ďťż

Muzyka co łagodzi obyczaje...

Baza znalezionych fraz

Futbolin

*Stukot końskich kopyt o drewniany mostek towarzyszył przekroczeniu rzeki przez zakapturzonego jeźdźca. Niestety musiał trochę nadłożyć drogi by ominąć pobliską wioskę - nie przepadał za jej mieszkańcami a i nie miał zamiaru się w żaden sposób przed nimi ujawniać. Mimo tego jednak, tempo jazdy było spokojne i można by nawet powiedzieć, iż wolne... Może to za sprawą bagażu, jaki za siodłem przymocowany był do końskiego grzbietu - a może nawet i zadu. Trudno postronnemu obserwatorowi byłoby osądzić co mężczyzna mógł wieźć ze sobą podłużny bowiem i spory pakunek zakryty był jakimś kocem czy inną tkaniną. Było jednak coś jeszcze... Do boku konia przy rzeczach niezbędnych doczepione było również coś niezwykłego. Niby lutnia a jednak jakby nie za bardzo... Niby instrument a jednak jakiś taki przerośnięty... Dziwo jakieś ot co! Jednak najwidoczniej jeźdźcowi do czegoś było to potrzebne... Po przekroczeniu mostu koń zboczył z traktu by ścieżyną zaledwie skierować się w stronę stojącej na uboczu chatki.*


*A jako, że nie było trudności z jazdą a bagaż jak na bagaż przystało pozostawał nieruchomy to i jeździec bez trudu do chatki dotarł. Przed nią się zatrzymał i z rumaka zsiadł podchodząc do drzwi i otwierając je na oścież. Wszedł do środka i przelazł przed przedsionek by otworzyć kolejne drzwi do głównej izby. Rozejrzał się po pustym, choć umeblowanym pomieszczeniu i zawrócił. Wrócił bowiem do swego rumaka i począł odwiązywać bagaż... A gdy mocowanie do siodła zostało rozwiązane a koc zdjęty na ziemię opadł - amortyzowany jedynie trochę przez mężczyznę w kapturze - człowiek... Ruda grzywa, była pierwszym co mogło się rzucić w oczy, reszta bowiem spętana została a i ogólnie osobnik wydawał się nieprzytomny albo śpiący - jakimś głębokim snem. Drow westchnął mając jedynie nadzieję, że rozładunek nie sprawił, iż jego gość za bardzo się pogruchotał i po chwili szacowania strat zaczął go ciągnąć - za uchwyt biorąc linę - do izby w chacie. Tam go zostawił, zamykając za sobą tak pierwsze jak i drugie drzwi. Z czego te zewnętrzne na zamek. Człek bowiem powinien jakiś czas jeszcze pozostać w swym stanie a nawet gdy się wybudzi to jego położenie na podłodze ze związanymi kończynami nie będzie najlepsze... Tym bardziej, że przedmiot, który dla Rudego najprawdopodobniej był bardzo cenny został na rumaku - a mowa o dziwnym instrumencie. A jeśli już o wierzchowcu mowa to drow właśnie na niego wsiadł i zaczął podróż do samej Rezydencji.*
*Otumaniony umysł barda dopiero co zaczął pracować. To znaczy starał się jak mógł. Na początek może sprawdźmy czy wszystko działa. Czuł swoje ciało, żeby się jednak utwierdzić w przekonaniu poruszył lekko palcem u nogi. Nie wiedział co dzieje się wokół niego. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, czy jest sam, ani co się z nim dzieje. Może lepiej będzie jak jeszcze przez chwile będzie udawał nieprzytomnego? Lekko uniósł powieki, ale tylko na tyle by móc zobaczyć otoczenie, nikt siedzący obok nie zorientowałby się, że grajek jest już w pełni zmysłów. Nie zarejestrował żadnego ruchu, nie zauważył też żadnej postaci. Otworzył oczy szeroko nabrawszy trochę odwagi.* Szlag! *Wycedził przez zęby gdy jego próba znalezienia się pozycji siedzącej spełzła na niczym. cały związany był mocnym, grubym sznurem. * Cóż to będzie za piękny poemat! * Wyszeptał sam do siebie próbując znaleźć w tej sytuacji dobre strony.* Pojmany! Zdradzony! Związany i porzucony... no właśnie. Gdzie? *Zapytał sam siebie, a miał w zwyczaju robić to dość często. Rozejrzał się po pomieszczeniu.* Chata jakaś. Eh... Liny mocne. *Spojrzał raz jeszcze na unieruchamiające go pęta.* Nie ma szans na ratunek bez niczyjej pomocy. Krzyknąć? *Zastanawiał się.* Nie na zewnątrz może stać jakiś wartownik. Wszak jeżeli moje domysły są prawdziwe, jestem pojmany przez mrocznego! *Przeraził się tą myślą i postanowił jakiś czas tak jeszcze poleżeć. A nuż coś się wydarzy...*
*Wartownik? Po co wartownik? Wszak człeczyna znajdował się w doskonale strzeżonym miejscu jakim była... Kuchnia. Fakt. Było w niej ciemno, bowiem czas jakiś temu zapadł zmrok a nikt nie pofatygował się, by zapalić lampy. W końcu przecież drowy doskonale widzą w ciemnościach! Chłopina leżał mniej więcej pod piecem od tej strony, gdzie znajdowały się drzwiczki do części, w której wypiekany był chleb. Jeszcze dokładniej mówiąc, to drow cisnął po prostu swym bagażem niczym worem kartofli w najbliższe drzwi po lewej stronie, a tam znajdowała się właśnie kuchnia. A w niej za drzwiami, po prawej stronie znajdował się sporych rozmiarów piec bielony wapnem ze sporym zapieckiem a po lewej kredens. Pomieszczenie miało jakieś 4 metry długości i 3 metry szerokości. Za kredensem było okno a pod nim ława służąca do siedzenia. Dalej kolejna szafa na naczynia i wisiała kotara. Za nią, o czym samiec nie mógł wiedzieć znajdowała się wanna i część pełniąca rolę łaźni.*


*Nic niezwykłego się jednak nie stało.* Pech. Przynajmniej mnie nie zakneblowali.* Powiedział rudowłosy bard i począł wołać o pomoc. Na początku nieśmiało. * Ratunku? *Nic to jednak nie pomogło więc po chwili zaczął drzeć się wniebogłosy. Robił to całkiem dobrze bo gardło miał mocne. Wymagała tego muzyka którą grał.* POMOCY!
