Futbolin
Mam pytanko, jak sobie radzicie jak poniesie Was koń, np. w lesie. A zakładam, że każdemu coś takiego się przynajmniej raz w życiu trafiło. Przyczyny bywają różne, skradający się grzybiarz, pani z pieskami bez smyczy jadąca na rowerze, skuter, popierdujący kład, humor konia, złowrogie ptaszki, ruszające się krzaki, dziki...
Ja słyszałam o metodach:
1) na pasażera (rękami i zębami w grzywę, czekamy, aż dowiezie do stajni i po drodze modlimy się o brak zakrętów 90*)
2) kółeczka (wykręcamy koła na pobliskiej polanie- w lesie nie da rady)
3) ciągniemy za jedną wodzę wykręcając łeb konia o 90* w jedna stronę (efekt bywa zaskakujący, koń biegnie dalej, trochę wolniej, ale za to nie widzi gdzie)
4) wędzidłem po zębach (piła, ciąganie i siłowanie się z koniem)
5) olać sprawę i poczekać, aż się zmęczy (kiedyś będzie musiał się zatrzymać)
6) wjechać w głęboki śnieg/piach, krzaki lub inne konie (trochę niebezpieczne)
Sama stosowałam metodę nr 4, efekt był taki, że dostałam barana (oddał z zadu) i pobiegł dalej. Później poszła metoda nr 2 (wyjechałam z lasu) i się zatrzymał po kilku okrążeniach.
Kolejnym razem w lesie znowu dostał wędzidłem po zębach (4), a jak chciał oddać z zadu, to dostał solidną łydkę do przodu, przyspieszył, ale miałam nad nim jakąś kontrolę i po krótkim czasie udało się zatrzymać bez kolejnej szarpaniny
A jak Wy sobie radzicie?
P.S. Wędzidło mam oliwkowe, puste, pojedynczo łamane, nie krzyczcie, że krzywdzę konia, bo i tak mam wyrzuty sumienia po tych szarpnięciach, ale jakoś zatrzymać się musiałam. A tylko to mi przyszło do głowy.
1) nigdy tak nie rób, nauczy to tylko konia że może ponosić.
2) najlepsze na ponoszenie są wolty i ciasne zakręty, ale jak wiadomo w lesie to nie zawsze możliwe.
3) nawet nie słyszałam, ale jak dla mnie bzdura
4) zmniejsz działanie "piły" a zwiększ nacisk dosiadu na grzbiet konia.
prędzej niż piła lepsze jest napięcie obu wodzy jednocześnie i oddawanie (byle nie zawieszać się na wędzidle)
5) tak nie rób, nauczy to tylko konia że może ponosić.
6) trochę niebezpieczne, ale dość dobre. trzeba tylko ocenić czy tak zrobić czy nie (czasu zbytnio nie ma)
używaj głosu do uspokojenia i zatrzymania.
generalnie staraj się nie dopuszczać do ponoszenia (często koń daje małe sygnały, że coś jest nie tak itp) najłatwiej zatrzymać poniesienie w zarodku, czyli zanim zrobi pierwsze fule galopu zatrzymać, skręcić, uspokoić (wszystko zależy od wszystkiego, więc nie jest to metoda na każdy przypadek i zawsze skuteczna)
offtop:) :
przypomina mi się, jak kiedyś (koło 10 lat temu) w terenie jechałam z grupką koło 5 koni. ścieżka szeroka dość (na samochód) po prawej las, zarośla, krzaki, po lewej wał przy wiśle.
nagle z naprzeciwka wyjechał na wale ogier, przez co wszystkie konie przestraszyły się i poniosły.
mój o 90 stopni w prawo, prosto w drzewa i zarośla, po kilkunastu metrach przewróciliśmy się o jakiś dół. nie zdążyłam nawet pomyśleć "o poniósł, o lecę" i zorientowałam się, że siedzę na ziemi a koń leci dalej.
