się i wybiegła, nbowiem czuła sie słabo. Chyba ślepnęła.
W tym jakże obrzydliwym i odpychającym miejscu musiał pokazać się Un.Jego potężne łapy ciężko uderzały o ziemię.Rozłupując czaszki i kości.Kroczył pewnie.Po chwili wskoczył na jeden z kłów szkieletu słonia.Wbił w niego pazury i zaczął się wspinać na jego czubek.Udało mu się to w końcu.Usiadł i obserwował okolicę z góry.Końcówka jego ogona delikatnie uderzała o szkielet słonia.
Czarna postać pojawiła się nagle i bezszelestnie, jak to miała w zwyczaju. Krwiste ślepia błądziły po kościach, oznaczających jasno, co tu żyje... Śmierć. Widząc nieznajomego lwa ze Złej, kiwnęła ku niemu łbem, siadając dalej.
Lew spojrzał na lwicę z górę lecz w jego wzroku nie było widać już pewności.W głębi duszy lwica przerażał go.Była taka nienaturalna.Lew otrzepał pysk odsłaniając swe zielone ślepia.Sprawnie zeskoczył z szkieletu i zbliżył się do lwicy.Przyjemna czy nie przyjemna ale szacunek trzeba okazać.Schylił nisko pysk i spojrzał w jej krwiste oczy.
-Witaj jakoś nie miałem okazji jeszcze ci się przedstawić jestem Ungranted Dream - przedstawił się i usiadł.Ogon jego martwy nie ruszał się.
Obserwowała każdy jego ruch, acz niezbyt kodowała, co robił. Jakby nie obawiała się o siebie, Swoje życie, Swoją osobę... W sumie. I tak była martwa, opętana i ukrzyżowana. Żadnej różnicy.
- Aluve, drogi Zło Ziemcu, Ungranted Dream. Jestem Amarth Shetani Skoir-Arato. Acz mów mi po prostu Shetani. - powiedziała głębokim, grobowym głosem.