ďťż

Złodziejski Pomiot

Baza znalezionych fraz

Futbolin

*Deszcz lał z nieba jak opętany. Grube krople wody spadały z nieba dosięgając niemal wszystkiego na ziemi. Wszystkiego co nie zdołało w porę znaleźć schronienia pod porządnym dachem bądź innym mogącym stanowić ochronę obiektem. Oczywiście deszcz był potrzebny, lecz również niezwykle irytujący w takiej swojej formie. Do tego towarzyszył mu wiatr, porywisty i zimny a tak huk i błysk - co stanowiło wręcz wizytówkę burzy jaka właśnie miała miejsce. I w tą jakże uroczą pogodę drogą zmierzał ktoś... Jeździec, który z dużym trudem poruszał się po trakcie jaki wiódł przez most od najbliższej wioski... Omijanie ogromnych kałuż czy też śmieci jakie się zwaliły przez pogodę na drogę nie było niczym przyjemnym. Do tego ciągle padający deszcz i wiatr, który co czas jakiś zwiewał kaptur z głowy. Jeźdźcem był nie kto inny jak mroczny elf, który dnia poprzedniego opuścił Rezydencję... Teraz wracał... Umorusany by nie powiedzieć, że po prostu brudny i zmoknięty... Najpewniej też w wyśmienitym humorze... Jednak nie wracał sam...*


*Po kiedyś jasnych włosach spływały krople, dzięki którym co i rusz z pozycji siodła słychać było parsknięcie. Pasażerka dygotała jak osika, bowiem odzienie na niej wisiało poniekąd w strzępach, bose stopy zmywały zimne krople, a wiatr ochoczo bawił się, co i rusz omiatając dziewkę. Wybornie. Nadto bebechy jej niemal przelazły do gardła, przygniecione przez długotrwałą podróż w niewygodnej pozycji. Jednak słowem się nie odezwała, zważywszy na to, w jakim położeniu się znajdowała. Przeklęty pan Paskudna Gęba*
*Co by tam nie było słychać i tak zagłuszał to odgłos padającego deszczu... Do tego plusk gdy końskie kopyta uderzały w wodę kolejnej kałuży. Zresztą nawet gdyby drow usłyszał owe parsknięcia to nie przejął by się nimi zbytnio... Co jak co ale komfort "bagażu" jaki wiózł nie obchodził go za bardzo. Teraz najważniejszym było osiągnięcie celu a z racji pogody najlepszym rozwiązaniem była chata, jaka znajdowała się nie tak daleko mostu przez który drow ze swą towarzyszką przed chwilą przejechali... Nie trzeba było długo czekać by wierzchowiec dotarł do celu... Wtedy dopiero po raz pierwszy w przeciągu całej tej podróży odezwał się mroczny* Złaź... *I nie czekając na reakcję sam się przysposobił do zsiadania...*
*Drogę umilało jej zastanawianie się nad sposobami , w jakich mogłaby uczynić go jeszcze bardziej szpetnym. Chciała zadawać mu ból po wielokroć, ale z racji fizycznej tego niemożności , czyniła to wytrwale w ramach swej wyobraźni. Jednakoż, kiedy podróż końca dobiegła i usłyszała polecenie, postanowiła grzecznie się dostosować. Wszak i tak więcej zrobić nie mogła. Zsunęła się więc, choć zachwiała i niemal upadła, przez śliskie podłoże. Lało.*


*Dziewczyna była posłuszna... To dobrze rokowało na przyszłość - no przynajmniej tą najbliższą... Mroczny zsiadł bez problemów mogących sprawić, że zaliczyłby glebę - całe szczęście... Dłonią wskazał na chatkę dość jednoznacznym gestem - to był ich cel... Miał nadzieję, że kobieta raz że zrozumie a dwa, że nie będzie robiła jakichś głupot w stylu prób ucieczki skacząc (bo zaznaczyć trzeba, iż tak nogi jak i ręce były spętane). Poza tym w chacie na pewno było sucho a kto wie, może i ciepło a to powinno być kuszące. mroczny zaś miał zamiar złapać za lejce i podprowadzić rumaka pod samo wejście.*
