ďťż

szacunek wetów/kowali do nas-ich żywicieli

Baza znalezionych fraz

Futbolin

trudno jest w polsce znaleźć dobrego kowala. z takim samym problemem spotykamy się, jeżeli potrzebujemy weterynarza dla naszych podopiecznych.

kilka razy spotkałam się z odmową przyjechania do KONIA (a był to wet zwierząt dużych), kilka razy widziałam, jak weterynarz odskakuje przerażony, bo konisko machnęło ogonem... ale są i inni, tacy, którzy koni się nie boją, ale nie oznacza to, że wiedzą, cóż to ten koń jest. chyba już wszystkim opowiadałam, jak padła pewna kobyłka chora na tężec, bo wet leczył ją na kulawiznę... to też jeszcze nie jest szczyt weterynaryjnych możliwości. a szacunek? potrzebowałam koniecznie weterynarza, sprawa była pilna... znalazłam odpowiedniego, takiego końskiego. dwukrotne przekładanie terminu. jak już przyjechał, to poproszony o badanie koni czekał, aż mu powiem, co któremu jest:( cóż... zwróciłam mu uwagę na to, co sama zauważyłam. ok. miał przyjechać tydzień później z lekarstwami, których nie miał przy sobie - zapomniał.

a kowale? był jeden, którego koniecznie chciałam ściągnąć do mojej kobyłki. koniecznie chciałam przez pierwszy miesiąc, przez drugi miesiąc chciałam mniej koniecznie, a teraz koniecznie nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. dlaczego? ponieważ niemały rachunek sobie dzięki niemu nabiłam, a facet ciągle powtarzał, żebym zadzwoniła za 2 dni albo w następnym tygodniu, to już mi powie, kiedy w końcu do nas przyjedzie. później wymyśliłam innego kowala... na pierwszy termin nie przyjechał, bo coś tam, ale miał się zjawić dnia drugiego. i co? i nie przyjechał, bo rozchorowała mu się żona. taaak... ‘kolejną’ wizytę zapowiedział na poniedziałek (jutro), ciekawe czy dojedzie?
przy okazji jeszcze ozhk... oni też są zdania, że jeżeli chce się mieć opisanego konia, to trzeba do nich dzwonić i przypominać im o tym aż do skutku, bo mają tyle koni na głowie, że przecież o wszystkich pamiętać nie będą. to dlaczego nie zapisują sobie wizyt w terenie?

od dłuższego czasu siedzi to we mnie i nie potrafię się pozbyć tego. złość i poczucie bezsilności są straszne! oni wszyscy mają jakąś manię wielkości, a przez to cierpią niestety konie i ich właściciele. jedna wielka mafia, nie przepraszam, co najmniej kilka mafii... i milczenie. biernie to przyjmujemy, bo przecież i tak trzeba będzie tego weta czy kowala jakoś ściągnąć do stajni - bez nich koniki daleko nie zajdą...
gdzie tu miejsce na wzajemny szacunek...?!


wiesz met, to wygląda tak jakby cholernie nie chciało im się wykonywać własnego zawodu - to po cholere go wybrali???

Boże - totalny tumiwisizm!!! Przecież jakoś się na to ludzie decydowali, a bycie wetem poprzedza raczej przemyślany wybór i ciężka praca na studiach i po. To nie to samo co akwizycja dla kasy, tu powinni znajdywac się ludzie z pasją, którzy lubią swoją robotę. A tak to musisz sama lataći nie mal błagać żeby dać mu zarobić. PARODIA!!!! Jak w tymkraju ma być lepiej??
hmm... boli mnie powszechność tego zjawiska...
pieniążki?

wiesz... aktualnie moja siostra chodzi do klasy z dziewczynką, która jeszcze się nie zdecydowała na kierunek studiów - hodowla koni czy weterynaria.

od czego wszystko się zaczęło? byli kiedyś na zawodach w SK Ochaby i wygrali klaczkę... to był ich pierwszy koń. szybko przyszły 2 kolejne. urodził się pierwszy źrebak... stajnia się rozrosła w błyskawicznym tempie, bo wybudowali sobie i stajnię:) w każdym bądź razie dziewczynie nie pozwoliłabym nawet pogłaskać mojego konika! pojawia się w stajni tylko wtedy, kiedy urządza imprezę albo chce się pochwalić znajomym końmi. a kiedyś w przyszłości ma je hodować albo leczyć... nc

ale przecież trzeba iść w tym kierunku, skoro tatuś tyle pieniędzy włożył w konie...
Czy to jest sprawiedliwe?? Że taka panna ma na to kasę??

