ďťż

Wypadki w terenie

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Być może temat już wcześniej był poruszany na forum, nie mniej uważam, że jest to dość istotna kwestia, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo koni i osób ich dosiadających w terenie. Uważam, że wymiana doświadczeń w tej kwestii może pozwolić uniknąć niepotrzebnych wypadków w przyszłości. Dzisiaj miałem wielkie szczęścia i udało mi się uniknąć poważniejszych konsekwencji konfrontacji z drzewem, dlatego ku przestrodze proszę o komentarze, które będą nauką dla innych.


Ze wstydem przyznam, ze w terenie przez ostatni rok zaliczyłam ponad 10 gleb, w tym 2 z koniem. Najgorzej było, kiedy zjeżdżałam z góry i Arkan sie potknał, poleciałam jak szczupak do przodu. Od tamtej pory nie zjezdżam galopem!
Na szczęście Arkan nie ucieka ale jak zlece zawsze sie zatrzymuje i zaczyna cos skubać. Nie chciałabym potem obolała biegać po lesie w poszukiwaniu konia.

Kiedy spadam dla mnie najwazniejsze jest aby trzymac mocno wodze i szybko wyciagnac nogi ze strzemion.
Moja niunia obdarza mnie kilkoma mocnymi baranami zeby mnie zrzucić. Podejrzewam że robi to specjalnie jak chód jej się nie podoba. Jest koniem do przodu i kłus ją czasem nudzi. No ale nie zawsze się da.
No i sarny dziki i wszelkie nagle wyskakując zwierzęta, tudzież ptactwo jest przerażające i zwykle są to odskoki w bok. Uwielbiam na niej jeździć (choć ostatnio kontuzjowana), i mimo 15 lat spędzonych razem ciężko mi się ustrzec przed glebami.

Ale temat uważam za ciekawy i niekoniecznie jako przestroga a poprostu do opowiadania sobie historyjek o naszych przygodach.

Ja ostatnio leciałam w Boże Narodzenie. Jak nigdy w kłusie niekoniecznie wyciągniętym. 3 porządne barany których kompletnie się nie spodziewałam bo szła spokojnie bez wariactw. Lecąc myślałam tylko że za godz mam być na obiedzie u teściowej i jak będzie mnie bardzo bolało to znowu będzie marudziła.
Dzisiaj miałem „głupi” wypadek na koniu. Pojechaliśmy w teren, pogoda była idealna na taki wypad. Galopujemy przez las, skaczemy przez powalone drzewa i wracamy… Przechodzimy przez jezdnię, potem jest rów i stroma góra. Skupiłem uwagę na rowie z wodą i stromą górą. Moja klaczka dzielnie przeskakuje rów i zaczyna się wspinać pod górę, a ja zahaczam o gałąź, która swoją korą przesuwa się po mojej szyi. Myślałem, że spadnę z konia, lecz dałem radę… Niby zwykła opowieść, lecz lekaż powiedział jeszcze centymetr niżej, a gałąź zmiażdżyła by mi tchawice…


heh, ja mam coś takiego że jak spadam w terenie to wodze trzymam, a jak na ujeżdżalni - puszczam
nie wiem, działa to chyba na zasadzie podświadomości

Co do wypadków w terenie to dla mnie osobiście las jest przekleństwem i nie zamierzam się do niego więcej konno zblżać [no, baaardzo od święta się zdaża, ale i tak tylko na stępa]

Raz prawie zabrał mi konia. Galopowałam sobie spokojnym tempem po bardzo dobrze znanej mi ścieżce, codziennie jeżdżonej. Na zakręcie zaczełam konia chamować, bo za kolejne ok 50m miał być już koniec lasu i cywilizacja. Okazało się że tuż za zakrętem była całkiem spora dziura, której dzień wcześniej nie było, średnicy ok 35cm, głębokości tak na trochę ponad pół łydki [parę dni później sprawdzałam]. Koń podczas chamowania jej nie zauważył, mi tylko mignęła przed oczami. Potknął się o nią i się przerwóciliśmy. Calkiem spory kawałek jeszcze "przelecieliśmy", bo koń się ratował jakos od upadku. Dla mnie skończyło się to wybitą rzepką i wstrząśniemiem mózgu. Dla konia - ropą w kopytach i ok.miesięcznym leczeniem. Całe szczęście że tylko tyle, gdyby stanął te 2cm bliżej jego noga wpałaby do tej dziury i... wole nie myśleć.

Po jakimś tam dłuższym czasie miałam kolejny wypadek w lesie. Podczas galopu zza zakrętu i stojącego na nim samochodzie wypadł mi nagle, prosto pod kopyta pies. Koń gwałtownie skręcil między drzewa, zostalam na jednym. Koń po tym został cały, ale dla mnie zaskutkowało to złamaniem kręgosupa. Mam, jakby to powiedzieć, odłamaną kość krzyżową od reszty miednicy [widoczne sa jeszcze na zdjęciach szczeliny zrastania po obu strochach]. W zasadzie nie powinnam chodzić.
No ale floren twardy jest, na ból po tym wszystkim już właściwie odporny, więc chodzę i żyję.

Tak więc do lasu się nie zbliżam, wolę widzieć co jest przede mną. Na otwartej przestrzeni nigdy ani mi, ani kopytnemu, nic się nie stało.
W lesie czycha mnóstwo niebezpieczenstwa to prawda, ale ja nie wyobrażam sobie jazdy po padoku przez cały czas. Średnio jestem 2 razy w tyg w terenie.
U mnie bywało różnie.

Po pierwsze nie galopujcie w deszczu po trawie, a zwłaszcza jeśli nie wiecie gdzie są zakręty. Takie hulanki kończą się upadkiem z koniem i złamaną nogą (dzięki Ci Panie, że tylko tyle, bo mogło byc dużo gorzej).

Po drugie nie pchajcie na siłę z górki konia, który po tych górkach nie chodził x miesięcy. Efektem może być prawie pionowa świeca i zeskok w dół z góry (pomińmy fakt, że prawie na koleżankę jadącą przede mną). Nic mi się nie stało fizycznie, ale psychicznie... bałabym się znów pojechać w teren na tym koniu.

