ďťż

Dostawa

Baza znalezionych fraz

Futbolin

*Zbliżał się wieczór.Przez mostek na rzece z lasu się wyłoniwszy ponura karawana kierowała się w stronę posesji. Dwaj gburowaci zdawać by się mogło strażnicy rozglądali się wokoło nieufnie a nieco drobniejszej postury człek co przewodził zatrzymał się w miejscu. Był to niski, szczurkowaty jegomość o tłustych oleistych włosach i paskudnej twarzy. Wziął on oddech głęboki po czy odwrócił się i za ramię chwycił czwartego towarzysza swego. Ten jednakże w odróżnieniu od dwóch ochroniarzy a nawet samego pokusić się by można było o stwierdzenie przywódcy był istnym szkieletem. Odziany w nędzny ale dość czysty strój, ręce miał skrępowane a na szyj obrożę. Wzrok miał wbity w ziemię a chudymi ale paradoksalnie wyglądającymi na wytrzymałe nogami kręcił w ziemi. Twarz jednak poczuwszy dłoń na swym ramieniu podniósł by wysłuchać słów kilku doń szczekniętych*Słuchaj ścierwo, masz się nie odzywać ani nie próbować zrobić niczego głupiego. Zwłaszcza, dopóty nie odjedziemy. Inaczej własnoręcznie ci jaja utnę, jasne?*Lekkie kiwnięcie głową wystarczyło nadawcy tych pytań tak więc skinąwszy głową na dwoje gwardzistów ruszył dalej do przodu. Zły był, dzień ten planował spędzić bowiem zgoła inaczej. Żonka mu wyjechał więc miał zamiar spotkać się ze Słodką Różyczką w przybytku Mamuni Dertutuli aż tu naglę ten cholerny pół-ork jego szef list mu przesyła, że natychmiast ma się udać w drogę i to wcale nie bliską by niewolnika dostarczyć. Obiecując sobie, że kiedyś sam będzie prowadził interes mężczyzna rozglądał się wkoło szukając kogoś komu będzie mógł ładunek dostarczyć i od kogo pokwitowanie otrzymać.*


*Cóż... Co prawda do posesji był jeszcze kawałek drogi ale podróżujący mogli za to dostrzec inne zabudowania na drodze, którą teraz podążali. A było to nic innego jak gospodarstwo składające się z chaty, stodoły stajni i innych zabudowań gospodarczych. Całość ogrodzona była drewniany płotem. Droga wiodła tak do tego gospodarstwa jak i jeszcze dalej... Póki co jednak to do tych zabudowań karawana się zbliżała.*
*Karawana więc naprzód się posuwała a jej członkowie a przynajmniej troje spośród nich wypatrywało w około kogoś kogo o pomoc poprosić by można było.*
*Lecz niestety nie było widać żywej duszy. Choć nie wiadomo czego konkretnie i tak naprawdę karawana szukała. Bo jeśli jej członkowie liczyli na to, że wyjdzie do nich swego rodzaju komitet powitalny to się niestety rozczarowali. Na drodze bowiem nikogo nie było widać. Na podwórzu gospodarstwa do którego już się zbliżyli również. Zatem pozostawało teraz pytanie. Czy ktoś z obecnych w karawanie pofatyguje się i sprawdzi czy w gospodarstwie ktoś jest czy też ignorując to, że mijają zabudowania pojadą dalej?*


*Komitet powitalny to może za dużo powiedziane, ale prawda to iż karawana natkać się na jakiegoś strażnika miała nadzieję. Gdy jednak nic nie wskazywało na to iż to nastąpi, szczurkowaty przywódca postanowił gospodarstwa ignorując przed główną bramą pałacyku stanąć i tam dopiero zapukać. Choć oczywiście wciąż swymi małymi oczkami ludzi wypatrywał.*
*I tak karawana minąwszy gospodarstwo przemierzała kolejne metry nie niepokojona przez nikogo. Do czasu jednak. Choć niepokój to akurat za dużo powiedziane. Oto bowiem przed karawaną na tej samej drodze dało się dostrzec stojący trochę na poboczu wóz. Zaprzęgnięty i nawet z woźnicą na koźle. Woźnicą był człowiek. Dwóch kolejnych ludzi aktualnie coś poprawiała albo szukała czegoś w pakunkach zgromadzonych na wozie. Na tą chwilę jakby nikt z trójki ludzi nie zauważył zbliżającej się karawany.*
*Stan ten jednak długo trwać nie mógł, bowiem karawana posuwała się śmiało do przodu nie próbując zachowywać żadnej dyskrecji. Sam zaś jej przywódca wiedząc iż za swymi plecami ma dwoje rosłych wojowników wystąpił parę kroków do przodu i niskim, drażniącym głosem zawołał.* Hola wędrowcy! Przerwijcie na chwilę pracę i powiedzcie mi gdzie mogę znaleźć panią eee*zmarszczył czoło po czym po chwili intensywnego odświeżania myśli kontynuował*Xar`zith Chath! Albo kogoś z jej krewnych w ostateczności. Tak! Tylko szybko bo nam śpieszo!*Ponaglił jeszcze by zaznaczyć swą nadrzędną pozycję gdyby dojść do jakieś dyskusji miało. Był to człowiek nieokrzesany pełen kompleksów i zawiści.*
*Pierwszą reakcją była reakcją chłopa szamoczącego się z drewnianą skrzynką ziemniaków na wozie. Otóż wydał on w stronę przywódcy karawany inteligentny zwrot* Hę?! *Jednak szybko ten który powoził przejął inicjatywę i przemówił* Panie! Na pewno pracowników Pani Chath znajdziesz Pan w gospodarstwie w tamtą stronę drogi... *Tu palcem wskazał na kierunek z którego przybyła karawana. Bo akurat ten osobnik doskonale wiedział, że właściciele Rezydencji jak i sama wspomniana drowka nie przepadając za tego typu odwiedzinami na swym prywatnym terenie. Tym bardziej, że było to karawana a nie jakaś zbłąkana dusza! Dlatego też człowiek skorzystał z bezpieczniejszego rozwiązania i skierował pytającego do wiejskich zabudowań. Z prostego wniosku, że jeśli rzeczywiście ten osobnik ma sprawę do Pani Xar`zith Chath to ktoś kogo tam znajdzie już go dalej poinstruuje.*
*Kiwnięcie głową oznaczało iż mężczyzna zrozumiał instrukcje przewoźnika i nie dziękując za nie w żaden sposób po wymianie spojrzeń z dwójką gwardzistów ruszyli we wskazanym kierunku.*
*I skoro zawrócili to po raz kolejny dotarli do tego samego miejsca. W gospodarstwie w dalszym ciągu nie było widać żadnego ożywienia. Podwórze puste, drzwi od chaty zamknięte, brama od stodoły lekko uchylona.*
Pieprzone zadupie*burknął przewodnik opierając ręce na biodra po czym zawołał głośno*Hey ho! Jest tu ktoś?! * A gdyby to efektu przynieść nie miało, do drzwi chaty zamiar głośno pukać mieli oraz stodołę przeszukać. Im dłużej trwałą podróż tym bardziej wszyscy ( prócz niewolnika ) zdenerwowani byli.*
*Może i pieprzone, ale co zrobić? Pierwsze było zawołanie i o dziwo już na nie ktoś odpowiedział. A był to nikt iny jak chłop ze stodoły. Tam bowiem właśnie parobek kończył już swą robotę i teraz wychylił łeb zza wrót drąc się* Czego tam!? Wy po prosiaka? *Widać spodziewał się kogoś. Jednak zawołanie przewodnika karawany dotarło jeszcze do innych uszu - przy stajni stało jeszcze dwóch mężczyzn, ale sprzed gospodarstwa tak stajni jak i placyku przed nią nie było widać - zasłaniała je stodoła.*
*Szczurkowa dowódca słysząc odpowiedź chłopa zamknął oczy jakby uspokoić się chciał. Nie przyniosło to jednak efektu i po zwróceniu się w jego stronę takie to słowa wykrzyknął.* Czy wyglądam na kogoś ty durny śmierdzielu co by przemierzał pół świata po twoją zasraną świnie? Powiedz że gdzie znajdę panią Xar`zith Chath lub kogoś z jej bliskich i to szybko bo moi chłopcy się denerwują a mówię ci skretyniały worku łajna żeś byś nie chciał ich złych widzieć. Noo?!
