ďťż

Topór do wynajęcia

Baza znalezionych fraz

Futbolin

*Twierdza witała dziś niezwykłego gościa. Otóż pod bramy zamczyska zagościła niska, zakapturzona, brodata postać. Co do cholery? Czy to khazad raczył przybyć do takiego odludzia? Z budowy i brody strażnicy wywnioskowali, iż to jeden z przedstawicieli tej górskiej rasy. Skupmy się lepiej na tym jak dowiedział się o położeniu twierdzy. Ano gdy usłyszał, że coraz to więcej zielonych zostało przyjętych do domu, pomyślał sobie, że czemu i on nie zaproponował by drowom swoich usług. Silny, doświadczony i mądry khazad to prawdziwy skarb i najczęściej jedyny rozsądny łeb wśród każdej kompanii. Od kogo wycisnął informację o położeniu twierdzy? Ano topór do gardła przyłożył pewnemu człekowi w porcie, który często odwiedza tamtejsze tereny. Odnalazł on zamek całkiem przypadkiem i od tamtej pory sprzedaję tą informacje, jednak dla khazada wyjątek znalazł. Dawi splunął na ziemię*Na młoty Muradina*skwitował potęgę budynku, jaka z niego emanowała. Był zaskoczony pełen podziwu dla wspaniałego budowniczego tej budowli. Znał się jak mało kto na oblężeniach twierdz, ale takiej na oczy w żywocie swym nie widział. Doskonale wiedział, że odwrotu już nie ma. Zdjął kaptur lewą dłonią, gdyż w prawej dzierżył wspaniały krasnoludzki dwuręczny topór, który mimo adamantynowego, prawie niezniszczalnego ostrza, został wyszczerbiony. Jego czarne jak węgiel oczy zlustrowały całą budowlę. Zmarszczył brwi i skrzywił usta, wypuścił dym fajkowy z nosa.*Drowy!*krzyknął. Początek swej wypowiedzi nie był zbyt korzystny, ale przydałby się ktoś z takim doświadczeniem. Wzniósł swój topór w górę*Propozycję mam!*dodał po chwili. Z jaką propozycją przybył, tylko Muradin wie. Opuścił ostrze swe, gdyż może to być odebrane jako chęć zaatakowania twierdzy. Po jaką w pojedynkę atakować taki olbrzymi budynek...*


*Z oddali dobiegł zaś tętent koni. To dwudziestka zbrojnych pod wodzą świeżo upieczonej Kapłanki wracała do Twierdzy. Czas jakiś wcześniej sama Opiekunka odesłała swą eskortę. Właśnie przybywali.*
*usłyszał głosy, stukot kopyt, a to nie wróżyło nic dobrego. Wiedział jednak, że zostanie stracony, gdy zaatakuje jednego z żołnierzy. Szukając jakiejkolwiek kryjówki, rozglądał się dookoła siebie. Spojrzał na jakieś krzewy, w których krasnoluda by nie widzieli. Postanowił jednak stawić czoła drowowi, bo khazadzkie męstwo i odwaga nie zna granic, a krasnoludzki żołnierz nie zna pojęcia dezercja...*
*Drowy zaś zbliżały się coraz bardziej. Przewodziła im białowłosa drobniutka kobietka na wielkim bojowym siwym ogierze. Krasnolud nie mógł wiedzieć, że w pierwotnej wersji chciała go po prostu stratować... Jednak widać conieco zostało z nauk udzielanych przez Opiekunkę. Wydała bowiem rozkaz by otoczono kurdupla.*


*z praktycznego punktu widzenia, khazad mógł oczywiście zaatakować drowy, aczkolwiek nie miał szans z dwudziestoma żołnierzami zwinnymi jak koty. Brottor pokiwał ze zrezygnowaniem głową, bo umysł kazał mu stać, mimo, że dusza kierowała go do walki. Widać było, że logicznie myślał, bo swego cennego życia nie poświęci w walce ze szyszkojadami. Jego druga strona kazała mu stać w miejscu, podejmować jasne i racjonalne decyzje, w ostateczności walczyć. Nawet gdy kapłanka chciała by go stratować, to ostrze jego topora przeszyło by ogiera bez większego problemu, ale po jaką cholerę się narażać*