Trzymajcie spora odległość od konia przed jeżeli droga jest mocno zarosnięta. Efekt: śliczne, czerwone kreseczki na twarzy.
Tak samo jak ściezka galopowa jest błotnista. Po oberwaniu taką błotną kulką spod kopyta nasze oczko często przybiera kolor fioletowy
Kayka, znam ten ból, kiedyś galopując właśnie po błocie konik pośliznął mi się, w rezultacie spadłam, noga zablokowała się w strzemieniu. Nie miałam tego szczęścia, że konik się zatrzymał, wręcz na odwrót a ja przekręciłam się na brzuch i "jechałam" buźką po błocie i kamieniach, co skończyło się sińcem na pół twarzy. Tydzień z domu nie wychodziłam
ja jechalam raz zebranym galopem po śniegu i koń odstawił zad, pod spodem znalazło się trochę lodu i sunęliśmy pare metrów po lodzie ;/ ałć...

i tez raz jeździlapo sliskiej trawce i koń chcial w lewo ,ja w prawo, wylądowalismy obie na ziemii pod górke!!! nie moglismy sie podnieśc,klacz dwa razy próbowała, za każdym lądowała na mnie spowrotem, noga coraz bardziej bolała... tego dnia mialam szczęscie, bo był ze mna tata, wyciągnął mi nogę (bez buta i porwany czaps) na siłę ,bbo popręgu nie mógł odpiąc....
skończyło sie na stłuczeniu, nie błasm u lekarza ,ale noga długo w tym miejscu bolała.
A ja proponuje osobom mniej doświadczonym ( co np. na ujezdzalni ledwo zaczeli galopować ) nie jezdzic wogóle w teren... efekt - kon wraca np sam do stajni a jezdziec zostaje gdzieś tam w lesie. Znam takie przypadki... już nie mówiąc o poważniejszej glebie albo krzywdzie konia.
Ludziom wydaje sie ze to takie proste i bezpieczne - a wcale tak nie jest.. Kon na ujezdzalni chodzi codziennie, dobrze ją zna a nie raz sie przestraszy. A co dopiero w terenie...
Proponuje też nie jezdzic samotnie w tereny nie galopować w strone stajni, no i mieć na głowie kask
Mi na szczęscie w terenie zdazylo sie spasc ze 3/4 razy w całej mojej dotychczasowej karierze no ale nawet najlepsi zaliczają upadki. Dlatego trzeba uwazać. ale też trzeba jezdzic w te tereny jak ja mojego zabiore np.na stępa przed jazdą,to taki szczęsliwy idzie że poźniej cały trening super chodzi taki zrelaksowany.

Co do samych wypadków:
-pozrywane ścięgna u konia.... (na przeoranym polu, na które koń sam wbiegł po upadku jezdzca)
-podeptane piętki, np jeśli ktoś hamuje na zadzie konia idącego przed nami
-WPADNIĘCIE POD SAMOCHÓD !
-i wiele wiele innych ( są to przypadki które zdazyly sie min. moim znajomym)
Pozdrawiam i życze bezpiecznej jazdy
nie ma to jak, galop w nieznane Kiedyś wybrałam się z instruktorką w teren, na koniu, którego nie znałam i w las, którego nie znałam. Galopowaliśmy po leśnych ścieżkach i nagle, ku mojemu zaskoczeniu wyjechaliśmy na kamienistą dróżkę. Konik odskoczył w bok, w krzaki, aby uniknąć twardego podłoża, ja niestety się już pod tymi gałęziami nie zmieściłam, sturlikałam się z urwiska po kamyczkach, obdrapałam całe plecy, a że byłam opalona, długo miałam pamiątkę po tym upadku
Nigdy nie galopuje w nieznane.
Gdy wjeżdżam na nowy teren , jadę zawsze stepem , bądź powolnym kłusem.

Jeżdżę tylko w tereny ,do tego na młodym charakternym arabie i ''odpukać'' spadłam tylko dwa razy i to była tylko wyłącznie moja głupota.
Od roku nie spadłam ani razu.

Gdy chce galopować na łące , zawsze przejadę i sprawdzę podłoże.

Unikam niebezpiecznych sytuacji.W związku z tym ,że jeżdżę tylko w tereny, mój koń mało kiedy czegoś się wystraszy , zresztą znam go i bardzo często umiem podświadomie wyczuć niebezpieczeństwo.

Gdy jedzie nas więcej obowiązują pewne zasady, dzięki czemu jestem w stanie uniknąć wypadków:
jeżeli jadą z nami ludzie, którzy nie dają sobie razy z końmi, jedziemy w tedy jeden za drugim.
Nie ma mowy o zmianie ''szyku'' czy to w kłusie czy w galopie.
Nie ma mowy o wyprzedzaniu,
-o dzikich galopach.

jeżeli , ktoś jest niereformowalny, to po prostu z nim nie jeżdżę.

Ostatnio byłam z osoba, która w galopie wyprzedzała nas i ...rurrrraaaa....
Koń ten, gnając leśna ścieżką, odskakiwał parę razy, że nie uderzyła o drzewo to po prostu wielkie szczęście.

Mam koleżankę, która nie potrafi jeździć wolnym kłusem bądź galopem.
Zawszę pędzi, jeździ od 18 lat, miała złamane żebra, nie widzi na jedno oko i wiele innych urazów.

U nas na Panewnikach dwa lata temu zginął jeden jeździec, wspaniała szeroka droga leśna, piaszczysta, dzikim galopem konie rwały do przodu, jeden nie wyrobił na zakręcie [i].
Jeżdżę tam często, i niestety jest tam łuk, który prowadzi prosto w drzewa.Nikt nie przewidział...