*Chłop się wku... znaczy zdenerwował wyraźnie. Nikt nie będzie obrażał jego ani trzody chlewnej z tego gospodarstwa! A już na pewno nie pielęgnowane i odpowiednio karmione prosiaki! Jego głowa zniknęła w stodole by zaraz z niej wypadł cały trzymając widły w ręku.* Niechaj no tylko który tu z was postawi girę to przebije na wylot ofermy! * Widać było, że był zły i bynajmniej nie chciał puścił płazem tego co usłyszał. Jednak nie prędko mu chyba było wyjść do karawany. Czekał aż nieznajomi wejdą za płot.*
No na bogów to się nadaję do cholernej gazety! To jakaś kurwa komedia! * Stwierdził przywódca załamując ręce na widok wojowniczej postawy chłopa. Nie obawiał się go rzecz jasna ale mimo swych wcześniejszych słów nie zamierzał toczyć to walki. Wygrałby ją rzecz jasna ( przynajmniej tak sądził ) ale za zabójstwo niewątpliwe sługi jakiś arystokratów mógłby drogo zapłacić. I stracić pracę. Obgryzając nerwowo więc paznokcie i wyglądając na bliskiego obłędu odparł sztucznie uprzejmie* Uspokój się pan, nie ma co się obrażać. Toż ciężką drogę miałem i zły jestem. Pewna dziwka czeka na mnie w mieście i nie spotkam się z nią dopóty nie wrócę, rozumiesz, he?*uśmiechnął się do chłopa lubieżnie licząc, że taki prosty umysł zrozumie równie proste motywy po czym kontynuował.* To gdzie spotkać mogę Xar`zith Chath lub kogoś od niej ważnego? Muszę towar jej przekazać*rzekł jeszcze wskazując na niewolnika który rozglądał się wokoło i oddychał głęboko.*
*Do chłopa może i argumentacja dotarła i najpewniej nawet uwierzył bo postawione na sztorc widły opuścił lekko przyglądając się teraz wskazanemu osobnikowi* Toż trza było tak łodrazu mówić! *Krzyknął w końcu i zaczął machać widłami w kierunku chatki* Podejdźta no do domostwa. W środku je kobita i z nią rozmawiajta... *I oczywiście tylko wieśniak wiedział, że ma na myśli służkę wspomnianej drowki - ale kto wie. Może ona akurat będzie z tego całego towarzystwa najlepiej poinformowana. Póki co jednak, członkom karawany nie groził atak wściekłego chłopa z widłami.*
*Krótkie podziękowania rzucone zostały po czym cała drużyna w stronę chatki się ruszyła. Choć chłop wydawał się niegroźny to i tak gwardziści niepewnie nań patrzyli gotowi w każdej chwili za mieszcz do pasa przypięty chwycić. Niewolnik szedł pomiędzy nimi dwoma.*
*Między dróżką a samą chatą znajdowała się drewniana brama i takaż sama furtka. O dziwo uchylona - być może przez chłopa, co to przed chwilą miast chlewika doglądać ruchem kierował. Za nią, w odległości dobrych dwudziestu a może nawet trzydziestu kroków dorosłego mężczyzny znajdowała się drewniana chałupa. I być może przybyszom szczęście dopisało bowiem drzwi do niej uchyliły się a na progu stanęła zakutana w chusty postać. Niewielka, więc mogła to być wspomniana kobieta.*
*Kierownik więc ekspedycji niezwykle jak na swą ograniczoną inteligencję i wrodzone chamstwo zachować się zachował, bowiem nie dość, że żadnego złośliwego komentarza nie rzucił to jeszcze mowę swą rozpoczął od słów* Nasze uszanowanie, głowy nie zawracamy tylko powiedzże kobieto gdzieś też spotkać możemy panią Xar`zith Chath lub kogoś z jej bliskich bo towar jej dostarczyć mamy który sama parę dni temu zakupiła. Noo?
