ďťż

wszechogarniająca zuchwałość

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Ja nie wiem czy to ja się starzeję czy jaka cholera ale tak mnie razi zuchwałość ludzka. Każdy jest najmądrzejszy, nieomylny, w ogóle brak jakichkolwiek autorytetów i dążenia do zdobywania nowych doświadczeń i nowej wiedzy.

Nawet tutaj na forum pełno jest osób, które są w młodym wieku, a ich nastawienie na nową wiedzę jest równe zeru, bo są przekonani o własnej nieomylności.

Nie wiem jak można mieć jakiś problem z koniem i nie widzieć w tym swojej winy Ludzie się żalą, ze koń jest taki, a tatki, że ucieka, ponosi, wspina się i chcą jakąś radę co uleczy całe zło. Ale oczywiście to ma być rada jak zmienić konia, a nie siebie, bo to jest wina tego cholernego konia, że jest taki a nie inny .

Przecież wszechwiedzące osoby tak się gorączkują i reagują jakąś niepohamowaną agresją jak tylko ktoś im powie, że przyczyna tkwi w nich samych, a nie w koniu. Ja nie rozumiem jak można być tak bezkrytycznym dla siebie. Przecież to jest najbardziej ograniczająca rzecz na świecie jak się dochodzi do wniosku, że jest się idealnym i wszystko się wie najlepiej.

Teraz to chyba jest własnie tak, że ludzi są nastawieni na produkt finalny i błyskawiczne efekty. Dzisiaj wprowadzam jakąś zasłyszaną nową metodę, a jutro ma być efekt. Żadnego planu długoterminowego.

Nic nas tak nie ogranicza jak my sami, nasza niewiedza i krótkowzroczność.

Coś mi się zabrało na filozofowanie ale strasznie mnie drażni na forum, że tu nikomu nic nie można poradzić (a moja rada w każdym niemalże przypadku to jest -->KOMPETENTNY TRENER <-- to jest rozwiązanie każdego problemu) ale jak komuś się powie wynajmij sobie trenera, posłuchaj mądrzejszej od siebie osoby, to reakcja jest taka sama. Agresja + ja nie potrzebuję, ja wiem najlepiej, pytam o radę, a jak mi nie powiecie jak mam zlikwidować problem z koniem, to zapytam na innym forum. co najmniej jakby człowiek mógł się nauczyć jeździć przez internet.

Aż mi się włos na głowie jeży jak czytam, że ktoś ma duże doświadczenie, a pod nickiem autora postu jest 12 lat albo dają rady osoby, które w innych tematach popisują się kompletną ignorancją. Wiem, że każdy z was pomyśli, że to nie o mnie tu piszę tylko o tej i o tamtym co się udziela na tym forum ale wiec, że to tak samo o tobie jaki i każdym innym.

Każdy kto udziela jakiś głupich rad jeździeckich, jeźdźcowi i koniowi, którego w życiu nie wiedział na oczy, jest tak pewny swoich teorii jakby co najmniej po drugiej stronie kabla siedziała gwiazda światowego formatu, która swoja drogą pewnie nigdy w życiu nie pokusiłaby się o porady przez internet.

Jeśli ktoś ma jakieś jeszcze wątpliwości to zapewniam was w 100 % co by się wam nie wydawało to NIE potraficie wszystkiego, BEZ instruktora, trenera lub innej kompetentnej osoby jeździć się NIE nauczycie, przez internet też się jeździć NIE nauczycie.

Nie chcę aby w tym temacie wymieniać kogoś z nikcków czy prowadzić jakieś konflikty. tylko mam nadzieję, że może choć jedna osoba dzięki moim wypociną nabierze trochę dystansu do samego siebie i pokory.

Żeby uzupełnić swoją niewiedzę trzeba ją najpierw dostrzec.



Jeśli ktoś ma jakieś jeszcze wątpliwości to zapewniam was w 100 % co by się wam nie wydawało to NIE potraficie wszystkiego, BEZ instruktora, trenera lub innej kompetentnej osoby jeździć się NIE nauczycie, przez internet też się jeździć NIE nauczycie.

