ďťż

Bagaż Arcykapłanki.

Baza znalezionych fraz

Futbolin

*I znów na gościńcu wiodącym do Twierdzy od strony Lasu Kłamstw rozległ się tętent koni. Jadąca na przodzie postać wyraźnie napawała się jazdą kłusem w dosiadzie. Kaptur beżowego kożuszka spadł jej z głowy a białe włosy... Cóż... Chciałoby się rzecz powiewały swobodnie... Jednakże jak nazłość nie było nawet najmniejszego powiewu wiatru. Tak więc uznajmy, że jej włosy kołysały się w rytm końskich kroków. Tuż za nią podążał niewielki oddziałek zbrojnych. Znając Fechmistrza nie należeli oni do ułomków. Jechali dwójkami a dwójek tych było pięć. Jeden z nich, być może dowódca pozostałych samców wiózł przerzucony przez łęk konia jakiś pakunek owinięty czarną tkaniną. I tak oto krok za krokiem posuwali się na przód. Do samej Twierdzy.*


*Tym razem nikt nie czekał ani nie wypatrywał korowodu konnych - jednak trudno było z baszty i murów nie dostrzec zbliżających się postaci. Wartownicy zwiększyli swą czujność oczekując na dalszy rozwój wydarzeń... Jedna postać na murze podniosła się tak, że było ją dobrze widać... Czekała...*
*Postać jadąca na przedzie zwolniła do stępa. To samo uczyniła reszta oddziału. Będąc dziesięć kroków od bramy uniosła się w strzemionach tak, by wartownicy mogli dostrzec kto jedzie.* Pahntar l' videnn! *Panującą ciszę przerwał dźwięczny kobiecy głos.*
'zil dos quarth *Osobnik na murze odpowiedział donośnym basem i zniknął... Minęła tak chwila jedna, druga, trzecie, czwarta i w końcu szczęk łańcuchów oraz skrzypienie wrót oznajmiło, iż się otwierają... Trzeba było odczekać kolejne kilka chwil nim się otworzyły na tyle szeroko by można było spokojnie przejechać, ale cierpliwość ponoć jest cnotą Wrota w końcu stanęły otworem zapraszając do środka.*


