ďťż

Arcatrip (452)

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Las... Znów otacza mnie las... Zupełnie jakby to były te same drzewa.... Ale nie są nimi *tutaj wszystko wydawało się złowrogie. Arcatrip skakał z jednej gałęzi na drugą, robiąc to cicho i miękko. Jego talent pozwalał mu niesamowicie wyciszyć swe stąpanie a już nawet w półmroku stać się niewidzialnym. Zatrzymał się na jedno z wyższych drzew i rozglądając się* nic... dalej nie widać tej zawszonej twierdzy. *mruknął a w jego glosie było wiele gniewu. Czuł że jest bacznie obserwowany, jednak nie zamierzał nawet szukać danej osoby. Mógł zniknąć w cieniach drzew, jednak po co skoro krewniacy chcą go widzieć będzie widoczny* L'elamshin d'lil Ilythiiri zhah ulu har'luth jal *powiedział w ciemność lekko się uśmiechając. Usiadł na gałęzi a z torby z którą niemal nigdy się nie rozstawał wyciągnął rzeźbioną fajkę której główka miała kształt wyjącej głowy wilka, cybuch wyglądał jak jego szyja a ustnik był ogonem. Napełnił ją tytoniem jabłkowym po czym wyciągnął z torby maleńką kuleczkę która wydawała się płonąć w środku. Wrzucił ją do otworu w fajce, co spowodowało większy refleks świetlny, po czym kulka wyskoczyła do góry. Drow złapał ją jednocześnie mocno zaciągając się fajką* dalej jestem Ci wdzięczny za to ustrojstwo Demorielu *powiedział do siebie po czym jego usta wykrzywiły się w lekkim, niemal niedostrzegalnym uśmiechu. "Jeżeli ten posłaniec okłamał mnie co do położenia Twierdzy Domu to zabiję go od razu po powrocie" pomyślał Arcatrip dalej paląc, jednocześnie wsłuchując się w muzykę lasu. Szum liści na wietrze. gdy skończył to niezmiernie zajmujące zajęcie wyczyścił fajkę dokładnie, wyrzucając resztki tytoniu oraz popiół. Schował ją z powrotem do torby po czym wyprostował się. wtedy powiał silniejszy wiatr uderzając go prosto w twarz i przynosząc ze sobą coś więcej niż zapach lasu. Skoczył w kierunku z którego przyleciał zapach.
Przemierzając tak las skacząc z gałęzi na gałąź uświadomił sobie co do tej pory robił - jedynie zabijał. Był najlepszy ale co mu z tego?
Nosił szaro czarne ubranie oraz pelerynę z kapturem. Przy pasku jak zwykle schowany w pochwie był zakrzywiony miecz, a przy nogawce sztylet którego rękojeść kończyła się głową wilka. Z tyłu pasa zatkniętych było kilka nożyków do rzucania a na lewym boku schowana pod peleryną była sakiewka wypełniona złotem. W przewieszonym pasie przez ramię również kryło się ostrze sztyletu.
"Nie mam insygni domu, w brew temu co mówił posłaniec nie zamierzam liczyć na ciepłe i miłe powitanie, jednak wolę was wreszcie znaleźć.