* Jednocześnie choć nie spodziewał się wiele po prostej i śmierdzącej chłopce ( logicznym jest iż to właśnie ją spodziewał się tu zastać ) to przyjrzał się jej dokładnie okiem mężczyzny którego upierdliwa i brzydka żona jest daleko stąd.*
*Cóż... To co zobaczył z pewnością nie natchnęło go otuchą. Bowiem spod chusty wystawały fragmenty cienkich włosów koloru mysiego a na niego patrzyły mętne ślepia w kolorze brudnej wody. Dziewka była niestara, ale kaleka. Teraz, z bliska dało się dostrzec i niewielkiego zeza i garb, a gdy się ruszyła powłóczyła nieco nogo.* A co ześ panocku pzywióz dla mojej pani? *Sposób mówienia był typowy dla chłopki.*
*Szybko spuszczony wzrok na ziemie przez szczurkowatego człeka nie był wynikiem nagłego przypływu nieśmiałości z powodu pojawienia się pięknej kobiety lecz raczej próbą uniknięcia konieczności spoglądania na tą imitację płci pięknej. Przybrawszy więc poważny wyraz twarzy, głosem konspiracyjnym odparł* Tajna przesyłka, to niezwykle ważne. Twoja pani z pewnością wynagrodzi cię za pomoc a zła będzie za utrudnianie nam pracy. Więc? Pośpiesz się na bogów!*dodał niecierpliwe. Ten człowiek po prostu nie potrafił być zbyt długo miły, niezależnie od sytuacji. Osobowości drobnego opryszka.*
*Garbata zaś ujęła się pod boki i zmierzywszy szczurka niezbyt miłym wzrokiem odparła w podobnym tonie.* Moja pani wie kogo i za co karać. *Raptem zniknął wiejski akcent. Widać dziewka nie była wioskowym przygłupem na jakiego pozornie mogła wyglądać.* Mów gburze co i od kogo przywozisz a ja Ci powiem czy czekają Cię widły czy napiwek. *Nie wyglądała przy tym na taką co żartuje.*
Głupia krowa*szepnął jeden ze strażników tak by chłopka tego nie słyszała a tymczasem dowódca zaciskając szczękę wycharczał*Niewolnika. Teraz wreszcie nas skierujesz do swej pani?*Jednocześnie ten sam gwardzista odsunął się nieco tak by kobieta dostrzegła mężczyznę o skutych rękach.*
*Twarz chłopki przyjęła zacięty wyraz, gdy pokręciła przecząco głową.* Zostawcie bagaż a sami dalej jazda. *Rzuciła przez zaciśnięte zęby. Cóż... Wyglądało to tak, jakby dostała polecenie przejęcia niewolnika a nikt jej nie wspomniał o tym by równie miło potraktowało jego towarzyszy..*
*Mężczyzna zaśmiał się głośno* Wybacz ale nie zostawimy towaru zwykłej chłopce. Mamy obowiązek dostarczyć go wprost do rąk własnych lub w najgorszym razie do kogoś z bliskich. A ty chyba nie jesteś spokrewniona z panią Xar`zith Chath? Hm? Ha-ha.
*Garbuska patrzyła teraz na szczurkowatego jak na kogoś niespełna rozumu.* To wynoś się stąd i sam radź sobie z gniewem pani Xar. *Cały czas ręce miała na biodrach. Jej w zasadzie nie zależało. Miała zająć się niewolnikiem czerwonowłosej. Nie miała odpowiadać za to, że go nie zostawiono.*
*Gniew pani Xar był niczym wobec gniewu pracodawcy mężczyzny. Przynajmniej w jego własnym mniemaniu. A zostawienie niewolnika pierwszej lepszej chłopce twierdząc, że jej panią jest akurat klientka byłoby dość naiwne. Wszak człek ten nie znał myśli tejże chłopki, w głowie jej nie czytał. Z drugiej strony jednak strony im szybciej pozbędzie się towaru tym szybciej wróci do miasta a przecież to musiałybyć jej włości więc...Po chwili intensywnego myślenia objawiającego się nadmiernym poceniem, przywódca niepewnie rzekł.* I ty przekaże go pani Xar`zith Chath? Ee..Hm..a kurwa mam to zresztą gdzieś! Podpisz tylko tutaj!*wyciągnął notesik i coś do pisania a tymczasem dwaj strażnicy popchnęli niewolnika do przodu, tak, że ten stał teraz zaraz za przywódcą drużyny.*
*Kobiecina łypnęła niepewnie na samca najwyraźniej nie spodziewała się tak nagłej zmiany frontu i decyzji jakby nie patrzeć korzystnej dla niej. Wyciągnęła rękę czekając aż tamten poda jej rysik i papier. Zamierza po prostu postawić znak "X" pod spodem. Mógłby to być bowiem zarówno jej podpis jak i podpis jej pani...*
*Podał i czekał aż podpisze. Nigdy nie rozumiał komu potrzebne są te podpisy ( nie był jak już wcześniej zauważyć było można to najbystrzejszy z ludzi ) więc nie przykładał do nich niewielkiej wagi i nie zwracał uwagi kto co tam bazgrze.*
*Garbuska zaś z namaszczeniem postawiła tam "X" a potem oddała świstek szczurkowi.* Dawajcie no panocki tego niewolnika co to go pani Xar w swej łaskawości zakupiła. *Niewiedzieć czemu znów mówiła jak chłopka. Niemniej jednak chciała aby bagaż zostawiono przed chatą.*
*Zabrał świstek i bez słowa wsadził do kieszeni. Skinął głową na strażników którzy wręczyli kobiecie klucze od obroży i łańcuchów na rękach. Następnie rzekł jeszcze nudnym głosem*Pozdrów panią XXar`zith Chath i przekaż, że polecamy się na przyszłość.*Po tych słowach odwrócił się i zaczął zbierać do odejścia. Nie myślał wiele o tym, czy niewolnik nie spróbuje czasem wykorzystać nadążającej się okazji i uciec. Nie zastanawiał się też na akcentem chłopki. Ogólnie rzecz biorąc nie za wiele myślał w tym momencie. W jego głowie zagościła Słodka Różyczka i dobra zabawa która czego go po powrocie. Tymczasem sama przesyłka spod łba na kobietę dybała w oczekiwaniu.*
*Kobieta zaś wzięła klucze do kajdan i najwyraźniej przestała zwracać uwagę na "ochronę" bagażu. Samemu zaś niewolnikowi dała znać, że ma podążać za nią. Ona zaś obróciwszy się skierowała swe kroki w stronę drzwi wejściowych do chatki. I pchnęła je dość mocno, tak, by się otwarły. Za nimi znajdowała się sionka i troje drzwi. Garbuska skierowała się do tych po lewo i tam przystanęła. Czekała na działanie niewolnika.*
*Skute ręce. Na dworze chłop. Może i więcej. Strażnicy jeszcze nie odeszli. Ale to tylko baba. Ale na dworze są chłopy. Masz szansę uciec. Będą cię obdzierać ze skóry. W głowie niewolnika trwała prawdziwa walka myśli. Szansa na wolność jednakże ustępowała z wolna miejsca obawie przed okropieństwami jakie go czekają o ile zostanie złapany. Nie był to odważny człowiek. Oszukując samego siebie postanowił, że zaczeka na lepszą okazję choć ciężko o takową będzie. Ruszył za chłopką w milczeniu. Rzadko się odzywał. Kwestia przyzwyczajenia czy też tresury.*
*Garbuska zaś otworzyła szeroko wybrane przez siebie drzwi i odsunęła się nieco, tak by niewolnik mógł wejść do środka. Pomieszczeniem zaś była kuchnia mająca jakieś 4 metry długości na 3 szerokości. I tak, po prawej stronie znajdował się piec ze sporym zapieckiem, na którym aktualnie gotowała się jakaś polewka, za nim drzwi - zamknięte chyba nawet na klucz, szafa i zasłona. Po lewej stronie zaś był kredens, okno i ławeczka a przed nią stół.*
*Wszedł, stanął na środku i zaczął drapać się po głowie.*
*Garbuska weszła tuż za nim i skrzywiwszy się z niesmakiem rzekła.* Śmierdzisz i najpewniej masz wszy. W takim stanie moja pani nie może Cię widzieć. *Jednocześnie zamknęła drzwi wejściowe a potem pokonała tych kilka kroków i weszła do kuchni. Rozejrzała się po niej i zakomenderowała.* Rozbierz się.