*Darł się niezgorzej... To fakt. Niemniej jednak nikt, dosłownie nikt go nie słyszał. Jedyna bowiem osoba, która mogła mieć baczenie na owe wrzaski chwilowo była poza chatą. A dokładniej mówiąc obrządzała znajdujce się nieopodal zabudowania gospodarcze i znajdującą się w nich zwierzynę. Ot nic wielkiego. trochę ptactwa i chlewik.*
Szlag by to... *Warknął rudowłosy. Żadnego odzewu na jego wrzaski. Co począć?* Trza czekać. *Powiedział już na głos bard i pogrążył w rozmyślaniach. Ktoś na pewno po niego wróci. Może ten zakapturzony co go tu przywlókł? No i gdzie ten cholernik zostawił jego piękną Arlunę?* Hortusie! O czym ty myślałeś idioto? Z nieznajomym na tajemniczą wyprawę ruszać? *No tak. Przypomniał sobie dobitne argumenty nieznajomego. Kusza, miecze? Nie miał wyboru.* Eh... *Sapnął leżąc wciąż na podłodze.* No to sobie poczekamy. Gdybym tylko miał przy sobie Endrjusa... ale ten drań jego też mi odebrał. Nieciekawie...
U prząśniczki siedzą... *Dało się słyszeć dźwięczny głosik, który o dziwo nie fałszował. Dźwięk ten dobiegał z podwórza i zdecydowanie był słyszalny dla mężczyzny dzięki otwartemu oknu. Potem nastąpił chwila przewy jaką był stukot drewnianych spodów trepów jakie nosiła owa istota - sądząc po głosie dziewoja, i ciąg dalszy.* ..Jak anioł dzieweczki... *Skrzypnięcie drzwi wejściowych i już z sieni.* Przędą sobie... *Teraz otwarły się drzwi do kuchni* ...Przę... *Głosik urwał a piwne ślepia wbiły się w baleron leżacy nieopodal pieca. Na progu bowiem stała garbata służka najęta do pracy jeszcze przez czerwonowłosą drowkę. Niewysok, może z racji garba, mierzyła bowiem ledwie 160 centymetrów. Włosy mysiego koloru splecione miała w niezbyt gęsty warkoczyk. Blada twarzyczka ozdobiona piegami wyrażała zdumienie. Dziewka w ludzkich kanonach urody była brzydka i zdawała sobie z tego sprawę. Jednak ostatnimi czasy, pewien lowelas, który wykorzystał i porzucił brzydactwodziwnym trafem zakończył życie na dnie poblskiej rzeczki... A rzeczka wcale nie cieszyła się wartkim nurtem.*
Eee... bry. * Rzekł skonfundowany bard. Widok garbatej kobiety zadziwił go niesłychanie. Skąd się tu wzięła? Nie słyszał żeby ktoś wchodził do domu. Może jego znękany umysł przestał rejestrować dźwięki cichsze niż odgłos spadającej lawiny, a może tak bardzo pogrążony był we własnych myślach. Teraz jednak starał się otrząsnąć z szoku wywołanego pojawieniem się niespodziewanego gościa i powiedział. * Eee... no to może mi pani pomóc czy będziemy się tak lustrować wzrokiem?
*Dziewka zaś nie była w ciemię bita... Wbrew pozorom. Zmierzyła go wzrokiem i początkowe zaskoczenie ustąpiło mijesca nieufności.* Ktoś Ty jak się tu znalazłeś? *Zapytała nie ruszając się z miejsca, czyli z progu.*
Eh... *Nie obejdzie się jednak bez długich, nudnych wyjaśnień. Cóż zrobić? Trza opowiadać. Chociaż...* Pani. Długa to i niesamowita historia, a takowe nie opowiada się przyjemnie leżąc związanym na podłodze jakiejś chaty nie wiadomo gdzie. Pomijając już fakt, że najpiękniejsze historie opowiada się przy kuflu dobrego piwa. Powrócę więc to mojej p0ierwotnej propozycji rozwiązania mnie, a dopiero potem wyjaśniania sobie zawiłości tegoż Świata. *Powiedział z nadzieją na to, że kobieta zagubi się w plątaninie słów i spełni wreszcie jego prośbę.*
*Odpowiedź jaką jej udzielił uznała za brak odpowiedzi. Czort wie czy dlatego, że była tylko głupim kołtunem z wiochy, czy może dlatego, że nie zamierzała tracić czasu na bufona. Wszak miała dużo roboty. Wyminąłwszy więc balerona, jak go nazywała go w myślach podeszła do pieca. Otwarła mniejsze drzwiczki i sięgnąwszy po krzesiwo zajęła się procesem rozpalania ognia. Drobniejsze gałązki miała już ułożone w środku, wystarczyło tylko podpalić. Przy ścianie zaś ułożony był ciąg większych polan. Ignorowała przybysza. W końcu to nie jej interes co Pani, sądziła bowiem, że to Sorina znalazła sobie nową rzecz, przyciągnęła do domku i w jakim celu.*
Hej! Kobieto! *Bard zaiste nie miał pojęcia co zrobić w takiej sytuacji. Stoi nad nim osoba która bez większego problemu mogłaby go oswobodzić a ta... rozpala ogień?! * Eee... maem.* Rudzielcowi aż zabrakło słów na skomentowanie niesamowitego zachowania garbatej.* Niewiasto? *Zapytał. Może wszak kobieta niedowidzi i nie zauważyła grubej liny ograniczającej możliwości ruchowe barda.* Leżę tuż przy Tobie. Jestem związany. Pomożesz mi się uwolnić? *Zapytał najdobitniej jak potrafił.*
*Trzask... Trzask Jedyną odpowiedzią był brak odpowiedzi ze strony kobiety, czy też niewiasty i dźwięk uderzanego krzemienia. Błysnęła iskra i sucha patyki zajęły się ogniem. Dziewczę dmuchnęło jszcze w ogień dla pewności i zamknęło drzwiczki. Siedziała cały czas w kucki czekając aż ogień rozpali się na tyle, aby mogła włożyć do środka większe polana. I nauczona dość długą już służbą u drowki nie wsadzała nosa w nieswoje sprawy. A taką był ten ryżowłosy kochaś rzucony na podłogę w kuchni.*
*I znowu. Zupełna ignorancja. Toż to wszelkie pojęcie przekracza!* Hej... Empfff.* Hortus stracił już chęci na dalsze przekonywanie garbatej baby o swoich racjach. Wszak i tak ktoś po niego tu przyjdzie. Taką przynajmniej miał nadzieje. No po coś go tu przywlekli. Zadali sobie ten trud. "Jacy Oni?" Zadał sobie w myślach pytanie Hortus. Toż to ten cholernik w kapturze! Grajek tylko domyślał się, że ten może być Drowem. Pewności co do tego nie miał. A ta się na ogień gapi jakby nigdy nic. Ze zrezygnowaniem stuknął tyłem głowy o podłogę i leżał tak czekając co jeszcze czas przyniesie. Bo ta kobieta była albo głupia i nie rozumiał powagi sytuacji, albo współpracowała z porywaczami i po prostu uwalnianie pojmanych jeńców nie leżało w jej kompetencjach. Przykre...* Cóż to będzie za piękny poemat... jeżeli tylko do żyję możliwości napisania go...