Owszem , nie wszystko jesteśmy wstanie przewidzieć, wypadki się zdarzają, ale są takie sytuację które możemy uniknąć.
Często jeżdżę w tereny, zeby konisko nie znudziło się samą pracą na ujeżdżalni.
Wiadomo zawsze może się coś stać, ale staram się przewidywać sytuacje i dostosować teren do danych warunków.
Przede wszystkim galopuje tylko na znanych drogach. I wybieram takie gdzie jest w miarę równo i nie ma wystających korzeni, ponieważ mój konik lubi się zagapić i zdarzy mu się potknąć na równej, prostej drodze, kilka razy już z tego powodu lezeliśmy.
Nie robię ostrych galopad, jeśli jest galop to trzymam takie średnie tempo. jeśli widze, ze mogę stracić panowanie nad koniem to jadę tylko stępem i kłusem.
Jeśli jest jakaś sytuacja, że koń boi się czegoś, nie chce koło czegoś przejść to wolę zejść z konia i przeprowadzić go koło tego miejsca.
zazwyczaj jeżdżę sama w tereny i bardzo to sobie chwalę, ponieważ mam wtedy większą kontrolę nad koniem, wiem że mnie nie poniesie i że będzie takie tempo na jakie pozwolę (oczywiście biorę obowiązkowo komórkę). jeszcze nigdy nic się nie stało gdy byłam sama. Natomiast kiedy jadę z kimś to niestety mamy takie konie, które lubia ponieśc
Trzeba więc bardzo uważać i gdy widze, że sytuacja może wymknąć się z pod kontroli to zwalniamy do kłusa. a najbardziej lubie galopować brzegiem pobliskiego lotniska, gdzie jest równo, trawa przycięta i wszystko widać. Wtedy gdy galopujemy w dwa konie to jedziemy koło siebie, bo nasze zwierzaki są tak nauczone, że nie wyrywają, a problem zaczyna się wtedy gdy galopują w zastępie, bo każdy chce prowadzić
Moja historia tez nalezy do tych glupkowatych. Juz po jezdzie, jedziemy na rozstepowanie do lasku i wracam juz do stajni. Trener krzyczy: tylko nie miedzy drzewami ale co tam, skarcam droge i wchodze spokojnym stepem, na pelnym ludzie miedzy dwa drzewa. Nie staly blisko siebie, spokojnie mozna bylo przejsc. Ale klacz jeszcze bardziej postanowila skrot zrobic i zblizyc sie jak najbardziej do drzewa. Ona sie nie obtarla ale moje kolano tak. Pokazaly mi sie gwiazdki przed oczami i juz widzialam cale kolano rozwalone. Na szczescie tylko siniak wielki i bol przez kilka dni. Ale jak zeszlam z konia to nie czylam nogi w ogole....sie strachu najadlam, ze hoho!
BeataK, te drzewa są bardzo nie przyjemne, jechaliśmy kiedyś w teren po lesie, ja na arabo-fiordzie, który nie lubił zbytnio przedłużać sobie drogi. Jechaliśmy galopem, prowadząca woła "uwaga na drze...." i w tym momencie zostałam na drze...wie Dodam jeszcze, że na tej samej jeździe wpadłam w jeżyny również przez drzewo
Terenów miałam mało, ale wszystkie spokojne, prócz jednego, który mi tak w pamięci utkwił, że do dziś mam stracha przed nowym koniem i nowym terenem, a przed wyrywnymi ciapkami zwłaszcza
Gówniarą byłam, 14 lat ledwie miałam i na obozie postanowili, że pojedziemy sobie w teren, bo konie spokojne itd. Byliśmy raczej mało zaawansowani, niektórzy na ujeżdżalni nie radzili sobie z galopem, a tu teren. Mi się trafił ciapek, który już od początku robił ze mną co tylko chciał. Przeciągnął mnie przez jakieś krzaki, przez kałuże przeskakiwal (a ja wtedy ledwie galopowałam ), ponosił w galopie, wyrywał się, płoszył. Jak wyjechaliśmy z lasu na łąkę, to połowa koni wystraszyła się uciekających ptaków, spłoszyły się, większość spadła, a ja zatrzymałam konia chyba pół kilometra dalej mając śmierć w oczach. No ale co tam, jedziemy dalej, jeszcze zebrałam opieprz od "instruktora", że się boję i takie tam. Później znowu mnie ciapacz poniósł, bo mu się na wyścigi zebrało, i zatrzymałam się jakiś metr przed pniem drzewa. Jak w końcu udało mi się zejść z tego potwora, to prawie płakałam ze strachu Nie wiem po co im taki koń do typowo rekreacyjnej grupy, bo nie tylko mi tak wariował. Na drugi dzień spłoszył się, dziecko spadło, a koń przegalopował po dziewczynce Na szczęście skończyło się na potłuczeniu i wielkim siniaku.

Od tej pory mówię "nie" obozom, a jak mam jechać w teren, to w środku słyszę słabe protesty
Opieprz powinied otrzymać ten instruktor... Kiedy ja uczyłam się jeździć nie było mowy o żadnym terenie do puki nie nauczyłam się panować nad galopem i koniem.
tak to czytam i czytam i czasami aż się za głowę łapię...
rozdzielajac od siebie dwie sprawy - wypadek - czysty, niezależny od uczestników, za wyjątkiem rozumowania - nie chcesz mieć wypadku na nartach, nie jeździj na nartach - od braku fantazji w siodle czy też braku wyobraźni...

bo to tak już chyba jest, ze ognia się nie dotyka, bo wiadomo ze poparzy, a nie patrzy się na skutki nieprzemyślanych czynności - brak wyobraźni, a nie wypadek. Choć ten przykład wpajają nam do głowy od dzieciństwa, gdyby od dzieciństwa wpajali nam odpowiedzialność i umiejętność logicznego myślenia... a tak - są rozsiane wyjątki z ogranicznikiem na czubku własnego nosa...

ja na szczęście nie przeżyłam żadnego "wypadku" w terenie na własnej skórze. Staram się myśleć "przed" a nie "w trakcie". Prowadząc zastęp zawsze ustalałam pewne zasady i jesi komuś sie one nie podobały - jechać nie musiał. Aktualnie "terenuję" się samotnie, choć nigdy nie popierałam tego rodzaju relaksu, ale cóż - jak mam jechać z "ogranicznikiem na czubku własnego nosa"...