*Niewolnik podniósł pachę i powąchał ją. Nie było aż tak źle. Przed podróżą został wyszorowany a ubranie miał czyste choć stare i podniszczone. Jednakże polecenie padło a choć wydała ją zwykła chłopka to i tak dla niego było wiążące i nie podlegało kwestionowaniu. Bez żadnego skrępowania rozebrał się jak do rosołu.*
*Garbuska przytaknęła nad podziw energicznie.* Teraz wrzuć te szmaty do pieca. Potem przesuń sagan na fajerkę. *Sagan był ciężki a do umycia chłopiny potrzeba było ciepłej wody. Zimna stała przy piecu we wiadrach - a żeby być dokładnym to w dwóch wiadrach.* Jak zagrzeje przenieś za kotarę, tam stoi balia. Dolej zimnej i właź do środka. *Obrzuciła go spojrzeniem jakie zarezerwowane było dla zwierząt tucznych.* Chudyś i parchaty. *Być może miała na myśli ślady po "tresurze" jakie do tej pory zdołała wypatrzeć.* Uwijaj się ino mig to dam Ci polewki. Tylko mi jej nie wylej jak będziesz sagan tarmosił bo uszy pourywam!
*Mężczyzna ten dawno wyzbył się wszelkiej dumy, ale poczuł lekkie ukucie w piersi zdając sobie sprawę, że rozkazuję mu brzydka, garbata chłopka co nie potrafi się nawet podpisać. Miał straszną ochotę zatłuc ją na śmierć. Wyobrażał sobie jej pogruchotaną twarz. Wiedział, że skrępowane ręce nie przeszkodziłby mu w tym. Zwalczył to jednak w sobie jak i również chęć ciśnięcia wiązanką przekleństw i z wolna zabrał się do roboty. Nie śpieszył się także wylać wody nie wylał i wkrótce znalazł się już w bali po uprzednim spaleniu jak to określiła kobieta szmat oraz przesunięcie saganu.*
*Szmaty paliły się i śmierdziały. Garbuska zaś skądś wyciągnęła kawał mydła i podała siedzącemu w bali niewolnikowi. A potem zniknęła za drzwiami. Udała się, o czym on nie wiedział do sieni aby w skrzyni wyszukać jakieś odzienie mniej lub bardziej pasujące na mężczyznę.*
*Wpatrzony w przestrzeń szorował się chaotycznie lecz w miarę dokładnie. Smród palących się szmat nie przeszkadzał mu w żaden sposób. Nawet nie zwrócił na niego większej uwagi.*
*Chłopka zaś wróciła po chwili z naręczem ubrań. Proste w kroju, lecz nowe powinny mniej więcej pasować na niewolnika. Rzuciła je na ławę i wróciła do pieca aby zamieszać polewkę. Na zrzucone kupce znajdowały się ciemne spodnie wykonane z wytrzymałego materiału, koszula płócienna, kamizelka i kurka obie z tej samej materii co portki. Dominował kolor grafitowy jedynie koszula była jasnoszara. Do tego sznurek, który miał pełnić funkcje paska oraz para butów - nieco znoszonych acz nie dziurawych i z pewnością skórzanych.*
*Strój wyglądał wcale przyzwoicie więc niewolnik po wyjściu z bali na mokre ciało go założył bez żadnego opóźniania. Gdy skończył się ubierać wiedziony zapachem zbliżył się do mieszającej chłopki i z pewną nadzieją zaglądał jej za ramię. Głodny był. Dużo żarcia nie potrzebował ale od wczorajszej ''kolacji'' w ustach nic nie miał.*
*Garbuska łypnęła na niego prawie przyjacielsko. Chochlą machnąwszy wskazała ławę.* Siadaj tamoj a żryć dostaniesz. *I wspomnianą już chochlę na powrót umieściła w garze poczym nie czekając na to co zrobi mężczyzna sięgnęła po metalową miskę i napełniła ją kartoflanką. Po wierzchu pływały oka tłuszczu - znać to była bogata chałupa.*
*Pokarm bogów. Usiadłszy na ławie i żreć dostawszy zabrał się za nie porządnie. Całą misę przechylał a robił to tak gwałtowanie i łapczywie, że ciekło mu po brodzie i ubraniu. W tej chwili niczego mu brak nie było.*
*Garbuska zamierzała dać mu jeszcze kawał razowca sądząc jednak po tempie zrobiła to za późno. Jednak grubą pajdę ciemnego chleba położyła tuż przed nim a sama zasiadła na taborku.* Masz jakieś imię? *Zagadnęła. O dziwo głos miała miły, gdy nie wrzeszczała ani nie wydawała poleceń i pewnie dlatego jakiś taki niepasujący do reszty.*
Namynm-Namym-ayrm...Najmari*wykrztusił w końcu przełknąwszy z trudem nie odrywając wzroku od jedzenia. Gdy zaś chleb dostrzegł oczy mu tylko zaświeciły i zaraz pieczywo to w jego ustach się znalazło. Mlaskanie i przeżuwanie było teraz dominującym odgłosem w kuchni. Gdzie teraz niewolnikowi zwracać uwagę na czyjąś barwę głosu.*
Jak skończysz możesz wziąć dolewkę. A potem usiądź przy piecu. Raz, że będziesz ognia pilnował a dwa może kajdany Ci nie zardzewieją... *Przecież go nie rozkuła jak do tej pory... Sama zaś cały czas siedziała na taboreciku i cały czas przyglądała mu się uważnie.* Umiesz w polu robić?
*Zjadł, dolał, potem znowu zjadł a na koniec ogniem się zajął. Rozkuty i owszem nie był, ale nie ciążyło mu to zbytnio. Można się przyzwyczaić z czasem. Na pytanie zaś odpowiedział wzruszając ramionami* Nie wiem, chyba nie, nigdy tego nie robiłem.