Przystanął i znów zaczął szukać zapachu, gdy go znalazł ruszył w jego kierunku*


*Cóż - skakanie po gałęziach drzew wymagało niezwykłego kunsztu by nie wydać zbyt wielu niepożądanych dźwięków. Przecież w takich sytuacjach to nie zależy tylko od skaczącej jednostki. A to może się zdążyć, że gałąź pod nagłym ciężarem niespodziewanie zaskrzypi, albo na danym drzewie będzie siedziało jakieś ptactwo i zostanie nagle spłoszone niezapowiedzianym gościem... Albo mogłoby się zdążyć wiele innych nieprzewidzianych i niezależnych od jednostki sytuacji. Nie było to jednak tak naprawdę na tą chwilę zbyt istotne. Las był jaki był... I bynajmniej w żaden sposób (przynajmniej póki co) nie miał zamiaru się integrować z przemierzającym go drowem. Uczucie zaś bycia obserwowanym... Trudne do odgadnięcia mogło być jego źródło bo nic oprócz wiewiórki w dziupli jednego z drzew albo przelatującego nad drzewami dużego ptaka nie ujawniało się... Nic więc dziwnego, że rzuconym przez drowa słowom nie odpowiedział nikt. Jedynie może wiatr lekkim świstem gdy poruszał bezlistne gałęzie drzew... Podróż obcego drowa przebiegała zatem bez większych zakłóceń... A los chciał, że jego droga miała skrzyżować się z miejscem w którym położona była mroczna Twierdza... Twierdza, która znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej w lesie...*
*Gałąź, lądowanie z mocną amortyzacją by wydać jak najcichszy dźwięk, następnie kolejny skok. Tym razem musiał złapać się gałęzi nad sobą gdyż nie było w pobliżu pnia drzewa. Usłyszał chrzęst urywającej się gałęzi, zachwiał się tracąc równowagę puszczając mniejszą gałąź niż miał nadzieję złapać. Poczuł iż jeżeli nic nie zrobi spadnie a skutki tego mogą być tragicznie jako iż znajdował się kilka metrów nad ziemią. Odskoczył lekko do tyłu starając się złapać gałęzi na której wylądował nogami. Przeliczył się mimo iż złapał się jej zaczął zsuwać się po niej w dół. W tym wszystkim miał więcej szczęścia niż rozumu jako iż udało mu się złapać i utrzymać na niższej gałęzi. Podciągnął się i usiadł na niej cicho klnąc pod nosem. Stracił koncentrację jedynie na chwilę i miał tego skutki. Po chwili odpoczynku i wyciszeniu się wstał i skoczył dalej. Kilkadziesiąt metrów dalej zeskoczył na leśny trakt. Ukląkł i przyjrzał ziemi. Ktoś tutaj przechodził. Widać wgłębienia butów. Mężczyzna średniego wzrostu, niezbyt ciężki. Ruszył w stronę w którą kierował się mężczyzna przed nim. Miał nadzieję iż dotrze do wyznaczonego sobie celu*
*Całe szczęście (choć dla niektórych pewnie byłoby to postrzegane w formie nieszczęścia) całe to skakanie nie skończyło się tragicznie - na przykład złamaniem karku. Na pewno jednak, jeśli drow rzeczywiście był obserwowany przez kogoś więcej niż tylko zwierzęcych mieszkańców lasu to na pewno właśnie bardzo wyraźnie ukazał dokładne miejsce swej obecności. Jednak nie wydarzyło się nic niezwykłego... Toteż dalsza podróż mogła przebiec bez zakłóceń. Aż do czasu gry uwagę drowa przykuł trop. Rzeczywiście był świeży - na tyle by można było sądzić, iż jego autor pozostawił go parę godzin temu. A trop wiódł prosto... W kierunku gdzie drzewa stanowiły już mniejszą zasłonę a las się przerzedzał by odsłonić polane z pewną budowlą na niej...*