Raz jednak miałam upartego pana, który był z rodzaju osób - jeździectwo = Pan Pikuś. "Pikusiowanie" skończyło sie złamaniem żeber i igliwiem ze starymi liśćmi w zębach.
ale były też smieszne sytuacje w terenie, np. galopujemy z koleżanką wzdłuż wyżej wspomnianego lotniska, nagle z lasu wyłaniaja się ludzie, konie zdziwione robia stopę, ja spadam, po czym wstaję, otrzepuję się wsiadam i ruszamy dalej galopem w ciągu niecałej minuty chyba Miny ludzi - bezcenne

A ja proponuje osobom mniej doświadczonym ( co np. na ujezdzalni ledwo zaczeli galopować ) nie jezdzic wogóle w teren... efekt - kon wraca np sam do stajni a jezdziec zostaje gdzieś tam w lesie. Znam takie przypadki... już nie mówiąc o poważniejszej glebie albo krzywdzie konia.

Ja tak kiedyś miałam (2 lata temu), nawet nie umiałam galopowac . To była szkółka jeździcka i instruktorka zabrala nas w teren (byłyśmy 3 plus instruktor) . Jechaliśmy przez las , gdzie biegla sarna konie się spłoszyły i pędem do stajni . Moje dwie kolezanki spadly od razu a ja cwalowalam na swoim koniu . To byl dla mnie okropny szok, bo nigdy nawety nie galopowałam ... Na zakręcie upadłam. Nic mi się nie stalo, kolezankom tez ...
Ale tu podkreslam głupotę instruktora...
Aaa, zapomniałam o sytuacjach, gdzie dzieci jechały w terenie w zastępie, a czołowy (instruktor przeważnie) drałował na rowerze
Mój najciekawszy upadek w terenie był na moim ulubionym koniu, który jest grzeczny na ujeżdżalni i na parkurze a w terenie robi co chwile barany- nie wiem dlaczego. Tak więc jechałam sobie oczywiście w zastępie no i pies instruktora zaczął sie gryźć z jakimś innym psem, mój koń (w rzeczywistości mój nie jest) przestraszył się bryknął- bo jak inaczej, i wpadłam na płot pod napięciem, tak bardzo nie bolało, ale źle wspominam ten teren.
Jeżdżę konno od niespełna 7 miesięcy i miałem dwa „wypadki w terenie”. Drugi opisałem powyżej, po którym mam obolałą szyję i strupa w kształcie banana, który wygląda jak rana po próbie samobójczej. W pierwszym przypadku koń sobie skrócił drogę koło drzewa i skończyło się na obdartym i posiniaczonym kolanie. Salkada pisze, że wypadki są wyłączną winą człowieka i brakiem jego wyobraźni. W 99% zgadzam się z tą tezą, pozostawiając ten jeden procent osobą trzecim (auto, turyści, zwierzęta, czy inne okoliczności, które spłoszą nam konia…). Jeżeli chodzi o trzeciego potencjalnego sprawcę, czyli konia, to uważam go za całkowicie niewinnego. To my trenujemy konia, czyścimy go, ubieramy i dosiadamy. Dlatego powinniśmy mieć świadomość czego oczekujemy od zwierzęcia- to nie jest grzeczny piesek, tylko istota tylko trochę głupsza od człowieka- przeważnie w niewielkim stopniu, a czasami mądrzejsza.
Cała natura konia, najpierw (przeważnie) się przerazi, później pomyśli czego się przestraszył. Uważam, że te wszelkie "napady bojaźni przed wszystkim" spowodowane są w dużej mierze przez człowieka, koń, który nie ma zaufania do nas przestraszy się własnego cienia, trzymany w stresie i lęku, uczony "pokory" siłą "nabawi się" choroby psychicznej i przez głupi spadający listek może się nawet zabić. Moim zdaniem motorem napędzającym wszelkie odruchy ucieczki u konia spowodowane są nie prawidłowym, rzec można złym traktowaniem i wychowaniem zwierzęcia a wyzbyć się tego to nie lada sztuka. Sądzę, że właśnie przez to mamy czasem bolesne przygody w terenie

Moim zdaniem motorem napędzającym wszelkie odruchy ucieczki u konia spowodowane są nie prawidłowym, rzec można złym traktowaniem i wychowaniem zwierzęcia a wyzbyć się tego to nie lada sztuka. Sądzę, że właśnie przez to mamy czasem bolesne przygody w terenie

Do końca się z toba nie zgodze. Znam swoją kobyłe od urodzenia ma 16 lat i naprawde potrafi pokazac rogi w terenie i pochwalic sie swoim najlepszym galopem niekoniecznie z moim przyzwoleniem bo np czegos sie wystraszyla. Nigdy nie byla zle traktowana, bita, glodzona czy cokolwiek innego. Kwestia genow, temperamentu, nie wiem. Poprostu taka jest od zawsze i tyle.
agulaj79, ok, masz rację, ja opisałam tylko swoje osobiste odczucia na ten temat. Wiadomo, koniki są różne, nie twierdzę, że jedyną przyczyną jest to złe traktowanie ale w dużym stopniu. Miałam kontakt z konikami, które miały sielankę jak i z tymi "po przejściach", dlatego taka jest moja opinia, może nie do końca najlepsza. Proszę mnie źle nie zrozumieć
Na pewno dużo osób się ze mną nie zgodzi, ale winę za większość wypadków ponosi człowiek.

Jeżdżę czasami z ludźmi, którzy siedzą dobrze w siodle, skaczą, ćwiczą ujeżdżanie, a konie w terenie zachowują sie jak psy zdjęte z łańcucha.

Brak zasad tzw. BHP w terenie, to jedna rzecz, druga to konie.

Wczoraj wzięłam na spacer na jednego z moich koni , młoda dziewczynkę.
Była zaskoczona,że konie tak mogą spokojnie zachowywać się w terenie.

Luźna wodza, powolny kłus, powolny galop, żadnych niebezpiecznych sytuacji.

Nie muszę konia trzymać za ''ryj, mijaliśmy samochody, przejechał pociąg, szczekały psy, mijali nas rowerzyści, jazda była spokojna i opanowana.

Moja dewiza jest jedna: koń ma dla siebie 22 godziny , te dwie godziny , które mi poświecą, ma zachowywać się jak aniołek.

