ďťż

WspomnieniA

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Jak wspominacie swoją pierwszą jazdę ??
Czy od początku wiedzieliście że nie będzie tą ostatnią??
Czego się najbardziej baliście ??
Ja tego , że koń mnie zrzuci w ....stępie


spoko;p
ja pierwszy raz jeździłam w sobkowie...no cóż
spłocha i galop,a i."odchyl si do tyłu"no to spoko
mama mi nie dawno to opowiedziała
cudem nie spadłam
ja jeżdże jakieś hmmm...4 lata?no coś koło tego
pozdro dla koniarzy
ej heloo...krejzole
mam pomysł/pytanie:
Kto jest z okolicy kielc i w jakiej stajni jeździ?
To kiedyś stadninke odwiedze
Hehe:)
Konie kocham ...


ze mną było takkk...
miałam 3 latka i jeździłam w małej wsi niedaleko mojej
no i pamiętam że jeździłam na grubej klaczy siwej maści
w ogóle to mało pamiętam ale coś tam jest.
ja wiedziałam że nie bdz ostatnią ))
a bałam się................... nie pamiętam ;P

ja nie bd pisać jakiś bzdur w stylu: zaczęłam jeździć wczoraj
madziadur, Omlecik, hej krejzolki.
ja idę jutro na pierwszą jazdę. bardzo się boję.
do tej pory tylko widziałam konie w "mustangu z dzikiej doliny", ale i tak je loffkam.
kisski ;*
Nie chcecie pisać to nie piszcie a nie na nas naskakujecie !!
MADZIADUR -żadna z Was nie jeździ od wczoraj czy od jutro jeździcie już długo więc po co Wam to ??
;(
ale ja pisałam serio.
haha
Taaa ...
Ok ale dlaczego sie udzielalas na moich poprzednich postach i mnie krytykowalas i wgl ??
No niestety nie odkryłam !
Może mi napiszecie ??
<Proszęę >

No niestety nie odkryłam !

omg
madziadur, ranisz moje serduszko ;( i sama nic nie umiesz!

Ona nawet nie umie konia wyczyścić
no właśnie.. madziadur, ale Ty też nic nie ómiesz..
NieznanyRumak, a Ty tu co.. Twoje wypowiedzi niczego nie wnoszą do tego ciekawego tematu.. chciałam się tu udzielić jako forumowa babcia .. ale moja pierfsza jazda była tak dawno temu, że jej nie pamiętam.
dokladnie pamietam moja jazde...byla cudowna...na poczatku na hali bardzo zmarzlam ale jak wsiadlam to juz bylo mi cieplej(bo tak w ogle to swoja pierwsza jazde mialam w listopadzie w 1 gim a teraz jestem w 2 lo..jak ten czas zlecial)..no wiec zaczelam anglezowac i po jakims czasie slysze komentarz cz ja juz wczesniej gdzies jezdzilam..odpowiadam ze nie i za to jest moj pierwszy kontakt z siodlem..no to male zdziwienie ogarnelo trenera, ktory prowadzil mi lozne..i tak przez pozostala lekcje zadal to pytanie moze jeszcze z 3 razy;)no i doszlo do zsiadania...jak zeszlam z konia to szlam jak kaczka..niezly ubaw ze mnie mieli;)doszlam do siebie po pol godz dopiero i wtedy sobie przypomnialam jak to sie "normalnie" chodzi
Marlenamr3, spoko loko i maroko, noł sters, tylko lans bans - koko dżambo i do przodu

koko dżambo
wcale, że nie! Bo koko bongo i do przodu
tak to piszecie różne normalne żeczy a innym razem nie umiecie po prostu swojej pierwszej jazdy opisać??
Egdyta, ale Ty nie rozumiesz, o co chodzi...
to mi powiedz....
przeczytaj posty koleżanek i pooooomyśl.
Egdyta, dobrze. moja pierwsza jazda miała miejsce 11 lat temu i nic z niej nie pamiętam. ah te wspomnienia!
No moja jeszcze dawniej, jeszcze za komuny - pamiętam tyle, że na hali się cholernie kurzyło, wsadzili mnie na śliczną karą kobyłkę, w której się zakochałam. Niestety nie pamiętam jej imienia. Na lonży cały czas na niej jeździłam, a na jazdę bez sznurka dostałam strasznego muła - siwego Benka, którego za cholerę nie mogłam upchać. Na drugiej jeździe poniósł mnie i w końcu zwalił, spadłam w żerdzie od płotu i się strasznie poobijałam. Rodzicom nic się nie przyznałam, bo by mi zabronili jeździć. O wypadku powiedział im potem trener.
W tamtych czasach było naprawdę ciężko znaleźć jakąkolwiek stajnię. Pamiętam, że ojciec musiał zapisać mnie do PZJ, rolniczego koła sportowego i nie wiadomo, gdzie jeszcze, bym mogła w ogóle jeździć. A najlepsze były stroje - dostać toczek, bryczesy, czy czapsy i sztyblety to był "cód". Jeździło się w tym, co się miało - jakieś stare gacie, kalosze i kaski z budowy. To były czasy!
Moja pierwsza jazda miała miejsce w sierpniu 2005 roku nad morzem. Była tam taka stajnia no więc poszłyśmy tam z mamą. Na początku tylko prowadziła mnie taka babka a później taka dziewczyna miała lonżę więc ja powiedziałam, że też tak chcę no i jeździłam na lonży anglezowałam kłusowałam i byłam bardzo zadowolona Więcej szczegułów nie pamiętam
Do moderatorów: zróbcie coś z niektórymi uzytkowniczkami, bo nie pierwszy raz kasują swoje posty, a jest to nieco irytujace i robi bałagan.