No to przynajmniej już jest coś *mruknął do siebie mimo wszystko zły na siebie iż pozwolił sobie na utratę koncentracji. Nie był to najlepsza reklama dla niego jako siepacza. Poszedł dalej ścieżką w kierunku rozwidlających się drzew a po kilku minutach. Wreszcie stanął przed bramą twierdzy, którą tak bardzo chciał znaleźć. Niepewny co może go tu spotkać z rąk swoich pobratymców przyjrzał się dokładnie bramie a następnie zabrał się do wyszukiwania pułapek. Zanim się zapuka, lepiej sprawdzić czy zaraz jakaś strzała nie przeszyje Twojej piersi. *
*Twierdza rozlegle zajmowała miejsce pośrodku lasu - miejsce w którym drzewa ustępowały posępnemu budulcowi z jakiego wydawały się być wzniesione mury. Mury na których nie dało się zauważyć zwyczajnego dla tego typy budowli warownych poruszenia - choćby zwykłych strażników będących na swych posterunkach. Nie. Tutaj wszystko wydawało się takie spokojne i jakby uśpione. Jednak wszystko to mogło być tylko złudzeniem. Bo jeśli w ogóle do tej pory Przybyszowi mogło towarzyszyć poczucie bycia obserwowanym to teraz już ono uległoby spotęgowaniu. Bo o czym drow nie wiedział (A może wiedział, bądź się domyślał) teraz wpatrywała się w niego niejedna para oczu. Skąd zaś to już nie było tak łatwe do odgadnięcia. Co do bramy zaś pod którą właśnie przybył drow to oprócz solidności i braku zewnętrznych mechanizmów umożliwiających jej otwarcie nie dało się zauważyć na niej jakichś zmyślnych pułapek. A bynajmniej nie fizycznie namacalnych. Mało tego, oprócz obramowania zamkniętego otworu służącego za wizjer we wpisanych w bramę drzwiach dla pieszych nie było na jej powierzchni widać innych miejsc czy też otworów, które mogłyby posłużyć za wylot zatrutych strzał, ukrytych kolców czy Lolth wie czego jeszcze...*
*Drow skończywszy sprawdzać bramę uniósł głowę do góry by dokładniej obejrzeć chmury. niesamowicie drażniące były wpatrujące się w niego oczy. Nie zwykł do bycia obserwowanym - to zawsze on obserwował.* Lloth tlu malla *powiedział głośno uśmiechając się lekko a następnie grzmotnął porządnie pięścią w bramę by pokazać, że nie jest tylko przypadkowym przechodniem*
*I niewątpliwie subtelne pukanie jak i słowa drowa przyniosły efekt. Dosłyszeć on bowiem mógł poruszenie zza bramy a chwilę potem dźwięk przesuwanego zawiasu. Jeśli by spojrzał na górę to i miałby szansę zauważyć niewielkie poruszenie na baszcie - tak jakby ktoś spojrzał w dół. Wizjer w drzwiach zaś otworzył się i na drowa spojrzała para oczu osoby z drugiej strony. Chwila ciszy - obserwacji a potem słowa* Lu' vel'bol ka ghil udos ortelanth ulu l' yah ul'kas Vareaun? *Padło pytanie niemal wywarczane prze mężczyznę zza bramy.*
*Drow uśmiechnął się paskudnie* Po pierwsze bardzo prawdopodobnym jest to iż już ktoś próbowałby mnie zabić a mimo to tutaj stoję *przez jego oczy przebiegł tajemniczy błysk* no i wątpię by Vareaun był pajęczym bogiem.
*Odpowiedziała mi cisza której towarzyszyło dalsze wlepianie ślepi w niego. Zasadniczo trudno orzec, co to gapienie się miało na celu bo choćby nie wiadomo jak osobnik za bramą się nie wysilał to nie prześwietli Przybysza wzrokiem na wylot. Dlatego może właśnie pojawiło się w końcu pytanie* Czego chcesz? *Zadane z jakże pieczołowitym dbaniem o maniery i dobre wychowanie. Brak ustosunkowania się zaś do odpowiedzi jaką Przybysz udzielił na pytanie związane z Panem w Masce, mogło świadczyć, że jego spostrzeżenie było trafne.*
//Od ostatniego postu w sesji minęło 10 dni. To dość dużo czasu i można podejrzewać, że Arcatrip zrezygnował ze swych starań. Prośże o jakikolwiek kontakt w przeciągu 7 dni od dzisiejszego. W przeciwnym razie będziemy musieli uznać, że gracz wycofał się z sesji i uznać ją za niebyła.//

EDIT:

//No i niestety nadal nie mamy znaku życia ze strony Arcatripa. W takim razie temat jestem zmuszony zamknąć. Arcatrip jeśli jednak się byś odnalazł i zechciał się skontaktować to za pomocą poczty na grze. //

EDIT:

//Dziś Arcatrip zgłosił się na pocztę w grze i w takim razie tema zostaje ponownie otwarty.//
*Drow odchylił mocno kark aż do momentu by strzelił* po pierwsze chciałbym porozmawiać z Opiekunką Domu *powiedział głośno i dobitnie* jednak ostrzegam że nie jestem tym drowem który podporządkowuje się władzy kobiet na tyle by całować im buty. *na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmieszek* sam zabiłem własną matkę i siostry jako iż nie podobała im się moja samowola. *na chwileczkę urwał jednak po chwili dalej kontynuował* ale by przestać owijać w bawełnę i przestać wreszcie zwodzić. *tym razem na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek* przyszedłem zaoferować swoje usługi dla domu. Oferuję swój miecz jak i sztylet oraz zręczne palce *stanął wyprostowany*
*Strażnik po drugiej stronie bramy przez chwilę chyba nie wiedział co ma powiedzieć. "Czy ten idiota przyszedł tu tylko po to by zginąć?" - zadał sobie w myślach to pytanie. Bo przynajmniej dla niego jawną głupotą było mówienie tego co właśnie powiedział Przybysz u bram bastionu Lolth na powierzchni. Już pal licho to, że fakt chęci zobaczenia się z samą Opiekunką nie jest taki łatwy bo raczej wątpliwym było, iż najwyżej postawiona kobieta tutaj przyjmuje na audiencję każdego kto tu zapuka nie mając nawet konkretnego powodu, poza swymi chęciami. Jednak publiczne chwalenie się w takim miejscu tym kogo on zabił i jaką wykazuje postawę względem kobiet było już szaleństwem. Przybysz powinien dziękować swej szczęśliwej gwieździe, że za bramą w pobliżu nie było żadnej drowki bo ta gadka by się szybko skończyła. Na szczęście jednak ostatnie zdanie było bardziej konkretne i z sensem. I tego się strażnik uczepił resztę pomijając milczeniem. Nie tak dawno temu też przybył mroczny oferujący swój miecz Domowi... Toteż bez ceregieli strażnik w końcu przemówił* Połóż swoją broń przed sobą na ziemi... *Proste zdanie i polecenie zarazem będące pierwszym krokiem do dostania się do środka.*
*z gardła Drowa wydobył się cichy chichot. Wyciągnął długi czarny miecz z pochwy na plecach oraz sztylet o srebrnej rękojeści, po czym położył go na ziemi. Następnie kilka sztyletów do rzucania, tanto, dwa krótkie miecze z hakami na końcach. Na końcu skrzywił się i wyciągnął z pochwy na prawej łydce sztylet o rubinowym zakrzywionym ostrzu oraz srebrnej rękojeści którą zwieńczała głowa wilka.* oto cała broń *powiedział spokojnie jednak wyraźnie był niezadowolony rozstając się ze swoim sztyletem o rubinowym ostrzu. Następnie westchnął cicho i wyciągnął z kieszeni statuetkę w kształcie wilka którą również położył przy broni*
*Całemu temu rozbrojeniu się towarzyszył wzrok żołnierza przez wizjer. Dodatkowo cały postęp tego zrzucania ekwipunku towarzyszył jeden wartownik z góry, który teraz już postanowił się ukazać - konkretnie znajdował się na murze na prawo od bramy. Gdy Przybysz skończył już zdejmowanie ekwipunku zasuwa po drugiej stronie mniejszych drzwi (bowiem w głównej bramie istniało mniejsze przejście dla piechurów) przesunęła się a po chwili i same drzwi stanęły otworem. Teraz w przejściu widać było stojącego dalej żołnierze a drugiego (tego który patrzył przez wizjer) bliżej drzwi z boku. Nikt nie blokował wejścia toteż Przybysz mógł przekroczyć próg.*