*Garbuska przewróciła oczami. Najwyraźniej zdegustowana.* A co w takim razie potrafisz? Gotujesz? Sprzątasz? Powozisz? *Zasugerowała jednocześnie. Zmieniła nieco pozycję, bowiem teraz łokcie oparła o blat a nogi ustawiła w lekkim rozkroku, który nikogo nie żenował bowiem odziana była w długą do kostek burą spódnicę.*
*Niewolnik patrzył się tępo przed siebie po czym burknął*Po mordzie lać umiem. Sprzątać każdy głupi umie. Ja też. Znam imiona roślin. Trochę nawet czytam we wspólnym. Umiem to co każdy, no kurwa, tu przyniosę tam zaniosę*dodał jeszcze jakby zniecierpliwiony. Mężczyzna ten nie posiadał żadnych tajemnych umiejętności wbrew pozorom jednak swój rozum miał. Szybko się uczył, wolno zapominał oraz dobrze przystosowywał się do nowych warunków.*
Chcesz spać? *Raptem zmieniła temat.* Pani Xar jeszcze przez jakiś czas nie będzie. Możesz więc przespać się na zapiecku. Na koniach się znasz? *Ostatnie pytanie znów nawiązywało do umiejętności mężczyzny.*
Nigdym konia nie dotykał i nic o nich nie wiem*wyznał prosto z mostu całkiem szczerze. Spać mu się nie chciało, denerwowała go jednak ta głupia krowa po za tym musiał przemyśleć parę spraw więc dodał jeszcze udając wdzięczność*Pewnie, jestem śpiący tak, że zaraz na ryj tu gdzie stoję padnę.
*Gestem wskazała zapiecek.* Tam możesz się przespać. *Sama zaś wstała i sięgnęła po miskę, z której korzystał niewolnik. Wyglądało na to, że zamierza pozmywać.*
*Bez słowa udał się we wskazane miejsce tyłem odwracając się do chłopki i oczy zamknął. O ile nic mu nie przeszkodzi to po chwili rozmyślania jego organizm sprawi mu niespodziankę, bowiem choć nie czuł się wcale nadmiernie zmęczony i śpiący to jednak wkrótce odpłynie do krainy sennych marzeń. Ostatnią zaś myślą przed tym wydarzeniem będzie prozaiczne pytanie: co też właściwie go czeka?*
*Kobieta choć może znała odpowiedź na niezadane pytanie, nie umiała jednak czytać w myślach. Toteż poszła po miednicę i napełniła ją ciepłą wodą z czajniczka oraz zimną ze stojącego przy piecu nadal pełnego wiadra. I z pewnym namaszczeniem zajęła się zmywanie. Potem zamierzała posprzątać izbę i być może sama udać się na stryszek.*
*Spał*
*W czasie gdy on spał jej udało się pozmywać oraz dołożyć drewna do pieca. Siedziała teraz na zydelku wapatrując się w płomienie... Nie miała chwilowo nic do roboty...*
*A on wciąż spał. Trwać to będzie dość długo, pewnie i do rana choć godzina nie była jeszcze późna. O ile nikt oczywiście wcześniej go nie zbudzi.*
*Na podwórze zaś zajechała bryczka powożona przez czerwonowłosą drowkę. Kapelusz z szerokim rondem przymocowała do kozła także czerwony ogon powiewał za nią, tak jak i warkocz. Odziana skromnie w sposób typowy dla myśliwych lub wędrowców, więc w miękkie i wytrzymałe spodnie oraz kurtę z dużą ilością kieszeni ściągniętą w talii skórzanym pasem. Do niego zamocowany był mieszek oraz sztylet. Stopy w miękkich butach na płaskiej podeszwie ustawiła pewnie na podłodze powozu - powoziła bowiem stojąc. Zatrzymała się przy stodole i tam zakrzyknąwszy na rzuciła lejce. Chłop, który czas jakiś temu groził widłami szczurkowi pojawił się teraz by zająć się końmi. Kobieta zeskoczyła i skierowała się ku chacie. Drzwi wejściowe otwarła z hukiem.* Abyss! *Zakrzyknęła na garbuskę od progu. Ta zaś zerwała się i porzuciwszy robotę otwarł drzwi od kuchni.* Tak pani? *Gięła się w pokłonach przed stojącą w sieni drowką.*
*Niewolnik zaś przewrócił się na drugi bok słysząc jakieś krzyki i hałasy aż w końcu szeroko oczy otworzył pozostając w bezruchu. Zdawało mu się iż słyszy tą głupią krowę oraz jakiś inny zgoła głos. Zamknął ślepia będąc gotowym do udawania iż wciąż śpij ale czujnie wsłuchiwał się w odgłosy dookoła.*
*Czerwonowłosa machnęła ręką od niechcenia nakazując służce zrobienie przejścia i weszła do kuchni. Oczywiście nie zatroszczyła się o to, by zamknąć tak jedne jak i drugie drzwi. Wchodząc zaś zerknęła na człeka, co to jak wór kartofli spoczywał na zapiecku.* Widzę, że moja własność została dostarczona. Przynieś mi bat Abyss, leży w mojej izbie. A Ty... *Tu zwróciła się bezpośrednio do leniuchującego na kominku samca.* Wstawaj śmieciu! *Garbusce zaś nie trzeba było dwa razy powtarzać. Na tyle szybko na ile pozwala jej chora noga pobiegła we wskazane miejsce...*
Mmrhm*burknął mężczyzna udając zamroczonego, dopiero co obudzonego człowieka. Wiedział jednak, że struny nie powinien przeciągać zwłaszcza słysząc wzmiankę o jakimś bacie. Z trudem stanął na dwóch nogach ( a przynajmniej takie sprawiał wrażenie ), oczy miał lekko przymrużone. Słabym głosem, charakterystycznym dla osób co to nie do końca zdają sobie sprawę gdzie też właśnie się znajdują zapytał cicho i głupio.*Pani...?