*A garbata baba otwarła ponownie drzwiczki pieca i wetknęła do środka grubsze drewno. Kiwnęła głową zadowolona i nadal zupełnie ignorując rudzielca wstała z kucek. Jako, że zapadł już zmierz w kuchni było dość ciemno. Toteż służka wzrokiem poszukała najbliższej lampy naftowej. "Uff" Odetchnęła w duchu, bowiem nie stała ona w pobliżu balerona, z którym dziewczyna jakoś nie chciała wchodzić w interakcje. Podeszła więc do lampy, która stała na szafce tuż przy kotarze. Zgarnęła ją i wróciła do pieca. Tam po raz kolejny otwarła drzwiczki i zaczęła majstrować przy lampie próbując ją zapalić długą drzazgą i ogniem z pieca.*
*Co miał bard począć? Pozostało mu tylko obserwować poczynania garbatej dziewoi.* Pani pić mi chociaż dajcie. To możecie dla mnie zrobić? *Zapytał rudowłosy gdy kobieta po raz wtóry podeszła do pieca, choć nadziei na pozytywną odpowiedz już nie miał.*
*Odpowiedziało mu sapnięcie, gdy zapłonął płomień w lampce. Sapnięcie najpewniej miało oznaczać zadowolenie z osiągnięcia kolejnego niewielkiego sukcesu. Dziewka konsekwentnie ignorowała samca. Pytanie jednak usłyszala, ba... Nawet rozważyła je w duchu. Odpowiedzi jednak nie udzieliła. Miast tego wstała i zabierając ze sobą lampę wróciła do sieni... Kuchnię ogarnął półmrok, bowiem w tejże chwili jedyne światło pochodziło od pieca. Z sieni zaś dochodziło pobrzękiwanie jakowychś metalowych przedmiotów...*
Hej! Nie zostawiaj mnie tak! *Krzyknął zrozpaczony bard za wychodzącą kobietą, która w tym momencie była jego jedyną iskierką nadziei. Ta jednak nie zwróciła na niego uwagi i opuściła pomieszczenie.* Szlag! *Warknął bard przez zęby. Począł szamotać się w swych więzach lecz zmęczył się tylko przy tej nieszczęsnej próbie oswobodzenia się. Wreszcie padł znów w bezruchu nasłuchując. Jakieś metaliczne dźwięki dochodziły z pokoju obok. "Baba się obraziła i ostrzy na mnie tasak!" Pomyślał bard straciwszy już nadzieję jak i resztki zdrowego rozsądku.*
*Rzeczona baba wróciła zaś niosąc jakoweś wiaderko. A dokładniej dwa. W większym metalowym miała wodę, co to ją czas jakiś temu nabrała ze studni. W drugim, drewnianym i mniejszym kozie mleko. Metalowe postawiła w kąciku między framugą a piecem a drugie zataszczyła na stół. Przez ramię zerknęła na chłopa i pokręciwszy lekko głową pomaszerowała w stronę kredensu po kubek. Chwilę szukała w części, gdzie przechowywała własne, nie Pańskie, naczynia. W końću wyciągnęła cynowe łyche i kubek. I tak uzbrojona udała się do stołu.*
*"A jednak nie tasak. Trucizna!" Przeraził się w duchu Hortus.* Może jednak spasuje... *Zamruczał niepewnie grajek widząc jak kobieta zbliża się z kubkiem do wiaderka.*
*A miłe chwile, które ze sobą spędzali przebywający w chacie przerwał stukot końskich kopyt. Sprawca całego zamieszania - choć już teraz raczej trudno by go nazwać "zakapturzonym" - kaptur zwisał luźno na plecach, właśnie powracał. Rumak zatrzymał się przed chatką a dosiadający go mroczny elf zsiadł spokojnie... Nie wszedł jeszcze do środka, bo zaczął się męczyć z wiązaniem jakim przytroczony był do bagażu na grzbiecie konia pewien instrument...*
*Kobieta zaś napełniwszy kubek białym płynem podeszła do leżącego grajka.* Kozie mleko. *Poinformowała go przyklękając. Miała zamiar dać mu pić...*
* Wreszcie postanowił zaufać kobiecie. Wprawdzie wielkiego wyboru nie miał, ale lubił myśleć, że rzeczy są zależne od niego. Upił trochę mleka podanego mu przez kobietę.* Dziękuje niewiasto. *Napój orzeźwił mu trochę umysł i oczyścił zaschnięte gardło. W tym momencie usłyszał stukot końskich kopyt. Wrócili po niego?* Kto to?* Zapytał dobitnie garbatą dziewoję, a nutki strach zaczęły pogrywać w jego oczach.*
*W końcu odczepił przedmiot, i nawet udało mu się go nie uszkodzić. Wszak zepsuty nie stanowiłby żadnego pożytku... Tak jak i jego właściciel... Ten prawowity właściciel rzecz jasna. Niemniej po sukcesie drow, bo takiej rasy bez dwóch zdań był osobnik skierował swe kroki do chaty. Tutaj nie skrywał już swej tożsamości... Nie obawiał się bowiem, iż ktoś niepożądany zapuści się w te tereny. Ludzkie zaś dziwadło jakie zatrudniła tu pewna niewiasta zdawał się tolerować... Na tyle na ile nie przeszkadzało... Otwarcie drzwi - które już na zamek nie były zamknięte doprowadziło drowa do sieni... A stamtąd kroki swe skierował do kuchni, gdzie ostatnio widział swą najnowszą własność... Stanął w progu...*
