ďťż

Obmyta z grzechu twarz.

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Skryta za liściami drzew stojących w dużej odległości za rzeczką obserwowała moknącą okolicę uważnym spojrzeniem. Szukała czegoś? A może znalazła się tu przypadkowo? Kto to wie... Nie wyglądała szczególnie groźnie patrząc na jej podszywany płaszcz chroniący przed rzęsistym deszczem i na zwykłe, zielonkawe ubranie. Jedyna rzecz, która wyróżniała ja spośród tysięcy innych dziewcząt oprócz koloru skóry był pasek na którym mieściła się fiolka z miksturą, rzutka oraz dwa sztylety z czego jeden przepięknie zdobiony. Dziewczyna poruszała się na piechotę, o czym mogły świadczyć jej zniszczone, przemoczone buty oraz... brak konia! Spojrzała w górę. Słońce leniwie zbliżało się końca swej codziennej wędrówki, pozostawiając podróżnikom jeszcze trochę czasu i nadziei na rozbrykany promyk przebijający się przez chmury. Ruszyła naprzód, wymijając zebrane błoto, coby nie skończyć jak ostatnio. Konia, konia, dłoń za konia, choć to może zły przykład zważywszy, że lewej już nie miała. Nie była to jedyna szpecąca ją rzec, ale któż by się lubił nimi chwalić? Zapewne wadami nikt, ale jeśli o zalety chodzi... Wytatuowana twarz przedstawiała jakże dumnie dwa smoki na obydwu policzkach. Jeden - wychudzony, wyraźnie przegrywający; drugi - władczy, pewny swej siły... Przy każdym wymawianym słowie poruszały pyskami tocząc wyimaginowana walkę, czasem jakże współmierną z tym co kobieta mówiła. A ta... Powoli doszła do zebranej rzeki i idąc dalej jej brzegu kierowała się w stronę mostku.


*Droga na piechotę na pewno sprawiała, że dystans pokonywało się wolniej i trudniej. Tym bardziej, że deszcz nie chcił przestać padać - a przynajmniej nie za szybko. Mimo tych niedogodności jednak w końcu udało się dotrzeć do rzeczowego mostku, który był jedyną w zasięgu wzroku przeprawą przez rzekę. Ozywiście można było próbować też dostaćsię na drugi brzeg wpław, albo łudzić się, że znajdzie się brod - jednak po co? Po co gdy mostek był pusty i raczej nie wydawał się groźny w żadnym calu. Po drugiej zaś stronie rzeki... Tam gdzie dalej prowadziła droga następowało jej rozwidlenie - i odnoga, która odbijała od głównego traktu wiodła w bok. Z tej odległości nie sposób było jeszcze dokładnie określić gdzie. Można natomiast było zauważyć jakieś zabudowania bliżej rzeki... I mało tego... Majazczyło z nich nawet światło.*
Sięgnęła do tyłu po kaptur od płaszcza, naciągając go na swą szanowną główkę pokrytą warkoczykami. Psia ich chędożona mac, że akurat padać musiało! Powoli z wielkim zadowoleniem wkroczyła na mostek uznając tę chwilę jako odpoczynek od grzęźnięcia w błocie, na które zaraz potem przyszło jej wejść. Powinni trakty kamieniować do tego jeszcze za pieniądze króli, a co! Zeszła z drewna ponownie na mokrą trawę, rozglądając się po dwóch ścieżkach. Wybór był raczej prosty, podobnie jak słowa tamtej kobiety: miała szukać chatynki przy rzeczce, a nie przy trakcie. Uznając, że nie będzie bardziej moknąć ruszyła w kierunku domu w którym paliły się światła. Daleko, nie daleko droga jej się dłużyła niemiłosiernie.
-Jakby bliżej miasta nie mogliby zrobić siedziby. - Wymruczała pod nosem wielce oburzona tym, że w ogóle śmiali przywoływać ja w taka pogodę... Przez parę wcześniejszych lat, gdy jeszcze nie znała tego zapchlonego elfa taka pogoda była dla niej niczym, a ostatnio, wielka szlachcianka, przywykła do wygód, które miała nadzieję i tu dostrzec. na myśl o elfie mimowolnie z wyrazem wielkiej pogardy potarła policzek ze znaczkiem.
*O czym by o nie myślała każdy kolejny krok zbliżał ją do zabudowań. Zabudowań, które wyłaniając się stawały się pewną całością - a by uściślić formowały całe gospodarstwo. Gospodarstwo zajmujące pewną otoczoną płotem przestrzeń - w płocie w jednym miejscu naturalnie była brama, a za płotem dostrzec można było dwa budynki. Jeden to chata, z której komina ulatniał się dym, próbując znaleźć miejsce dla siebie między kroplami. W jednej z izb chaty paliło się światło. Drugim budynkiem była stojąca dalej stodoła, gdzie też majaczyła jakaś światłość... O mniejszym co prawda natężeniu, ale jednak. Na zewnątrz nie było nikogo, bo i kto o zdrowych zmysłach w taką pogodę wyłaziłby na dwór?*


Powoli zbliżając się do budynku sięgnęła do kieszeni spodnie, wyjmując małe piórko, jakby te miało by przepustką do lepszego świata. Nie podeszła od razu do bramy - to było zbyt proste, poza tym wiedziała jak pięknie może być przepołowione ciało przez jedno dobrze umiejscowione ostrze. Szybkim krokiem skierowała się wzdłuż płotu, zerkając na świecące się w stodole światło. Gościna godna pożałowania, choć kto by wyściubiał nos zza drzwi w taka pogodę prócz niej? Stanęła na palcach próbując dostrzec co jest w środku - a nóż widelec ktoś tam był. Stopy leciutko zagłębiły się w zimne błoto oblepiające jej nogi do kostki. Całe mokre spodnie kleiły się już do ciała powodując niemiłe mrowienie z zimna. Dobrze, że chociaż po płaszczu krople względnie spływały. Nie widząc, a może nie dostrzegając nikogo ponownie wróciła pod bramę, co zajęło jej kolejne minuty cennego życia. Krzywiąc się niezadowolona zawołała przez bramę.
- Tlu ghil foluss, dosib auflaque? - Jak ona dawno nie mówiła w tymże języku! Na powierzchni straciła wszelką naturalna biegłość jak i akcent, jednakże pamięć na szczęście jeszcze nie szwankowała tak mocno.
*Słowa kobiety przebiły się przez deszcz, bo i ten nie był przecież jakąś barierą nie do pokonania. Jednak czy dotarły do czyichś uszu to już trudniej rzecz... Tym bardziej, że nie było żadnej reakcji. Nikt nie odkrzyknął kobiecie... Nie poleciało nic w jej stronę... A nawet nie zaszczekał pies z kulawą nogą. Deszcz padał... Wiatr wiał... A bramka tak jak i drzwi chałupy pozostawały zamknięte... Co za się działo w środku tego drowka wiedzieć nie mogła.*
Jej zirytowanie osiągało coraz większy stopień, jednak nadal opanowana postanowiła przejąć sprawy we własne ręce. Najpierw spróbowała po prostu otworzyć bramkę, co w sumie było infantylną rzeczą, bynajmniej nie przebijającej tej, która nastąpiła tuz po niej. Gdy furtka się nie otworzyła, a z domu nikt nie wyszedł postanowiła działać. szyby rozbijać nie będzie - szkoda broni lub rzutki z trucizną; schylając się zagarnęła w dłonie nieco ziemi, formując z niej ładna kuleczkę. Jak się bawić to się bawić... Kulka zaraz potem została rzucona mocno w okna, a trzeba przyznać, że jak skrytobójczyni oko miała. Co prawda nie był to wyważony nóż, jednakże nie powinno sprawić jej to większych problemów. Wytarła ręce o furtkę, by czarny osad następnie o i tak brudne spodnie. Sylwetka po owym rzucie uspokoiła się - wszak nic się nie stało... Uniosła leciutko głowę do góry, rozejrzała się szukając sprawcy zdarzenia. A to pech - uciekł! Cofnęła się parę metrów w tył, jakby dla przestrogi.