Faktycznie, wetem będzie PRZEWSPANIAŁYM ( może się nie dostanie?)


Szkoda met, że masz takie smutne doświadczenia z weterynarzami i kowalami. Również szkoda, że nie mieszkasz w mojej okolicy bo poleciłabym Ci kilku naprawdę fajnych fachowców. Kiedy kupiłam mojego Ciapka był bardzo zaniedbany pod względem kowalskim. Jest to koń po ochwacie (niezbyt ciężkim ale jednak). Na prawym przodzie miał podkowę nr 2 na lewym nr 4. Jak mój kowal to zobaczył to załamał się. W ciągu kilku wizyt wyprowadził mu nóżki do jednakowego rozmiaru. To bardzo dobry fachowiec ale niestety nie jest tani. Gdy miałam 2 koniki to mogłam sobie na niego pozwolić. Gdy otworzyłam stajnię i koników na moim utrzymaniu zrobiło się 6, musiałam poszukać kogoś tańszego , i co? I znów trafiłam na bardzo dobrego fachowca. Moj Ciapuś teraz nawet nie musi być kuty! Umawia się na konkretne terminy i nie zawodzi, czasem może mieć poślizg (awaria samochodu) ale to są wyjątki. Wszyscy pensjonariusze również korzystają z jego usług. W sytuacji awaryjnej przyjeżdża w ciągu kilku godzin.
Jeśli chodzi o weta to też nie jest najgorzej. Opiekę nad moją stajnią sprawuje technik weterynaryjny. Facet z olbrzymim doświadczeniem, zaangażowaniem i co najważniejsze ZAWSZE DYSPOZYCYJNY. Do nagłych przypadków przyjeżdża w ciągu 10-15 minut. Sam, nieproszony o to, potrafi przyjechać, żeby zerknąć na swojego pacjenta.
Krótko przed Świętami Bożego Narodzenia przyjechał do mnie na pensjonat nowy konik. Arabek 5 letni, dzikus niesamowity. Nic nie mogłam się od jego właścicieli dowiedzieć na temat jego odżywiania ( sami nie wiedzieli, co jadał i w jakich ilościach ). Nastąpiła zmiana pokarmu i przytrafiła się kolka. Oczywiście kiedy? Wiadomo, w pierwszy dzień Świąt. Był to bardzo ciężki przypadek, trwała przez 48 godzin. I nasz kochany Doktores praktycznie całe świeta przesiedział razem ze mną w stajni przy tym koniku. Przyjeżdżał 4 razy w 1 dzień i 3 razy w drugi dzień. W ramach skargi usłyszałam tylko raz, jak mówił do konia " co ty wyprawiasz maluchu, w domu taki pyszny indyk na mnie czeka" . Jak wspomniałam jest on technikiem a nie weterynarzem, są zbiegi których nie wykonuje i wtedy trzeba dzwonić po innych specjalistów i wtedy rzeczywiście różnie bywa. Co mi się w nim podoba to, to że jeżeli nie jest czegoś pewien to otwarcie mówi i sam proponuje konsultacje z kimś innym. Mam nadzieję, że takich ludzi jest więcej i że ty też trafisz na kogoś podobnego. Pozdrawiam
Ciapkoszczak!! Tylko pozazdrościć!!!Wracasz wiarę w ludzi!! ale tacy to już chyba na wyginięciu - obym sie myliła
Niestety w obecnej chwili jeśli chodzi o kowali to popyt na ich usługi zdecydowanie przewyższa podaż.Brak konkurencji prowadzi do wpadnięcia co poniektórych fachowców w niczym nieuzasadniony samozachwyt.I pomysleć ,że doskonale pamiętam czasy gdy w niektórych większych wsiach było po kilku kowali.I kucie koni nie stanowiło wówczas żadnego problemu.Ba nawet kojarzyło się ze swego rodzaju rytuałem często gęsto dość mocno zakrapianym. Ale pomino stosowania i tego typu "środków dopingujących" wszystko dobywało się w sposób bezpieczny.Zaś co do weterynarzy to podobnie jak w innych specjalnościach niektórzy uprawiają ten fach z zamiłowania a inni z przypadku.I nie chciałbym kiedykolwiek w przyszłości mieć do czynienia z adeptką sztuki weterynaryjnej o której wspomniała Met.
Pozdrawiam
my mamy sprawdzonego weta który przyjechał do nas z połamanymi żebrami - nie znam więcej szczegłów prócz tego że koń go przyfgniótł - bo był umówiony z nami na szczepienia i odrobaczenie....i zawsze kiedy jest potrzebny, nawet o 21 jeżeli się zdaży kolka czy coś od razu jedzie... fakt jednak faktem że to najlepszy i najbardziej rekomendowany wet w okolicach białegostoku i sobie troszkę liczy że tak powiem za renomę...