*Po pierwsze nie znała okolicy. Po wtóre, martwa nie mogłaby kiedyś wrazić mu sztyletu w plecy, więc póki co okazywała niesamowity rozsadek i uległość. O ile naturalnie to było możliwe. W szarych ślepiach nadal mieszkała bowiem hardość i tylko głupiec nie domyśliłby się, iż raczej to, jak się zachowywała teraz, było sprzeczne z tym, czego pragnęła. Ruszyła w kierunku chatki, zważając na to , by się nie przewrócić. Było jej już tak zimno, iż paradoksalnie nawet przestała dygotać*
*Drow podprowadził zwierzę pod wejście przywiązując lejce do niewielkiego paliku z odpowiednim uchwytem który chwilowo miał zatrzymać tu konia - dopóki nie znajdzie się ktoś kto odprowadzi go w stosowne miejsce. Dopiero po tym zbliżył się do drzwi i po prostu je otworzył wpuszczając do domostwa chłód z zewnątrz. Spojrzał na dziewoję i z kpiącym uśmiechem skinął głową by weszła do środka... Sam był przemoczony i daleko mu było do uczucia komfortu, więc wyobrażał sobie jak fatalnie musi się czuć kobieta w stanie w jaki obecnie się znajdowała.*
*Chyba nie mogło już być gorzej. A i przez chwilę miało być sucho. Ruszyła, by przekroczyć progi. Słyszała raz, jak opowiadano o tym, iż drowy zniewalają ludzi, by dla nich służyli, czy pracowali, ale wtedy to jakaś plotka była, bzdura, o której wnet zapomniała.Zresztą, drowami od zawsze straszono małe dzieci..*
*Za progiem jak można było się domyślić znajdował się przedsionek. Niewielka przestrzeń pełniąca na swój sposób rolę bufora między światem zewnątrz a właściwym wnętrzem domostwa. W miejscu tym nie było nic niezwykłego, żadnej drowiej egzotyki czy innych cudów - w zasadzie na pierwszy rzut oka chata nie różniła się niczym od innych sobie podobnych zamieszkałych przez ludzi. Drow zamknął za sobą drzwi wejściowe - sam bowiem co oczywiste również wszedł do środka. Minął kobietę by otworzyć kolejne drzwi... te prowadzące z przedsionka do pomieszczenia po lewej - a które okazało się niczym innym jak kuchnią - w niej zaś sporych rozmiarów piec (w którym co ważne rozpalony był ogień) z zapieckiem, po lewej stronie kredens za nim dalej okno i ława. Pomieszczenie miało jakieś 4 metry długości i 3 metry szerokości. Jeszcze zaś dalej sięgając wzrokiem stała szafa i wisiała kotara, z którą na pewno coś było. Mroczny już tym razem jako pierwszy wszedł do środka pozostawiając tą samą czynność kobiecie do zrobienia jakby już bez zachęty. A gdy tylko sam znalazł się w kolejnym pomieszczeniu zaczął zdejmować z siebie przemoknięty i brudny płaszcz, który w tej chwili raczej był cieniem samego siebie.*
*Nie zastanawiała się skąd w piecu ogień, skoro, najwidoczniej nikogo poza nimi tutaj nie było. Przekroczyła gardziel korytarza i ruszyła za drowem, by ukucnąć przy piecu i przymrużywszy ślepia ogrzewać zmarznięte ciało. Może gdyby była tęższa zachowywałoby swą ciepłotę znacznie dłużej, ale ona przecie ledwie co traciła chłopięca sylwetkę. Ciepło. Było ciepło. Teraz nic więcej się nie liczyło.*