*Czy to przez deszcz a może inne warunki atmosferyczne kulka nie doleciała do celu... Może po prostu szaruga jaka była na dworze sprawiła, że dystans między bramką a chatą wydawał się mniejszy niż był w rzeczywistości? Kto wie... Niemniej jednak odległość była na tyle spora, że rzucanie mijało się z celem - co innego jakby strzelać z łuku albo kuszy. Wszak od płoty do chatki ścieżka prowadziła prosto, ale trzeba było przejść obok stodoły a to dobre 18 - 20 metrów było. Także niestety znów nic...*

*Tymczasem jednak nadmienić warto co w samej chacie się działo... Otóż w pomieszczeniu w którym światło się świeciło a które było kuchnią znajdowały się dwie osoby i zajęte były sobą - tak jak im polecono. W drugiej natomiast izbie był jeszcze ktoś. Tam gdzie w oknie panował mrok przebywała trzecia osoba i ta dosłyszała jakieś zawodzenie z daleka a to z kolei na tyle ją zainteresowało by powoli zbliżyć się do okna i zlustrować to co się dzieje na zewnątrz. I osoba ta mogła dostrzec majaczącą sylwetkę przy bramie... Jednak czy zdołała zidentyfikować przybysza?*
A ona niemiłosiernie marzła. Ubranie ubraniem, ale ileż można?! Zerknęła w bok na płot jakby zastanawiając się nad możliwością przeskoczenia go - Głupie! Wszak to niby poważne ugrucoś było, trudno by nie strzegli własnej posiadłości. Skierowała się nieco w bok na trawę, jakby wierząc nadal w to, że buty nie przemokną do cna, a ona sama nie zachoruje w dwa dni. Rękę ponownie do spodni włożyła - pewność to podstawa jak to mawiają, a cierpliwość to cnota. Wyprostowała się napinając każdą partię swego ciała w sekundowej rytmice, myśląc o krwi rozprowadzającej ciepło po kończynach. Cieplej, ale i bardziej mokro... Żadnych odważnych czy idiotycznych kroków nie czyniła, znała się na rzeczy, nie warto było prowokować. Ostatnie czego chciała to rozłupana czaszka, czy, a tym bardziej rozchodząca się magiczna fala po ciele co zapewne wiązało się z częściową amagicznością.
*Czym by i nie było owo ugrucoś to nie zmienia to faktu, że zabudowania stojące przed kobieta były gospodarstwem rolnym. W deszczowej scenerii co prawda - co spowodowało, iż powstało wiele kałuż a gdzieniegdzie woda zbierała się w jakichś rowach - najpewniej wydrążonych przez częste przejazdy wozu z ładunkiem. Jednak dzień ten nie okazał się być parszywym do cna... Oto bowiem z nieba wody kapać poczęło coraz mniej... Deszcz ustawał - choć chmury cały czas zalegały niemiłosiernie niebo. Wiatr nie odpuścił i dalej dął, ale już nie rzucał żywym istotom w twarz mokrych kropel... I gdy już można było przejść do radowania się z tego faktu stało się coś jaszcze... Drzwi od chaty otworzyły się a wejściu zamajaczyła jakaś postać... Szybko wychodząc na zewnątrz i zamykając za sobą wejście... Niewysoka z narzuconym na głowę kapturem płaszcza... Sponiewieranego i brudnego choć z tej odległości tego widać może nie było... Stanęła zaraz za drzwiami i wyglądało na to, ze wpatrywała się w tą, która stała przy płocie.*
Radość objawiła się cichym prychnięciem pod nosem oznajmując wszem o wobec, że miała już dość czekania. Odgarnęła mokry, cieniutki warkoczyk wciskając go pod kaptur. Zerknęła wyczekująco w stronę drzwi, jednak nie ruszyła się z miejsca, jakby stanie na tym suchym i ciepłym (ha!) miejscu było najlepsza rzeczą pod słońcem. Ręce jedynie leciutko we wręcz niedostrzegalnym, delikatnym geście złożyła na chwilę informując o pokojowych (w miarę) zamiarach. Zlustrowała dokładnie jak na taka odległość postać przed drzwiami chwytając coś mocno w kieszeni - było widać zaciskająca się pięść przez spodnie. Broń? A może jakaś inna sztuczka, jakie ta lubiła wymyślać? Kto wie, kto wie...
*Co by to nie było postać która wylazła z chatki nie pozostałą dłużna... choć jej ruch był zauważalny - można powiedzieć wręcz iż sygnalizowany... Prawa ręka bowiem spoczęła w miejscu, gdzie powinna znajdować się rękojeść przytroczonego do pasa miecza. Na gest o braku "złych" zamiarów reakcją było skinienie głową... Postać, chwilę jeszcze przypatrywała się "gościowi" i dopiero po chwili ruszyła się z miejsca. Szła ścieżyną na wprost do bramki omijając przy tym co większe kałuże. Reka cały czas oparta na broni a druga skryta za połą płaszcza... Każdy kolejny krok zmniejszał dystans a wzrok od kobiety oderwał się tylko na chwilę, by spojrzeć w bok (akurat w momencie gdy postać przechodziło koło stodoły). Potem ślepia znów wróciły do pierwotnego celu. Gdy postać się zbliżała dało się już (mimo płaszcza) zauważyć budowę wskazującą na to, iż płeć tego oto stworzenia jest męska. Wzrost sugerować mógł też to, iż rasa jest bardzo podobna do tej jaką prezentowała niewiasta... A już na pewno mogła to potwierdzić barwa skóry (choć jedyną na tą chwilę odsłonięta częścią ciała była spoczywająca na rękojeści miecza ręka) nie do pomylenia z żadnym innym gatunkiem. Mężczyzna gdy zbliżył się na jakieś 5 - 7 metrów do bramki zatrzymał się i... czekał.*
Dokładnie przyglądała się osobistości zmierzającej do niej na przekór deszczu, kałuż, zimna i wiatru. Cóż za odwaga, cóż za... ręka na mieczu. A jednak byli ostrożni, dobrze to o nich świadczyło, gdyby nie to, że postać była sama. Sama na zewnątrz, kto wie ile jeszcze par oczu obserwowało ja od długiej chwili czekania na jego szanowną osobę. Zlustrowała jego odzienie, jakby nie wiedząc czego się po nim spodziewać jak i zorientować się w stopniu przez niego dzierżonym. Zapewne niższym, ale nauczyła się już trzymać język za zębami, gdy wymagała tego sytuacja - nie wiadomo kto nad kim stoi a to już był wystarczający powód. Zrobiła krok do przodu starając się nie zapaść w błoto podeszła do bramy reki z kieszeni wyciągając pióro przypominające lisi ogon o bardziej intensywnej barwie czerwieni.
-Powiadali, że przy rzeczce, jak się z lasu jechać będzie, przy gałęzi jednej drogi stoi chatka pełna trwogi, a na dowód słów swych krętych, pióro dali dla zachęty.