*Otoczyli go kołem. Pierwsze co rzuciło im się w oczy to fakt, iż kurdupel nie wykazuje żadnej chęci ataku. Zaskoczyło to najstarszego stopniem drowa do tego stopnia, iż ośmielił się podzielić tym spostrzeżeniem z Kapłanką. Ta zaś w pierwszym odruchu chciała go po prostu zrzucić z siodła... Wbrew pozorom nie byłoby to takie trudne. Umiejętne najechania ciężkim ogierem na wałacha samca i upadek gotowy. Powstrzymała się jednak. Mógł... Ale tylko mógł mieć odrobinę racji. Krasnolud nie atakował. Obrzuciła więc wzrokiem brodacza starając się ocenić jakie może mieć zamiary. I kolejna myśl przebiegła jej przez głowę. "Arcykapłanka. Trzeba go dać Arcykapłance."* Pojmać go! *Rozkazała używając wspólnego. A niech wypierdek wie co go czeka.*
*nie dziwota, że drowy mają nie po kolei w głowach, skoro babsztyl im rozkazuje. Skoro chcą go pojmać to niech wiedzą, że w takim wypadku swe umiejętności wykorzysta, kiedy jednak to zrobi sam Muradin wie. Póki co niech do jego podejdą, a posmakują adamantu z krasnoludzkiej broni, która zapewne była potężna w rękach doświadczonego woja...a drowy...drowy się nie liczą*
*Drowka zaś nie wiedząc zupełnie co kurduplowi pod hełmem chodzi kontynuowała.* I zaprowadzić co Sali Przyjęć niech czeka. *Nie powiedziała ani na kogo ani na co. Najstarszy zaś stopniem zaś ze śladem rozbawienia w łosie zapytał.* Pójdziesz puszko złomu sam, czy mamy Ci w tym pomóc? *Ostatnie słowo kryło w sobie wiele znaczeń.*
*Na tego jeszcze czas przyjdzie, śmiał go obrazić, lecz rozprawi się z nim, gdy do ugody dojdzie z całą tą kapłanką. Zarzucił topór na ramię, ostrze było ogromne, mało co nie ruszyło jednego z młodych wojaków. Odwrócił się w stronę bramy, widać było, że jego rozum panował nad wybuchową duszą. Spojrzał tylko na drowa, który obelgą go obdarował, zmierzył go i uśmiechnął się pogardliwie, zaciągnął się tytoniem znajdującym się w stalowej fajce, dym z nosa wypuścił i spojrzał przed siebie*
*Ta na siwym koniu najpewniej nie zwróciła uwagi na zachowanie krasnoluda. Nie zwykła bowiem zauważać czegoś co w jej mniemaniu z robactwem jedynie mogło się równać. Skierowała konia ku bramie oddziałowi pozostawiając eskortowanie kurdupla. Brama zaś uchyliła przed nią swe podwoje. Widać wartownicy na murach mieli baczenie na całe zdarzenie. Pochód powoli ruszył. Wjeżdżali na podwórze.*
*z twarzy krasnoluda widać było, iż kombinował coś. Oglądał każdy szczegół twierdzy, być może planował wyrolowanie drowów? Interesowało go wszystko, starał się zapamiętać każdy element nadający się do późniejszego zastosowania. Skrzywił ino usta, bo takich rzeczy wiele nie było. Chwycił fajkę, szedł spokojnie. Cholera...khazad ten był za spokojny...*
*A drowy pewne siebie. Bardzo możliwe, że wejść było dużo łatwiej niż wyjść... Niemniej jednak pochód zatrzymał się w końcu. Do konnych podeszli dwaj spieszeni wartownicy uzbrojeni w kusze. Parząc na nich można było nabrać pewności, iż będą strzelać przy najmniejszym podejrzanym ruchu. Drowka spojrzała przez ramię w dół prosto na czerep kurdupla.*