całe szczęście zatrzymał się niedaleko później, obok drugiego konia, który poniósł w podobnym kierunku, tyle że bez szwanku
Zgadza się, wiele z tych metod jest bardzo szkodliwych w swoim działaniu. Mój koń ponosi, bo właśnie się tak nauczył od poprzedniej właścicielki. Czasem mu się to przypomni i próbuje na mnie. A nauczył się, bo poprzedniczka jak on tylko poniósł (czasem wystarczyło niewinne odskoczenie w bok) to ona z niego zsiadała i brała go do domu. Więc pierwsze jazdy na ujeżdżalni kończyły się szaleńczym galopem i "kołowaniem" po placu ku uciesze loży szyderców
A tak swoja drogą, ludzie mają ciekawe pomysły jak się ich o coś zapyta Pozycje nr 1, 5 i 6 trochę mnie zaszokowały...
ja uzywam ;
Mi polecano jeszcze inny sposób - jak poniesie to przeczekać aż zacznie zwalniać po czym dalej zmuszać do szybkiego galopu przez dosyć długi czas,że podobno nauczy to konia że nie opłaca mu się ponosić.Jestem bardzo wobec tego sceptyczna,moim zdaniem tak łatwiej zajechać konia niż go czegokolwiek nauczyć.
a słyszeliście o mostku to znaczy wodze bierzemy na krzyż i opieramy o szyję konia. w ten sposób my się z koniem nie siłujemy, a robimy poprzez wędzidło niewygodę, jak koń tylko zwalnia to popuszczamy.
Jeśli mam sytuację podbramkową i nie da się nic innego zrobić to właśnie tak biorę wodze i zawsze działa.
Ad. pkt.3
Najpierw trzeba konia nauczyć i przetestować na ujeżdżalni w stój i po kolei w każdym chodzie , z dodatkiem łydki wewnętrznej , celem odangażowania zadu . Radzę spróbować z użyciem mostka , aby wędzidła nie przeciągać na drugą stronę, a jeszcze lepiej na kantarze sznurkowym.Nie stosować na hucułach .... potrafią biec prosto z wykręconą głową ..... o ile oczywiście mają ochotę ponosić.
Więcej znajdziesz na stronach PNH.
sama juz nie wiem czy ponoszenie czy barany sa lepsze.Parę razy mnie moja kobysia poniosła ale to było dawno i nawet nie pamiętam co wtedy robiłam. W każdym razie ciesze się ze jej przeszło (czyżby z wiekiem?). Choć barany zostały...
Monika01 - mojej koleżance trener tak kazał robic.. ale z powodu ,iż koń jest taki energiczny bardzo ,ciężki do zatrzymania i ta metoda działa , a w poniesieniu jeszcze tego nie wypróbowałam ,chociaż ostatnio koń poniósł mnie 2 razy.. ale nie w terenie , tylko jak jeździłam po polu , no i zastosowałam taką metodę ,że galopowała tyle aż się zmęczyła a i przy tym ja ją próbowałam zatrzymywac normalnie wodzami i dosiadem ,w końcu jej się znudziło i normalnie chodziła była wręcz do pchania .
A jak byłam z moją młodą w terenie i się wyrywała do przodu trochę to zastosowałam właśnie tą metodę i działa - bardzo polecam ; ) - skuteczna jest.
Ja w czasopiśmie jeździeckim, chyba Koń Polski, ale to było dawni więc głowy nie dam, czytałam, że konia który poniesie można skutecznie zatrzymać poprzez oddawanie i ściąganie wodzy. Coś jak hamowanie pulsacyjne w samochodzie . Na moją klacz to skutkuje i nie sądzę, żeby to było brutalne, no chyba, że ktoś nie wiadomo jak mocno ściąga konia.
W terenie nie przypominam sobie by koń mnie poniósł, ale gdy np zdarzy się to na maneżu itp. to ściągam wodze i próbuję zatrzymać dosiadem, dobrym sposobem jest również zakręcenie jakiejś wolty lecz na wąskiej ścieżce w terenie to raczej nie działa. Na szczęscie konie na których jeżdżę czy też Amigo nie próbują ponosić jakoś szczególnie.
chociaż ostatnio koń poniósł mnie 2 razy.. ale nie w terenie , tylko jak jeździłam po polu , no i zastosowałam taką metodę ,że galopowała tyle aż się zmęczyła a i przy tym ja ją próbowałam zatrzymywac normalnie wodzami i dosiadem ,w końcu jej się znudziło i normalnie chodziła była wręcz do pchania .