Żeby nie było offa:
Moja pierwsza poważna jazda na lonży odbyła się 30.10.2001r. w OJR "Oxer" w Sadłowicach na skarogniadym hucule o imieniu Lawrens. Pamiętam, że było ciemno, coś koło 16. Pamiętam również, że instruktorka musiała mi zademonstrować jak unieść ręce w bok, bo nie rozumiałam o co jej chodzi i później jak mi tłumaczyła jak się skraca wodze, to za pierwszym razem instynktownie zrobiłam jak trzeba, ale potem nie umiałam tego powtórzyć i troszkę się pani zdenerwowała na niekumate dziecię
A i jeszcze po jeździe myślałam, że będą mnie odpytywać z różnych nazw, tak jak w szkole i jak zapomniałam słowa 'kłus', to latałam po całym domu i pytałam się wszystkich "jak się nazywa konikowy drugi bieg?"
O matko, Kayka, to o mnie Opcja wygasania postów jest zdaje się legalna (:

Pierwsza jazda, jakieś 10 lat temu, na kasztanowatym Kacprze, padało i jeździłam na hali - więcej grzechów nie pamiętam
moja pierwsza jazda - listopad, rok... e... dwa po orwellowskim , Łatka w Lućmierzu. Ciemno jak w d... u Afroamerykanina . Ponieważ wachta łomotała wiadrami do pojenia a Łatka chciała juz iść do stajni i robiła fochy, zaś p. intruktor wymyślała hity w rodzaju dookoła świata w kłusie, rypłam dwa razy. ale wsiadałam bez słowa . babka poiweidziała:ta będzie jeździć .
zgadła.
Jeżdżę do dzisiaj
zaś jakie to inne czasy były - dostałam wtedy na gwaizdkę palcat z plecionej skóry, mama aż z W-wy przywiozła. Kurczę, ale robiłam szpan w stajni. Normalnie używało się witek zerwanych z krzaków przed stajnią . To były klimaty
Moja pierwsza jazda była w Bachotku na obozie 4,5 roku temu Pamiętam, że dostalam karą klacz Kalkę (Wibrację) i przez prawie calą pierwszą jazdę musiałam być oprowadzana bo balam się wysokości A potem za cholerę nie chciałam się puścić siodła w kłusie i nikt mnie nie mógł do tego przekonać. Takie strachliwe dziecko byłam. Ale chciałam jeździć i strach pokonalam
Omlecik, ojć, chodziło mi o to edytowanie całych postów
Alexandra M., twój post obudził we mnie wspomnienia dawnych, ciekawych czasów. W sumie temat dotyczy wspomnień z pierwszych jazd...
Nie wiem, kiedy siadłam po raz pierwszy na konia, bo mój ojciec jest od zawsze instruktorem i pewnie wsadzał mnie na konia zanim jeszcze zaczęłam chodzić. On to później uczył mnie jeździć konno.
W czasach komuny (zostańmy juz przy tej nazwie) instruktor nie cackał się z adeptami jeździectwa - była to aktywność tylko dla "twardych" ludzi. Wsród koni dużo częściej zdarzały sie gryzące, kopiące, ponoszące itp. W toczkach prawie się nie jeździło, chyba że na jakiś zawodach - ja nie pamiętam, abym jako dziecko miała jakiś toczek. Ale, ponieważ jazda z gołą głową jest nieelegancka, ojciec uszył mi furażerkę (jestem ciekawa, kto wie, co to jest).
Dwa najdawniejsze wspomnienia z jazd są takie: ojciec brał mnie na spacer w teren - on siedział na jednym koniku, ja na drugim, który był ciągnięty przez ojca na lonży. Kiedyś w kłusie po lesie... wciągnął mojego konia na drzewo, tak, że ten uderzył czołem o pień. Nic się nikomu nie stało, chociaż bardzo się zestresowałam, głównie tym, że tata bardzo przeklinał (w sumie prawie rękę mu wyrwało i omało nie spadł.)
Drugi raz to jak miałam osiem lat i jeździłam na takiej starej kobyle pełnej krwi angielskiej, której nijak nie mogłam upchnąc swoimi krótkimi nogami. Tata stwierdził, że będę się uczyc skakać. Na drodze leżał pień, który miałam przeskoczyć. Ryczałam, że się boję, ale tata był bardzo przekonujący. Rezultat był taki, że koń oczywiście skoczył z miejsca, a ja glebnęłam. Tata stwierdził, że może rzeczywiście jestem za mała i jak skończę dziewięć lat, to wtedy znowu spróbuję. Odetchnęłam...
To narazie tyle.
P.S. Aleksandra M., a pamiętasz te ogłowia z tymi czerwono-białymi naczółkami? Mnie się one podobały i nawet mi żal, że już ich nie ma.
ja też je pamiętam . czerwono-białe i żółto-białe. ostatnio nawet takie znów widziałam na koniu. aż mi serce zatrzepotało
a pamiętacie potniki z zielonego i żółtego filcu?
Były też z takiego szarego (ja jeszcze gdzieś ze dwa mam w stajni). A zamiast czapraków koce (zwykłe szare albo kolorowe, zabrane z domu). A niektórzy mieli pecha, bo jeździli w kulbakach kawaleryjskich (ja na szczeście bardzo rzadko)
a ja bardzo często . i miałam wspaniałe czarne siniaki na udach, bo owe klamry do troczenia znajdowały się dla mnie w mało strategicznym miejscu .
i zawsze brakowało kopystek.
ja miałam zrobioną z gwoździa. i bardzo jej strzegłam. bo miała rączkę i wszystko : P
też pamiętam te naczółki, pamiętam nawet,że mój koń-zanim stał się mój też miał takie z naczółkiem biało-zielonym , u nas w pensjonacie jedna z właścicielek ma dla jednego ze swoich koni ogłowie z takim naczółkiem,tzn ma akurat czerwono-biały,zachwycałam się nim niedawno,sama bym się w taki naczółeczek zaopatrzyła