ćwiczą ujeżdżanie
jak się ćwiczy ujeżdżanie??
Spokojne zachowanie konia w terenie , to przede wszystkim rutyna
Częste wyprawy wyzwalają w koniu pewność siebie , poznawanie otoczenia prowadzi do zanikania odruchów ucieczki na ruch listka.
Oczywiście, że sposób wychowywania, wyszkolenia konia ma też duże znaczenie.
Koń , który ma możliwości poruszania się przez większość doby , obserwowania otaczającego go świata też przyzwyczaja się do przeróżnych odgłosów , różnych rzeczy.
Traktuje to wszystko jako rzecz zwyczajną , niezagrażającą mu, bo koń najlepiej czuje się w znanym uporządkowanym świecie.
I człowiek spokojny, pewny siebie wpływa uspokajająco na strach koński

Ja widzę, jak moje konie zmieniają się z każdym wyjściem na wolność, bo od dłuższego czasu wypuszczam je na łąki , przeznaczone na siano.
Swoją już dawno wygryzły, więc do godziny dziennie wychodzę z nimi , puszczając luzem.
I jedzą dokładnie tam, gdzie je postawię- nie ruszając cudzych łąk
I niedaleki most kolejowy , szybka droga nr 9 nie stanowi już żadnego zaskoczenia- ot oswojone otoczenie.

W innym terenie też poruszają się spokojnie, ani sarny, zające, czy wyfruwające z trawy stada kuropatw, czy nagle zrywające się bażanty nie robią na nich żadnego wrażenia.

Jedynie silny wiatr bywa powodem silnego podniecenia - na to nie ma siły

Prawdą jest , że każdy koń inaczej reaguje, ale uważam, że każdego konia można w znacznym stopniu wyciszyć.

Duże znaczenie w takim wyciszeniu, ma też zwyczaj popasu w terenie, nawet przez 15 minut.
ale temperamentu się nie zmieni. Fakt że niektóre sytuacje trzeba przewidywać. Moje konie całe dnie spędzają poza stajnią. Nie jeżdżę na ujeżdżalni a w tereny, czasem chodzę z koniem w ręku jak nie chce mi się go siodłać ale i tak znajdzie się straszny straszak który ją spłoszy. Od urodzenia na pastwiskach, dobrze traktowana, często w terenach... Temperament! Poza tym z jazdą konną jest trochę jak z jazdą samochodem - myśl też za innych użytkowników drogi, myśl co ewentualnie mogą zrobić panowie na rowerze czy motorze.
Temperamentu pewnie nie zmieni się zupełnie, ale zachowania i owszem
Mój Kuba kilka lat temu był nieprawdopodobnym histerykiem.
Nie było możliwe spokojne wyjście poza wybieg, gdzie stały, potem poza teren zakładu.
Pierwszy samodzielny wyjazd tylko na 10 min, to było ciągłe uskakiwanie, potykanie się o własne nogi i pełne przerażenia , przeraźliwe chrapanie .
I biegiem do stajni, bo zewnętrzny świat , na dodatek bez kuca był dla niego nie do zniesienia.
Fakt, że on zbytnim temperamentem nie grzeszy, ale i nie myślał, tylko uciekał.

A teraz to zupełnie inny koń- jakby go ktoś kompletnie odmienił

Kuc - ogier za to ma naprawdę ogromny temperament.
I on od czasu do czasu musi pobiegać w terenie.
Nagle czegoś boi się ( zwykle rzeczy , której zna) i zaczyna biec , biec tak, że te 110 cm naprawdę duży Kuba musi doganiać
Ale wcale nie biegnie bezmyślnie- dokładnie patrzy na podłoże , na otoczenie.
No tak ma - jak wybiega się , to zwalnia.
Ale nigdy w takim biegu nie bryknie, nie stara się pozbyć jeźdźca.
Może dla takich temperamentnych koni rozwiązaniem jest obcięcie treściwych pasz, lub wybieganie przed jazdą

I jeszcze jedno.
Nie chodzi o przebywanie konia na pastwisku, bo tam nie ma z czym oswajać się.
Chodzi o stawianie przed koniem nowych wyzwań typu: warczące urządzenia , klakson samochodowy , fruwające torebki foliowe itp.
zgadzam się z guli w 100%.

Podam swój przykład, kupiłam młodego araba, temperament jak na araba przysługuje, same głupoty w głowie.

Ja jeździec niezbyt doświadczony, niezbyt dobrze dawałam sobie z nim radę.
I możecie wierzyć czy nie ale jeździec ze mnie był bardzo marny, co niektórzy pukali sie w głowę,że mój pierwszy koń to młody ledwie ujeżdżony arabek.

Zaczęłam jeździć w tereny tylko i wyłącznie z końmi opanowanymi.
Koń profesor, bajka w terenie-był jego nauczycielem prawie rok
Podążałam za jego dupskiem non stop.
Pierwszy galop, też za jego dupskiem był chyba dopiero po miesiącu.

Po roku czasu, nagle mój konik przejął inicjatywę, sam zaczął chcieć być ''prowadzącym''.
No i teraz mam młodego araba, który na padoku jest wulkanem energii,a w trenie aniołek, radzimy sobie doskonale, jazdy są spokojne i opanowane.

..ale wystarczyło,że pojechała z nami osoba, gdzie jej koń szalał w galopie i odskakiwał na widok folii czy korzeni, mój w pięć minut zaczął go naśladować.
Dlatego nie jeżdżę z nikim , kto nie daje sobie rady w terenie, po co mam go uczyć złych nawyków....
iwona uczyć nie uczyć poprostu dla własnego spokoju i komfortu psychicznego wolę jeździć sama bo wtedy robię co chcę. Jak mam ochote pogalopować to galopuję a jak tylko stęp to stęp i nikt mi ni marudzi nie wyprzedza nie kłóci się ze mną i konia mi nie denerwuje.

iwona uczyć nie uczyć poprostu dla własnego spokoju i komfortu psychicznego wolę jeździć sama bo wtedy robię co chcę. Jak mam ochote pogalopować to galopuję a jak tylko stęp to stęp i nikt mi ni marudzi nie wyprzedza nie kłóci się ze mną i konia mi nie denerwuje.

rozumiem Cię doskonale, dlatego ten koń profesor o którym pisałam to mój drugi koń, kupiony dla tego pierwszego i dlatego aby nie jeździć z obcymi tylko z mężem bądź z córą.
Miałam szczęście,że tak mi się ułożyło, i również doceniam to.