kowala mamy też w sumie takiego na którego nie można narzekać prócz tego że zawsze się spóźnia i straszny z niego kobieciaż...no i nie ma co wołac go dzień po świętach bo zapewne z deka wcięty...

któregoś razu mie;liśmy nieprzyjemny wypadek w stajni, jednemu z koników inny rozwalił - prawdopodobnie przodem jako że na przód były okute na ostro- staw skokowy, poprostu cały staw był rozorany od góry do dołu aż do kości...dosłownie milimetry od torebki stawowej i trwałego uszkodzenia stawu... krew lała się jak z ekhem mordowanego prosiaczka... dzwonimy po naszego weta - niestety miał w tym czasie robotę na granicy i nijak nie mógł przyjechać - szukaliśmy więc dalej...w końcu jakiś wet przyjechał, wyobraźcie sobie że nawet nie wszedł do konia do boxu, najzwyczajniej sie bał!!!!trzeba było konia na trzech nogach opdwrócić tyłem do wejścia by mógł zobaczyć... stwierdził że lepiej konia nie denerwować i zeby moja znajoma mu obmyła ranę i zabandarzowała bo jej tak świetnie idzie.... rana była do zszycia ale gdziee tam...wedłóg tego weta nie zszywamy bo po pierwsze trzeba by koniowi dać głupiego jasia i go położyć i kilku chłopów do trzymania go...zresztą tu nie ma nawet gdzie, trzebaby wieźć do kliniki...a my jak myłyśmy potem tą ranę, dosłownie tarłyśmy żeby cała ropę i pasqdztwo usujnąć a baron tylko podnosił do góry nogę, odwracał łeb i stał patrząc smutnym wzrokiem co mu robimy...ani razu nie próbował kopnąć, ani razu nie wyrwał nogi...poprostu niedobrze się robi od takich weterynarzy jak ten...
zresztą mam porównanie, pamiętam pewne zdarzenie..mianowicie byłam świadkiem jak na hubertusie koń wpadł pod bryczke i blacha na błotniku obcięła całkowicie mu ścięgno w tylnej nodze na wysokości kasztana... konia doprowadzono do stajni i natychmiastowo jak przybył wet znieczulono nogę i szyto konia, bez bawienia się w kładzenie go czy przewożenie do kliniki, babrano się w tym wręcz na żywca, koń był w takim szoku że nie reagował prawie wogóle na to co się robiło, jedynie stał i cały się trząsł jak osika...a trzymała go dziewczyna która jechała na nim hubertusa...kon przeżył, w tej chwili prawie normalnie już chodzi choć wygląda jak 7 nieszczęść po roku stania w boxie...miał mnóstwo dzikiego mięcha ale pod opieka weterynarzy dało się to opanować, już nawet wychodzi na pastwisko...ale do sportu nie wróci - był to najlepszy koń skokowy tamtej stajni
kiedy zaczęłam czytać pierwszego posta met w tym temacie odrazu nasunęło mi się na myśl ozhk...jak widać moja sytuacja nie jest odosobniona - kiedy pierwszy raz szanowny Pan z ozhk zapowiedział,że przyjedzie opisać konie to w wyznaczonym dniu trzeba go było siłą wyciagnąć z pobliskiej miejscowości(zaledwie 3km),aby łaskawie zerknął na nasze zwierzaki - zerknął-owszem,ale opisał tylko Arę,a resztę powiedział,żebyśmy zrobili sami- on podpisze,my zapłacimy i będzie super;
3 miesiące temu umówiłam się na opisywanie Aronii i Arabelki -kilka dni wcześniej zadzwoniłam upewnić się czy aby napewno przyjedzie,i co usłyszałam? -och,nie mam po drodze,będę zupełnie gdzie indziej (w tej samej gminie,ale... )