*Arcatrip gdyż tak zwał się ów przybysz dopiero teraz mógł zobaczyć część budynków w pełnej okazałości, w końcu nie każdemu było dane to zobaczyć. Tuż za bramą zatrzymał się i z przyzwyczajenia (nawet nie zdając sobie samemu z tego sprawy) zaczął dyskretnie rozglądać się i chłonąć cały plan twierdzy misternie rysując go sobie w myślach. Pod nosem mamrotał jakieś niezrozumiałe słowa.* wybaczcie panie *powiedział zdając sobie wreszcie sprawę z tego co właśnie robi* skrzywienie zawodowe *uśmiechnął się chłodno do żołnierza* skoro już moja stopa stanęła za bramą a wciąż żyje to gdzie teraz? *przez jego czerwone oczy przeszedł tajemniczy błysk jednak jego ruchy nie wskazywały by cokolwiek planował. Stał prosto i dumnie jednocześnie po prostu czekał*
*Oczywiście Arcatrip - bo tak się nazywał Przybysz ale o czym nikt tutaj nie wiedział i chyba zasadniczo na tą chwilę nikogo to za bardzo nie obchodziło mógł dostrzec jedynie budynki przy bramie oraz kilka dalszych zabudowań dolnego zamku. Co było dalej za wewnętrznym murem na zamku wysokim to już na tą chwilę pozostawało tajemnicą. Żołnierze zaś bacznie się teraz przyglądali drowowi, który zawitał w progi Twierdzy - szczególnie uważnie przyglądał mu się ten stojący trochę dalej. Ten bowiem przy drzwiach teraz przesunął się obok Przybysza i wyszedł na zewnątrz zgarnąć pozostawiony tam ekwipunek. Ten w środku zaś mruknął wskazując na pobliski budynek, który był salą powitalną dla nowych rekrutów* Udaj się tam i wewnątrz czekaj na audiencję. *Proste i nieskomplikowane.*
*Drow ruszył spokojnie w stronę budynku wskazanego mu przez strażnika. Niepokój który towarzyszył u wcześniej nieco narósł jednak nie lękał się tego co może się wydarzyć w środku tego budynku. Wchodząc do korytarza jego wzrok dosyć długo się ogniskował gdyż panujący tutaj półmrok bardziej przeszkadzał aniżeli pomagał w dobrym dostrzeganiu każdego możliwego szczegółu. Dopiero po dłuższej chwili spostrzegł malowidła na ścianach w których rozpoznał zobrazowaną historię swojej rasy. Gdy jego rubinowe oczy spostrzegły dridery... zawahał się. Znał te stworzenia zbyt dobrze i wiedział, że nie można ich lekceważyć. Potrafiły zaatakować nawet bez powodu. Jednak szybko postanowił zabić swój lęk. Podszedł do hebanowych drzwi po czym pchnął je by otworzyły się przed nim. Wszedł do komnaty a następnie uważnie obserwował. Wiedział że nawet bez broni nie jest do końca bezbronny, jednak mając całe swe uzbrojenie czułby się bezpieczniej. Czuł iż pomieszczenie jest przesycone magią, w końcu posiadał mały talent magiczny, jednak ostrza... To było coś co kochał. Taniec z nimi... Piruety, cięcia... Nagle z jego zamyślenia o tańcu z ostrzami przerwał widok stołu na którym spoczął jego wzrok. Po raz kolejny tego dnia zawahał się. Dość długo zastanawiał się jednak w końcu zdecydował się uklęknąć wbijając wzrok w podłogę. Nie miał pewności czy opiekunka zajmowała swoje miejsce, oraz czy był tam ktoś inny.*
*Opiekunki nie było w Sali. Jednak w mroku znajdowała się jej ulubienica - młoda kapłanka o imieniu Savaera. Ją bowiem poinformowano o przybyciu kolejnego wędrowca i ona sama postanowiła się nim zająć. Toteż w sali rozległy się brawa i dźwięczny ton o ostrej tonacji.* Doskonale. Kolejny dobrze ułożony samiec. Ilharess będzie zadowolona. Oczywiście o ile zechce Cię obejrzeć. *Ton był ostry niemniej jednak z ust kapłanki padły pochwały.* Możesz się odezwać. *Zezwoliła a potem przeszła do pytań.* Ktoś ty?