Za jakiś czas moja koleżanka ,będzie wyjeżdżała w tereny , zaproponowałam jej,aby zaczęła jeździć z nami wtedy jej koń , będzie uczył się od moich..

...ale widzisz nie od razu miałam taka wiedzę, kiedyś jeździłam w innych stajniach i konie często mnie ponosiły, byłam pewna,że tak po prostu jest, konie maja taki temperament i już.

Dopiero w stajni JWR w Zabrzu zobaczyłam jak zachowują się konie w terenie, byłam w szoku, nawet na widok dzików nie uciekały jak nienormalne.
Brałam od nich lekcję ponad rok i właśnie dzięki nim postanowiłam kupić sobie konie i dzięki nim dałam sobie radę



..ale wystarczyło,że pojechała z nami osoba, gdzie jej koń szalał w galopie i odskakiwał na widok folii czy korzeni, mój w pięć minut zaczął go naśladować.
.


To nawet nie jest kwestia naśladowania, ile instynktu stadnego
Koń , zwłaszcza idący za czołowym zdaje się na niego.
I gdy pierwszy przestraszy się, to drugi reaguje instynktownie.
Często tak dzieje się nawet w większym zastępie - nagle idzie fala strachu od pierwszego.
Rzadziej przestrach kolejnego ogona wpływa na pierwszego- chyba, że są tylko dwa.
Choć , gdy odstęp między końmi większy, to drugi spokojniejszy , jesli widzi przed sobą otoczenie, to też zachowuje się spokojnie .
Z drugiej strony, jesli jeździ się samemu, lub w towarzystwie znających się i lubiących koni, to chyba ciężko znaleźć się w towarzystwie innych ?

Sama jestem ciekawa,co byłoby, gdyby Kuba dostał nagle towarzystwo innego , nieznanego sobie konia ?

Czy nagle chciałby być czołowym, bo on fatalnie czuje się w tej roli.
Nawet samochód, quad , rower, czy w ostateczności jamnik może być przewodnikiem

Taka zabawna historia.
Niedawno syna mojego odwiedził kolega z dwójka synów- 4 i 3 lata.
Byłam w domu, więc niczego nie widziałam, ale jak wyszłam, to starszy chłopak z przejęciem pochwalił się, że Kuba tylko jego słucha.
Okazało się, że mądrzy faceci wsadzili młodszego na Kubę, syn mój założył "uprząż". która okazała się uwiązem na szyję i dziwił się, że koń nie chciał nigdzie iść.
Ale jak drugi chłopaczek szedł przed nim, to oczywiście poszedł za przewodnikiem.
To może zdarzyć się tylko facetom- dobrze, że matka tego nie widziała.
I całe szczęście, że Kuba jest naprawdę spokojnym koniem i bardzo lubi dzieci
znam takie przykłady, gdzie koń idzie za człowiekiem jak za przewodnikiem

ale powracając do tematu, na pewno mniej byłoby wypadków, gdyby ludzie mieli możliwość zaczynania jazd w terenie z końmi ''profesorami-terenowcami '',( taka nazwa przyszła mi do głowy)
Np, taki mój 8 letni-terenowiec, jedzie i mało co go wzrusza, nawet inny koń.Czasami to wydaje mi się ,że ''śpi''
Jest to świetny koń, na którego nie bałabym się posadzić osobę mało doświadczoną.

Jazda w teren na nim, to spokój i relaks.

Najczęstsze wypadki, to gdy konie zaczynają sie w galopie ''rozkręcać''i człowiek traci kontrole.

Dlatego ja, często jadę w tzw ''ławie''czyli koń obok konia i uczę młodego aby w trakcie galopu nie przyspieszał, jest to dobry trening na posłuszeństwo i trzymanie go w ryzach.

Dobrym treningiem na ''bezpieczeństwo'' jest gdy starszy jedzie pierwszy, zaczyna galopować, a ja z młodym pozostaje w tyle i kłusuje nadal nie doganiając go .

W trakcie jazdy , nie pozwalam na brykanie, przyspieszanie galopu , bądź kłusa, na ściganie , gdy ja tego nie chcę.
I nie ukrywam,ze daje to dobre wyniki.

Guli miałam wiele razy spotkania z innymi końmi, profesor-Morris był lekko podekscytowany, natomiast u młodego-Luckiego, młoda krew krążyła szybciej, ale też bez wariactw.
ALe nie ukrywam,że gdy widzę nowe konie to zawsze mam obawy.

:mrgreen: znam takie przykłady, gdzie koń idzie za człowiekiem jak za przewodnikiem



Za mną cały zastęp


A w temacie wypadków.

Podstawą bezpieczeństwa jest wyszkolony , spokojny koń.
A następna sprawa to wyszkolenie jeźdźca.
Nie da się ukryć, że najwięcej wypadków zdarza się na początku jeździeckiej kariery , potem jakby już mniej

Ja na szczęście w ciągu ostatnich 7-9 ? ( nie pamiętam) lat spadłam raz i to z Kuby

Oczywiście- mój błąd , a nie konia.
Ważne dla własnego bezpieczeństwa jest znajomość zachowań końskich , a zwłaszcza tego, na którym jedzie się.
Ja , gdy jeździłam w różnych szkółkach, miejscach ,zawsze pytałam jak zachowuje się dany koń , gdy przestraszy się i czego przede wszystkim boi się najbardziej.
Bo reagują na różne sytuacje przeróżnie , więc dobrze wiedzieć , kiedy warto być czujnym.
Jesli ma się już pewną wiedzę, to np jadąc drogą, a koń boi się samochodów, warto pogłaskać go uspakajając , gdy widzimy pojazd.
Ja na początku bardzo często gadałam do Kuby uspakając go, głaszcząc, czy zachęcając.
Spokojny głos człowieka, działa często jak balsam
guli nawiązują do twojego posta to ja tak gadalam do koni ze smiali się ze mnie że wiersze układam:)

A co do wypadków i początków kariery. Ważne jest to co przekazują nam instruktorzy. Ja niestety teraz po latach wiem że nie trafiłam na najlepszych jeżeli chodzi o traktowanie koni, no ale jak się ma 12 lat to wszystko jest piękne, ważne i super. A będąc dzieckiem instruktor w szkółce imponuje.