*W półmroku panującym w pomieszczeniu bard nie mógł dobrze dostrzec nowo przybyłej osoby.* To Ty?* Zapytał dla pewności wiedząc dokładnie, że jeżeli to jego "zakapturzony" znajomy to na pewno będzie wiedział, że o niego chodzi grajkowi.*
*Nie ma to jak szczere pytania... I szczere odpowiedzi bo w tym przypadku nie było sensu postępować inaczej. Dlatego też od progu padły słowa wypowiedziane znanym już leżącemu i spętanemu osobnikowi głosem.* A kogo się spodziewałeś? *Choć akurat ta odpowiedź pytaniem równocześnie była... Ale już nie takie figle los płatał więc nie powinno to być zbytnim zaskoczeniem... Na pewno nie większym niż pozycja w jakiej drow zastał człeka i służkę... Ta bowiem się nad nim nachylała i najwidoczniej chwilę przed jego wejściem wkładała mu coś do ust... Mroczny miał tylko nadzieję, że nie był to jej język i prawie się wzdrygnął na samą myśl takich chorych zalotów... Niemniej jednak liczył na to, że kobieta będzie na tyle domyślna iż teraz powinna sprawdzić czy coś na zewnątrz nie wymaga wydojenia czy wypasania.*
Wiedziałem że jesteś drowem! Zawsze ufaj intuicji. Tak mawiał mój ojciec. No przynajmniej tak mi ludzie mówili, że mawiał.* Z lekka się zagalopował. To nic. Myśli barda wracały już na właściwy tor. Mroczny zadał mu pytanie? Aha tak zadał.* Jej się nie spodziewałem. *Powiedział wskazując brodą na garbatą kobietę.* Cała ta sytuacja była trudna do przewidzenia. Dla mnie przynajmniej. *Znowu się zagalopował. Chyba da opierdziel temu drowowi a to może malować jego przyszłość w nieco ciemniejszych barwach.* A ty co sobie w ogóle wyobrażasz atakując mnie tak z zaskoczenia! Wystarczyło zapytać, a pojechał bym po dobroci. No i zostawiać mnie tu jak taki worek kartofli?! Skazanego na samotność i późniejsze obcowanie z nią?! Mogła "nieopatrznie mnie zabić! Spójrz na nią. Kto wie do czego jest zdolna! Gdy Cię nie było ona jakieś tasaki ostrzyła! Słyszałem! Tak się nie postępuje z artystą... Obrażam się na Ciebie. *No i powiedział co wiedział. Na koniec jeszcze język mrocznemu pokazał. Gniew powoli opadał, niczym kurzawa po bitwie, a bard zaczął zdawać sobie sprawę co powiedział i do kogo. Ups...*
*Garbuska zaś napoiwszy balerona, cały czas tak go w myślach nazywała, a widząc kto raczył powrócić, wycofała się w kierunku stołu. Profilaktycznie nie podnosiła wzroku na nowoprzybyłego, wszak Pani ostrzegała ją, by mu nie wchodzić w drogę. Dygnęła jedynie spiesznie i kubek odstawiwszy poczęła w myślach szukać drogi ucieczki. Tą jednak odcinał sam mroczny. Dziewczyna więc bladosina ze strachu odważyła się wydukać.* Panie... Przejść proszę... *Chyba chodziło jej o to, by drow ją wypuścił, czyli odsunął się od drzwi.*
*Potok... Nie... Cała lawina słów wydobyła się z gardła rudego, co bynajmniej nie spowodowało takiej samej reakcji ze strony mrocznego. Wzrok mu tylko jakoś tak trochę się wyostrzył gdy zmrużył ślepia. Spojrzał tylko ukradkiem na kobietę - która w zasadzie trochę racji miała, nie będzie przecież wyłazić oknem. Dlatego też kolejne kroki zaprowadziły drowa mniej więcej na środek kuchni by wrócić swą uwagę znów na barda...* Tam skąd pochodzę to co niektórzy wystawiają bez potrzeby... Się obcina... *Zakończył z krzywym uśmiechem opierając grającą rzecz jaką miał w ręce o podłogę - tak by się wspierała na pudle. Jego uwaga zaś trudno powiedzieć czy miała być jakąś formą żartu czy też może lekką groźbą.*
*Dziewka zaś korzystając z najwidoczniej dobrego humoru drowa nawiała z kuchni... Jeszcze tylko skrzypnięcie drzwi, szmer jakiś w sieni i tyle ją widzieli...*
A widziałeś kiedyś barda bez języka? *Powiedział jakby była to nieskończona oczywistość, a jego rozmówca po prostu był niedoinformowany w tej dziedzinie.* O Arluna... *Rzekł patrząc na swoją lutnię w rękach mrocznego. Niegodnych rękach. Nie chodzi o to, że był drowem. Bard nie dyskryminował żadnej z ras. Po prostu nikt prócz Hortusa nie był godzien dotykać Arluny. Tak przynajmniej sam grajek uważał. Wzrokiem odprowadził kobietę, która przed chwilą napoiła go kozim mlekiem. Zostali sami. Nie wiedział czy to dobrze czy źle. Wszak już wcześniej byli sami i życia jakoś nie postradał. Małe nakłucie w okolicach karu jedyną jest pamiątką tego spotkania. Znowu spojrzał na mrocznego i powiedział.* Dobrze. Rozwiążesz mnie, czy dalej gramy w chłopa i jego worek kartofli? Nie ucieknę. Nie wiem nawet gdzie jestem. Gdzie miałbym uciec? Poza tym zjadłbym coś. Przywiozłeś coś dobrego?