*kobieta pewna być może, że khazad fałszywego ruchu nie wykona. Przecie w interesach przyjdzie, a na co komu martwemu złoto dawać. Pokiwał ze zrezygnowaniem głową i mruknął*Ush mirs odat wabyr kayr dunglor!*zapewne to obelga była, ale nikt z obecnych tu drowów nie rozumiał khazalidu i żaden nie wiedział co powiedział krasnolud*
*Drowka zaś rozkazała.* Odprowadzić do Sali... Ze światłem. *W ostatnim słowie czaiła się kpina. Kobieta widać uznała za stosowne aby zaprowadzono krasnoluda do pomieszczenia, które było mniejszą kopią Sali Rekrutacyjnej. Jeden z samców trzymających kuszę warknął.* Za mną. *Drugi zaś czekał, by krasnolud znalazł się za mówiącym. Najwidoczniej miał zamiar zamykać ten mały pochód. I pyskacz miał rację. Drowy tu obecne nie znały krasnoludzkiego języka.*
*uśmiechnął się pod nosem. Jeszcze gdy khazad wojsku turmiońskiemu służył, żołnierze bardziej chamscy byli. Karaz Zharr, którym dowodził było niemalże zapomnianą twierdzą, w której samowolka była na każdym kroku. Być może dlatego, że była ona między zachodnim Kher'ul, a Lasami Muradina, które były siedzibą buntowników. To tam krasnolud ten zerwał wszelkie kontakty z władzami...*
*Kusznik skierował się ku drzwiom, pchnął je a gdy się otwarły wszedł do środka. Za progiem był dość szeroki korytarz gdzieniegdzie jedynie tliły się pochodnie. Wszak to drowia twierdza... A mroczne elfy nie pałały miłością do światła. Szli powoli, tak by krótkonogi gość mógł nadążyć. Ten zaś jeśliby wykazał odrobinę zainteresowania mógłby dostrzec, iż kamienne ściany zdobią freski o tematyce batalistycznej. Oczywiście z gospodarzami tego miejsca w roli głównej. Obrazy z dawnego świata przedstawiające walki w Mithrilowej Hali i śmierć wielu krasnoludów...*
*khazad przełknął ślinę, spojrzał na monument i skrzywił usta. Smutne to, że wielu braci zginęła z tak nędznymi istotami, ale taka pewnie była wola Muradina. Rozum panował nad nim nadal, nie chciał zabić drowów tylko dlatego, że obraz ukazuje śmierć potomków tytanów...Poprawił ino topór coby wygodniej się na ramieniu ułożył i szedł dalej za szyszkojadem*
*W końcu dotarli do celu. Wrota te dość spore, ozdobione były symbolem ogromnego pająka. Pierwszy drow lekko pchnął lewe skrzydło, tak że otwarło się pokazując kryjącą się za nim komnatę, środek której rozświetlał snop magicznego światła. Sala była okrągła, lecz nie duża. W mroku jaki panował na jej obrzeżach ustawiono półkolem krzesła. Dwa z nich były zdobniejsze od innych. Tego jednak nie dało się dostrzec stojąc w progu.*
*wszedł do środka, rozejrzał się i otwarł gębę. Zaskoczony całym wystrojem, wyjął fajkę i przeklął*Gumbrak*znowu khazalid, dla drowów była to zapewne obraza tego miejsca, ale khazad nie znał innego określenia dla całego pomieszczenia. Zmarszczył brwi i rozejrzał się*
*Po pewnym czasie do komnaty weszła drowka. Jak i kiedy, to trudno było stwierdzić, bowiem właśnie kiedy krasnolud rozglądał się wokoło, zza jego pleców dobiegł go szelest materiału.