*Ciepło buchające z pieca na pewno było niczym balsam dla zmęczonego i wyziębionego ciała... Choć na pewno nie mogło to się równać z na przykład gorąca kąpielą to i tak jednak stanowiło swego rodzaju komfort. Komfort, który odczuł i mroczny na swej skórze. Zdjął płaszcz i położył go na ławie nie przejmując się zbytnio mokrą plamą jaka w tym miejscu powstanie... Wyjął z niego kuszę i jakieś drobnostki kładąc je obok. Dopiero gdy z tym się uporał jego zainteresowanie przeszło na dziewczynę.* Ty... *Zaczął, lecz jakby się o czymś zreflektował* Nazywasz się jakoś? *Pytanie raczej niezbyt nasączone ciekawością, ale w jakiś sposób mroczny musiał identyfikować swą nową zabawkę. Choć w zasadzie mógł ją cały czas nazywać "Ty" - to w jakimś sensie też by zdało egzamin.*
*Głos mrocznego dotarł do niej jakby zza wielkiej kurtyny. Ale przebił się przez chwilowy błogostan i " zabawka" skierowała spojrzenie na elfa. "Diamante Maya Nesh" przeszło jej przez myśl, bo mimo tego, czym się zajmowała, nosiła swoje nazwisko niejako z dumą, jakby podkreślać miało, iż nie urodziła się na ulicy. Szczerze jednak wątpiła, by go to cokolwiek obchodziło i by silił się na nazywanie jej, jej własnym pełnym imieniem. Diam`e zaś było zarezerwowanym zdrobnieniem. Zarezerwowanym dla ludzkiej rasy. Więc po chwili oznajmiła:*
- Ćma.
*I umilkła. Nie było sensu tłumaczyć, iż jak do świecy nocny motyl, tak ona ciągnie do wszelkiego rodzaju błyskotek, czy sakiew, ale tylko wtedy, kiedy je zwinąć może. Ćma było i tak lepsze od wariatki*
Ćma... *Powtórzył jakby ważąc to słowo, choć wypowiedziane przez niego miało jakiś taki dziwny wydźwięk - lecz może to przez akcent. W każdym bądź razie mroczny wiedział czym ćma jest - i w zasadzie nawet spodobało mu się takie imię. Jednak na pewno z innych pobudek niż mogłoby się ono podobać dziewczynie. Mroczny wyszedł bowiem z prostej konotacji, bo tak jak ćmę traktował jako kolejną formę robactwa to i podobny stosunek miał do niższych ras, które spotykał na swej drodze... A fakt, że przedstawicielka takowej rasy utożsamia się z owadem był na swój sposób zabawny* Niech i tak będzie... *Mruknął jeszcze do siebie i podszedł do kobiety sięgając po sztylet* Wstań... *Padło kolejne słowo*
*Uniosła się powoli. Nie można było ukryć, iż widok sztyletu spowodował u niej nieco przyspieszone bicie serca, a co za tym idzie i gwałtowniejszy oddech. Jednak, gdyby się nad tym zastanowić nie wiózłby jej tu,żeby zabić. Szare oczy spojrzały na niego z niepokojem.*
*Gdyby miał uśmiercać zrobiłby to już dawno temu... Nie po to targał ją taki kawal drogi by teraz zamordować przy piecu w kuchni chaty. Niedorzeczność. Mroczny chwilę przyglądał się twarzyczce dziewczyny, która była umorusana jak siedem nieszczęść... Nie odrywając wzroku od niej sięgnął po jej spętane ręce i ostrzem przeciął więzy... Przecięty na pół skórzany rzemień opadł na ziemię dając nadgarstkom głównej zainteresowanej ulgę i trochę swobody. Zaraz po tym cofnął się o krok i schował broń do pochwy z tyłu pasa...* Z resztą sobie poradzisz... *Rzucił w jej stronę mając na myśli spętanie nóg... W jaki sposób tego już nie raczył dodać... W każdym bądź razie spojrzał teraz na drzwi do przedsionka i powoli skierował w ich stronę swe kroki...*
*Pęta nareszcie opadły.Zaraz też kucnęła i drobnymi palcami zaczęła dłubać przy tych, wiążących nogi.Zajęło jej to chwilę, ale wreszcie doczekało się pozytywnego finału. Kiedy odchodził przez jedna chwilę patrzyła za nim, nawet zdało się, iż wstanie i ruszy za drowem , jak do tej pory, ale nie.Pozostała przy piecu, tylko szarymi oczyma wiodąc w stronę , w którą poszedł*