Nie... *Mroczny odparł na pierwsze pytanie* Bo wraz z odjęciem języka przestaje się być bardem... *Uśmiech na końcu tego stwierdzenia świadczył, iż drow ma dziś chyba dość dobry humor... Czyżby coś poszło po jego myśli? Teza zaś jaką wygłosił była raczej frazą niezbyt wysublimowaną i związaną z rzeczywistością, ale w jakiś tam sposób ukazywała humor osobnika. Resztę przemowy wysłuchał w milczeniu i dopiero gdy ruszył w kierunku leżącego człowieka rzekł* Żreć dostaniesz gdy okażesz się użyteczny... *Co w zasadzie było dość praktycznym podejściem.* A użytecznym będziesz jeśli się wykażesz... *To miał być ciąg dalszy wypowiedzi, która najpewniej zmierzała do jakiegoś końca... Przerwał ją jednak proces uwalniania rudzielca. Drow bowiem zaszedł z tyłu i lewą stopą docisnął barda do podłoża. Wolną ręką sięgnął po sztylet i tak zaczęła się procedura przecinania więzów.*
Upfffff... *Dociśnięty bard wypuścił z siebie powietrze, które wciągnął by móc odpowiedzieć kolejnym potokiem słów. Sztylet błyszczący blisko jego twarzy początkowo z lekka go wystraszył. "Powiedziałem coś nie tak?" Zdążyło przemknąć bardowi przez głowę. Gdy jednak Mroczny zaczął rozcinać więzy, Hortys odetchnął z ulgą. Przynajmniej na tyle na ile pozwalało mu kolano drowa na jego klatce piersiowej. Spokojnie czekał, aż procedura oswobodzenia dobiegnie końca.*
*Te kilka chwil ciszy były wielką różnicą... Kontrast bowiem między nią a paplaniną człowieka był ogromny... Na tyle, że mroczny przez chwilę się zastanowił nawet czy to był dobry pomysł. No ale jak już się zrobiło pierwszy krok to trzeba było iść dalej. A gdy więzy opadły przecięte noga, która dociskała barda do podłoża również została cofnięta... Mroczny stanął jakiś krok od człowieka i patrzył na to jak ten się zbiera, albo i nie...*
*Bard od razu przeciągnął się jak kot, który bardzo długo leżał na piecu.* Waaaaa... *Szybko zerwał się na nogi masując zdrętwiałe mięśnie.* Wreszcie. *Spojrzał teraz prosto w twarz mrocznego. Gdy tak stali na przeciwko siebie drow nie wydawał mu się już tak groźny. Kiedyś miał okazję poznać jednego z przedstawicieli tej osławionej złą reputacją rasy. W karty dał się orżnąć jak pozostali. W sumie to nie jacyś bogowie. Śmiertelni jak wszyscy. Jak niestety ona sam. "Nie... ja jestem ponad tym." Taaa... zawsze ta skromność. Normalne u artystów.* Lutnia proszę. *Powiedział do mrocznego. Musiał rozprostować palce, a co najważniejsze, sprawdzić czy te barbarzyńskie czarne łapska nie naruszyły jego delikatnej ukochanej. W czasie jaki zająć miało wykonanie tej "prośby" kuzynowi elfów, Hortus postanowił... poprawić sobie ubranie. Tym też się zajął.*
*Cóż... Może i rzeczywiście drow nie był wielki, nadmiernie umięśniony i promieniujący straszliwą aurą godną wiekowego licha ale i tak do paru rzeczy był zdolny. Bardowi jednak najwyraźniej nie dane będzie się o tym teraz przekonać. Choć zajęcie się swoim ubraniem mogło wydać się swego rodzaju prowokacją... Prowokacją która poskutkowała spełnieniem wcześniejszej prośby... Oto bowiem mocno sygnalizowanym ruchem - a konkretniej wymachem drow podrzucił po łuku w stronę rudego jego instrument z komentarzem* Przekonaj mnie żeś wart był zachodu... *Wszak mroczny wierzył w to, że bard złapie swą własność... A wtedy będzie można usiąść na ławie i zobaczyć co to też nowa własność potrafi...*
*Bard osłupiał. Po prostu wybałuszył oczy patrząc jak jego Arluna przemieszcza się w powietrzu. Wydawało mu się, że wszystko toczy się jakby w zwolnionym tempie. Drow chwyta jego cenny instrument, robi zamach i wyrzuca go, skazując tym samym na przemianę lutni w kupkę drzazg. Tylko wielka miłość grajka do tego przedmiotu uchroniła go przed zniszczeniem. Ruchy Hortusa były jakby automatyczne. W tej chwili nie myślał o niczym. Rzucił się szybko w bok z wyciągniętymi rękami, mało przy tym nie upadając. Nie wiele brakowało, a lutnia wyślizgnęłaby mu się. Gdy jednak jego palce zacisnęły się na cienkim gryfie, przyległ go lutni ratując ją przed zderzeniem z podłożem. Spojrzał na mrocznego, a w jego oczach odczytać można było nienawiść jak i brak zrozumienia dla zachowania obcego. "Dlaczego?"* Nie robisz tego. Po prostu nie robisz tego więcej.* Niezwykle poważnie to zabrzmiało w ustach zwykle wesołego barda. Zwykła istota ludzka mogłaby na prawdę wystraszyć się barda. Mniej już zwykła potraktowała by go poważnie. Inne niż wyżej wymienione mało to mogło obchodzić, bo takich zaiste mało rzeczy obchodzi. Wreszcie bard trochę ochłonął, nadal jednak posyłał mrocznemu piorunujące spojrzenia. Pieścił pudło rezonansowe delikatnym dotykiem. Palcami lewej ręki docisnął struny i nagle prawą uderzył w nie w miejscu w którym zasłaniały dziurę w kształcie gwiazdy. Wydobył się dźwięk.* Roztroiłeś ją. *Rzekł nie spuszczając wzroku z ciemnego oblicza swego porywacza.*
*A jednak nie był aż tak odrętwiały po skrępowaniu. Mało tego, zdarzenie sprawiło iż człek znacznie się ożywił. A to co w tym wszystkim najpiękniejsze to gniew i złość jaka z niego emanowała... Emocje na które drow odpowiedział szerokim i można by nawet uznać szczerym uśmiechem ze swej pozycji na ławie. W końcu bowiem rudzielec właśnie potwierdził to co podejrzewać można było wcześniej... Swój słaby punkt, który teraz będzie mógł być wykorzystany na wiele sposobów.* Doprawdy? *Mroczny odpowiedział pytaniem tak jakby w ogóle nie dostrzegł poprzedniej iskierki gniewu tak w słowach jak i spojrzeniu barda - albo jakby je całkowicie zignorował. Choć gdyby oglądał ich ktoś z boku mógłby stwierdzić że coś jest nie tak i tylko się zastanawiać na ile elf człowiekowi jeszcze pozwoli.* Napraw to zatem... *Stwierdzenie oczywiste ale i raczej wyrażające stanowisko laika w kwestii instrumentów jak i najpewniej ich wykorzystania dla muzyki.*
*Hortus nawet bez ponagleń mrocznego zabrał by się do roboty. Wszak nie mógł pozwolić by jego lutnię szpeciła skaza roztrojenia. Począł majstrować przy kluczach wieńczących gryf instrumentu, szarpiąc przy tym poszczególne struny by znaleźć odpowiednie dźwięki. Gdy skończył zagrał kilka akordów by przekonać się, że lutnia jest już zdatna do użytku. Była. Bard jednak zamiast zademonstrować swoje umiejętności w posługiwaniu się tym muzycznym narzędziem, zarzucił je sobie na plecy i udał się w zaciemniony kąt izby by tam usiąść na podłodze.* Nie gadam z Tobą prymitywie.* Powiedział wskazując palcem na drowa, z obrażoną miną.* Nie szanujesz sztuki więc nie mam o czym z Tobą rozmawiać.