A co do pierwszej jazdy,to pamiętam tyle...były wakacje, wieś, stajnia,ale nie taka "chłopska",tylko niby rekreacyjna,oczywiście ja się plątałam po tej stajni, pomagałam w czym się dało i miałam za to mieć lonże,cóż to była za radość,dostałam Kubę, kuca,który wtedy wydawał mi się taki duuuży,wsiadłam iii cóż za zdziwienie było,jak wylądowałam na ziemi a Kubuś pocwałował pod las...przed czym najpierw się wytarzał z siodłem,chciała i ze mną,ale jakimś cudem ja wylądowałam obok niego...potem się okazało,że kuc był wystany i inne dziwne rzeczy...ale wtedy się przekonałam,że mimo wszystko chcę jezdzić, a Kube polubiłam
Moja pierwsza jazda datuje się na wiosnę 2002,do stajni zawiozła mnie mama bo ona kiedyś bardzo chciała jeździć.Stajnia w miejscowości Wilamowice,gniada klacz Grafika. Generalnie wyglądało to tak,że dostałam ubranego konia,właściciel mnie na niego wsadził(rany boskie,jak wysoko) oprowadził ze trzy kółka po czym powiedział,ze jak pociągnę lewą wodzę to koń skręci w lewo,jak w prawą to w prawo,jak szarpnę za obie to stanie a jak kopnę to ruszy. I trzymając się tych wskazówek jeździłam godzinę.W tym czasie syn właściciela grał w piłkę obok padoku,w pewnm momencie kopnął tak,że mój wierzchowiec oberwał w tyłek...Wariacki galop na drugi koniec dużego padoku + mała Dorotka wisząca na wodzach żeby nie spaść to musiał być świetny widok.Mimo wszystko spodobała mi się ta zabawa i następnym razem to już ja wyciągnęłam mamę do stajni ( jak już pokonałam traume związaną z niemoznością chodzenia dzień później).I tak sobie jeżdżę do dziś,niedawno zebrało mi się na podsumowanie i wyliczyłam,że jeździłam na 46 koniach xD

Alexandra M., twój post obudził we mnie wspomnienia dawnych, ciekawych czasów. W sumie temat dotyczy wspomnień z pierwszych jazd...
W czasach komuny (zostańmy juz przy tej nazwie) instruktor nie cackał się z adeptami jeździectwa - była to aktywność tylko dla "twardych" ludzi. Wsród koni dużo częściej zdarzały sie gryzące, kopiące, ponoszące itp. W toczkach prawie się nie jeździło, chyba że na jakiś zawodach.
P.S. Aleksandra M., a pamiętasz te ogłowia z tymi czerwono-białymi naczółkami? Mnie się one podobały i nawet mi żal, że już ich nie ma.


Oj, fakt, to były ciekawe czasy. Te naczółki pamiętam, pamiętam! Podejście trenerów do adeptów jeździectwa też pamiętam - było dokładnie takie, jak opisałaś. Miałam 13 lat, trener wzbudzał we mnie strach ogromny, bo darł się niesamowicie, ale chęć jeżdżenia była większa, więc musiałam sobie jakoś poradzić. Stawka dostępnych koni też była dość ograniczona i "ciekawa", nie to co teraz. A toczek, bryczesy, czy palcat to były prawdziwe rarytasy. I pamiętam, że wszyscy się ze mnie śmiali, jak po jazdach bolały mnie nogi, bo moje przywodziciele były słabe.