A widzisz tu kogoś innego? *Mówiła chłodnym tonem z łatwo dostrzegalnym sarkazmem.* Umyli Cię. *Zdecydowanie było to stwierdzenie a nie pytanie.* Rozbierz się chcę Cię obejrzeć. *Zażądała. Najwyraźniej zamierzała się przekonać jak nietrafiony zakup poczyniła. Bowiem cały czas miała w pamięci jak wyglądał człowiek na targu, a nie sądziła aby przez ten czas cudownie wypiękniał... W tym czasie powróciła garbuska niosąc w ręku zwinięty pejcz. Skłoniła się przed mroczną i wyciągnęła ręce, by ta mogła go przejąc, co Xar uczyniła bez wahania i gestem odprawiła służkę.*
R-rozkaz, pani*rzucił szybko niewolnik przełykając gwałtownie ślinę. Nie wiedząc czemu nie podobała mu się ta kobieta, jego nowa właścicielka. Z pewnością nie sprawiała wrażenie litościwej i miłosiernej. Nad wyraz prędko ściągnął z siebie swe nowe ubranie, po czym stanął niemalże na baczność. Był to człowiek z pewnością wychudzony, niemalże kości było mu widać. Na ciele miał ślady po licznych chłostach. Nie był owłosiony, przyrodzenie miał średnich rozmiarów. Nogi chude aczkolwiek lekko zarysowane mięśnie sprawiały wrażenie iż są wytrzymałe i przywykłe dla długich podróży. Ogólnie rzecz biorąc mężczyzna prezentować się dość nędznie, choć wśród ludzi niewolnych bez trudu można znaleźć osobników w jeszcze gorszym stanie.*
*Omiotła go spojrzeniem i zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną. Na bardzo niezadowoloną także nie, więc samiec mógł mieć nadzieję, że jeszcze trochę pożyje. Trzymała teraz zwinięty bat w prawej ręce i niecierpliwie uderzała nim po udzie.* Zaiste zakup stulecia. *Zakpiła sama z siebie.* Zrób przysiad! *Zakomenderowała. Chciała się upewnić, czy człowieczek poradzi sobie z czymś tak prostym.*
*Niewolnik ledwo co powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, ale lekkiego wykrzywienia warg nie udało mu się ukryć. Ale któż zwróci uwagę na taki szczegół niemal niewidoczny dla zwykłego obserwatora? Zrobił posłusznie przysiadł i nie widać było by miał z tym jakiś kłopot.*
Doskonale... *Cały czas używała tego kpiącego tonu.* A teraz skłon z wyskokiem. *Padło kolejne polecenie. Bat cały czas wystukiwał coś rytmicznie o udo kobiety...*
*To jakaś pieprzona gimnastyka? Pomyślał przelotnie nim ponownie skłon zrobił tym się różniący od poprzedniego, że zakończył się wyskokiem. Czy go to zmęczyło czy też nie-nie sposób poznać. Mężczyzna był uparty i na pewno nie miał zamiaru okazać słabości. Nie chciał by jego nowa pani pomyślała, że może być bezużyteczny bo to mogłoby się źle skończyć.*
Cudownie. *Tym razem intonacja zmieniła się na ociekającą jadem.* Ubierz się. Abyss zdejmij mu łańcuchy i załóż to. *Tu wyciągnęła coś co było wisiorkiem o kształcie pająka z czarnym kamieniem imitującym odwłok. Kamień mógł być onyksem i istniało uzasadnione podejrzenie, że tak on jak i reszta, czyli głowa i odnóża stanowią jedną magiczną całość. Garbuska zaś posłusznie sięgnęła po wisior i czekała by człowiek ubrał się. Najpierw zamierzała nałożyć mu zawieszkę a potem zdjąć kajdany.*
*Ubrał się przyglądając jednocześnie dziwnemu wisiorkowi. Zastanawiał się za ile można by go upchnąć na targu. Wyglądał na dość cenny.*
*Mógł być dość cenny bowiem wykonano go z adamantium a potem pokryto dość grubą warstwą srebra. Przedstawiał pająka wielkości dłoni o długich i włochatych odnóżach. Chwała jubilerowi, który umiał wykonać takie cudeńko, zwłaszcza że owłosienie to stanowiły maleńkie jakże ostre haczyki. Łańcuch, na którym zawieszono przedmiot był dość masywny i z pewnością srebrny. Dość długi by nie udusić swego właściciela, dość krótki, by nie mógł swobodnie spływać na pierś. Garbuska (o dziwo!) wprawnie zapięła błyskotkę zna szyi mężczyzny. Potem przystąpiła do oswobadzania go z kajdan. Drowka zaś przybrała ton dość pogodny wręcz gawędziarski. Przestała nawet uderzać batem o udo.* Z pewnością ciekawi Cię ta błyskotka... Jest bardzo piękna i przy tym przydatna. Mając ją na Twej szyi nie muszę nakładać Ci kajdan. Z pewnością jesteś ciekaw jak to działa. Nieprawdaż? *Służka zaś uporała się w końcu z kajdanami. Nawet jeśli była ciekawa działania tej błyskotki nie dała po sobie nic poznać. Odsunęła się nieco, nadal jednak był w pobliżu.* Uruchamia się głosem. *Rzuciła jeszcze mroczna pozwalając samcowi puścić wodze wyobraźni.*
*W tym czasie dźwięki rozlegające się na podwórzu wyraźnie sygnalizowały, że zajechał tam niewielki poczet. Okazać się miało, że składał się z czwórki konnych, wyglądających na jakichś najmitów, oraz sporego wozu zaprzężonego w parę koni. Na koźle rozpierał się brzuchaty krasnolud oraz postawny pachołek. Na wozie zaś siedziała trójka skutych ludzi. Gdy cały poczet zatrzymał się, krasnolud wydał kilka rozkazów, popartych plugawymi wyzwiskami, zaś towarzyszący mu ludzie poczęli rozkuwać jednego z przywiezionych. Był to wysoki mężczyzna, odziany tylko w podarte, przykrótkie spodnie. Był potężnie zbudowany, nie wyglądał na zabiedzonego. Jego ciało, poza liniami tatuażu, pokrywały liczne blizny. Starał się unosić głowę, w czym nie pomagała ciężka obroża, połączona z łańcuchami na rękach. W podobny sposób zakute miał również nogi, tak więc nie było mowy o niczym więcej, niż pokraczne dreptanie, nie mówiąc nawet o truchcie czy biegu* Szybciej, psia! Nie mam całego dnia, inni klienci czekają. Kopnij się który, jakiej służby poszukaj! Klepniem interes i pojedziem dalej, niech się oni tym zwierzęciem martwią. *Krasnolud nadal wydając polecenia zaczął niezdarnie gramolić się na ziemię, podczas gdy jego pomagierzy, szarpiąc za łańcuchy, sprowadzili nowego niewolnika na ziemię.*
*Pot na czole i drżące ręce były oznaką iż niewolnik przypuszczał najgorsze. Strach który z niego wypływał był niemal namacalny. Starając się jednak zachować trzeźwość umysłu mężczyzna próbował się uśmiechnął choć udało mu się jedynie przywdziać grymas bólu na twarz.*To..to znaczy, że ee pani może to coś głosem....żeby mi...stała się krzywda?