Widać nadal grała w grę słowną, którą czerwonowłosa zaczęła.
*Mężczyzna oprócz znoszonego i zmęczonego swym żywotem płaszcza miał tez ciemne (lecz nie czarne) skórzane spodnie, wysokie buty do jazdy konnej a pod płaszczem co można było zauważyć przez niewielką szparę jaką zrobiły między sobą jego poły dało się dostrzec skórznię - o dziwo niemal idealnie czystą i zalatująca nowością - ale może to tylko złudzenie? Osobnik przeniósł wzrok na pióro, jakie wyciągnęła niewiasta i lekko przechylił głową w lewo nadając swej postawie dość ciekawy wyraz. Wysłuchał też wypowiedzi - a jakże, lecz przypominała ona bełkot, jakim ludzkie matki raczą swe dzieci opowiadając bajki o niestworzonych rzeczach... Z tą różnicą, że tu większość elementów nie była jednak niestworzona... Zakapturzony westchnął mocno w myślach pozwalając sobie przeklnąć pewną Czerwonowłosą i jej metody. Poruszył się do przodu i już bez wątpienia można było osądzić, iż ma się do czynienia z mrocznym elfem. Im bowiem odległość malała tym jego twarz była coraz bardziej widoczna. Ostre rysy, wyraźna linia szczęki, charakterystyczny nos, białe włosy puszczone gdzieś w tył na plecy i coś na kształt blizny na lewym poliku. Drow podszedł do furtki o zdjąwszy rękę z miecza sięgnął do zawiasa na jakim był zamocowany haczyk blokujący wejście... Po chwili furtka stała otworem* I czego oczekujesz? *Padło pytanie gdy cofał się o krok by przejście wolnym było... Głos miał dość twardy i chłodny. Ale specjalnej wrogości w tonacji próżno by się było doszukiwać.*
Początkowo stała w miejscu obliczając pewne prawdopodobieństwa, które wyszły na jej korzyść. Powoli przestąpiła kilka kroków do przodu spoglądając na zawias od bramy właśnie unoszony przez dłoń drowa. Piórko na powrót do kieszeni schowała traktując je jak broń, albo tarczę - bo skoro bez niczego drzwi przed nią otwierają na taki znak to czerwonowłosa musi być kimś znaczącym. Przestąpiła przez linię dzieląca podwórze z resztą świata, by zrobić jeszcze dwa kroki i odwrócić się w kierunku interesującego samca. Obdarzyła go beznamiętnym spojrzeniem po czym stwierdzając, że męczyć się już nie będzie machnęła leciutko obleczonym w metal kikutem, jakby to coś miało tłumaczyć.
- Na chwilę obecną oczekuje ciepłej strawy, płonącego drewna w kominku i suchego miejsca gdzie nie ma błota ani nie pada. Chyba niezbyt wiele...
Jej zaś ton był dosyć ciekawy. Ni to spolegliwy, ni władczy, ale na pewno nienależący do ciekawych. Suche słowa bez cienia emocji czy głębszej barwy. Tak mówią niewolnicy, którym wszystko jedno, zabójcy lub istoty wyjątkowo łączące obydwie cechy. Kobieta w tym czasie przekręciła głowę spoglądając na chatkę jakby z nadzieja ujrzenia jej od środka. Ciągłe napinanie mięśni i psychiczne ogrzewanie ciała było również męczące jak i dalece niekomfortowe w tejże sytuacji.
*Drow zaś przyglądał się kobiecie, która przybyła w gościnę... Notował widoczne szczegóły, oceniał, a może i nawet wyrabiał sobie zdanie na podstawie tak zwanego pierwszego wrażenia... Cholera wie. Na słowa drowki skinął nieznacznie głową.* Tyle możesz otrzymać z racji przedmiotu jaki masz ze sobą... *Prosta odpowiedź, bo wiadomo że chodziło o pióro... Ton również zwyczajny... bez jakichś podtekstów - rzecz by można nawet, że słowa te zwerbalizowane były w rutynowym stylu. Może ów samiec miał stały etat jako oddźwierny i przyjmujący "gości" w chacie a wcześniej po prostu z lenistwa i chęci niemoknięcia skrył się w środku? No... Z obecnej tu dwójki wiedział to tylko on tak na pewno. Niemniej uwadze osobnika nie umknęło też to czym machnęło kobieta. Kikut w miejscu gdzie powinna być dłoń w kategoriach jakiejkolwiek hierarchii jaka się w umyśle samca mogła przez lata jego życia skrystalizować sprawiał umiejscowienie w dolnych kategoriach. Dość konserwatywne podejście o eliminacji słabych i nieprzydatnych w jego umyślę wciąż funkcjonowało... Ale prócz zmrużenia oczu i o sekundę czy dwie dłuższego zawieszenia wzroku na zwieńczeniu tej kończyny nie dał po sobie poznać. Gdy zaś zakończył jakie takie oględziny zdobył się na ruch ręką dłonią wskazując na dróżkę (z kałużami, żeby nie było) wiodącą do chatki.* Jak to się mówi... Panie przodem... *Pozwolił sobie na ten ludzki gest kultury, nie bez satysfakcji zresztą.*
Cóż miała zrobić jak nie ruszyć dość sprężystym i szybkim krokiem w stronę chatki, która od parunastu chwil błąkała się w jej umyśle jako obiekt westchnięć? Zdejmując z głowy kaptur pozwoliła opaść warkoczykom na jedną stronę głowy - druga po części pozostawała łysa z milimetrowa białą szczecinką. Upewniła się jeszcze spojrzeniem za siebie, jakby dla ostrożności - co prawda drow miał ją jak na talerzu przed paroma minutami, ale co się w jego głowie kryło tego pewna być nie mogła. Cóż, pozostawmy jednak domniemania królewskiej służbie - ona tutaj była gościem, a co za tym idzie oczekiwała dość dużych ustępstw a przynajmniej porządnej gościny jaka niby oferowali. I jak to szło? Perły, kamienie, czy inne mienie? A może jakoś inaczej? Ah, kto by zapamiętał gadkę jakieś wpół zdrowej psychicznie drowki? Stanęła przy drzwiach oczekując od samca, że ten je przed nią otworzy.
*I w zasadzie przejście do samej chatki przebiegło bez żadnych atrakcji. Nie było wkładania sztyletu w plecy, łapania za ubranie i obezwładniania a nawet robienia głupich min za plecami... Nie, nic z tych rzeczy. Jednak gdy już oboje znaleźli się przy chatce to coś samcowi nie śpieszno było by podejść do drzwi i je otworzyć zapraszając tym samym kobietę do środka. On się bowiem zatrzymał... Chwilę patrzył na kobietę i widząc, że ta czeka (w jego mniemaniu) nie wiadomo na co rzekł* Jest otwarte... Izba po prawej... *I o ile pierwsze słowa były raczej jasne to co do drugich należało już się domyślić, że mrocznemu chodzi o to by po wejściu z przedsionka skierować się na prawo do izby a nie na lewo do kuchni.*
Wyciągnęła przed siebie dłoń z kościstymi palcami, kładąc ją na drewnianych drzwiach chatki. Pchnęła mocno, pewnie, otwierając drzwi przez chwile jeszcze myśląc nad czymś. Czy warto było tu przychodzić? Cóz może dostać? A co ofiarować? Zerknęła jeszcze raz szybko za siebie, na drowa. Była nader milcząca, więc jeno skinęła głowa na znak, że zrozumiała... polecenie? Propozycje? A może miłą - hah, śmieszne! "Miłą!" Przekroczyła próg domu odczuwając na swej zziębniętej skórze podwyższenie się temperatury, choćby minimalnie po czym rozglądając się zapewne po sienie swe wyniosłe kroki skierowała na prawo, do izby jak mawiał drow. Cóż, nic ciekawego nie dostrzegła, a może i nie miała zamiaru dostrzegać, bynajmniej warunki takie jak na nią całkowicie ją usatysfakcjonowały. Podłoga, ściany, dach, ciepło - czego można jeszcze chcieć? paska z bioder z broniami nie ściągnęła, tylko głupcy rozstają się z bronią zawsze powiadali a ona dostosowywała się do tych słów w końcu traktując to jak niepisane prawo.