Zgadzam się w 100%, każdy się uczy i nie jest doskonały i nie każdy widzi swoje błedy, czy też nie chce ich widzieć. Ja akurat nie uważam się za osobe dobrze jeżdząca i jestem gotowy na krytykę. Również uważam, że to co przeczytałem daje sporo do myślenia.
własnie dlatego że nie każdy widzi swoje błędy powinien mieć kogoś zaufanego żeby mógł mu z ziemi o nich przypominać. Bo inaczej nigdzie się nie dojedzie na tym swoim koniu.
w sumie wszystko co napisała zarzarrosa, to cała prawda...niestety dokładnie tak jest...faktycznie warto chociaż czasem sie zastanowić nad sobą...


Ja osobiście jeżdżę pod okiem trenera tylko raz w tygodniu niestety ze względów finansowych, ale często inni np. właściciel stajni czy koleżanki lub siostra w czasie moich jazd mówią mi co jest nie tak np łydka cofnieta, koń wypada zadem itp.
Jak ja bym wszystko wiedziała to bym nie pytała innych, jak nie dam rady albo coś jest dla mnie za tródne to wolę tego zaprzestać a na forum głupot nie pisać. Możliwe, że zdażyło mi się wymądrzyć na forum ale jeśli chodzi o krytykę pod moim adresem to jestem za i chętnie poczytam (i nie chodzi mi o to, żeby kogoś wyśmiać, "ubrać" w epitety i robić swoje)
żeby przyjąc krytykę ,trzeba miec dystans do siebie....

czasem mi sie wydaje ,że w wątkach "pomooocyyyy" zwykle dyskusja kończy się ,gdy osoba oczekująca pomocy nie wstawia ani fot ani filmiku (pomijam rzadkie przypadki braku fotografa lub sprzętu) Dlaczego ?
Mnie się to przytrafiło... albo nie mam czym fotek porobić albo nie ma kto mi w tym pomóc... Przeważnie to "pomoooocy" zdaża się wtedy gdy np. koń nie wie czego chce od niego jeździec co automatycznie spada na winę konia...
zarzarrosa, dobrze, że poruszyłaś i tak nakreśliłaś ten problem. Sama się bowiem od dawna nosiłam z napisaniem czegoś w tym stylu. W uzupełnieniu dodam, że zatrważająca jest ilość osób (ogólnie, nie tylko na forach), które czy to pod wpływem mody czy chęci "obcowania z naturą" nagle rzuciła się na konie. Większości z nich wydaje się to szalenie łatwe i bezproblemowe. Są naładowni emocjami "koń za wszelką cenę", byle jak, byle gdzie byle był.. a potem "jakoś to będzie". Byle sąsiad zza płota czy młodsza koleżanka ze starszej klasy jest dla nich autorytetem. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak mozolna jest praca z koniem. Lecz... nie jest to wina tylko i wyłącznie ich, często i same "autorytety" dolewają oliwy do ognia. Instruktor aby zdobyć-zatrzymać klienta często "kadzi" ledwo jeżdżącemu, jaki to ma talent, predyspozycje itp itd, sprzedający, hodowca - amator często, wciska "zielonym" chętnym na posiadanie własnego wierzchowca, mając kompletną świadomość, że napalony zaraz będzie miał większy lub mniejszy problem - ale grunt to sprzedać - prawo rynku. Szkółek, ośrodków, stajni mamy coraz więcej, a fachowców mimo szkoleń i wymaganych papierków jakoś nie przybywa. Instruktor rekreacji ruchowej dorasta do rangi trenera.. to tak jakby pielęgniarce dać skalpel i pozwolić na samodzielną operację. Niedawno miałam przykład wśród znajomych, córka zapałała miłością do koni, rodzice stwierdzili, że to nic takiego, mają kasę, a koń będzie stał w stajni "gdzie przecież mają konie", a więc siłą rzeczy ludzie się na tym znają, więc fajnie jest. Miesięcznie TO kosztuje kilka stówek, dla nich wydatek taki sobie. Pech chciał, że po miesiącu koń uległ kontuzji i okazało się, że albo wyskoczą z kilku tysięcy albo... No i stało się to drugie albo. Uświadomienie ludziom, że koń to takie dziecko i to z zespołem Downa, wymagające specjalnego podejścia i specjalnych środków jest bardzo trudne.. bo przecież dawniej na wsi wszyscy mieli konie i nie potrzebowali do tego niczego ekstra, a teraz jakieś wydziwianie, że ci co chcą to musza spełniać specjalne warunki. Smutne, ale jeszcze wiele koni na tym ucierpi
herma, zdecydowanie jest coś w tym,że ludzie często spoglądają na konie i jezdziectwo jak na coś banalnego, właśnie z zasady "skoro na wsiach mieli to co w tym trudnego"...to takie kręcenie się w kółko...to samo z papierami...ja mam i hipo i instr.rekreacji i co? i na hipo nie nauczyłam się NIC i gdyby nie lata wstecz gdzie miałam styczność z tym pod fachowym okiem,to poszłabym i wyszła z tego kursu zielona ale mimo wszystko z papierkiem...przykre to jest,bo przecież zdobywając owe uprawnienia i myslac,że "mam je,jestem hipoterapeuta,wiec jestem super i mogę sobie prowadzić hipo" można narobić więcej szkody niż pożytku... ja do tego zawsze podchodziłam z dystansem,wolałabym nie wziąć pacienta który byłby ponad moje siły,wiedzę,możliwości niż zapierać się,że to pikuś i odwalac gównianą robotę... Z drugim kursem było w moim przypadku nieco inaczej,zdecydowanie czegoś się nauczyłam,sporo mi to dało,ale nie zmienia to faktu,że są miejsca gdzie jest zupełnie inaczej... a już twierdzenie po zdobyciu takiego papierka,że jest się super jest śmieszne...osobiście znam osoby które mimo,że instruktorzy to konia osiodłać nie potrafią dobrze... I tak sie koło zamyka,trafia taki małolat na instruktora,który wie niewiele więcej od niego,ale ważne,żeby się popisać,pokazać,zabłysnąć...i się zaczyna,nie długo potem trzeba,żeby owy uczeń sam zaczął twierdzić,że i on wszystko wie... Można by tak pisać wręcz bez końca...