*Drowka usłyszała najwyraźniej zamieszanie i podniesione głosy. Machnęła na garbuskę.* Sprawdź to. Spodziewam się jeszcze jednej dostawy. *Służka skinęła i dygnęła, co wyglądało dość pokracznie. I wybiegła na podwórze... To co tam zobaczyła najwyraźniej przeszło jej najśmielsze oczekiwania bowiem z rozdziawioną paszczą zatrzymała się przed chatą. Wzrok jej przemieszczał się z grubego krasnoluda na wytatuowanego mężczyznę.* P-panie? *Udało jej się w końcu wydusić. I patrzyła nawet mniej więcej na kurdupla. To znaczy w założeniu patrzyła na niego, bowiem jedno oko spoglądało na rozkuwanego niewolnika a drugie na obórkę.*

*W tym czasie drowka znów poświęciła się kontemplacji Najmariego i najwyraźniej to był jeden z jej lepszych dni bowiem w swej łaskawości postanowiła odpowiedzieć mu na pytanie.* Jeżeli zaczniesz uciekać albo tylko o tym pomyślisz... Jeżeli będziesz chciał zdradzić lub taka myśl przebiegnie Ci przez głowę... Ba! Jeśli zapragniesz zabić swoją Panią bądź będziesz snuł rozważania na ten temat... Wówczas pająk wysączy jad. Oczywiście o ile wymówię słowa "Lloth dumo uns'aa"... *Tu uśmiechnęła się paskudnie i z udawanym żalem stwierdziła.* Ojej... Właśnie je wypowiedziałam. *Gołym okiem było widać, że nie było jej przykro. Z pewnością przesadzała co do mocy amuletu. Jednak jak bardzo i czy niewolnik faktycznie byłby na tyle zdesperowany by to sprawdzić? Faktem jednak było, że mógł zabić przy próbie ucieczki, zdrady lub zabójstwa właścicielki... Czy jednak w pozostałych wymienionych przez nią sytuacjach? Może wtedy tylko karał w jakiś sposób? Ba te pytania niewolnik sam by musiał uzyskać odpowiedzi. Teraz zaś mógł poczuć jak odnóża kroczne pająka w ilości czterech par zagłębiały się w jego ciało poniżej dołka u podstawy szyi...*
*Karzeł przyjrzał się kalece, prezentując szczerbate zęby w krzywym uśmiechu.* Zgodnie z umową przybylim niewolnika dostawić. Dla pani ... eee ... Psia mać, nazwiska nie pomnę. Mroczny elf, w każdym razie. Raczyła kupić to zwierzę i zapłaciła złotem. A moja rodzina słynie z solidności. Tedy go przywieźlim. *Krasnolud zwrócił się do swoich pomagierów.* Nie zapomnijcie o tobołku, nie trzeba nam potem tu będzie wracać. Szybciej, taka wasza mać, bo do zmroku tu stać nie będziem.*Potem ponownie zwrócił się do garbuski, grzebiąc za pazuchą. Wyciągnął stamtąd masywne klucze, oraz zwitek dokumentów.* Ot, papiery. Twoja pani wie, co w nich stoi. A klucze ... patrzy i zapamięta ... Ten od obroży, ten od kajdan na rękach, ten na nogach. *Wyciągnął przed siebie przedmioty, podczas gdy jeden z służących mu ludzi szarpnięciem zmusił niewolnika do podejścia. Krasnolud wyraźnie wyglądał na kogoś, kto ma ochotę być daleko stąd i pozbycia się problemu.*
*Garbuska zaś najwidoczniej już się otrząsnęła. Tym bardziej, że nie był to pierwszy niewolnik jakiego przyszło jej witać. Toteż w trymiga pochwyciła klucze w myślach jedynie powtarzając sobie, który od czego a potem... dygnęła przed grubasem.* Tak Panie! *Zakrzyknęła przy tym raźno próbując uporać się z papierzyskiem jaki jej wręczył samiec.*
*Karzeł skrzywił się widząc radość tej pokracznej istoty, po czym sięgnął po łańcuch i również go jej podał.* Naści. To wszystko. *Następnie odwrócił się się do swoich popychadeł.* Na wóz, psia rzyć! Nie mamy czasu, tamte bydło samo się nie rozwiezie.
*W tym czasie niewolnik zdawał się być całkowicie skupiony na poznawaniu otoczenia. Jeden z najemników towarzyszących krasnoludowi rzucił pod nogi garbuski pakunek, który wydawał się dość ciężki. Mężczyzna zaś zagapił się w jeden punkt w przestrzeni, nie poświęcając kalece więcej niż jedno spojrzenie. Może nie rozumiał, co się wkoło dzieje, może nie chciał tego okazać.*
*Służka uporała się jakoś z papierem a teraz trzymając i jego i klucze w prawej dłoni lewą próbowała podnieść pakunek. Nie udało jej się to spojrzała więc z jawną pretensją na krasnoluda (czyli znów mniej więcej obórka i tym razem jeden z najemników był na celowniku jej zeza).*
*Jeżeli chodzi o magię w ścisłym tego słowa znaczeniu to niewolnik za nic się w tym nie orientował. A dziwne zachowanie kobiety, wygląd medalionu, strach przed nieznanym i parę jeszcze czynników sprawiły iż mężczyzna uwierzył w każde jej słowo. Trudno wyobrazić sobie równie wymyślną torturę, zmuszając kogoś do nie zaprzątania sobie głowy daną sprawą pod groźbą nagłej i niespodziewanej śmierci. Starając się skupić na czymkolwiek mężczyzna aż zmarszczył czoło. Góry, las, dziczyzna, piasek, niebieskie niebo, śpiewające ptaszki, chętne dziewki-żadna z tych myśl nie była w stanie zagościć i zatryumfować na długo w głowie człeka. Zaś poczuwszy iż amulet a raczej ohydne odnóża pająka zaczynają wgłębiać się w jego szyję spanikował i krzyknął w trwodze*Aa! Pani, przysięgam ja o niczym takim nie myślałem! Litości, niech to pani powstrzyma, ja..niee!