*Drow przystanął w progu kuchni mrużąc ślepia i wbijając je w drugie drzwi - najpewniej prowadzące do izby. W zasadzie mniemał, iż ktoś w chacie powinien jeszcze być a z tego co ostatnio pamiętał to krzątać się tu powinna dość konkretna postać.* Kobieto! *Krzyknął w końcu by sprawdzić czy jego podejrzenia są słuszne i czy ta o której myślał jest w środku.*
*Nad głową dało się słyszeć raban i po chwili na drabinie wiodącej na stryszek pojawiła się rzeczona kobieta. Ledwo zlazła już zgięła się w pasa.* Papapanie? *Wyjąkała.*
*No... Czasem na ludziach rzeczywiście można było polegać... Oczywiście nie w kwestiach, które były skomplikowane czy wymagały nazbyt wielkiego wysiłku. Ale proste czynności w pełni mogły być przez przedstawicieli tej rasy obsługiwane. Drow uśmiechnął się krzywo na widok kobiety i cofnął się lekko ponownie do kuchni... Wyprostował rękę trochę w tył, mniej więcej w miejsce gdzie ostatnio była przyprowadzona przez niego dziewoja.* Zajmij się nią... *Padło polecenie, choć po chwili mroczny dodał jeszcze wracając ręką do wcześniejszej pozycji* W takim stanie nie może jechać dalej.. *Co bynajmniej miało dać kobiecinie znak, iż tamtą należy jakoś ogarnąć i oporządzić do dalszej wędrówki. Mroczny zaś miał zamiar przez ten czas zając się sobą i również pozbyć mokrych łachów. Ale to za chwilę, teraz bowiem wrócił do ławy by wziąć broń, którą tam zostawił wraz z innymi drobiazgami. Chwilowo dziewczynę oddał pod "opiekę" drugiej ludzkiej kobiety.*
*Kobiecie nie trzeba było powtarzać dwakroć. Mężczyznę znała, bowiem przez czas jakiś gościł u jej Pani. A Pani nakazała aby wypełniać jego polecenia. Toteż skłoniła się jeszcze niżej, a potem poderwała i wpadła do kuchni. "Wpadła" było jednak określeniem mocno na wyrost. Bowiem osoba, która znalazła się za progiem była garbuską i w dodatku chromą o nienajpiękniejszej twarzy. Delikatnie ujmując jej uroda była pospolita. Niepospolita zaś była chęć dbania o swą Panią, którą po części przerzuciła również na Pana. Stała teraz tuż za progiem i, o dziwo! bacznie rozglądała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu osoby, którą wymienił Pan.*
*A jednak ktoś tutaj był. Szarooka spojrzała na kobiecinę, bo akuratnie wciąż patrzyła w miejsce , w które to udał się drow. Była filigranową dziewczyną, w wieku mniej więcej lat dziewiętnastu, o kiedyś blond włosach, które teraz skołtunione i pozlepiane błotem wisiały wokół twarzy o rysach ładnych, acz przykrytych przez równie dużą ilość brudu, co włosy. Jedyne, co nie było brudne, to były duże , szare oczy spoczywające teraz na kobiecie. Poszarpane odzienie było brudne a nogi..cóż...nie można było dostrzec na nich śladu obuwia jakowego.*
*Garbuska skinęła głową w stronę dziewczęcia dając w ten sposób znać, iż odnotowała jej obecność.* Wykąpać? *Pytanie skierowane zostało do drowa, choć cały czas patrzyła na dziewczynę. Zastanawiała się czy Pan nie będzie chciał się odświeżyć. A jeśli chciałby to jak to zrobić? To ona będzie musiała tą chudzinę chyba do obórki zabrać... Bowiem w stodole przesiadywał oddziałek Pani z jakąś nową zabawką.*