Ta metoda też jest dobra i też stosuję, ale... zalezy z jakim koniem mamy do czynienia. Jeżdżę klaczkę, która jest bardzo pobudliwa i szybko się nakręca i gdybym tak jej pozwoliła galopować ile by chciała to nakręciłaby się tak, że w życiu bym jej nie zatrzymała...
ale z bardziej opanowanymi końmi ten sposób wydaje mi się lepszy niż szarpanie lu blokowanie, choć oczywiście wszystko zależy od sytuacji...
Najlepiej to nie dopuszczać do ponoszenia, pracować nad koniem, wtedy kiedy jeszcze jest w stanie myśleć i działać od pomocy. ale wiadomo jak jest w życiu, nie zawsze wszytsko idzie po naszej myśli.
1) na pasażera (rękami i zębami w grzywę, czekamy, aż dowiezie do stajni i po drodze modlimy się o brak zakrętów 90*)
2) kółeczka (wykręcamy koła na pobliskiej polanie- w lesie nie da rady)
3) ciągniemy za jedną wodzę wykręcając łeb konia o 90* w jedna stronę (efekt bywa zaskakujący, koń biegnie dalej, trochę wolniej, ale za to nie widzi gdzie)
4) wędzidłem po zębach (piła, ciąganie i siłowanie się z koniem)
5) olać sprawę i poczekać, aż się zmęczy (kiedyś będzie musiał się zatrzymać)
6) wjechać w głęboki śnieg/piach, krzaki lub inne konie (trochę niebezpieczne)
7) galopować razem z nim:) i spróbować odzyskać kontrolę nad galopem. Jak już odzyskamy nad galopem, to szybko odzyskamy nad całym koniem. Sprawdzone.
I przy tym automatycznie wychodzi metoda "na kółeczka", jak jest polana. Łatwiej zapanować nad tempem, koń się uspokaja.
Najgorszą metodą jest metoda pt "nic nie robimy" czyli w Twoim wypadku 1) i 5), bo jest to niebezpieczne. Już pół biedy czy się koń czegoś "nauczy czy nie nauczy", ale po prostu może się potknąć i przewrócić, może wpaść na drogę i pod samochód, w jakiś dół i nie daj Boże złamać nogę i tak dalej.... nie mówiąc już, co może się stać z jeźdźcem. Metoda 6) jest w ogóle niebezpieczna, nie ryzykowałabym w ten sposób.
Szarpnięcie wędzidłem i skręcenie jedną wodzą łba konia to Też jest metoda, ale w razie, kiedy inne zawiodły. Wszystko to kwestia bezpieczeństwa. Ja nie miałabym oporów przed skręceniem koniowi głowy o 90 stopni, jeśli widziałabym, że za chwilę wyskoczymy z lasu prosto na jezdnię albo że przed nami na całej długości drogi jedzie traktor czy kombajn, a po bokach są jakieś niezidentyfikowane krzaki. Szanse, że koń się zatrzyma przy takim skręceniu głowy są duże. Koń ze skręconą głową rzadko kiedy jest w stanie szybko biec. Niechlubnie się przyznać, ale tę metodę też sprawdzałam, działa.
W ogóle,, to ja bym tu rozróżniła pojęcia;)
Bo jest "ponoszenie" i "płoszenie się".
Spłoszenia pewnie każdy doświadczył, skradający się grzybiarz, pani z pieskiem, popierdujące kłady, pierdzące jeże w krzakach, duchy na gałęziach i inne takie, koń się płoszy i odbiega. Wtedy zazwyczaj pomaga pozwolenie mu pobiec i próby panowania nad tempem po prostu.