*Drowowi coś chyba odebrało resztki zdrowego rozsądku gdyż przez jego oczy przeszedł złowrogi błysk, jednak kapłanka nie mogła tego zobaczyć gdyż dopiero później uniósł głowę wbijając w nią swoje zimne rubinowe oczy. Wstał i skłonił się* Dobrymi samcami mogą być niewolnicy, jednak ja jestem szlachetna pani zabójcą - maszyną służącą do zabijania. Nie zaś kimś w rodzaju zabawki. A zwą mnie Arcatrip. *na jego twarzy gościł paskudny uśmieszek, jednak jego oczy pozostawały puste, jakby w jego ciele nie było duszy*
Jesteś tylko samcem i właśnie popełniłeś pierwszy błąd. *Oznajmiła lodowato. Nie zamierzała jednak wyjaśniać na czym ów błąd miał polegać. Jak również nie zamierzała się ujawniać bardziej niż do tej pory.* Straże! *Zakrzyknęła rozkazująco.*
*jego śmiech rozbrzmiał aż w korytarzu* wiem o jaki błąd Ci chodzi ale widać jesteś zbyt słaba by poradzić sobie z drowem bez broni *cofnął się dwa kroki chowając w cieniu, a dzięki szczelniejszemu owinięciu się płaszczem oraz nałożeniu kaptura stał praktycznie niewidoczny. Jego zrobione z kauczuku podeszwy nie wydawały prawie żadnego dźwięku gdy stąpał po posadzce. „niech zlikwiduje to coś co rozprasza magię a pokażę jej co znaczy być cieniem” – powiedział sobie w myślach. „no dawaj pierwszy czar a ja pokażę Ci magię”* Samcem mógł być Twój ojciec *głos ciągle się przesuwał w cieniach* może być i Twój syn *modelując głos starał się by rozbrzmiewał w komnacie odbijając się jak najbardziej od ściany by nie można było jasno określić z której strony dochodzi* jednak nigdy nie spotkałaś cienia skoro twierdzisz… *znów przerwał by znacznie się przesunąć* że ja jestem tylko samcem *znów szyderczy śmiech a gdzieś w cieniu mignęły złowrogo rubinowe oczy, jednak ich właściciel nie zatrzymywał się nawet na moment*
*Cóż... Okrzyk kapłanki bez trudu doszedł do uszu strażników, którzy (co nie powinno być dla nikogo zbyt dużym zaskoczeniem) trzymali wartę przy tym pomieszczeniu. Toteż osadzone z tyłu komnaty drzwi otworzyły się i do środka wbiegła dwójka żołnierzy. Wejścia nie było widać tak ze środka jak i z przednich rejonów komnaty. Obaj zbrojni pierwszym co zrobili to rozeznanie się w sytuacji - wszak najpewniej nie bez powodu ich tutaj wezwano - a że doskonale wiedzieli jakie warunki panują w tym pomieszczeniu (wszak pełnili tu już służbę nie raz i nie dwa) to już od progu skorzystali ze swej wrodzonej umiejętności infrawizji. Tak by móc zlokalizować znajdujące się tu żywe stworzenia. Żołnierze byli uzbrojeni i wyekwipowani - wszak znajdowali się tu po to, by w razie jakichkolwiek problemu interweniować. A teraz najwyraźniej ktoś robił problemy.*
*Drowka zaś widząc postępek samca skierowała się ku tym samym drzwiom, którymi przybyła, a przez które nadbiegła wezwana straż. Jednocześnie jednak mówiła tym samym tonem, lecz zdawać by się mogło nie do ukrywającego się elfa.* Skoro nie samiec to wałach. Doskonale. Panowie... *To słowo padło z jej ust, gdy stanęła obok strażnika.* Unieszkodliwcie w sposób dowolny tego kastrata. *I tyle. I już stała w progu z zamiarem zniknięcia ze sceny.*