*Drowka zaś zaczekała nader cierpliwie. Widać i ona dziś miała dobry humor... A gdy w końcu wrota się otwarły dała znak ręką i wjechała do środka.*
*Za bramą zaś konnych przywitały zabudowania Twierdzy... W pełnej krasie rzec by można... Co ciekawe za murem stał już jakiś wóz wyładowany czymś i prowadzona była procedura jego rozładunku, przez co i paru żołnierzy oraz sługusów krzątało się w tę i nazad. Gdy żołnierze spostrzegli kto wjeżdża do środka wyprężyli się jak przystawało i skłaniali się w miarę jak Opiekunka przejeżdżała w ich pobliżu.*
*A gniada klacz oczywiście w miarę swoich możliwości próbowała to ugryźć to kopnąć osobników, którzy stali zbyt blisko. I tak jeden żołdak właśnie został nadepnięty przednim prawym podkutym kopytem. Inny zaś mógł obejrzeć z bliska garnitur końskich zębów. Sama zaś Opiekunka nic sobie najwidoczniej nie robiła z poczynań swego wierzchowca. Wzrok bowiem miała wbity w wóz. Kątem oka zauważyła jakiegoś wyższego rangą drowa i nakazała gestem by podszedł bliżej.* Transport? *Diabli wiedzą, czy było to stwierdzenie czy bardziej pytanie, które zadała zatrzymując konia. Klacz zaś nadal próbowała zaspokoić swe pragnienie mordu. Wyciągnęła szyję próbując ucapić drowa. Orszak wjechał zaś do środka i zatrzymał się tuż przy wozie. Nikt jeszcze nie zsiadł z konia.*
*Cóż, na pewno w stronach z których pochodziła Opiekunka wszyscy wokoło uwielbiali tego typu końskie zabawy... Tu jednak towarzyszyły im myśli takie jak łamanie końskich odnóży czy też wsadzanie miecza w rozdziawiony koński pysk. W każdym bądź razie na myślach poprzestano. Wywołany drow skinął głową na znak potwierdzenia i dodał od siebie* Głównie broń przywieziona przez Służkę... *Jakby chwile się zawahał* Było coś jeszcze, lecz jeden z Cieni polecił ów rzecz wnieść do Sali Przyjęć. Wszyscy teraz tam się znajdują... *Zakończył i tym razem już było to wszystko co miał do powiedzenia.*
Cień? *Zadała pytanie, lecz najwyraźniej nie oczekiwała na nie odpowiedzi.* Posłać po stajennego! *Zażądała zeskakując z konia i z gracją lądując na ziemi. Kobyła nadal próbowała ukąsić drowa. Opiekunka, bo w rzeczy samej ona była nią właśnie, uwagę przeniosła na dowódcę swego niewielkiego oddziałku. Gestami nakazała by zdjął bagaż i udał się za nią. Jeźdźcy zeskoczyli ze swych wierzchowców, a wskazany samiec z owym tobołkiem przerzuconym przez ramię zbliżył się do drowki. Ona sama zaś na coś czekała... Pewnie na stajennego.*
*Żołnierz odsunął się od potwora jakim był koń i krzyknął coś do stojących z tyłu. Najprawdopodobniej każąc przywołać stajennego. Po tym stanął znów, w odpowiedniej odległości i spuścił wzrok również czekając... A stajennego jak nie było tak nie było...*
*Kobieta zaczynała się niecierpliwić, co można było stwierdzić patrząc na to jak stópką wybija jakiś rytm. Zmarszczyła lekko brwi. Nie zamierzała jednak przekazać swego konia tym tutaj. W ostateczności jednak... Gniada wiedziała jak się bronić. A ci tutaj wiedzieli czym może się skończyć zepsucie własności Opiekunki.*
*Cóż, koń zawsze mógł się spłoszyć i przypadkiem nadziać na coś ostrego - takie urocze myśli zabawiały kilka osobników stojących tutaj, lecz niestety przerwało je przybycia stajennego. Albo przynajmniej kogoś, kogo tylko przy stajni dało się spotkać. Mężczyzna pokłonił się Opiekunce i po tym geście szacunku podszedł do konia.*
*Ta z pewną ulgą oddała wodze doświadczonemu w tej kwestii rudzielcowi. Ten zaś skłonił się raz jeszcze i poprowadził klacz w kierunku stajni. Ta zaś o dziwo nie próbowała go zjeść. Drowka zaś swą uwagę znów przeniosła na stojącego najbliżej samca.* Prowadź więc! *Zdecydowanie nie była to prośba.*
*Drow skłonił się przesadnie gdy usłyszał polecenie - wszak wolał nie drażnić drowki. Wyprostował zaraz po skłonie i ruszył w kierunku niewielkich zabudowań. Na cel obrał jeden z budynków, który był znanym dla większości tutaj miejscem przyjmowania "gości". Otworzył drzwi i przytrzymał je otwarte, chcąc by Opiekunka weszła do środka...*
*A Opiekunka weszła do środka. Dość szybkim krokiem. A tuż za nią pędził obładowany "bagażem" samiec.*
*Żołnierz wszedł jako ostatni i wyprzedzając osobnika z pakunkiem prawie się zrównał z Opiekunką, prawie bowiem nie śmiał iść tuż obok niej... Był zatem lekko z tyłu po skosie* W komnacie dla więźniów Pani *Rzekł pokornie mając na myśli prawe drzwi na końcu korytarza*
*Skinęła głową nie zaszczycając go spojrzeniem. Gestem nakazała drugiemu by podążył za nią.*
*Żołnierz zaś został na korytarzu... Nie podążył za Opiekunką i jej towarzyszem do sali. I dopiero gdy wszyscy zniknęli za tymi drzwiami wrócił korytarzem na zewnątrz.*

//Przenosimy się do tematu "Szpieg"//