No ale jeśli mamy dziada-ponoszącego.... To bym zaczęła od opanowania go w 100% na ujeżdżalni, a jeśli tam mamy go opanowanego, to może spróbuj skrócić czas terenu? Wyjechać tylko na stępa? I tak pomału, pomału.... A jak poniesie, to może jakbyś spróbowała właśnie zapanować najpierw nad tempem? Chyba, że charakternik ponosi "na zawołanie", chamsko, licząc na strach właściciela.... W takim wypadku z jednej strony warto byłoby go ukarać, ale z drugiej strony jest to doprowadzenie do otwartej konfrontacji, co przy niektórych koniach kończy się raczej 1:0 dla konia
Pamiętam przypadek znajomej, którą koń poniósł tak na 102. Nic się nie dalo, żadne próby zapanowania nad tym galopem, żadne kółka, żadne walenie po zębach, wykręcanie głowy... koń - klapki na oczach i do stajni. Zrobiło się to bardzo niebezpieczne i znajoma... po prostu się ewakuowała, co również jest sposobem, kiedy mamy do czynienia z przypadkowym poniesieniem z przerażenia, w momencie kiedy koń naprawdę na nic nie reaguje i robi się niebezpiecznie.
Dopisuje:
qAulinkA, "poniesienie" na maneżu nie jest w ogóle możliwe. Na maneżu to się koń może spłoszyć.
Tak jak i cwałowanie na maneżu nie jest możliwe do zrealizowania...
DeJotka, dokładnie, też myślę, że w taki sposób łatwiej konia zajechać. To jest dobry sposob na spryciarza, który "płoszy się na zawołanie" na ujeżdżalni, żeby przestraszyć jeźdźca.
jeżeli chodzi o ponoszenie na ujeżdżalni i przy okazji wywożenie, to na mojego kn najskuteczniej i najszybciej zadziałała metoda "jak chcesz galopować, to galopuj, ale MOIM tempem". Wszystkie drogi ewakuacyjne oczywiście zostały pozastawiane i jak tylko mnie zaczął ponosić i nie mogłam go skręcić (bo tu był problem), to kazałam mu galopowac ile się dało dookoła. Co chwila próbowałam wjeżdżać z powrotem na plac, jak się udało, to nagroda i spokój. Poskutkowało. Nie pamiętam kiedy ostatnio chciał mnie wywieźć. Aha i jest w pełni zdrów
A w terenie. Hmmm, mnie zawsze uczono, żeby mocno wsiąść w siodło i pulsacyjnie hamować wodzami. Albo wjechać w coś/kogoś, ale zawsze się bałam. Jak nic nie pomagało, to ewakuacja (tfu, tfu, tfu, jak na razie nie miałam takiej potrzeby )
"poniesienie" na maneżu nie jest w ogóle możliwe. Na maneżu to się koń może spłoszyć.
Jest możliwe, jest róznica miedzy ucieczką od czegoś a wyprucie dzikim galopem, ja spotkałam sie już wielokrotnie z tego typu sytuacjami na placu.
Moja instruktorka(nie trener) mówi,ze jak koń strzela barany czy nagle wypruje galopem,to się mocno odchylić do tyłu i "wziąć go na siebie" .
est możliwe, jest róznica miedzy ucieczką od czegoś a wyprucie dzikim galopem, ja spotkałam sie już wielokrotnie z tego typu sytuacjami na placu.
Zgadzam się U mnie na samiutkim początku koń wypruwał do przodu i leciał pare metrów, po czym zwalniał i tyle. Taka końska złośliwość. tylko, że to dosyć szybko się skończyło, bo zaczęłam jeździć z trenerką i ponoszenie zredukowało się do wywożenia galopem, kłusem, stępem.
ujeździj sobie konia, uzyskaj jego zaufanie do tego, że podejmowane przez Ciebie decyzje są dla niego najlepsze, wtedy i ponoszenie i płoszenie skończy się
"poniesienie" na maneżu nie jest w ogóle możliwe
zgadzam się qAulinkA, jest możliwe.. koń jak sie spłoszy to sie zatrzymuje, a co jak galopuje bo mu sie tak po prostu zachce?
Poza tym poniesienie czesto jest skutkiem spłoszenia.