- Dostanę strawy w miarę szybko, czy będę na nią musiała dłużej poczekać?
Malutka aluzja co do dworu czyżby przemknęła przez jej słowa? Gdzie tam, ton ni na jotę się nie zmienił podobnie jak znudzony już wzrok. Starała nie dawać po sobie poznać, że w sumie nie wie co ma robić.
*Bo w zasadzie na co zwracać tu można było uwagę? Abstrahując już od faktu, że w tym pomieszczeniu było po prostu ciemno to i tak nic niezwykłego tu nie było. Całkowicie zwyczajne wyposażenie ludzkiej wiejskiej chaty. Dwa regały, stół, ława i krzesła.. Gdzieś dalej w cieniu jakieś łóżko i szafa... Na ławie leżała mokra i brudna zbroja kolcza. Temperatura w środku, rzeczywiście była kojąca w porównaniu z tym, co działo się na zewnątrz - a wszystko za sprawą pieca jaki był rozpalony w pomieszczeniu obok. Mężczyzna wszedł do środka za kobietą i zatrzymał się krok za progiem. Obserwował gościa a gdy usłyszał pytanie skrzywił się lekko... Choć może to miał być uśmiech? Nie odpowiedział od razu drowce - pierw krzyknął za siebie* Kobieto! Przynieś strawę! Coś ciepłego! *Polecenie wydane na tyle głośno, że ta do której było skierowane winna usłyszeć... I dopiero teraz mroczny zrobił krok do przodu, kierując się do ławy.* Nie ja jestem tu kucharzem, toteż nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie... *Ton był ciągle neutralny, formalny i obwieszczający najoczywistszą oczywistość mówiąc kolokwialnie. Po tym zaś stwierdzeniu pojawił się gest - ręka wskazała na krzesło przy stole a dłoń wykonała zapraszający gest.*
* Zlustrowała pokój w ciemności... Nic ciekawego, liczyła na coś bardziej ekstrawaganckiego, niezwykłego, a co najważniejsze - bogatego. Prychnęła cichutko pod nosem, jakby warunki w których ja przywitał ani trochę jej nie odpowiadały jednak poza owym cichym prychnięciem nic nie wskazywało na jej stan. Przestąpiła kilkanaście kroków do przodu, coby po drodze zlustrować zbroję ściągając przy tym mokry płaszcz z siebie i odrzucając go tuż obok niej. Pod płaszczem ukazało się lniane, zielonkawe ubranie - nic ciekawego, nic biednego, ale też i nie bogatego. Oszczędność jest ważna, szczególnie, kiedy większość dorobku przechodzi na mikstury i nowe "zabawki". Usiadła wolno na krześle, jednak zdziwiony byłby ten, kto by szukał w tym ruchu jakieś gracji czy kobiecości. Ot - męskie, proste siad.Powoli położyła ręce na stole, tracąc wszelkie podejrzenia z tych większych - wszak komu by się chciało krew podłogi zmywać? Rozluźniła mięśnie rak i ud, powoli malując na swej twarzy uśmiech zrodzony z leciutkiego uniesienia kącików ust do góry. Zastanawiała się, czy samiec będzie zadawał jej pytania, co sądząc po jego gestach, było bardzo prawdopodobne i niezbyt korzystne jak dla niej, jeśli dostrzeże to co zwykle starała się ukryć.
//Na początku chciałbym wprowadzić małe sprostowanie. Otóż trochę wybiegłem za bardzo w przyszłość opisując układ pomieszczeń w chatce i okazało się, że jest odmienny od wizji autorki tego domostwa. Zatem Eiri, przyjmijmy iż od wejście nie skierowaliśmy się w prawo tylko prosto - bo tam właśnie w finalnym projekcie znajduje się izba. Wybaczcie zamieszanie i mam nadzieję, że dalej już unikniemy tego typu problemów... //

*Drow zaś dotarł do ławy i również ściągnął z siebie płaszcz... Gdyby w izbie było zapalone światło to dopiero teraz można by było dokładniej się przyjrzeć jego twarzy i ogólnie jemu całemu, jednak półmrok uniemożliwiał dokładną analizę. Drow zasiadł na ławie, obok leżącej tam zbroi i przyglądał się mrocznej elfce... I w zasadzie jej podejrzenia były w stu procentach słuszne... Mroczny miał zamiar pytać... Bo raczej nie zwykł gościć i uprzejmie traktować każdego kto się tu zjawia i machnie czerwonym piórem.* Jaki jest cel Twego przybycia? *Pytanie proste i lekkie na początek... Zadając je ręce splótł na brzuchu już siedząc.*
* Spodziewała się tego. Pytania, pytania i pytania, każda istota humanoidalna lubiła wiedzieć wszystko o wszystkim a jej wystarczał świstek papieru z nazwiskiem. Świat schodzi na psy. *
- Ze słów wynikało, że oferujecie całkiem dobre wynagrodzenie... Była mowa o perłach, kamieniach i złocie - któż by się nie skusił? A jeśli szukasz jakiegoś głębszego celu to możesz powiedzieć tym "nad". że nowym w mieście zbyt łatwo na rynek wkupić się nie jest. Szczególnie na ten.
Podkreśliła znacząco ostatnio słowa, jakby chcąc się upewnić, że drow wszystko zanotował w swej świadomości. Szczególnie fakt o kamieniach i złocie, bo ten był dla niej najważniejszy wszak. Zerknęła w stronę drzwi wyczekująco.
- Mam odpowiadać na głodnego? Nie wiem, czy to wytrzymam, a chyba nie chcielibyście tu trupa mieć do tego, który umarł śmiercią głodową.
*Mroczny przewrócił oczami gdy ostanie słowo wypowiedziane przez mroczną elfkę doszło jego uszu. Perły, kamienie, złoto i żarcie... Jakby cały świat się tylko wokół tego kręcił... Choć po prawdzie dla wielu rzeczywiście tak było... Niemniej jednak odpowiadać zaczął od końca, notując jednak to co sam uznał za znaczące w całej tej jak i poprzedniej wypowiedzi.* Wiesz, mamy pewne doświadczenie w radzeniu sobie z... *Tu chwila przerwy* ...trupami. Nawet tymi zagłodzonymi. *Ot drobny żarcik, przynajmniej w mniemaniu mrocznego. Wykaż się cierpliwością... *Już trochę na poważniej dodał... Wszak on już wspominał, że nie jest tu odpowiedzialny za pichcenie żarła.* Co zaś do rzeczy bardziej istotnych to te całe złoto, kamienie i co to tam jeszcze miało być dlaczego by miały przypaść komuś takiemu jak Ty? *W pytaniu zawarta lekką nutkę powątpiewania... Bo i prawdę mówiąc owe pierwsze wrażenie jakie wywarła na drowie dziewoja raczej nie było zbyt wysokie.*
*Z sieni dobiegł jakiś dźwięk. Coś jak otwieranie drzwi a potem szuranie stopami o kamienną posadzę. Kolejną rzeczą było pukanie w drzwi pomieszczenia, w którym się znajdowali. Ktoś zdecydowanie miał chęć wejść do środka, nie zamierzał jednak czynić tego bez pozwolenia. A wiadomo co to tym czaronoskórym elfom do głowy przyjdzie?*
Roześmiała się sztucznie, wręcz wymuszenie. Wlepiła w niego swe oczy nadal bez żadnego uczucia - powoli ją irytował - jego ton, jego mimika, a do tego te bzdurne nic nie wnoszące pytania.