met

dziewczynie nie pozwoliłabym nawet pogłaskać mojego konika! pojawia się w stajni tylko wtedy, kiedy urządza imprezę albo chce się pochwalić znajomym końmi. a kiedyś w przyszłości ma je hodować albo leczyć

carmina

Czy to jest sprawiedliwe?? Że taka panna ma na to kasę??
Faktycznie, wetem będzie PRZEWSPANIAŁYM ( może się nie dostanie?)


ciekawa jestem bardzo skąd Wy możecie wiedzieć jakim ona będzie wetem czy hodowcą? ok-met,jeśli ją zna może mieć jakieś tam zdanie,ale carmina?-osądziłaś co jest sprawiedliwe,a co nie,i to,czy dziewczyna nadaje się na weta czy nie,na podstawie jednej opinii,która prawie nic Ci o tej osobie nie powiedziała!!!
po piewrwsze fakt,że ktoś chce studiować hodowlę czy weterynarię świadczy o tym,że interesuje się tym,chce się kształcić i możliwe,że będzie w tym bardzo dobry mimo,że narazie nie odwiedza swoich koni codziennie ;
oburzyło mnie to trochę z osobistych powodów,ponieważ ja również miałam swojego konia,i stajnię kiedy jeszcze nic nie wiedziałam o koniach!Ja również nie jestem w stajni codziennie;ja również spotykam się z szyderczym spojrzeniem pewnych "wszechwiedzących" jeźdźców,którzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego,że każdego dnia,dzień w dzień zapoznaję się z teorią,czytam książki,gazety,wertuję końskie strony w necie ;
dlatego nie oceniajcie ludzi tylko z pozorów
pewna rozmowa:
- ty masz konie?
- tak, mój tata ma stadninę (hmm... jeszcze nie doszła dziewczynka do definicji stadniny).
- i robisz przy nich wszystko? nawet sprzątasz?!
- no coś ty?!

oto kolejny kawałek rysopisu. a kształcić się ma zamiar, ponieważ tak wypada i wcale się z tym nie kryje.

swoją drogą... podczas spotkania forumowiczów i towarzyszących temu wydarzeniu zwodów (hehehe:)) też miałyśmy z dziewczynami ubaw, jak stwierdziłaś, że nam to dobrze, bo możemy przy Drapaczu pomagać i że Ty też byś chciała się do czegoś przydać:P
a powiedziała to Amatlea trzymając rączęta w kieszeniach swojej kurteczki.
ok- Ty znasz więcej szczegółów-możesz osądzić,Carmina nie znając ich przegięłą;

jeśli tak wypada to tylko życzyć,żeby źle na tym nie wypadła

pozdrawiam

p.s. sytuacja była trochę inna na spotkaniu,zwłaszcze,że nie byłam sama ,a pozatym ja -taka nieśmiała( ) nie śmiałam się narzucać i zabierać wam zajęcia;
Hehe... zabierać zajęcia o to nie trza było się martwić, na tamtejszej stajni było mnóstwo zesnobionych zawodników, którzy oddali by niebo za kolejnego luzaka co do Drapcia, to rzeczywiscie było nas 3 do jednego konika, ale jakbyś ciała to napewno by się coś dla Ciebie znalazło

Wogóle to strasznie się wszyscy rozpisaliście, już myślałam, że nie dotrwam do końca... ale udało się i chyba też swoje 3 grosze dorzucę