Ludziska, ja mam następujący przypadek. Jeżdżę konia (nie jest to mój koń), który ma problemy z posłuszeństwem. Był komuś wydzierżawiony, pracował w rekreacji na zasadzie heyah za innymi końmi, nie wiedział co to łydka, ręka, a posłuszeństwo podczas prowadzenia w ręku to była abstrakcja. Został totalnie zniszczony, bo nikt go nie "resocjalizował". Już go naprostowałam z wieloma rzeczami, ale najgorszy jest jego zwyczaj "pójścia ze mną", jak jakiś koń nas wyprzedza, powodując niezłą bonanzę na hali. Uprzedzam - wtedy nie działa na niego dosiad, pulsacyjna wodza i różne patenty, bo bierze wędzidło na zęby, stęka i heyah do przodu. Męczę go przejściami, zmianami kierunku, tempa, żeby się chłopak nie nudził i zmęczył psychicznie, ale u niego jest tak, że albo idzie i rozrabia, albo nie idzie i kombinuje, co zbroić. Praca nie należy do jego priorytetów i jest wielkie zdziwo, że ktoś nagle czegoś od niego wymaga. Do tego nie należy do zbyt zmyślnych koni, które "intuicyjnie" reagują dobrze na nowe rzeczy. Potrafię sobie poradzić z końmi, ale ten mnie rozwala. Zapodajcie mi proszę jakieś sprawdzone patenty, bo na razie działa jedynie najazd prostopadle do ściany i hamowanie na niej. Nie mogę go ukarać cofaniem, bo tego nie idzie go nauczyć. Na działanie łydki na przymkniętą rękę reaguje wyrwaniem wodzy i do przodu. Jest to kawał byka z ogromnym karczychem, więc tej walki nie wygram.
tez uważam,że ponoszenie jest możliwe również na maneżu, mało tego,kiedyś czułam się "poniesiona" przez klacz,która...kłusowała...może się to wydaje śmieszne, ale klacz " z betonem w pysku",stąd nazywana "Betonikiem" która akurat była dość wystana zobaczyła za maneżem konie idące w teren i ani myślała robić jakąś wolte,skręcać czy cokolwiek,po prostu klapki na oczach i kłusikiem do innych koni,na szczęście w końcu udało się skręcić...
Jeśli chodzi o metody na ponoszenie to dla mnie zdecydowanie najlepsze jest robienie koła, chyba najskuteczniejsza metoda,tylko byle by było gdzie zrobić owe koło
"poniesiona" przez klacz,która...kłusowała...może się to wydaje śmieszne
ja zostałam poniesiona w stępie ;p na koniu zwanym "klocek" wiec coś w tych ksywkach jest
na maneżu byłam też poniesiona galopem i pomogło dopiero najechanie na ścianę w tym wypadku płot, po czym ja znalazłam się po 2 stronie niego
Artanis, mam taka teorię dotycząca końskich imion. Wszystkie (albo przeważająca większość) koni, które mają na imię np. Rumianek, Kwiatuszek, Perełka, Sonet, Puszek czy Pimpuś, to są tak wredne gady, że trzeba mieć oczy dookoła głowy... bo tylko przestaniesz na nie uważać, to albo cie ugryzie, z premedytacja stanie na stopę, wywiezie, czy zrobi rozróbę na ujeżdżalni z innymi końmi (kopanie, ganienie itp.)
Co do ponoszenia, to patentu z mostkiem nie próbowałam (i mam nadzieję, że nie będę musiała
Słyszałam jeszcze jedna teorię, usiąść w siodło i wsiąść konia na siebie jednocześnie zadzierając mu łeb do góry. Mi wydaje się to bezsensowne, ale koleżanka ze stajni to stosuje i mówi, ze działa... choć sama tego na oczy nie widziałam.
Ponoszenie i płoszenie się, to faktycznie dwie rożne rzeczy. Moim zdaniem ponoszącego konia jest łatwiej zatrzymać, niż spłoszonego, który w panice ucieka do stajni i na nic nie reaguje.
Mi wydaje się to bezsensowne, ale koleżanka ze stajni to stosuje i mówi, ze działa..
nie wazne co działa, ale wazne czy nie robi krzywdy i działa..