Wiadomo zaś, że drowy stąpają cicho i bezszelestnie, więc ten konkretny osobnik zrobił to w jakimś konkretnym celu.* I jak podoba ci się nasz wystrój wnętrz? *Po pomieszczeniu połynął głos, pozornie miły i aksamitny, jednak podszyty dziwną nutą. Czy była to niechęć, nienawiść, pogarda czy tylko zmęczenie? Któż to wiedział, a postać na razie nie wychodziła z cienia. Jedno było tylko pewne - taki głos może należeć jedynie do kobiety.*
*szelest materiału krasnolud usłyszał od razu, rozejrzał się po kątach, doskonale wiedział, że drowy są ciche jak pierd orka po zjedzeniu grochówki. Tego chyba nienawidził u drowów najbardziej. Khazad póki co milczał. Szukał źródła głosu, zapewne pomieszczenie było wykonane w taki sposób, że nie można było zlokalizować źródeł dźwięków.*W sumie...to sam nie wiem, co o tym myśleć*dla khazada, który z magią miał tyle wspólnego, co elf z toporem, było to bardzo dziwne. Półmrok nie odpowiadał krasnoludowi...to było jedno z wielu zastrzeżeń*
No tak, typowe dla mieszkańców Powierzchni niezdecydowanie...*Głos westchnął, po czym oczom krasnoluda ukazała się średniego wzrostu drowka w granatowej sukni. Jej rubinowe oczy uważnie śledziły każdy ruch naziemcy.* Zważając na fakt, że tu jesteś i to w jendym kawałku, musisz mieć dobry powód, aby nasze straże cię wpuściły. Niemniej chciałabym usłyszeć wyjaśnienie z twoich ust. *Kobieta zaplotła ręcę na piersiach, czakając na odpowiedź. Jej twarz nie wyrażała w tym momencie żadnych uczuć, patrzyła tylko na przybysza, czekając na odpowiedź.*
*spojrzał na drowkę, która raczyła się ukazać. Zlustrował jej chudą sylwetkę, skrzywił usta. Pokazał wyszczerbione ostrze topora i rzucił*Wydzisz ten topór...za odpowiednią ilość złota jestem wstanie wam go wynająć*wynająć topór? Cóż to za sformułowanie? Krasnoludzki określenie Topór do wynajęcia oznaczało wojownika, który za złoto był zdolny do walki nawet z elfami. Trudne czasy nastały dla krasnoludów. Ich królem jest człek, a oni sami walczą o wolność i kraj. Za cenę hańby są zdolni nawet sprzymierzyć się z drowem, po to by wspomóc ojczyznę*
*Drowka uniosła śnieżnobiałą brew.* Topór? Jeden topór? Myślisz, że to naprawdę tak dużo? *Tu czarodziejka zrobiła znacząca pauzę.* Może nawet bylibyśmy gotowi kogoś wynająć, jednak sam rozumiesz...Wielu znaczy więcej niż jeden. *Zagadkową wypowiedź podkreślał ton wypowiedzi, nieco leniwy i pełen pewności siebie. Krasnolud mógł tylko domyślać się, bądź też zapytać wprost, o co może chodzić.*
*doskonale wiedział, że drowom chodzi o liczebność bandy, którą mieliby wynająć. Zastanowił się chwilę nad odpowiedziom, spojrzał nań i mruknął*A co powiecie na dziesięć toporów?*spytał z lekkim, pewnym uśmiechem. Dziesięciu krasnoludów to już nie żarty. Topór ten był ino pokazówką, gdyż mimo zdolności dowódczych, Brottor posługiwał się kuszą...*
*Drowka delikatnie uniosła kąciki ust w powściągliwym nieco uśmieszku.* Widzę, że zaczynamy się lepiej rozumieć...Dzięsięć toporów brzmi znacznie lepiej. A jak zmamierzasz to zorganizować? To twoja rodzina, przyjaciele czy podwładni? *W ostatnim pytaniu kryła się rzeczowość i pragmatyzm. W końcu lepiej znać konkrety, a i wtedy kierować taką grupą będzie łatwiej, jeśli krasnolud powie coś więcej...chyba, że na razie to nie tylko czcze słowa.*
*krasnolud zastanowił się nieco nad odpowiedzią. Niech drowy nie myślą, że przejmą dowodzenie nad jego oddziałem. Po jego trupie! Spojrzał na kobietę raz jeszcze*Podwładni*odpowiedział spokojnie, mimo iż w środku już się gotował...*
*Kobieta zauważyła wahanie krasnoluda.* Podwładni? I wszyscy oni są gotowi zrobić to, co ty im powiesz? *Akcent kobieta położyła na słowie "ty". Wiedziała, że rzecz należy załatwić jak najbardziej...pokojowo.*
*spojrzał na drowkę. Krasnoludzcy wojowie byli jeszcze bardziej lojalni dowódcy, niżeli drowy swej kapłance*Słuchaj pani, słowo dowódcy to słowo święte*mruknął, brakowało mu fajki, którą mógłby swobodnie palić w swej komnacie. Brottor miał plany wobec Twierdzy. Jakie? To wie ino Muradin i Brottor, znany ze swych podstępów wobec wrógów. Widać, że dyplomata z niego dobry, jednak nie taki jak ludzki, bądź elfi...*
*Kobieta skinęła głową.* Dobrze, to bardzo dobrze. Czyli ty zamierzasz podjąć z nami współpracę, zaś do dyspozycji masz swoich podwładnych...Tak, to bardzo dobrze...*Widać było, że myśli drowki biegną w tym momencie w zabójczym tempie. Zapewne zastanawiała się, w jaki sposób najkorzystniej wykorzytać krasnoluda, a i Arcymag ucieszyć. Oczywiście, miała się na baczności, podejrzliwość była cechą wrodzoną mrocznych elfów, tak więc kobieta zapewne doszukiwała się ewentualnych działań zagrażających Domowi. Mimo to, jej twarz wyrażała tylko lekkie zainteresowanie.* Czy masz jeszcze jakieś konkrety do powiedzenia?