Nie będę opowiadała jakiś tam ckliwych historyjek bo i po co, komu chce się to czytać... Powiem tyle, że co do weta, to mój jest taki, że owszem przyjeżdża na każde zawołanie, ale tylko do tych bogatszych posiadaczy koni, a takich tam rolników to odstawia na bok i ma ich za przeproszeniem w dupie... A kowale to jest ich poprostu mało i dlatego często muszą przekładac wizyty, nie zawsze się ze wszystkim wyrabiają, nie chcę w tym momencie usprawiedliwiać tych, którzy mają olewczy stosunek do swojej pracy, ale bądźmy czasem wyrozumiali
no dobrze-jestem leniem i specjalnie powiedziałam o pomaganiu po fakcie,żeby wyglądało to tak,jakbym nie była ? nieważne, - tylko zastanawiam się czemu met poruszyła tą sprawę tutaj?czy ma to jakiś związek z tym,o czym pisałam? jakaś aluzja?milutko-nie powiem

pozdrawiam
A przecież temat nosi szumny tytuł "Szacunek".Bez komentarza.
Pozdrawiam
przy okazji Twego świętego oburzenia przypomniała mi się ta sytuacja. podchodzę z dystansem do ludzi, którzy brzydzą (?) się pracą przy koniach. tak samo traktuję tych, którzy mają koniki tylko do głaskania czy właśnie chwalenia się znajomym. Twój wybuch tak troszkę wyglądał, jakbyś próbowała odeprzeć atak na siebie, więc chciałam dać Ci powody do obrony;)

może jednak, Tomku, dasz się wciągnąć do dyskusji na ten temat. nie zatytułowałam wątku 'tolerancja' tylko 'szacunek'. ja nie szanuję ludzi, których można podciągnąć pod powyższe opisy i otwarcie się do tego przyznaję.
Nie chciałbym się ponownie narazić na zarzut uszczypliwości od której naprawdę jestem bardzo daleki.
Pozdrawiam
rzeczywiście odpierałam atak,ale nie chodziło o mnie,ale o ocenianie ludzi z pozoru-podałam powody,dla których pootraktowałam to osobiście,a Twój przykład nie pasował tutaj,bo nie świadczy o niczym,a napewno nie o moim stosunku do koni,pracy z nimi itp.;

i mam szacunek również do ludzi,"którzy mają koniki tylko do głaskania czy chwalenia się znajomym",jeśli nie kryją się z tym i nie uważają się za znawców,miłośników koni i wogóle wszechwiedzących specjalistów od jazdy konnej
koniec
Amatlea, bardzo ładna postawa. wg mnie ta historyjka była jak najbardziej na miejscu - też musiałam się wyżyć. możliwe, że oceniam tę dziewczynkę z pozoru, w końcu znamy się dopiero od 3 czy 4 lat (nie ironizuję). jeszcze do 'mojego przykładu': byłaś nieszczera, kiedy to mówiłaś - obłuda Twoja, obłuda tej małej... jaka różnica? nie mamy takiej możliwości, żeby każdego poznać na tyle, żeby móc cokolwiek o nim powiedzieć, dlatego musimy bardzo szybko prowadzić selekcję, o kim chcę dowiedzieć się czegoś więcej? kto mnie interesuje, jako potencjalny znajomy? w czyją osobowość chcę się zagłębić? kogo poznawać...?

okrutne, ale prawdziwe i nikt tego nie zmieni
wiesz co amatlea, trudno mi sobie wyobrazić żeby dziewczyna była dobrym wetem jeżeli nawet do własnego zwierzaka nie chce jej się przyjeżdżać - wybacz ale coś tu jest chyba nie tak! Dla mnie to w sumie najprostsza selekcja - jeżeli nie chce ci się, nudzi cię lub nie masz czasu na własnego konia no to nie widzę świetlanej przyszłości przed taką panna w tym zawodzie i będę nadal obstawać przy swoi. Myślisz że będzie jej się chciało przyjeżdżać w nocy do Twojego konia z kolką? Watpię!!
a ja jestem kowalem i jakos dotrzymuje terminow...nie wszyscy kowale to od razu pierdoly! pozdrawiam
a dojeżdżasz, drogi gościu, w woj. śląskie?
droga met.nio czasem tam jestem ,choc tylko w odwiedzinach,na brak pracy nie narzekam,nio chyba ze trafi sie jakis dóbry klient;))) nio to nie odmowie...pozdroffka

