ďťż

zawód- instruktor

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Jest lato. Wielu z nas latem zaczęlo przygodę z instruktorowaniem. Może warto poruszyć sprawę: co nas cieszy w tym zawodzie, co męczy, jacy sa obecni pracodawcy i uczniowie, a jacy instruktorzy, czy w Polsce w ogole opłaca się byc instruktorem rekreacji bądź hipoterapii? jaki jest status tego zawodu (hm, bo to kurczę milo jak człowiek z magisterka i odpowiednimi uprawnieniami slyszy sceniczny szept mamusi do dziecka: ucz się, bo jak nie to będziesz w stajni pracować ) i w ogole. Jesli jest gdzies taki temat, to mozna go podłączyć. Ale myślę, że pogadac sobie można


Co cieszy w instruktorowaniu? Przede wszystkim postępy uczniów - każdy mały kroczek do przodu cieszy niezmiernie. Cieszy zaangazowanie ludz, którzy chcą jeździć (zniechęcają ludzie, którzy jeżdżą "dla lansu", ale ja takich od razu wypraszam). Pracodawcy nie mam... Stałych jeźdźców aktualnie w liczbie 4 szt - na różnym poziomie, od początków anglezowania, po starty w "Grand Prix L klasy"
Lubię te swoje "dzieciaki" (wszystkie "dzieciaki" skończyły co prawda lat 20, ale jakos tak sie u mnie utarło nazywać młodych stażem jeźdźców). Cenię za dążenie do wiedzy i za zadawanie miliona pytań. Cieszy to, że słuchają co mówię i zapamiętują każdą, małą uwagę nie tylko nt jazdy, ale i sprzętu i koni jako takich. Bardzo cieszą ich pierwsze w życiu starty , pierwsze stresy z tym związane , wielkie oczy przed wjazdem na plac konkursowy i spokój profesorkich koni Cieszy to, że konie potrafią przekazać to, co im przez lata "do łbów" wkładam a i jeźdźcy doceniają konie "zrobione" czyli odpowiadające na pomoce, chociaż z temperamentem - stosunkowo łatwe w prowadzeniu... Koniec końców cieszy to, że jeźdźcy przyjeżdżają przede wszystkim do koni - nie do mnie. Poza jazdą muszą te "swoje pociechy" poprzytulać, pogłaskać, pogadać z nimi. To cieszy chyba najbardziej - taki stosunek do koni - nie jak do "sprzętu" a do fajnych, czujących zwierzaków... a tego się nie da nauczyć - to się ma lub nie

Co do magisterki i scenicznego szeptu - kilka sezonów pracowałam u strzeszynopiteka (notabene całkiem fajny pracodawca hihi) w tzw normalnej rekreacji. Pomimo najwyższej ceny na lokalnym rynku - zapisywać na jazdę trzeba było się dobry tydzień i dłużej wcześniej. Nigdy nie słyszałam, że moja praca to "coś gorszego" wręcz przeciwnie: prawnicy, informatycy, księgowi - wszyscy doceniali wiedzę, zaangażowanie i codzienną - jakby nie patrzeć - ciężką fizycznie i psychicznie pracę. Co więcej miewałam "ekipy klientów", którzy wieczorem podsuwali mi krzesło , podawali piwko i sami robili cały obrządek, aby "Pani trener" sobie odpoczęła po ciężkim dniu... Miewałam klientów, którzy pomimo wysokich opłat za jazdy - przychodzili sprzatać w boksach, czy czyścić konie - ot tak, nie tylko przed jazdą... Taki zechowanie ludzi cieszy - ludzi, którzy zwyczajnie lubią konie, nie tylko jazdę konną

Nigdy nie słyszałam, że moja praca to "coś gorszego" wręcz przeciwnie: prawnicy, informatycy, księgowi - wszyscy doceniali wiedzę, zaangażowanie i codzienną - jakby nie patrzeć - ciężką fizycznie i psychicznie pracę. Co więcej miewałam "ekipy klientów", którzy wieczorem podsuwali mi krzesło , podawali piwko i sami robili cały obrządek, aby "Pani trener" sobie odpoczęła po ciężkim dniu... Miewałam klientów, którzy pomimo wysokich opłat za jazdy - przychodzili sprzatać w boksach, czy czyścić konie - ot tak, nie tylko przed jazdą... Taki zechowanie ludzi cieszy - ludzi, którzy zwyczajnie lubią konie, nie tylko jazdę konną
Tak, sa fajni, normalni ludzie . Niestety, czasem sa i tacy, którzy dra nosa przy każdym, ale to chyba charakter
Natomiast ja najmilej wspoinam hipoterapie prowadzone "na własny rachunek". To, ze dzieciaki przynosiły marchewki i jabłka, i laurki dla Ambicji. I calowaly ją w nosek. A jak raz skrzyczałam Ambę, bo odchodziła tyłkiem od podestu, to dziecko się rozpłakało i poprosiło, żebym juz nie krzyczała na nią (raz krzyknełam, żeby nie bylo ), bo może Ambie się nie chce i dobra, wcale nie trzeba jeździć. Dziecko mnie zaskoczylo, że ho , ale byłam zadowolona, że tak polubiło konia.

Miewałam klientów, którzy pomimo wysokich opłat za jazdy - przychodzili sprzatać w boksach, czy czyścić konie - ot tak, nie tylko przed jazdą...
U strzeszynopiteka też miałam okazję się z tym zetknąć ale ja jako pracownik stajenny bardziej niż instruktor rzecz jasna


to może ja napiszę co mnie do szału doprowadza.
Zarozumiałe, nic nie umiejące osoby, które zwalają swoje niepowodzenia na konia.
aha i jeszcze daję do reki bacik, słyszę tekst,że nie umie zbić konia, po czym rusza kłusem za pomocą kopniaka, a półparada polega na szarpnięciu wodzami.
a mnie najbardziej do szału doprowadzali moi niedoszli pracodawcy, którzy uważali, że zawód imstruktora hipoterapii to MISJA, więc mogę mieć najniższą pensję (albo wrecz jej część, mimo, że praca na cały etet , mieszkac mogę kątem w jakiejś klitce z kiblem (sorry, ale to nie zasługiwalo na lepsze okreslenie) zamykanym na sznurek, no i oczywiście wspólnym ze stadkiem niepełnoletnich "wolontariuszy", nie mówiąc o tym, że nijak nie dostrzegali istnienia czegos takiego jak czas wolny.
To wydaje się nieważne, kiedy zaczynamy przygodę z końmi, ale kiedy przygoda staje się zyciem i pracą, to jest bardzo ważne .
Kiedy rozliczam świadczenia z NFiu, przynajmniej nikt mi nie próbuje wmowić, że mozna zyć sama PASJĄ