*Drow bez przerwy przemieszczał się starając się trzymać jak najgłębszego cienia. Gdy uznał że zaraz znajdzie się na dogodnej pozycji do wykonania pierwszego kroku by się ujawnić wsunął rękę do sakiewki która mieściła się pod płaszczem. Wyjął z niej kuleczkę i cisnął starając się trafić w ziemię niedaleko strażników. Kulka przy uderzeni w ziemię eksploduje niesamowicie jasnym światłem więc zatrzymał się zamykając oczy*
*Strażnicy usłyszawszy rozkaz od kobiety, którą znali od razu wzięli się za poszukiwania intruza - który jak powiedziała kapłanka był na dodatek eunuchem. A z tym akurat nie mieli większych problemów. Jak wielkim bowiem intruz nie byłby mistrzem w ukrywaniu się i kamuflażu to niemożliwością było naturalne wyziębienie swojego ciała... A póki jego ciało pozostawała ciepłe to dla wzroku drowów w trybie infrawizji był widoczny jak na dłoni. Jednak i tak to właśnie jemu udało się wystosować pierwszy ruch... I rzucić w stronę dwójki żołnierzy niewielką kulkę, która... Uderzywszy o ziemię nie zrobiła praktycznie nic... Znaczy bynajmniej nic efektywnego - bo co prawda wyzwoliła swoją energię - ale ta magiczna moc została natychmiast stłumiona przez wciąż działające pole antymagii... No a żołnierze teraz już nie mieli zamiaru pozostać w miejscu. Pierwszy sięgając po broń - prosty jednoręczny miecz z tradycyjnym jelcem, ruszył powoli frontalnie na cel. Ostrze ułożył w pozycji obronnej - horyzontalnie z lekkim skierowaniem sztychu ku dołowi. Drugie żołnierz dobył krótkiego miecza w prawą a sztyletu w lewą dłoń i szybciej niż jego kompan ruszył po łuku zachodząc Intruza od swojej lewej a jego prawej strony. Pierwszy z żołnierzy rzucił do nieznajomego* Na kolana i ręce na widoku! *Co miało być chyba pierwszym (i bardzo możliwe, że ostatnim) zawołaniem do poddania się.*
*skrzywił się znacznie widząc efekt jednak bez nawet zwykłego noża nie miał małe szanse na pokonanie dwuch uzbrojonych mężczyzn. Przeklął pod nosem po czym ukląkł trzymając ręce nawidoku. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę czy nie zrobić tego jedynie pozorem ale to miało wynikać z dalszego obrotu spraw. Póki co postanowił się poddać zostawiając conieco w zanadrzu gdyż strażnicy nie wiedzieli na ile był wyszkolony... Gdyby coś potoczyło się źle musiałby udebrać broń jednemu ze strażników co nie było by łatwym zadaniem ale ocenił iż dałby radę odnosząc niewielkie rany - ale jak to będzie pokaże czas*
*Cóż. Zapewne klęczący drow zdawał sobie sprawę z tego, że reguła na którą się powoływał działa w dwie strony. Tak dwójka żołnierzy nie wiedziała jak wyszkolony jest Intruz i na co go stać jak i on nie wiedział tego samego o nich. Toteż rachunki drowa o małych obrażeniach przy ewentualnej próbie mogły być mocno na wyrost. Mogły acz nie musiały. Niemniej jednak widząc oznakę uległości ten idący od frontu nie zaprzestał marszu zmieniając jednak ułożenie broni. Otóż zmiana ułożenia nadgarstka połączona z lekkim cofnięciem ramienia sprawiła, że miecz ułożył się sztychem do przodu - mniej więcej tak by czubek ostrza wymierzony był w klęczącego drowa a zgięta ręka w łokciu pozwoliła na szybki doskok i momentalne pchnięcie. Póki co jednak żołnierz zachowywał dystans 1,5 - 2 metrów od celu.* Teraz na ziemię! *Kolejna komenda mająca wywołać u Intruza położenia się na posadzce - no i żołnierz wierzył, że Arcatrip nie wpadnie na to by kłaść się na plecach. Wszak chodziło o to by legł na brzuchu. Drugi żołnierz nie zaprzestał również swego obchodu celu, teraz już nieruchomego (bo klęczącego) drowa zachodząc od tyłu. Widać ten wziął na siebie rolę asekuracji przy pojmaniu celu.*