a wlasnie zauwazylem skad panna/pan/ pochodzi ,a ja wlasnie do jastrzebia przybywam choc nie tak czesto jakbym chcial.
w takim razie ja się zgłaszam na dobrego klienta;) mam 5 koników, których kopytka potrzebują opieki. jakbyś kiedyś wybierał się w te okolice... za tydzień, góra dwa potrzebuję kowala - wyjściem awaryjnym jest kowal z SK Ochaby, ale nie do końca jestem zadowolona z jego pracy, dlatego szukam dalej...

nadal panna:)))
len jestem i nie chce mi sie czytac wszystkiego ale co do wetow to niestety nie tylko co do koni jest ciezko o dobrego weta..
nie obrazajac nikogo to wydaje mi sie ze duzo z nich zostalo wetem dla kasy a zapomnieli o tym ze weterynarz powinien pomagac zwierzakom nawet jesli na tym nie zarobi....ahhhhh koncze ten wywod bo sie wkrece i bede przeklinac....

w kazdym razie o konskiego weta w okolicach poznania bardzo ciezko..
droga met.niestety nie wybieram sie w WAsze rejony,moze najwczesniej we wrzesniu.Praktykuje jakies 900km w linii prostej za zachodnia miedza,ale jesli chcesz mozesz do mnie napisac ,a ja podam ci kilka numerow kowali,z ktorymi wspolpracowalem w niemczech i w polsce. chomik771129@yahoo.de pozdroffka do Jastrzebia.
wracam do twojej pierwszej wypowiedzi Met, jeśli któryś z nich to był Andrzej to znam ten ból, mi też wszystko zawsze przekłada, a właściwie przekładał, bo jak z nim rozmawiałam przez tel to pytał czy mi sie spieszy a ja głupia odpowiadałam że nie, wiem natomiast że jeśli do niego zadzwonie i powiem że to pilne to jest gotów przyjechać z drugiego końca śląska, jak sama wiesz akurat On jest "delegowanym" wetem przez PZJ na cały śląsk i ponadto jest kowalem sędzią i instruktorem, naprawde współczuje jego żonie, jeśli ją ma (słyszałam że tak) bo jego wiecznie w domu nie ma, a ma też swoje konie. Mówiłaś mi że nie masz do niego zaufania, że nie podoba Ci sie jego podejście do koni, ale z dwojga złego wole mieć pod ręką gościa ze specjalizacją w dziedzinie koni niż takiego pajaca od piesków i papużek co sie konia boi i nie potrafi mu zrobić zastrzyku (bez obrazy dla wszystkich wetow jakkogoś obraziłam to przepraszam)
Andrzej żonę ma:) to do niej należą Rahma i Robin (dobrze mówię, Dakinia?).
a weta znalazłam innego... tyż od koniów - gościu z Ochab przyjechał nogę konikowi zszyć w 20min. podczas drogi i jak skończył szycie dowiadywał się przez telefon, jak poszedł przejazd jego córce, bo właśnie startowała! też niestety na brak zajęć nie narzeka i czasami trzeba poczekać... tyle dobrze, że do pilnych przypadków przyjeżdża natychmiast.
a ja mialam niedawno z koniem dosc pilny przypadek i czekalam 2 godziny...ale nie moge nic zlego powiedziec na weta, bo byl na urlopie i mogl olac sprawe, a jednak przyjechal.