Dostawałam różne konie, pierwszy teren kirdy to jeszcze nie umiełam galopować!!! oczywiście zaliczyłam glebę bo koń galopując z górki poprostu się potknął a że to był mój pierwszy galop. Nieodpowiedzialność instruktorów prowadzi do wielu wypadków. Kiedyś nie uczyli mnie żeby z koniem postępować spokojnie bez nerwów. Mówili bądź pewna swoich ruchów a jak nie to lej. Jako wątła 12 latka nie miałam zbt dużo siły poza tym trochę sie koni bałam że mi odda. Nie mam w sobie agrsji do zwierząt od urodzenia więc może dlatego dostałam pare razy burę że długo konia czyszczę że nie potrafię go ustawić. Metodą na zapięcie popregu jak koń nabrał powietrza był kop w brzuch. Dla mnie nie do przyjęcia więc stałam jak ta gujda i czekałam. Po latach wiem że dobrze ale wtedy szczerze mówiąc w dziecięcej głowie rodziło się przekonanie że może tak trzeba. Wielu się tego nauczyło i stosują do dziś. Ucząc świeżych jeźdźców agresji wobec koni "produkuje" się kolejnych jeźdźców którzy nie będą szanować konia przez co koń będzie się bał a co za tym idzie? różne wypadki terenowe i nie tylko.
guli..super zdjęcie

Pamiętam z moich dawnych lat,że wyjazd w teren dla mnie był potwornym stresem, zawsze coś się stało, konie ponosiły, ludzie spadali, gdy wracałam,dziękowałam stwórcom ,że żyję

Gdy trafiłam po 20 latach przerwy w ''łapy''P.Janusza i Ewy wspaniałych jeźdźców, którzy pokazali mi ,że można jeździć w tereny bardzo bezpiecznie.
To było niesamowite.
Życzę wszystkim, aby mieli tak dobrych nauczycieli, jakich ja poznałam
Wtedy teren , to będzie wspaniała przygoda......- bezpieczna bez stresów.
Mysz napisał/a:

Uważam, że te wszelkie "napady bojaźni przed wszystkim" spowodowane są w dużej mierze przez człowieka, koń, który nie ma zaufania do nas przestraszy się własnego cienia, trzymany w stresie i lęku, uczony "pokory" siłą "nabawi się" choroby psychicznej i przez głupi spadający listek może się nawet zabić. Moim zdaniem motorem napędzającym wszelkie odruchy ucieczki u konia spowodowane są nie prawidłowym, rzec można złym traktowaniem i wychowaniem zwierzęcia a wyzbyć się tego to nie lada sztuka. Sądzę, że właśnie przez to mamy czasem bolesne przygody w terenie.
Nie do końca się z Tobą zgodzę. Moim zdaniem koń jest jak dziecko. Niesamowicie ważne jest jego "wychowanie", to czego go uczymy i jak go traktujemy. Ale nie jest jakimś robotem, nie da się go "zaprogramować", żeby zawsze zachowywał się tak, jak jak sobie tego życzymy. W końcu każdy koń ma swój temperament, a także inny charakter.

Niesamowicie ważne jest jego "wychowanie", to czego go uczymy i jak go traktujemy. Właśnie o to mi najbardziej chodzi
Uwielbiam wyjazdy w teren, ale muszę się zgodzić, że niekiedy bywają bardzo niebezpieczne...
A najgorsze są chyba górki. Przy podjeżdżaniu pod górkę często koń się czegoś boi i robi w tył zwrot....
Ja też ostatnio miałam podobny wypadek. Wjeżdżałam na młodym koniu kłusem pod górkę, przestraszył się czegoś, odskoczył, zarzucił głową... efekt to mocno rozcięta warga i obowiązkowa wizyta u dentysty

Uwielbiam wyjazdy w teren, ale muszę się zgodzić, że niekiedy bywają bardzo niebezpieczne...
A najgorsze są chyba górki. Przy podjeżdżaniu pod górkę często koń się czegoś boi i robi w tył zwrot....
Ja też ostatnio miałam podobny wypadek. Wjeżdżałam na młodym koniu kłusem pod górkę, przestraszył się czegoś, odskoczył, zarzucił głową... efekt to mocno rozcięta warga i obowiązkowa wizyta u dentysty


Przypadek bardzo podobny do mojego. Pamiętam jak na pierwszym wyjeździe w teren pytałem instruktora, czego mogę się obawiać? Powiedział „wszystkiego”. Nie owijał w bawełnę. nie był w stanie wymienić wszystkich zagrożeń, bo się nie da… To zależy od nieprzewidywalnej mieszanki zachowań konia i jeźdźca . Uważam, mimo że jestem laikiem, że podstawą jest pokora i jeźdźca oraz jego dążenie do zachowania harmonii w relacjach między nim i zwierzęciem. Być może to brzmi patetycznie, lecz wg prawdziwie. Wg mnie Karykaturą jest to, że człowiek, jako skrajnie zepsute zwierzę, dosiada tak szlachetnego osobnika…
Głupia rzecz, ale wspomnę : warto czasem posłuchać własnego konia. poniewaz dwa razy byłam głupia, dwa razy omal nie utopiłam konia w bagnie . trzeciego razu mam nadzieję nie bedzie.
Natomiast w terenie naprawdę czasem lekam się niemyślących ludzi - ot, chociazby mijających konie pełnym pedem na quadach.
No cóż, mój kon bywa uskokliwy, bywają konie młode, albo z temperamentem. o wypadek wtedy nie trudno
ja zawsze maham do takich ludzi pędzących i zwalniają.... gorzej jak nie zwalniają i zatrąbią w dodatku ;/

ja też mialam podobną sytuacje do twojej... szlismy trójka przez po takim jakimś torfie! nie wiem jak to było ,że on się nie zarwał, ale gdy się zorientowaliśmy, ja byłam najbliżej drogi, wie c na nią wjechaam, a moja "najdalsza" koleżanka spanikowała, ostro skręciła i przerwała taką warstwę, koniowi noga wpadła, ale szybko się klaczka podciągnęła i wyszła na drogę..
W ta sobotę jechałam z dwiema osobami na imprezę ''końską''.
Ja jechałam druga, za mną koleżanka , na szczęście na bardzo zrównoważony koniu-moim profesorze .