- Dobrze słyszeć, będę je miała gdzie sprowadzać. - rzuciła od niechcenia w przerwie jego jednozdaniowego monologu. Rozejrzała się ponownie po izbie.
- Pytasz, dlaczego ma mi to przypaść właśnie mnie? Bo za nie umiałabym lepiej urządzić dom niz wy wszyscy razem wzięci, ale jak to mówią: na poważnie. Nie jestem tu, by bawić samą siebie... Nie mam jeszcze wyrobionej opinii w mieście, nikt mnie nie zna, nikt mnie nie widział prawie : czysta karta. Obecnie wślizgnę się prawie wszędzie bez zbędnych przekupstw czy innych niepotrzebnych chwytów. Potrafię również dosyć skutecznie zatruwać jadło - taka ma praca przeszła więc czemu nie teraźniejsza? Wiele chyba w zamian nie oczekuję? - Przeniosła spojrzenie na drzwi.
- Możesz się wytargować do złota i ciepłego pomieszczenia - perły i kamienie zbyt praktycznie nie są - Rzuciła jakby na odczepkę, czekając aż wpuści czekającą za drzwiami istotę do środka. Jak ona nie miała myśleć o jedzeniu jak od wczoraj nie jadła!
O ile sama do nich nie dołączysz... *Odgryzł się w miarę szybko, tym swoim powalającym poczuciem humoru... Ale jakby nie patrzeć to nie on wspominał o umieraniu z głodu. Niemniej jednak fakt, że kobieta z posiłkiem czeka tuż za drzwiami i tylko gdy on ja zawoła wejdzie był bardzo miłą sytuacją. Ciekawiło bowiem drowa jak długo jeszcze z tą świadomością jego rozmówczyni wytrzyma. Oczywiście już wiadomym było, ze wzorcowe wychowanie w społeczeństwie matriarchatu poszło w las, bo samiec w żaden sposób nie odnosił się do kobiety jak przystało. Ale może on nie wyznawał tych zasad? Może nie uznawał Bogini? Cholera wie... Niemniej jednak na argumenty odpowiedział wprost* Do infiltracji tego ludzkiego miasta można łatwo nająć ludzi... Do prostych czynności i kreciej roboty nadają się nad wyraz dobrze... Nie niesiesz ze sobą niczego co podnosiłoby Twoją wartość... *Bo i właśnie to kobieta potwierdziła, miała czystą kartę - czyli nie miała żadnej pozycji, nawet tu na powierzchni. A w słowniku drowa pojęcie "pozycji" jest bardzo wysoko.* Do tego... Jesteś... Wybrakowana... *Rzucił wprost, bez ogródek nawiązując do braku dłoni. Wszak w jego mniemaniu, jak i setek innych mrocznych z jego dawnej ojczyzny jednostka tak bardzo uszkodzona staje się bezużyteczna* Naprawdę sądzisz, że możemy mieć z Ciebie pożytek? *Zakończył pytaniem, podszytym zwątpieniem... I dopiero po tej partii słów rzucił w kierunku drzwi* Wejść!
Przemilczała kwestię trupa uznając ją za rozwiązaną; z przyjemnością by się do jakiegoś przytuliła... Trupy swoiście przyciągały swym brakiem wszystkiego, a w szczególności życia, którego niezbyt lubiła. Chwilę wpatrywała się w jeden punkt, jakby zamyślona nad czymś dogłębnie, bynajmniej nie nad sprawami obecnymi. Lubiła wybiegać w przyszłość albo wracać w przeszłość - uspokajało ją to i odstresowało; paradoksalnie. Powoli jakby z lubością wystawiła swą lewą rękę z metalem nad prawą podziwiając oczy drowa, czyżby bawiła się tym? Widać głęboko musiała wierzyć, że ta ręka nie jest taka zła.
- Wybrakowani są Ci, którzy nie mają nogi, a nie Ci, którzy mają mocniejsza "pięść" i tarczę w jednym. Okuciem tym zajmował się jeden z lepszych krasnoludów w krainie niedaleko stąd - nie łatwo ją wgnieść ale ona łatwo wgniata szczękę w czaszkę.
Ton jej głosu zmienił się. Stał się ostrzejszy, bardziej syczący i... zadowolony.
- Twoje ostrze ześlizgnęło by się z niego tuż po ciosie, albo odbiło w bok, jeśli nie byłbyś wyjątkowo dobrym szermierzem. Zastanów się lepiej nad swymi słowami i dopiero potem doceń konieczność a praktyczność.
O historii straty nie miała zamiaru pisnąć ani słówka, nie była to jego sprawa. Nawet jeśli byłby pierwszym podwładnym swej Matki. Powoli uniosła się z krzesła.
- Jednak skoro wolicie najmować ludzi zamiast nawet "wybrakowanych" - słowo te jakże podkreślone zostało z soczystym zadowoleniem. Widać musiała się nim przez chwilę rozkoszować, dziwne upodobania miała. - pobratymców to nie mam czego tutaj szukać. Smacznego życzę.
Leciutko zaśmiała się pod nosem.
*Teraz to drow się zaśmiał... Głośno i rzec by nawet można, ze perliście... Nie wstał co prawda a cała historię o stalowym kikucie uznał, za dobrą i zabawną historyjkę. Już nie chodziło o to, że sprawna kończyna z prawdziwą tarczą albo drugim orężem przewyższała bez dwóch zdań unieruchomione i statyczne zwieńczenie ręki... Ale po prostu to bronienie swego jestestwa... I swej przydatności mimo ubytku... To było doprawdy interesujące. Widząc jednak gest, jaki na samym końcu swego przemówienia wykonała kobieta, a zaraz potem jej słowa sprawiły, że zakończył swą uciechę. Wlepił ślepia w kobietę i mruknął w jej stronę.* I powiedz mi jeszcze, że liczysz na to, iż ot tak sobie wyjdziesz... *Tu już było widać pewne szyderstwo... A kto wie... Może mroczny miał zamiar sprawdzić, czy jest na tyle dobrym szermierzem?*
- Mówisz coś o wychodzeniu? Ja na razie chcę wziąć swoją gwarantowaną korzyść, jak to prawicie.
Nie była taka głupia, najpierw zje! Poza tym aż za dobrze doceniała "Strażnika bramy", by wyjść i zaraz zostać pokrojona na kawałki. Już ona ich znała takich zbyt dumnych osobników. Powoli podeszła do drzwi, otwierając je, chcąc sprawdzić kto stoi za nimi. Upewniając się wróciła na miejsce, jakby we własnym domu właśnie kawę przygotowywała. Wyjątkowo irytujące babsko, a i tak jeszcze nie zaczęło bezczelnie odpowiadać na pytania.