*Drow westchnął ciężko odchodząc od zamiaru postawienia się, nie wystarczy mu sił by wyrżnąć wszystkich w twierdzy nawet gdyby przy starciu ze strażnikami odniósł małe obrażenia. "a niech się dzieje co się chce" - pomyślał po czym położył się na brzuchu. "jeżeli myślą o mojej śmierci niech to przynajmniej nie będzie coś pospolitego" zaśmiał się w myślach kładąc się na brzuchu i rozluźniając wszystkie mięśnie, porzucając przy tym jakiekolwiek próby zaatakowania strażników* Usstan belbau phor *powiedział spokojnie przymykając oczy*
*Żołnierze przyjęli z satysfakcją fakt, że obcy drow wykonał polecenie. To pozwoliło temu od wydawania komend na podejście na taką odległość by móc przytknąć sztych miecza do karku leżącego. Drugi żołnierz spokojnie już zaszedł od tyłu opuszczając swą broń uznając najpewniej sytuację za załatwioną. Miecz powędrował do pochwy a sztylet za pas a w dłoniach żołdaka pojawił się skórzany rzemień z jednej z sakiewek przy pasie. Zrobił również kilka kroków i gdy był przy leżącym jego kompan (ten z mieczem) mruknął* Ręce na plecy, złączone... *I jeśli rzeczywiście słowa intruza były prawdziwe to proces wiązania mu kończyn powinien również pójść bezproblemowo.*
*drow z dziwnym uśmieszkiem spokojnie skrzyżował ręce na plecach nie utrudniając strażnikom zadania*
*To i związanie mu kończyn z tyłu poszło dość sprawnie. Żołnierz kolanem upewnił się, że drow będzie leżał wbijając je gdzieś w lędźwiową część tułowia nieznajomego a jego ręce związał rzemieniem. Dopiero wtedy jego kompan odsunął ostrze miecza chowając je do pochwy. Ten od wiązania również się podniósł i chwytając leżącego za przysłowiowe fraki (choć od tyłu) pociągnął go do góry by ten teraz wstał.*
*spokojnie jednak przynajmniej jak się teraz więźniowi wydawało strażnik nieco go szarpał wstał odchylając głowę do w bok do momentu gdy mu strzelił kark. Poruszył nadgarstkami by sprawdzić jak trzymają więzy*
*Wiążący potrafił robić to co robił - czyli wiązać. Także ucisk na nadgarstki był dość mocny, na tyle jednak elastyczny by skóra rzemienia nie była maksymalnie napięta. Oczywiście jednak związany mógł ją napiąć siłą własnych mięśni. Żołnierz z mieczem - ten od wydawania komend ruszył się z miejsca idąc w kierunku przejścia którym tu weszli. Ten drugi zaś, ustawiając się teraz za związanym nieznajomym pchnął go w ramię rzucając przy tym* Idziemy! *Widać dwaj nowi przyjaciele Arcatripa mieli zamiar go gdzieś zaprowadzić.*
*Drow idąc spuścił głowę jednak dziwny uśmieszek nie spełzał z jego twarzy, cały czas delikatnie poruszał nadgarstkami by jak najbardziej rozluźnić więzy, kto wie, jak trochę się pomęczy może odwróci sytuację związania na swoją korzyść. Tym razem musiał już trzymać swoje emocje na wodzy a nie było to łatwe. Profesjonalizm - to jest to o czym na chwilę zapomniał a to być może go zgubiło*
*I tak oto pochód złożony z dwóch żołnierzy i jednego więźnia opuścił komnatę. Przejście okazało się być korytarzem, którym cała trójka udało się dalej... Wgłąb Twierdzy.*

//Oki. Tutaj na tym kończymy. Arcatrip Twe konto zostaje uaktywnione. Reszta w części zamkniętej forum. //