Tak, tak Met... żona, córeczka, Robin, Rahma, Rawisth, Ramanad. Współczuje żonie. Jezdzę u p. Andrzeja i nie mam co narzekać. Też tak kiedyś mówiłam, że nie dotrzymuje słowa, że ma swoich klientów w poważaniu, ale jak tam trafiłam, zrobiłam się bardziej wyrozumiała. To tak wygląda jakby on siedział cały czas w domu i nie chciało mu się nigdzie ruszyć, a prawda jest inna. Nie ma go cały czas w domu a jak jest to tylko na chwilkę, non stop zgłoszenia, wyjazdy, nagłe przypadki... Mikołów, Ruda śl, Tychy, Jastrzębie... Ostatnio jak pomagałam przy kuciu jego konia, dostal tak z 10 wezwań przez godzinkę, więc no wybaczcie rozrzut zgłoszeń (skoro cały śląsk obsługuje). Karinka a tak na marginesie (do tego, że: "że co do weta, to mój jest taki, że owszem przyjeżdża na każde zawołanie, ale tylko do tych bogatszych posiadaczy koni, a takich tam rolników to odstawia na bok "... co Ty o tym możesz wiedzieć? nie mów mi że w Gołkowicach są bogaci hodowcy koni, bo nie uwierze. Trzeba czasem spojrzeć z perspektywy drugiej strony "konfliktu"....
Ja także znam pewnego STRASZNEGO DOKTORKA jest technikiem wet. ale uważa się za lekarza(niewiem skąd on leki bierze ).Poznałam go gdy byłam w pewnej stajni na wakacjach..tamtejsze konie miały wszczepiane czipy podskórnie..no i jak urodził się taki jeden to w 3 dniu po porodzie kazano mi wygolić okolice szyjki no i wszczepiono mu tego czipka(jak dla mnie to troche za wcześnie).Parę dni później-może 2 źrebak już nie trzymał się matki aż się biedny zataczał..więc właściciel stajni(pozostawie go bez komentarza )wezwał Pana technika, aby konikowi pomógł. Czekaliśmy na niego ponad godzinę...konik wtedy leżał na moich kolanach i jęczał z bólu, gdy go tech.wet. zobaczył stwierdził, że musi skoczyć do domu po potrzebne leki i, że bęezie za chwilkę..nie było go ponad 3h..a źrebak padł na mych kolanach(TO BYŁO STRASZNE)..GDY PRZYJECHAŁ TECH.WET. popatrzył tylko bezlitośnie na niego i powiedział..że się odwodnił, że trzeba go było nawodnić..taki mądry wtedy był
Nam podczas jazdy jeden kon kopnął drugiego ,niby nic sie nie stało,ranka mała,zdezynfekowalismy,kon nie kulał ,niby wszystko ok.Na drugi dzien rano,noga od łopatki po kopyto jak balon,kon jej wogóle nie stawia.No i zaczeło sie.Ponieważ było to daleko od naszego domu i naszego weta,zaczelismy obdzwaniac wszystkich okolicznych doktorów.Wreszcie udało nam sie któregos namówic do przyjazdu.Czekamy z niecierpliwoscia,przyjechał stanął przed stajnia i kazał konia wyprowadzic.Wyprowadzamy konia,który idzie na trzech nogach a lekarz sie nas pyta "A kuleje?"Zapakowalismy szybko pana doktora do jego samochodu i grzecznie mu podziekowalismy za fatyge.A konia wyleczył nam nasz lekarz przez telefon,to znaczy powiedział jakie zastrzyki ma dostac.Na szczescie udało nam sie je zdobyc,i wszystko dobrze sie skonczyło.
A ja odnośnie posta pepsii..
Właśnie z okolic Poznania byl u mnie wet z USG i innymi tego typu bajerami i jako jedyny zdiagnozował mi chorobe ogierka pelnej krwi... A ponad rok walczylam z kolkami ktore byly juz po 3 x dziennie, koniś mi potrafil 4 dni wody nie pic...
Zadzwonilam w sobote ok. 20.oo a byl w niedziele o 10.oo i siedzial dlugo bo ok. 4h. Ale przepisal leki i juz ( odpukac ) od 3 lat jest cisza zadnej koleczki i bolu brzuszka...
a bylo strasznie... stajnie mialam ok. 250 km od jego domu i przyjechal

Pozdrawiam
ciezko miec caly czas zapal do leczenia jezeli wlasciciel konia przed wezwaniem weterynarza przewaznie stosuje swoje wlasne metody, ktore bardzo czesto okazuja sie zgubne, a lekarza wzywa chyba tylko po to zeby zwalic na kogos wine