- A teraz łaskawie nie popsuj mi tej pięknej chwili, którą psujesz od jakiegoś czasu i uświadom sobie, że to nie wy macie mieć ode mnie korzyści, które i tak jakieś przyjdą, tylko ja od was. Ja swój mogę zaoferować, a co ważne za odpowiedni mieszek zrobię większość rzeczy, które będą przyjemne. A w niezbyt pochlebnym świetle was stawia fakt przekupywania marnych naziemców, przebijając nawet mą dłoń. Ciekawa jestem ilu z nich musieliście zabić, gdy źle wykonał polecenia, albo uciekł?
Ponownie ją znudził. A zaczynało być choć troszeczkę ciekawiej,
*Drowka otworzywszy drzwi mogła przez chwilę podziwiać naziemną kobietę. I to nie byle jaką kobietę! Ta była bowiem i garbata i chroma i nawet według kanonów swej rasy nie grzeszyła urodą. Możnaby rzec, iż była idealnie brzydka. Trzymała ona tacę, na której znajdowała się waza, miska, łyżka, ćwiartka bochenka, karafka i kielich. W karafce była czysta woda a w wazie potrawka zawierająca tak kawałki mięsa jak i kartofle. Nie było to może jakieś specjalne danie przygotowane dla delikatnego podniebienia arystokracji. Nie. Ono miało być pożywne i sycące. Garbuska nieco powłócząc noga wkroczyła do pomieszczenia. W stronę drowa wykonała całkiem zgrabny (jak na jej możliwości oczywiście) ukłon. Na mroczną nawet nie spojrzała. Szła prosto w kierunku stolika aby na nim zostawić tacę.*
*Drow zaś powitał wchodzącą ludzką kobietę jedynie spojrzeniem... Które rzecz jasna zaraz potem wróciło do drowki. Jak się okazało, nie miał do czynienia z kompletną idiotka, która ze swą dumą miała zamiar obnosić się wszem i wobec - a to już pewien krok w dobrą stronę.* Otrzymasz tyle, ile warta będzie Twa... praca... *Choć korciło go by użyć słowa służba.* A ta się na pewnie dla kogoś takiego jak Ty również znajdzie... Bo jak sama widzisz... *Tu wskazał na stawiającą tacę kobiecinę* ...każdy w jakiś sposób może być przydatny. *Choć raczej do roli służby drowki nie miał zamiaru wykorzystywać.* Na początek otrzymasz jeszcze... *Bo jakby nie patrzeć strawę i ogrzanie się mroczny już zaliczył w poczet zapłaty* ...zakwaterowanie. Później zaś... *najpewniej po owym zakwaterowaniu* ...sprawdzimy na co naprawdę Cię stać. *Zakończył całkowicie ignorując poruszony wątek o ludzkich najemnikach... Najwyraźniej nie przejął się też "prośbą" o nie psucia jej chwili... Chociaż, na sam koniec wykonał jeszcze gest w stronę rozkładanego posiłku i rzucił* A teraz jedz...
Nie odpowiedziała, zbyt pochłonął ją widok talerza ze strawą. Nalewając strawy do miski wzięła łyżkę powoli zaczynając jeść. Sama nie była przyzwyczajona do arystokratycznych potraw - ta byla dla niej jedną z lepiej przyrządzonych. jadła dosyć kulturalnie; nie chlipała, nie mlaskała, chociaż tyle zdążyła się nauczyć, a to już coś. Odkładając na bok łyżkę chwyciła chleb, przegryzając nim zjedzoną już połowicznie zupę, zaraz potem do niej wracając. Czynność powtórzyła kilka razy, ignorując siedzącego przed nią drowa. Gdy zjadła uniosła głowę, uśmiechając się leciutko.
- Teraz możemy przejść do konkretów. Zakwaterowaniem nie pogardzę, aczkolwiek nie spodziewałam się aż takiej gościny, rzeczy ze sobą nie wzięłam prawie żadnych. Będziesz musiał więc znieść to, że będę musiała po nie w najbliższym czasie wrócić. Co zaś do sprawdzenia moich umiejętności - nie szkolę się w walce wręcz, co zapewne masz na myśli, aczkolwiek chętnie zatruję Ci...
Cholera jasna! Że też nie pomyślała o tym od razu. Zerknęła na sekundę w dół na talerz, jakby dopiero teraz zrozumiawszy swój podstawowy błąd. Trudno, zapewne nic tam nie było. Otrząsnęła się, ruch prawie że nie wyczuwalny, ale jednak istniejący.
- ... jedzenie przy najbliższej okazji.
*Mroczny wyszczerzył się w uśmiechu... Bardzo złośliwym i trochę szydzącym. Oczywiście bowiem, że w zupie nic nie było, ale jak na kogoś kto się podaje za truciciela to drowka popełniła dużą gafę. Czyżby zatem słowa były tylko rzucane na wiatr.* Oczywiście... *Skomentował jedynie, choć miał w pamięci przechwalanie się z przed paru chwil o tym jak to jej kikut doskonale blokuje i zbija ostrza... To też miał nadzieję, nie były puste słowa. Ale na wszystko przyjdzie czas. mroczny postanowił jednak jeszcze nawiązać co do poruszonego tematu rzeczy osobistych.* No i jak dla mnie, to możesz paradować i nago... *Stwierdzenie dość proste i nieskomplikowane, i raczej sugerujące, że w najbliższym czasie kobieta nigdzie się nie wybierze.
Nic, zimna jak głaz. Chyba jego śmiech tak pięknie wyuczony nie robił na niej najmniejszego wrażenia. Odstawiła od siebie nieco dalej naczynia, opierając się wygodniej. Przechylając leciutko w dziecięcym geście główkę w lewą stronę spojrzała na niego.
- Jeszcze jakieś zbędne pytania?
Uniosła brwi do góry. Ciepło przyjemnie rozlało się po jej ciele a jej samej leciutko poprawił się humor.
*Poprawił się czy też i nie to to co miało zostać powiedziane już zostało. Cała reszta dopiero nastąpi ale nie tu.* Teraz to wszystko, na resztę przyjdzie czas... *Odparł wprost podnosząc się ze swego miejsca równocześnie* Zatem racz wstać... Wyjeżdżamy.* *Dodał jeszcze patrząc w jej stronę a po tych słowach sięgnął po leżącą zbroją, ułożył ją sobie przerzuconą na przedramieniu (najwidoczniej chciał ją zabrać ze sobą) a wolną ręką wskazał na drzwi*
*Drzwi zaś właśnie zamykały się za garbuską, która z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku oddalała się do swego miejsca pracy, czyli kuchni. I wbrew obawom drowki ludzka kobieta nie zatruła pożywienia. Nie żeby nie była zdolna do takiego czynu... Ot po prostu nikt jej nie polecił.*
Więc wstała z miejsca łaskawie nie komentując tej nieoczekiwanej podróży. Wzięła swój mokry płaszcz z siedzenia tuz obok, miętosząc go w ręce - nie uśmiechało jej się ubieranie go z powrotem.
-Jak daleko jedziemy?
Uniosła brwi, kierując się do wyjścia.
Ot zaledwie kilkaset metrów... *Mruknął niezobowiązująco. Bo i tak naprawdę jego odpowiedź była bardzo ogólnikowa, biorąc pod uwagę fakt, że odległość stąd do ich celu wynosiła około 4 - 5 kilometrów. Jednak drow nie miał zamiaru wdawać się w szczegóły ani tez marnować więcej czasu na paplaninę. Wyszedł do przedsionka i otworzył drzwi na zewnątrz.*
Cóż, skoro więc podróż długa nie będzie to chwyciła pewniej płąszcz w dłoń nie zamierzając go ubrać. Zresztą... O wiele zimniej i tak by jej było w nim niż bez niego. Gdy samiec otworzył przed nią drzwi wyszła, wymijając pierwsze kałuże - rzeczywiście mogła wziąć od razu ubranie na przebranie; jak mogła się łudzić, że pozwolą jej wrócić jeszcze po tylu słowach z których ledwie połowa prawdą była? Zarzuciła jednak płaszcz na plecy, coby nie musieć go ciągle trzymać. Spojrzała za siebie, jakby oczekując konia, czy chociaz osła do jazdy. Ani tym anitym by nie pogardziła w tej sytuacji.