*Ludzie byli specyficzni... Ludzie byli po prostu jedyni w swoim rodzaju... Drowa nigdy nie przestali swą naiwnością, upartością, głupotą czy innymi charakterystycznymi ich rasie cechami zaskakiwać. Ten tutaj zaś, zdawał się żyć w trochę innym świecie i nie zdawać sobie sprawy z sytuacji w jakiej się znalazł.* A czy jeśli zamówię na Twój nagrobek pięknie rzeźbiony pomnik to będę ją szanował? *Pytanie wypowiedziane w bardzo spokojnym tonie... Tak jakby mroczny nic nie robił sobie z naburmuszenia się barda, a jednocześnie chciał mu przekazać dość prostą zależność... Zależność którą komuś innemu, w innych okolicznościach i w innym nastroju przekazałby słowami - "Graj albo każę rozwalić Twój łeb".
*Szlag! Jednak nie da mu spokoju. No trudno, zagra i się zobaczy co dalej.* Pewnie. *Odpowiedział wstając z ziemi.* Masz szczęście, że ja nie potrafię się na nikogo długo gniewać.* Powiedział bard nie patrząc już na ciemnoskórego towarzysza. Zdejmował lutnię z pleców. Chwycił pewnie za gryf i docisnął struny palcami w sposób jaki robił już setki razy.* Dobra. To będzie mój najnowszy utwór który napisałem tuż przed naszym... spotkaniem. *Poinformował drowa po krótkiej pauzie potrzebnej do znalezienie odpowiedniego słowa. Zaraz jednak rozległ się dźwięk pierwszego akordu. Potem następny i jeszcze jeden. Początkowo spokojne, niezapowiadające niczego niezwykłego rytmy, poczęły przybierać na sile. Stawały się agresywne i dzikie. Surowe i jakby metaliczne. Zaiste instrument, jak i sam kunszt muzyczny barda były co najmniej nietypowe. Przynajmniej w tych stronach. Nie było czasu jednak na rozmyślanie nad tym, gdyż do szarpanego akompaniamentu lutni dołączył głos barda. Trochę zachrypnięty i lekko skrzeczący. Pasował idealnie do dźwięków wydawanych przez instrument. A takie słowa wydobył z siebie Hortus.*
W ciemnej celi, siedzi mag
On wie zawsze co i jak.
Jest w nie miłej sytuacji,
W pierdlu raczej brak atrakcji.
A Ezechiel jego imię,
Nie mów przy nim że brzmi dziwnie.
Ta historia ci opowie,
Jak ten tu mag co się zowie,
Dał się zakuć i zniewolić,
Tak by nie mógł się wyzwolić.
W dzień słoneczny i bezchmurny,
Włożył ten mag dłoń do urny.
Miał sporządzić dziś odtrutkę,
Na schorzenie bardzo smutne.
Był to napar na prostatę,
Miał tym dziełem wstrząsnąć światem.
Do stworzenia tej mikstury,
Potrzebował ludzkiej skóry.
Ale w wersji skrtemowanej,
Z urny właśnie tej pobranej.
W wielkim garze nad ogniskiem,
Warzył komponęta wszystkie.
Właśnie wrzucił z urny popiół,
Raz zamieszał i się opluł.
( Zawsze ślinił się w euforii
I choć kilka miał teorii
Na ten dziwny rzeczy stan
Żadna z nich nie wniosła zmian )
Ślina cieknąc mu po brodzie,
Skazą będąc na urodzie.
Ściekła z brody wprost do gara,
Ciężka będzie za to kara.
Nieświadomy swego błędu,
Zaczął mieszać do obłędu,
Wielką chochlą w wielkim garze,
DNA swe dając w darze.
Na miksturę tą zlecenie,
Dał mu szlachcic w dobrej cenie.
Gdy Ezechiel nasz wspaniały
Skończył robić swoje czary,
Swą miksturę wlał do fiolki
I podciągnął szybko portki.
Ruszył w miasto tak z rozpędu
Nieświadomy swego błędu.
Będąc już u swego celu,
Co zrobiło przed nim wielu,
Szlachcicowi dał butelkę
Inkasując dobra wszelkie.
Lico tak promieniujące,
Tak błyszczące jak to słońce,
Miał Ezechiel kiedy liczył
Swoje złoto w głuchej dziczy.
Mieszkał sam w drewnianej chacie
W głębi lasu, w tym klimacie.
Nigdy ten mag tak szczęśliwy,
Nie był jeszcze. Takie dziwy!
I gdy tak się szczerzył w lustro,
Kiedy myślał, że jest pusto
I że nikt mu nie przeszkodzi,
Ktoś do jego drzwi podchodzi.
Najpierw puka w stare drewno,
Mag nie powie nic na pewno,
Potem maga imię woła.
Mag wytężył wzrok sokoła
I za okno spojrzał szybko.
Oj strażnicy moja rybko…
Czego chcieć mogą do diaska?
Oni nie chcą czekać? Basta!
Już Ezechiel drzwi otwiera,
A tu mąż go poniewiera,
Tymi słowy. *Magu wielki!
Alchemiku! Popraw szelki!
Idziesz z nami.
Wnet się znajdziesz za kratami.*
*Nie możliwe! Jakim prawem?!
Przecież miałem zdobyć sławę!*
Nic nie dały te protesty,
Zabierają go niebiescy.
*Przez miksturę na prostatę,
Będziesz miał swe życie w kratę.*
Wyjaśnienie dał tu zbrojny.
*Szykuj lepiej się do wojny,
W sądzie szczebla najwyższego,
Boś narobił wiele złego!*
Dodał inny co go niósł.
*Teraz ani pary z ust!*
Trzeci jednak się odezwał.
*Ta mikstura twoja mała,
Zamiast leczyć, usuwała!
No i stracił swój interes,
Wielki szlachcic. Zwie się Peres.
Żebyś wiedział na procesie,
Kto na ciebie dziś doniesie.*
Tak się znalazł w ciemnej celi,
Gdzie się nagi szkielet bieli.
Wielki i potężny mag,
Co wie zawsze, co i jak.