Cokolwiek... Byle by jakoś wyglądała i nie śmierdziała... *Podsumował mężczyzna wkładając przedmioty do torby podróżnej jaką już zdjął z siebie. Tą zaś położył na ławie i dopiero na niej usadowił kuszę.* I byle to nie trwało zbyt długo... *Dodał jeszcze bo sam miał zamiar tu się tylko ogarnąć a całkowicie do porządku doprowadzić w głównym celu jaki przyświecał całej tej podróży... Teraz jednak sięgnął do tyłu po swe włosy i zaczął rozplątywać warkocz jaki do tej pory jeszcze się trzymał. Oczywiście o tym co się działo w zabudowaniach obok chatki nie miał pojęcia i raczej na tą chwilę go to nie interesowało*
*Służka potaknęła więc energicznie nadal nie patrząc na mężczyznę. I zaczęła zbliżać się do dziewczyny przypominającej kupkę nieszczęścia.* Panienka weźmie kąpiel i się przebierze. *Poinformowała ją . nagle przystanęła. Wszak trzeba będzie nagrzać choć trochę wody! W piecu się paliło, więc trzeba będzie ją tylko zagrzać... Zerknęła na dziewczynę ponownie. Skoro Pan powiedział cokolwiek to nie musi chyba mieć pełnej balii? Wystarczy tyle by móc się namydlić i spłukać! Przytaknęła więc raz jeszcze - tym razem własnym myślom i obróciła w kierunku pieca. Sięgnąwszy po pogrzebacz poczęła przesuwać fajery robiąc miejsce na wiadro. Dokładnie na to wiadro, które do tej pory stało opodal pieca.*
*"Panienka" to nawet i bardzo chętnie by się przebrała, gdyby nie fakt, iż zazwyczaj na wypady uliczne zapasowego odzienia ni botków nie brała. Dlatego spojrzała na sługę , a potem na siebie. Nawykła jednak do wykonywania poleceń starszej stażem służby, zaczęła powoli odklejać od ciała mokre ubranie.Zaczęła od koszuli, bo i tutaj, dzięki wydarzeniom nocy, niewiele się ostało materiału, choć przyznać trza, że i tak po tych wszystkich upadkach i tarzaniach po ziemi, był to jeszcze w miarę okrywający ciało , brudny worek.*
*Mroczny zaś gdy już uporał się z włosami i te mokre opadły na jego plecy zgarnął to co do tej pory ułożył na ławie i z owym bagażem udał się do przedsionka a potem do izby obok... Kobiety pozostały w kuchni same ze sobą... No i z piecem... i z wiadrem... i w ogóle z całym wyposażeniem.*
*Garbuska zaś zajęła się taszczeniem wiadra na rozpalone fajery. A szło jej to nad wyraz sprawnie pomimo widocznego gołym okiem kalectwa. Gdy ta sztuka jej się udała. Zerknęła w kierunku dziewuchy.* Panienka pewnie nie ma się w co przebrać? *Tak na prawdę chyba znała odpowiedź. Wszak tego typu "goście" rzadko mieli ze sobą zmianę odzieży.*
*Odpowiedziało jej tylko twierdzące spojrzenie. Zza rzemienia wylatywało błoto, ale wreszcie mogła ściągnąć brudną koszulę. Pod spodem jaśniała, jeszcze jaśniała, w miarę czysta koszulinka na ramiączkach. Teraz jednak przyszedł czas na troczki spodni i tu dziewczyna zawahała się*
Nie masz. *Stwierdzenie poparte kolejnym skinieniem głowy.* Panienka zaczeka ja przyniese zimne wody. Panienka dopilnuje ognia. *Rzekła i skierowała się do sieni a stamtąd w kierunku studni. Z sieni wzięła jeszcze wolne wiadro, które zamierzała napełnić.*
*Kiedy tamta wyszła, jasnowłosa pozbyła się spodni. Zrobiła to z niejakim mozołem i delikatnie zwłaszcza, gdy chodziło, o ściągnięcie ich z jednego z pośladków. Pod spodem majaczyła bowiem rana, nieco obrzęknięta i zaczerwieniona wzdłuż krawędzi. Syknęła cicho i spodnie upadły z głuchym mlaskiem na podłogę. Wtedy okazało się iż koszulina jest wystarczająco długa, by sięgać za połowę drobnego uda.*