*On wyszedł za nią, zamykając za sobą drzwi i pozostawiając domostwo za sobą. Na zewnątrz deszcz ustał już całkowicie choć niebo wciąż jeszcze było zachmurzone a wiatr dawał o sobie znać. Drow spojrzał w niebo i dopiero potem na swą najnowszą towarzyszkę.* Gdzie Twój koń? *Zapytał i czekając na odpowiedź spojrzał w kierunku pozostałych zabudowań. Po swojego konia, który został przed deszcze najwidoczniej odprowadzony do stajni musiał się tam właśnie wybrać.*
Niespostrzegawczy był bardziej od niej samej. Na samą myśl o tym uniosła leciutko kąciki ust do góry prezentując ładny grymas.
- Uciekł najwidoczniej. Zapomniałam go przywiązać licząc na kogoś kto to zrobi.
Nutki, która wskazywała by na barwność jej głosu nijak nie można było się doszukać. Ot, zwykłe stwierdzenie wypowiedziane najbardziej bezuczuciowym tonem. Zerknęła na niego oczekująco.
- Mam nadzieję, ze macie zapasowego wierzchowca, liczę na jakieś wynagrodzenie mej wielkiej starty. Nie jeździłam na byle wałachu od wieśniaka.
*Cóż, prawda była taka że spodziewał się iż zostawiła swój środek transportu gdzieś dalej, bo specyficznym sposobem nękania się byłaby podróż stąd z miasta pieszo. No ale co kto lubi. Odpowiedział jej jedynie krzywym spojrzeniem, które zaraz przeniósł dalej. Dostrzegł bowiem jakieś ruchy przy stodole i innych zabudowaniach gospodarczych. Wyczekał tylko na odpowiedni moment i gwizdnął tak, by usłyszał go ktoś, kto najwidoczniej robił tu za stajennego. Gdy młodzian - ludzki do tego zobaczył kto wydał taki a nie inny zna od razu ruszył w stronę stajni. Mijając po drodze całą resztę, która również się w jej pobliżu krzątała i szykowała wyprawkę komu innemu. Mroczny zaś po uczynieniu tego stracił zainteresowanie chłopaczkiem i odparł kobiecie znów na nią patrząc - tym razem jakby pogodniej, a może weselej* Obawiam się, że w tej chwili nie mamy rezerwowych koni. A co za tym idzie... *Nie dokończył, bo liczył na to, że kobieta się domyśli*
//Ech... Ja rozumiem, że różni ludzie różną mogą mieć dostępność do internetu, ale sesja nam stanęła w miejscu. I niestety jeden post na 3-5 dni to trochę mało. Eiri, bardzo proszę o trochę większą aktywność, bowiem inaczej będą problemy z dokończeniem tej sesji.//
Wzrok jej spoczął na budynkach przy gospodarczych zaciągnięty tam przez jego spojrzenie. Wcześniej miała możliwość oglądania ich zza płotu, nieco bliżej, aczkolwiek nic szczególnego w nich jej nie zainteresowało. Teraz niedostrzegalnie uniosła lewą brew widząc ruch - przez myśl przebiegło jej ironiczne pytanie ile czasu spędzają na tresowanie "ludziów"-psów. Chyba niedługo sądząc po wyglądzie młodziaka oraz zapale z którym przychodził. Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem gdy podszedł nieco bliżej. Niewolnik... Gardziła nimi bardziej niż innymi rasami, włączając w to elfy.
- Nie martw się, będę jechała wolno.
Widać kobieta miała już swój świat w którym się pogrążyła. W tej wyimaginowanej rzeczywistości to ona jechała na koniu, a on? Nie miała pojęcia co z nim, równie dobrze mógł biec za nią.
- Nie macie tutaj nawet zwykłych kuców?
*Nie oderwał od niej wzroku a jedynie mrugnął słysząc jej słowa. W odpowiedzi zaśmiał się jedynie uznając wypowiedź kobiety za dobry żart. Na drugie pytanie zwlekał z odpowiedzią aż do momentu gdy jeden z tych ludzkich niewolników (choć sam zainteresowany określałby się najpewniej pracownikiem - przynajmniej do czasu gdy nie zostałoby mu to wyjaśnione w dość brutalny sposób. Jednak takie formy następowały dopiero w momencie nieposłuszeństwa albo niewykonania właściwie poleceń - oczywiście miało to swoje powody i przesłanki) nie wyłonił się ze stajni prowadzać osiodłanego wierzchowca.* A kuc to nie koń? *Odparł pytaniem nawiązując do tego, że już wcześniej mówił, iż więcej koni nie ma. I z nim pozostawił kobietę robiąc samemu krok do przodu tak by wyjść trochę na spotkanie człowiekowi. Wątpił, że kobieta rzeczywiście nie zdawała sobie sprawy, że to ona będzie musiała pokonać dystans pieszo i ciekaw był, czy będzie próbowała w jakikolwiek sposób na nim wymusić czy też skłonić go do tego, by "podzielił się siodłem"*
- Niby koń, ale nim niegodny do nazwania.
Ale co prawda wytrzymały, jako jeden z nielicznych. Choć pociągowe sprawdzały się równie dobrze... Spojrzała na wierzchowca, podchodząc do niego bliżej. Delikatnie położyła rękę na jego szyi przesuwając go w stronę siodła. Czy łudził się jeszcze, że to będzie bezpieczne? Hah! Nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie wykorzystując okazję, że ten stanął przed stajennym złapała pewnie wodzę, starając się jednym, zgrabnym ruchem wsiąść na niego. Rozejrzała się dookoła w trakcie, jakby podziwiając niezmieniający się krajobraz, by zaraz potem spojrzec na konia, jeśli zdołała się na niego wdrapać.
*No pięknie... Teraz kobieta wyprzedziła go w jego zamiarach i znalazła się na grzbiecie jego rumaka. Rumaka, który od lat jeździł pod konkretnym drowem i niejedno już z nim przeszedł. Szkolony do jazdy w boju i weteran dwóch wojen. Wątpliwym było, że kobieta w ogóle będzie w stanie ruszyć. Koń bowiem nie poddawał się i nie dawał prowadzić byle komu. Drowi mężczyzna zaś ręką odprawił stajennego a potem przewrócił oczami* Widzę, że się dobrze bawisz... Ale zejdziesz sama, czy trzeba Ci w tym "pomóc"? *Ostatnie słowo zostało wypowiedziane tak specyficznie, że raczej nie można było mieć wątpliwości o jaki rodzaj pomocy chodzi*
- Och, ja się wszędzie doskonalę bawię.
Zadrwiła, by zaraz potem powrócić do starego zachowania. Patrząc najpierw na konia, potem na drowa jakby chcąc sprawdzić czy tylko prowokuje docisnęła łydki do boków. Nic, ani drgnął. Prychnęła cicho, żeby nawet koń się jej nie słuchał! Krzywiąc się powoli wyciągnęła nogi ze strzemion, i opierając się na przednim łęku przekroczyła tylny, siadając tuż za nim. Wydłużyła trochę wodze przekładając je między palcami tak, by jednak ciągle były odpowiednio napięte.