*Kobieta zaś zignorowała jego wrzaski. Amulet nie miał przecież go zabić, tylko usadowić się bezpiecznie na jego piersi i stać się niemożliwym do zdjęcia bez okaleczenia jego właściciela.* Ból prowadzi do wyzwolenia. *Prychnęła na samca.* A skoro to uzgodniliśmy to za mną! *Zakomenderowała i szybkim krokiem wymaszerowała na podwórze. I tu oczom jej ukazał się jakże malowniczy obrazek. Kurdupel i jego banda szykujący się do odjazdu, garbuska mocująca się z pakunkiem oraz sam niewolnik... Chociaż olbrzym wyglądał tak jak na targu. Zdrowo i czysto (w miarę czysto jak na człowieka oczywiście). Pajęczy wisior zaś zakończył już adaptację. Teraz na piersi samca połyskiwał onyks ze srebrną główka i dwoma parami wypustek po każdej jej stronie. Gdyby ktoś nie wiedział nigdy by nie rzekł, że to coś kształtem przypomina pajęczaka.*
*Niewolnik nieco się uspokoił zły, że tak szybko spanikował. Cicho kroczył za panią a gdy dotarł na podwórze również zdziwion był wielce kolejnemu gościowi. Nic jednak nie powiedział czekając w milczeniu.*
*Tymczasem krasnolud siedział już na koźle.* Zgodnie z umową wielmożna, dostarczylim kogo trzeba. *Zaczął nie tracąc czasu na zbędne powitania.* Nie żałuj na niego nahajki, to się biesić nie będzie. *Jego pomocnicy również byli już w siodłach i zaczęli sposobić się do drogi. Widać nikomu nie uśmiechało się zostawać tu dłużej, bo i po co. Skuty mężczyzna zmierzył spojrzeniem istoty, które się pojawiły, po czym ponownie utkwił wzrok w przestrzeni. Wszystkiego dowie się w swoim czasie, jak zwykle zresztą.*
*W myślach mrocznej pojawiło się: "Blablabla..." Najpewniej był to komentarz merytoryczny do zachowania krasnoluda i jego przybocznych. Oficjalne jej stanowisko polegało jedynie na wzruszeniu ramion.* Abyss chodź tutaj. *Zarządziła znów gmerając w kieszeni kurty. I znów w jej dłoni pojawił się wisior w kształcie pająka. Tym razem odwłok wykonano nie z onyksu lecz z ametystu o barwie tak ciemnofioletowej, że prawie czarnej.* Ty tam pochyl się! *Rzuciła do olbrzyma w momencie, gdy garbuska brała od niej wisior.* Abyss załóż mu to na szyję a potem rozkuj go! *Nakazała chłopce, co ta jak i poprzednio zamierzała wykonać bez słowa protestu. Amulet miał takie same działanie jak ten, który nosił już Najmari. I do niego właśnie drowka skierowała swe kolejne słowa.* Zwą Cię jakoś człecze? *Z pewnością nie chodziło jej o barbarzyńcę, bowiem patrzyła właśnie kątem oka na żylastego człowieczka, który za nią wymaszerował z chaty.*
Tak*odpowiedział mężczyzna wzrokiem wodząc za olbrzymim człekiem co też widać dzielić będzie jego parszywy los.*Najmari*dodał jeszcze po chwili*
Doskonale Najmari. Bądź tedy łaskaw wsiąść do bryczki na miejsce pasażera, bowiem jak się z pewnością domyślasz nie możemy więcej mitrężyć czasu. *Nie wiedzieć czemu nagle w swej łaskawości podjęła taką a nie inną decyzję i wyraziła ją w dworski sposób. Nadal jednak czekała na ruch olbrzyma.*
*Kpi sobie pewnie-stwierdził niewolnik, skinął głową i mruknął*Tak,pani*po czym zabrał się do wykonywania polecenia czyli posadzenia zadka na miejscu pasażera w bryczce.*
*Mężczyzna pochylił się z brzękiem łańcuchów, nie zmieniając wyrazu twarzy. Cały proces zakładania amuletu zniósł nieźle, choć gdy odnóża zagłębiły się w jego ciało, obnażył na chwilę zęby, co nie wyglądało raczej uspokajająco. Jednak kiedy się wyprostował, kilka głębszych oddechów pozwoliło mu ponownie przybrać na twarz obojętny wyraz. Nie ufał plugawemu czarodziejstwu tych istot, a według legend jego ludu każdy ciemny elf był nim wprost przesiąknięty. Ciekawiło go, po cóż mu to dziwadło, jednak powiązał to ze zdjęciem łańcuchów i doszedł do wniosku, że pewnie urwie mu głowę, jeśli spróbuje czegoś głupiego. Skoro ten drugi człowiek miał podobny, najpewniej również był niewolnym ... Poza tym był plugawym południowcem, choć barbarzyńca wiedział, że wraz z kajdanami wszyscy tracili swoje pochodzenie. Roztarł więc bolące nadgarstki i czekał. Polecenia w końcu nadejdą.*
*Drowka wyglądała na zadowoloną, kiedy Abyss przy współpracy drugiego niewolnika wypełniła jej polecenie. Toteż obdarzyła oboje skąpym uśmiechem i do olbrzyma rzekła.* Zajmij miejsce obok Najmariego i przypomnij mi jak masz na imię. *Sama również skierowała swe kroki ku bryczce z zamiarem wskoczenia na kozioł i opuszczenia gospodarstwa. Chłop od wideł przezornie nie zamykał jeszcze bramy...*
Zwę się Skirfir, pani. *Jeśli jakiś cudem nie zdradził tego wygląd, z pewnością obcy, gardłowy akcent jasno sugerował, że mężczyzna nie pochodzi z tych okolic. Gdy siadał na swoje miejsce, również miał swoje przeczucia. Zmierzył spojrzeniem swojego współtowarzysza i uznał, że to raczej wątpliwe, by mroczna elfka powiozła ich na arenę, by wystawić do walki. A do tej pory tylko wtedy jego właściciele wozili go, zamiast kazać biegać za powozem.*
Doskonale. *Powtórzyła po raz kolejny lekko wskakując na kozioł. I nie oglądając się już na swój bagaż sięgnęła po lejce. Następnie stając mocno na nogach strzeliła nimi i zakrzyknęła dość głośno.* Wio! *Co sprawiło, że zadbany wałach ruszył kłusem. Wyjechali na trakt...*
*Bezmózgi dzikus-pomyślał pogardliwie mężczyzna o swoim towarzyszu. Całą swoją nienawiść zamiast kierować na ciemiężycieli przelewał na tego barbarzyńce, nędznika który dał się złapać w niewolę i ma dzielić jego los. Trudne to do wyjaśnienia psychologiczne zjawisko opierające się na radości z krzywdy innych zwłaszcza jeżeli sami cierpimy.
*Mężczyzna siedział zaś, swoim zwyczajem spoglądając intensywnie w jakiś punkt w przestrzeni, czy może podziwiając sobie widoki. Na swojego współtowarzysza niewoli nie zwracał uwagi, podobnie jak na swoją nową właścicielkę. Nie wszystkie blizny pokrywające jego ciało pochodziły od broni, czy szponów. Sporą część zadały baty, co oznaczało, że w niewoli spędził już trochę czasu. Dlatego, nauczony doświadczeniem, zbierał siły na to, do czego go prędzej czy później zagonią.*
*Bryczka podskakiwała radośnie opuszczając podwórze... Na trakcie zaś...*

//I tu pozwolę sobie upiec trzy pieczenie na jednym ogniu, więc przenosimy się panowie do tematu Zharilee i tamtędy dotrzemy na część zamkniętą //