Jeszcze co do kwestii trenera,ja od września (pomijając kurs) jeżdżę sama,czasem ktoś na mnie spojrzy,ale ogólnie zawsze sama...I nie dlatego,że chcę,tylko dlatego,że mnie po prostu w tym momencie nie stać na instruktora czy trenera...ale nie uważam też,żebym w ten sposób robiła krzywdę koniowi,przynajmniej staram się jak tylko mogę,żeby było dobrze...Wydaje mi się,że tu też trzeba ruszyć wyobraźnią,wiedzieć na ile można sobie pozwolić samemu a gdzie przy wdrażaniu jakiś elementów koniczny jest trener,żeby nie narobić więcej szkody niż pożytku...Oczywiście ktos mógłby teraz stwierdzić "po co ci koń,skoro nie stać cie na trenera",więc odpowiem zanim pytanie padnie...Ten kon to chyba mój największy przyjaciel,więc chyba nikt sobie nie wyobraża sprzedania przyjaciela ze względu na jakieś życiowe zawirowania,nie mam ambicji sportowych,jazde konną traktowałam zawsze jako przyjemność i tak jest do teraz-na pierwszym miejscu zawsze koń, największą radość sprawia mi,kiedy widzę,że jest po latach między nami jakaś więź o której kiedyś nikt by nie pomyślał...zaufanie,lata w stecz dane sobie na kredyt...mniej ważna jest dla mnie cała reszta,to trochę takie podejście przez pryzmat marzeń z dzieciństwa,kiedy się o coś walczy długie lata i wreszcie osiągnie,to ma to wyjątkowy wymiar...
Napisałam to,bo myślę,że czasami warto spojrzeć na coś z różnej perspektywy, oczywiście,że najlepiej jezdzić z trenerem i sama gdybym mogła z tak owym bym jezdziła i mam nadzieje,że już za niedługo wreszcie będę mogła,ale jak widać,czasami nie wszystko do końca od nas zależy,mimo najszczerszych chęci...