- Pozwól, że pojadę razem z Tobą, mówiłeś, że mnie gdzieś zabierzesz.
Ani na moment nie pozwalała dopuścić do siebie myśli, że ma za nim lecieć jak jakaś służka od siedmiu boleści. Jeszcze tego brakowało!
*Mroczny zmrużył nieznacznie oczy. Kobieta potrafiła być irytująca na swój sposób. A jej przeświadczenie o własnej wartości (jakże typowe dla drowa co prawda) niekoniecznie idące w parze z jej aktualną pozycją była na swój sposób ciekawe jak i denerwujące. Mężczyzna jednak nie miał zamiaru dać się wyprowadzić z równowagi. A nawet dziś, miał swego rodzaju lepszy dzień - bo większość negatywnych emocji jakie nim targały w nocy wyładował na pewnej ludzkiej kobiecie. Co prawda efektem tego była brudna zbroja jaką niósł i zniszczony płaszcz jaki miał na sobie ale cóż. Bywa.* I jak mniemam będziesz grzecznie siedziała i mi towarzyszyła, tak? *Zapytał ironicznie podchodząc do konia i stając z boku na wysokości siodła. Zanim jeszcze usłyszał odpowiedź zmienił chwyt na zbroi jaką miał, i łapiąc ją mocno dłonią wyciągnął w kierunku kobiety. Nieme przesłanie tego gestu mogło świadczyć o tym, że ten element ekwipunku zabierają ze sobą.*
Tym razem uśmiech widoczny był na jej twarzy w całej okazałości, co spowodowało, ze łby tatuaży-smoków cofnęły głowy szykując się do kolejnego wyimaginowanego ataku. Ona sama zaś wręcz przeciwnie zacisnęła palce na kawałku skóry przechodzącym między kciukiem a palcem wskazującym oraz serdecznym i małym palcem.
-Połóż na siodle, nie mam jak chwycić jak widzisz.
Ona jego ekwipunku dotykać nie miała zamiaru. Może z ostrożności spowodowanej tym, że wbrew wszystkiemu nadal trzymał go dość pewnie, a może dlatego by jej nie posądzili o zgubienie go?
- A masz jakieś argumenty przeciw, bym była dobrą towarzyszką umilającą Ci czas podróży? Bo ja takich nie widzę.
Jej koń! Znaczy jego, ale to jakby jej, prawda? W każdym bądź razie to ona na nim jeszcze siedziała, a co za tym idzie mogła i odjechać - teoretycznie.
*O ile rzeczywiście mógł mieć dobry dzień to jednak był drowem. Do tego ze specyficznym charakterem. Wzrok szybko mu się wyostrzył gdy usłyszał słowa kobiety. Nie miał najmniejszego zamiaru się tu licytować ani targować. Lewa noga cofnęła się i stanowiła podporę gdy ciężar ciała na niej spoczął. Ręka ze zbroją nie cofnęła się, choć utrzymywanie takiego ciężaru zaczęło być irytujące o zaraz mroczny będzie musiał tą kończynę cofnął mimowolnie* Może taki, że jak zaraz tego nie weźmiesz to stracisz drugą dłoń, hmmm? A wtedy towarzyska podróż już nie będzie należała do miłych... *Odwdzięczył się jej równie serdecznym uśmiechem i cóż. Należał do tych, który mógł rzuconą groźbę spełnić nawet tu i teraz. Jednak czy kobieta na koniu zdawała siebie z tego sprawę?*
Uśmiech powoli ześlizgnął się z jej twarzy jakby porwany przez silniejszy podmuch zimnego wiatru. Nie potrafi na długo utrzymywać emocji na zewnątrz, lecz postronnym przyjdzie sądzić czy to wada czy zaleta. Ściągając usta w linię prostą inteligentnym, a przynajmniej takim udającym wzrokiem spojrzała na niego to na konia. Puściła skórzane wodze wyciągając dłoń po zbroję, po czym zaciskając na niej mocno palce pociągnęła do góry, chcąc najwidoczniej usadowić ją tuz przed sobą.
- Stajesz się powoli niemiły, źle to wróży naszej podróży. Ale pośpieszmy się, nie chcę byś tracił mój cenny czas mamrotaniem i zwracaniem uwagi się o wszystko.
Pierwszą cześć zdania powiedziała tak przesłodzonym głosem iż można było zacząć się zastanawiać, czy nie jest wilkiem w owczej skórze, jednakże jej naprawdę zależało na czasie.
*Uśmiech, krzywy i dość paskudny nie schodził mu z twarzy. Zbroję puścił gdy ona ją przejęła, tak iż teraz miał wolne ręce.* Ja zazwyczaj jestem niemiły... *Odparł jej wprost jakby mała uwagę zwracając na jej jakże uprzejmy ton.* Powinnaś zacząć się do tego przyzwyczajać. *Dodał jeszcze samemu wsiadając na wierzchowca. Musiał się dobrze zaprzeć w strzemionie oraz złapać za przedni łęk przy tym by w miarę dobrze zająć pozycję w samym siodle. Zdawał sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji oboje się teraz znajdują i że jeśli kobieta zechce zrobić jakiś numer to mogę wyniknąć z tego problemy. Jednak czy był na tyle pewny siebie czy też wierzył w pewną zależność jej od tego, czy i on dojedzie z nią cały i zdrowy? Kto wie? Na jej marudzenie o czasie nie odparł nic. Zignorował temat. W zasadzie jednak oboje byli już gotowi do drogi.*
Pilnując zbroi, coby się nie ześlizgnęła z jej ud położyła ręce na tylnym łęku, nie mając możliwość dać ich na nogi. Nadal zastanawiała się jak ludzie mogą tak jeździć i dzieci wozić za siodłem. Niewygodna i niezbyt bezpieczna pozycja na razie jednak jej samej musiała wystarczyć. Obciągnęła nogi w dół przylegając nimi ściśle do ciała konie.
- Mam nadzieję, że mi się to uda. Tymczasem jedź już.
Słowa zabrzmiały jak polecenie, może mimowolnie, a może z przyzwyczajenia, bynajmniej drowka nie była w sytuacji w której wydawać te mogłaby. To samo dotyczyło wszelakich atrakcji związanych z podróżą - za sobą miała jakąś gospodę z wiernymi psami, a przed sobą wysłannika-drowa i cały ród. Do takiego heroizmu nawet ona nie była skłonna, poza tym nie wiązało to się z żadnymi znaczącymi korzyściami poza złotem.
*On zaś usadowił się w siodle, przyjmując najwygodniejszą dla siebie pozycję. Kolejne jej słowa znów zignorował. Stracił chwilowo ochotę na przekomarzanie się bo kwestię tego kto w jakiej tu był pozycji uznał za zrozumiałą i wszechoczywistą. Dlatego też zamiast wdać się w paplaninę dał łydkę ogierowi i wyparł się w siodle, do tego lekki gwizd przez zęby i ruszyli. Zatoczyli kółko przed chatką i poczęli zmierzać do drugiej bramy po drugiej stronie całego gospodarstwa. Stajenny który przyprowadził konia miał też na tyle oleju w głowie by bramę tą otworzyć i tak tez bez żadnych problemów parka na wierzchowcu opuściła ten przybytek i ruszyła dalej...*

//I tym optymistycznym akcentem możemy przenieść ta sesję dalej. Eiri, Twoje konto na forum zostaje aktywowane i proszę się zalogować Temat za 24 godziny zostanie zamknięty. //