*Przy końcu ballady brzmienie lutni zaczęło się na powrót uspokajać. Akordy zwalniały by wreszcie zmienić się w pojedyncze nuty. Bard wychodził z muzycznej furii. Zakończył utwór lekko muskając po kolei każdą ze strun Arluny. Z pod rozczochranych teraz rudych włosów wyłoniło się pytające spojrzenie. Wycelowane było w mrocznego siedzącego naprzeciwko.* I jak? *Zapytał tylko grajek opierając się o lutnię jak stary chłop o widły gdy odpoczywa podczas pracy w polu.* Podobało się?
*Tym razem mrocznego zatkało... Czego jak czego ale tego się zupełnie nie spodziewał... Już sam dźwięk jaki wydawał przedziwny instrument był niespotykany... A w połączeniu z głosem rudzielca stanowił całość, która o dziwo była kompletna i uzupełniona. Dlatego pewnie po pytaniu barda odpowiedziała mu cisza... Mroczny bowiem wciąż się w niego wpatrywał by dopiero po chwilach kilku klasnąć w dłonie dość mocno i rzec* Doskonale!*Choć prawdę mówiąc trudno przed pokazem było stwierdzić co będzie odpowiadało pewnym założeniom - w tym przypadku jednak mroczny wyszedł z założenia, że takiej "egzotyki" nie można przegapić i zapewne zyska zainteresowanie... * Skąd pochodzisz? *Padło jakby mimowolnie pytanie od mrocznego, którego jakby nagle zaczęło to w ogóle obchodzić... I w zasadzie jeszcze nie minął wydźwięk pytanie gdy już pojawiło się następne... Tym razem zbliżone do twierdzenia* I wierzę, że w swym repertuarze dzieła dla Pań również posiadasz... *Co mógł dać do myślenia... Bo wszak rudowłosy wiedzieć jeszcze nie mógł, że będzie swego rodzaju prezentem dla pewnej niewiasty.*
Z daleka. *Powiedział bard uśmiechając się tajemniczo, ale w tym samym czasie padło kolejne pytanie. "Dla Pań?"* Co znaczy dla Pań? Możesz to uściślić? Jeżeli chodzi Ci o długie smętne romansidła to muszę Cię chyba rozczarować. Nic takiego nie mam. No, ale cóż, zawsze można coś naskrobać, muzykę dobrać i w całość skleić tak żeby pasowało. A co Cię tak na damy nagle naszło? *Zapytał bard. Na samą myśl kontaktu z płcią przeciwną humor mu się poprawił. Będzie trzeba to się i jakąś nudną balladę napisze.*
*Oczy mrocznego znów się zmrużyły... nie wiadomo czy na brak konkretnej odpowiedzi czy też na zbytnie spoufalanie się człeka... Wstał z ławy i ruszył powoli w kierunku drzwi* Nie ja bowiem będę Twą kolejną publiką... *To miała być odpowiedź na zadane pytanie... A kolejnym krokom, które doprowadziły mrocznego do celu towarzyszyło już polecenie* Doprowadź się do porządku, niedługo ruszamy... *I bynajmniej elf nie miał zamiaru instruować barda ściślej... W kuchni powinien znaleźć rzeczy, by doprowadzić się do jako takiego stanu... *
*"A co źle wyglądam?" zapytał grajek sam siebie w myślach. Przeczesał dłońmi włosy i podkręcił wąsy do góry. *Gotowe! *Spojrzał na drowa szczerząc głupio zęby. Opamiętał się nagle, a nawet lekko wystraszył i powiedział.* Gdzie jest moja szabla? Nie sprzedałeś jej chyba nikomu? *Szabla choć faktycznie nie było w niej nic niezwykłego, prócz wyrytego imienia na ostrzu, mogła stanowić pewną pokusę dla złaknionego pieniędzy osobnika. Po chwili jednak bard zreflektował się w duchu. Mroczny wszak nie wyglądał na takiego co potrzebuje dodatkowego źródła dochodów.* Dokąd jedziemy? *Padło kolejne pytanie.* Nie chcesz wiedzieć jak się nazywam nim wyruszymy? *A po nim kolejne. Wiele pytań, a białowłosy strasznie tajemniczy.*
A po cóż Ci szabla? *Drow odparł stając w progu i odwracając twarz w stronę człowieka. Mrocznego bowiem rzeczywiście to zdziwiło... Przecież bard i tak mógł mówić o szczęściu, że traktowany był tak a nie inaczej... Kolejne zaś pytania, które umówmy się nie były dla drowa istotne - w przeciwieństwie może do człowieka, doczekały się tylko zdawkowej reakcji...* Przekonasz się... *Co było nawiązaniem do pytania o cel podróży. Reszta została zignorowana bo choćby imię... Mrocznego nie interesowało zupełnie, bo i po co? Wszak zawsze na rudzielca mógł mówić "to". A po tejk jakże wyczerpującej odpowiedzi, bynajmniej nie rozwiewającej tajemniczości drow przeszedł do sieni a potem na zewnątrz.*
Chodzi bardziej o uczucie towarzyszące jej posiadaniu. Miły ciężar który potęguje wrażenie bezpieczeństwa. * Bard zignorował to, że został zignorowany w kwestii reszty pytań. No niektórzy potrzebują mieć swoją dziwną aurę mroku i tajemnicy tak jak inni muszą z rana napić się piwa. Drow chyba zaliczał się do tych pierwszych.* Prowadź zatem. *Powiedział grajek wskazując dłonią drzwi.*
*I prowadził aż na zewnątrz komentując wyjaśnienie barda dość prosto* Jeśli znajdziesz podobną gałąź albo drąga to problem ciężaru przy pasie bardzo szybko rozwiążesz... *I czy mroczny tylko udawał takiego prostaka czy może rzeczywiście ten typ taki był trudno było teraz rozsądzić. Gdy zaś oboje dotarli już na zewnątrz ręką wskazał położoną w oddali rezydencję... * A oto nasz cel... *Czego w zasadzie łatwo można było się domyśleć... Ciekawostką jednak mogło być to, że podróżnych było dwóch a rumak którym tu przyjechał drow tylko jeden.*
*Hortus od razu gdy wyszedł z chaty wziął głęboki wdech zaciągając się świeżym powietrzem. Spojrzał na budynek wskazany przez drowa.* Ooo... Wracam na salony! *Rzekł ucieszony bard.* Jedziemy razem na jednym, czy masz gdzieś schowanego luzaka? *Zapytał bard patrząc na konia. No bo przecież oczywiste jest, że bard nie będzie szedł za wierzchowcem na własnych nogach. "Prawda?" Zapytał sam siebie z nadzieją.*