tak sie koło zamyka,trafia taki małolat na instruktora,który wie niewiele więcej od niego,ale ważne,żeby się popisać,pokazać,zabłysnąć...i się zaczyna,nie długo potem trzeba,żeby owy uczeń sam zaczął twierdzić,że i on wszystko wie... Można by tak pisać wręcz bez końca... dlatego najlepiej weryfikować swoją wiedzę pod okiem AUTORYTETU jeździeckiego przez duże A, zainwestować choć raz w roku jakąś kasę i pojechać choćby na weekend z kimś pokroju Mickunasa, jakiegoś skoczka, ujeżdżeniowca pełną gębą, a nie Krystyny z sąsiedztwa co na koniu się ledwo trzyma. Przecież nie trzeba mieć dużej wiedzy z zakresu jeździectwa, żeby widzieć kiedy ktoś się z koniem szarpnie, daję złe rady w stylu "jak nie chce to go kopnij i pójdzie". Nie trzeba być alfą i omegą żeby potrafić zweryfikować wszystko co ktoś mówi. A jak ma się podstawę to wtedy można wybrać kogoś kto nas czegoś nauczy, kto nie zakłada mega patentów, żeby zwykłego tuptusia ustawić jak pesudo ujeżdżeniowca.

niech nazbiera kasę
nie wiem dlaczego, ta najprostsza i najbardziej oczywista rada jest taka trudna do zrozumienia ...

zarzarrosa, wiem,że założenie Twojej wypowiedzi było inne,ale chciałam to przedstawić tez z innego punktu widzenia

herma, dzięki,miło było to przeczytać

Przypomniała mi się pewna 12 latka,jeżdżąca od lat,ale zawsze na takich rekreacyjnych-dobrze ułożonych,spokojnych koniach,aż pewnego razu uparła się na pewną kobyłkę idącą bardzo do przodu,konia z którym główny cel jazdy to utrzymanie jej w tempie w miarę normalnym...Oczywiście jazda skończyła się porażką,potem owa dziewczyna cały czas chciała jezdzić na tej klaczy,kiedy wydawało się,że naprawdę fajnie jej idzie na innych koniach dostawała wyścigówkę i większość jazd kończyła się tym samym...nie była w stanie zwolnić/zatrzymać konia...Zmierzam do tego,że wszyscy dookoła uświadamiali ją,że sobie nie radzi,że to totalna porażka...a ona chwaliła się wszystkim dookoła,że ona to jezdzi na tej klaczy iii jest pomiedzy nimi "wyjątkowa więź" ...To jest dla mnie dopiero fenomen,wszyscy ją uświadamiali,mówiąc prosto z mostu, klacz dostawała tylko wtedy,kiedy wydawało się,że powinna już sobie poradzić a i tak nic z tego nie było...Za to wszyscy dookoła wiedzieli,że one sobie to są przeznaczone-nawet jak potem nie mogła na niej jezdzić w ogóle
no proszęzarzarrosa, , a po mnie pojechałaś jak próbowałam przemówić co niektórym do rozsądku... tak zaraz mi powiesz, że tego się tak nie robi, a właśnie, że tak! nie ma innego sposobu, trzeba wbijać szczerze młotkiem do głowy, bo czym skorupka (dość twarda) za młodu nasiąknie... nie jestem zwolennikiem wodolejstwa, lizostwa i fałszywej aprobaty a jedynie szczerości...
każde forum ma kryzysy, ale to forum kiedyś należało do jednego z lepszych, teraz kojarzy mi się z "blogaskiem o kofanych konisiach" gdzie jeden z ciekawszych tematów zamienił się w osobistą przepychankę...
aha i jeszcze jedno "ta demokracja to jakaś ściema", na forach- jeśli mają pozostać merytoryczne i wartościowe nie ma miejsca na demokrację, moderator jest od pilnowania jako takiego porządku a tu jest najzwyczajniej w świecie b u r d e l .

może to nie do końca na temat, który poruszyłaś, ale pośrednio

pozdrawiam i miłego dnia życzę
,,Przypomniała mi się pewna 12 latka,jeżdżąca od lat,ale zawsze na takich rekreacyjnych-dobrze ułożonych,spokojnych koniach''
Przepraszam że nie zacytowałam normalnie ale coś tu mi się pomieszało.

Nie zawsze konie rekreacyjne są dobrze ułożone.