*Drow zaś wlazł do kolejnego pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Nie śpieszył się zbytnio bo i tak trzeba było przeczekać największe opady deszczu - podróż w takich warunkach nie należała do komfortowych. Mężczyzna położył swe rzeczy na stole, wszak do dalszych czynności potrzebował będzie wolnych rąk. Miał zamia zdjąć z siebie zbroję kolczą a potem przebrać w coś suchego. Łypnął na jedną z szaf, w której powinien znaleźć pasujące rzeczy... Odpiął miecze - najpierw długi potem krótki i dopiero gdy broń znalazła się na stole przyszła kolej na zbroję. Z nią trwało to już trochę dłużej - nie była to wszak koszula ale i ona w końcu znalazła swe miejsce na ławie. Drow rozpiął grubą lnianą koszulę i zrzucił ją z siebie jako następną... I dopiero wtedy się na chwilę zatrzymał... Ręką przesunął po boku odnajdując miejsce, które zostało naruszone... Rana nie była wielka i już w zasadzie się zasklepiła ale bardziej istotna była jej wartość symboliczna... Mroczny chwile badał miejsce w którym szpikulec dziewczyny przebił skórę jego ciała* Waele ligrr... *Mruknął sam do siebie pod nosem.*
*Jako, że dziewucha wprawiona była w czynnościach gospodarskich długo nie trwało, gdy dało się słyszeć otwieranie drzwi wejściowych i szuranie stóp. Potem nastąpiło brzęknięcie, dźwięk mogący być zamykaniem drzwi i oto garbuska stanęła ponownie na progu kuchni. Odstawiła wiadro na podłogę i zamknęła za sobą drzwi. Spojrzała na ludzkie dziewczę i wskazała na kotarę.* Panienka odsłoni tam jest balia. Trzeba panienkę umyć. *Po tych jakże odkrywczych słowach zajęła się sprawdzaniem wody tej stojącej na piecu.*
*Nie marudziła, jeno bosymi stopami wyznaczając ścieżkę , podeszła do kotary i rozsunąwszy ją rozejrzała się. Ano była tam balia, w której mogła się zmieścić z racji dr0obnej posturki nawet cała. Tyłek ja bolał niemiłosiernie, a i zaraz dało się słyszeć niczym grzmot na burzowym niebie, burczenie w jej , bądź co bądź , pustym brzuchu. Pociągnęła jednak balię, jakby nie zważając na to, iż jej żołądek obudził się właśnie na śniadanie*
/ wybaczcie, ale dzięki małym reorganizacjom planów, zmuszona jestem zmienić postać. Zjawił sie ktoś, z kim kiedyś grywałam. Niemniej było mi miło, choć tak krótko zagrać z Wami /
//Temat zamykam. No szkoda. Dobrze chociaż, że poinformowałaś.//
//Jako totalny wróg urywanych sesji pozwolę sobie jednak jeszcze tu dopisać kwestię tyczącą się mojej postaci bo nie chce by ona po prostu "wyparowała" z chatki... //

*Mroczny chwilę jeszcze się zajmował sobą... Chciał się jeszcze przyjrzeć temu, co "zdobył" na dziewoi i obecnie trzymał w swej torbie podróżnej... Jednak odrzucił tą myśl i zajął się przywdziewaniem suchego ubrania... Nie było ono może przykładem najnowszych trendów mody jakie ostatnio się w tym rejonie pojawiły ale przede wszystkim było praktyczne i wygodne. Nie kłopotał się jużzakładaniem zbroi, która przetranspostowana zostanie dalej luzem. Gdy zaś zakończył proces organizowania się do dalszej drogi wyszedł znów do przedsionka, tam zajrzał jak idę prace nad dziewczyną... Tam też zostawił dyspozycję, mające określić iż po nową niewolnicę później ktoś tu przyjedzie. On zaś miał zamiar powrócić do rezydencji samemu jak tylko przestanie padać.*