*Gdy krasnolud był zajęty rozmową z kobietą, do komnaty bezszelestnie dostała się kolejna postać zajmując miejsce w cieniu. Obserwowała i przysłuchiwała się rozmowie, nie zabierając głosu w sprawie. Poprostu obserwowała*
*W chwilę po Drowie do sali weszła kolejna postać, bynajmniej nie bezszelestnie. Z głośnym chrzęstem zbroi płytowej do środka wlazł zakuty w rzeczoną zbroję Ork, dodatkowo uzbrojony z sporych rozmiarów tasak.* No, to dzie tera idziem? *zapytał przyczajonego drowa średnio co prawda dyskretnie, ale za to bardzo rzeczowo. Nie zwracał raczej uwagi na krasnoluda.*
*Drowka zauważyła wejście gości, zwłaszcza tego drugiego nie sposób było nie zauważyć...Nie skomentowała jednak tego w żaden sposób, do czasu, aż obaj stanęli w miarę spokojnie. Z założonymi na piersiach rękoma odwróciła głowę w ich stronę.* Czy szukacie tu czegoś konkretnego? *Głos jej był spokojny, aczkolwiek wejście "intruzów" nie było do końca po jej myśli.*
Miałem tu przyjść, więc jestem. Polecenie odgórne*uśmiechnął się szeroko, nie mówiąc nic więcej. Uważał że tyle wiadomości powinno wystarczyć. Sam jednak dokładnie nie wiedział jaki był prawdziwy cel przysłania go tutaj. Mógł się jedynie domyślać*
Yyyy... No... On. *bąknął wskazując na Raevilina. Użycie słowa "konkretnego" całkowicie wybiło go z tonu i poczuł się lekko zagubiony...*
Aha. *Po wypowiedzi orka, bardzo zresztą rozwiniętej, kobieta wzniosła oczy do góry i westchnęła.* Niestety, ja też nie wiem, czemu mielibyście tu być, ale jak jesteście, to chociaż się zachowujcie. Mamy gościa. *Wskazała możliwie najuprzejmiej na krasnoluda, poczuwając się w penym sensie do obowiązków dyplomtatki.*
Ależ zobaczyłem go od samego początku. Zaraz po tym jak zobaczyłem Twoją piękną osobę*powiedział drow uśmiechając się rozbrajająco* Nie przeszkadzajcie sobie, zachowujcie się jakby nas tu nie było* powiedział zdając sobie doskonale sprawę z tego że jego można było nie zauważyć, zwłaszcza gdy tego chciał. Nie można było powiedzieć tego samego o orku, który rzucał się w oczy od razu*
//Niestety jestem zmuszony do OT. Brott już od dłuższego czasu nie zabrał głosu w tej sesji mimo, że na grze dość regularnie się pojawia. Taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie i dlatego od tego momentu Brott ma 24 godziny na wykonanie swego ruchu. Jeśli go nie wykona sprawę będziemy zmuszeni zakończyć w inny sposób.//
//No i niestety jak widać nadal nic się nie zdarzyło. Dlatego też sesja ta zostaje zamknięta z powodu niepoważnego zachowania Brottora. Uznajemy ją za niebyłą a rozczarowanie jakie wyrażamy poziomem fabularnej gry Brottora jest chyba oczywiste. Temat zamykam.//