*I znów mroczny się uśmiechnął - w jego mniemaniu bowiem limit przejażdżek na najbliższy czas człowiek już wyczerpał - i nie ważnym był akt, że podróżował niczym worek kartofli. Spojrzał dość dziwnie na barda i zagadał* Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że spacer w tak malowniczej okolicy nie przysłuży się Twemu natchnieniu i motywacji do owocnej... Pracy... *Nad ostatnim słowem się chwilę zawahał jakby przed jego wypowiedzeniem ważył chwilę jego sens.*
No w sumie racja... *Rzekł bard bawiąc się koniuszkiem zakręconego ku górze wąsa.* Trzeba coś wymyślić skoro będę miał pracować w tak prestiżowym dworku, na jaki ten tam wygląda. No i przyda mi się rozprostować kości po tym pojmaniu całym. *Tu z wyrzutem spojrzał na drowa. Zaraz jednak rozchmurzył się i powiedział patrząc ciemnoskóremu w oczy.* Widzisz! Mądra z Ciebie bestia! *Szczerze się uśmiechnął. Nie było w tej wypowiedzi nawet cienia ironii i jakby się zastanowić nad tym dogłębnie, to faktycznie był to komplement prawdziwy i całkiem na miejscu, zważywszy na sytuację w jakiej znajdował się bard oraz to, jak został w nią wplątany.*
*A mroczny nie byłby sobą gdyby ironii czy też jakiegoś podtekstu w tym stwierdzeniu nie szukał... Jednak nie dał tego po sobie poznać - a przynajmniej się starał by jego obserwacja wąsatego barda nie wyglądała na taką. W końcu jednak westchnął lekko* Jak mniemam dla Ciebie sytuacje takie jak ta to chleb powszedni? *Pytanie zadane nie bez powodu, bo pogoda ducha i jakby dobry humor człowieka były dla mrocznego czymś nieczęsto spotykanym a nawet czymś czego nie doświadczył od przedstawiciela innej rasy od wielu lat... Było to co prawda trochę niepokojące i dziwne, ale przez to i bardziej ciekawe...*
Nie skąd? Czemu pytasz? *Czy on wyglądał na takiego co go dzikie wyprawy rajcują? Porwania, zniewolenia, obelgi, próby zniszczenia jego ukochanego instrumentu... nie, nie przeżywał tego codziennie. Ale trzeba zaakceptować sytuację w jakiej się człowiek znajduje i próbować wyszukiwać w niej dobre strony.* Wolałbyś żebym marudził, płakał w ostateczności błagał o litość i uwolnienie mnie spod Twego jarzma? Wydaje mi się, że sprawiłbym więcej problemów i Tobie i mnie, a tego chyba nie chcemy prawda? Życie jest za krótkie, by marnować je na niestabilność emocjonalną. Trzeba się cieszyć z tego co się ma. *"W mordę to było mocne! Pamiętaj, zapisz jak dotrzesz." Pomyślał Hortus dziwiąc się mądrości zawartej w jego słowach.*
*Mroczny znów się krzywo uśmiechnął* Byłaby to ciekawa odmiana... *Rzekł, choć tak naprawdę byłby to powrót do rutyny i czegoś co zdarzało się zazwyczaj i na co mroczny był najbardziej przygotowany. Każdej sytuacji jednak kiedyś trzeba doświadczyć - nawet takiej, gdy ofiara próbuje wyjść ze swej roli. Nie czekając jednak na jakąś odpowiedzieć ze strony człowiek mroczny podszedł do swego rumaka... Najwidoczniej propozycja spaceru tyczyła się tylko człowieka - elf miał zamiar towarzyszyć mu konno.*
*Spojrzał z lekkim wyrzutem na dosiadającego konia drowa. "A tam..." Machnął tylko nań ręką. Droga nie była jakoś nadzwyczajnie długa, a i biegać mu chyba nie każą. Wyjął po raz kolejny zza pleców swą lutnię i żeby umilić sobie wędrówkę począł coś po cichu brzdękać. Może przez ten czas faktycznie ułoży coś co mogło by spodobać się Pani Dworu?* Spróbujemy* Zamruczał w sam do siebie idąc nadal za koniem mrocznego.*
*I podróż w zadzie przebiegła gładko i bez zakłóceń. Mroczny na koniu utrzymywał powolne tempo tak by człek się nie zgubił gdzieś po drodze, a nawet by po prostu przebierając swymi nogami nadążał i był obok jeźdźca. Pobrzękiwanie zaś jakie wydawał bard swym instrumentem nie zainteresowało w tej chwili drowa na tyle by się wysilił na komentarz - choć pewnym było że słuchał - wszak wyjścia w tej chwili nie miał. Jednak fakt, iż nie "sugerował" by człowiek przerwał swe próby mógł wskazywać przynajmniej na tolerancję. I tak w końcu dotarli blisko całej posiadłości wjeżdżając w park ją otaczający... Wtedy dopiero mroczny się odezwał* Pamiętaj kim jesteś i nie pozwalaj sobie w związku z tym na zbyt wiele... *I cholera wie jak to należało rozumieć - jako dobrą radę czy groźbę? Jako ustosunkowanie się do tego, że bard jest specyficznie zaproszonym "gościem" czy może do stosunku drowa do rasy jaką prezentuje... Cholera wie...*
*Jakże bard mógłby zapomnieć o swych wspaniałych umiejętnościach. Bo przecież na pewno o to chodziło mrocznemu. Da z siebie wszystko gdy będzie miał grać, a z kobietami umie się obchodzić (tak przynajmniej uważał).* Będzie dobrze* upewnił grajek swego elfiego towarzysza. Przechadzka dobrze mu zrobiła. Rozprostował kości i mógł zastanowić się nad ta całą sytuacją. "Nie jest tak źle" Stwierdził wreszcie w myślach.*
*Drow odpowiedział tylko skinięciem głową, co miało znaczyć tyle że usłyszał i uznał za wystarczające słowa człowieka. Zresztą - jak zrobi coś głupiego to trzeba mu będzie przypomnieć o tym gdzie jego miejsce innymi metodami. I z tą myślą mroczny kierował się parkiem wprost na dziedziniec rezydencji... Bard winien podążać tuż obok.*

//Oki. Sesja doszła do momentu w którym przenosimy się do tematu --> Dziedziniec. Hortus, Twoje konto zostaje aktywowane. //