Jedziemy...jest ulica, pierwsza prowadząca,zamiast się zatrzymać i zaczekać na nas, przejechała na drugą stronę ulicy.
Traf chciał,że tą ulicą jechały trzy samochody , , mój koń zaczął chodzić w kółko, bałam się że wpakuje sie pod auta, gdyby Morris (ten zrównoważony) również tak zaaragował, to nie wiem jak by się to skończyło.
BŁĄD NIE DO WYBACZENIA.
Ja tam lubię jeździć w teren, ale tylko koło domu (czyt. klubowej stajni).
Byliśmy na obozie (z naszymi końmi, jako klub). Mówiłam, że nie chcę jechać w teren, że się boję, itd. Oczywiście pojechaliśmy. Trenerka się darła na swoją wnuczkę, że pomyliła drogę i na mnie, że za wolno jadę. Tyle że ja jechałam na kucyku 136 cm, a one na kobyłach po 168 każda, jeszcze po torach kolejowych, gdzie był ciąg pt. decha-ostre, wielkie kamienie-decha-ostre wielkie kamienie, itd. Kucoś szedł wolniutko jak po gwoździach - naprawdę ostre te kamienie były. Zarządzili jazdę galopem, mówię, że ja zlecę (jestem osoba mocno przeżywającą - w stresie się cała trzęsę i serce mi wali jak oszalałe). No ale cóż, galopujemy po ścieżce... Konie się sposzyły, mój pognał, chociaż reszta się zatrzymała, a ja leżę w śniegu (to były ferie) i kwiczę. Szyja, noga i brzuch mnie bolały. Mówię, że ja już na konia nie wsiądę, to darcie i wsiadam... Tak się zraziłam, że szok...
Ja byłam kiedyś w terenie parę razy i miło to wspominam...
Stęp, kłus i galop spokojny, wolniutki. Aczkolwiek ja to drałowałam na końcu szybkim kłusem bo klaczka staruszka miała kłopoty z aktywnością xD Puźniej zdecydowała się na krótki galop.
A co do spadania to zdarzyło się dużo razy ale na parkurze i ujeżdżalni Żadnego na szczęście nie wspominam tragicznie. Nawet nic nie bolało
na spedalonym ogierze Dywizjonie
zdjęcie pt. "tak się spada z konia"

No po prostu amazing !!
Willusiowa, masz jeszcze jakieś zdjęcia do ukazania?
biedrona.145, o jakie dokładnie Ci chodzi ?
o zdjęcia z tym ogierem oczywiscie
biedrona.145, mam ale na starym komputerze wieczorem wstawię jak chcesz
Willusiowa, heheh a od czego konie robią stójki na środku pola? hahaha upadek instruktażowy

Willusiowa, heheh a od czego konie robią stójki na środku pola? hahaha upadek instruktażowy

Może wybiegło nagle jakieś zwierze zza krzaków Też tak kiedyś miałam
moja kobyła robi stójkę z powodu ptaszków spod kopyt. albo skręt o 180 stopni. aż mi adrenalina skacze
Willusiowa super zdjęcie, upadek z klasa!

My z Dublem akurat jesteśmy parą do prowadzenia terenów w stajni. Jako druga byłam na pensjonacie i z początku jedyna w tereny jeździłam więc trasy znam,a pozatym Dubel pójdzie wszędzie gdzie chce. Co prawda jak każdy koń potrafi się czegoś przestraszyć(u niego to tylko drygnięcie) ... szczególnie krów i żółtych skrzynek.
Ale zdarzyło nam się kiedyś jechać pod i nad autostradą (w drodze do Dzierżążnej) ... Nawet jak się boi czegoś,wystarczy podejść spokojnie do tego i idzie
olka-heniek, cudowny koń . moja sliczna w końcu pójdzie - no, może nie wszędzie, bo za boga nie wejdzie do wartko płynącej rzeczki - ale co się wystraszy to jej
mój miał opory do rzeczki Ale potem spodobało mu się. Do wody przyzwyczajony-był zajeżdżany w jeziorku
W moim przypadku nie do przejścia:
rzeczki, nawet małe strumyczki.

Wejście do jeziora: Starszy koń-dwa kopyta
młodszy- w ogóle.

AAA i barany, ostatnio widziały baranki i małe jagniątka- nie ukrywam,że'' oczyszka ''miały olbrzymie.
Krów nie widziałam.

Poza tym wszystko przeżyły, uskakują bardzo mało, najczęściej starszy z niewiadomych powodów.
W sumie się uzupełniają.
zarzarrosa, no byłyśmy w terenie i wzięłyśmy ze sobą psa no i jakoś tak wyszło że pies wybiegł przed nas i Dywi zrobił stójkę ;D
olka-heniek, a dziękuję bardzo haha
Ja kiedyś też miałam niezłą akcję jak jechałam na koni ze stromej łąki Za mocno trzymałam wodze i nie wiedziałam że mój konik ma tyle sił w pysku No i szarpneła głową do dołu żeby poskubać trawkę a ja wylądowałam jej na szyi trzymając się grzywy. Na powrót w siodło nie było szans więc szybkim susem wyciągnełam nogi ze strzemion, odbiłam się od konia szyi i wylądowałam przed nią. (nowa metoda zsiadania z konia) Konik się troszkę zdziwił co robię przed nią ale na szczęście się nie spłoszył. Teraz jak jeżdże to już nie trzymam tak mocno wodzy i do dziś się śmieje z tamtego zdarzenia chociaż wtedy mi do śmiechu nie było