ďťż

jazda konna a przejażdżki - nowy trend w jeździectwie

Baza znalezionych fraz

Futbolin

W Bieszczadach jest miejsce, gdzie konie są tak przygotowane, spokojne i zrównoważone, ze w teren, na stęp po górach zabierane sa osoby, ktore często po raz pierwszy siedzą na koniach. Przejażdzki te sa bardzo fajne i bardzo ciekawe dla uczestników. Niemniej dla mnie było to sporym zaskoczeniem - zawsze było tak, że w teren mogły jechac osoby przynajmniej z podstawami galopu. i teraz sie zastanawiam - czy w gruncie rzeczy takie przejażdżki w okolicach turystycznych (morze, góry, jeziora) nie są fajnym rozwiazaniem (także dla koni, bo chyba im milej poczłapac stępem po lesie niż cierpiec bole na kolejnej lonzy ), zwłaszcza, że w takich miejscach ludzie nie tyle chcą uczyć sie jazdy konnej, ile na koniu przejechać. Byle oczywiscie po takiej jeździe nie mysleli, ze umieja jeździć


ostatnio zabrałysmy z kolezanką w teren jej faceta i kumpla. chłopaki siedzieli w sumie pierwszy raz na koniu. anglezwac sie nauczyli w sumie juz na drugi kłusie......bo musieli , szło im to naprawde dobrze. nawet chwilke pogalopowalismy, byłoby troche wiecej, gdyby nie to ze jeden kolega siedział w niewygodnej kulbace i juz mu dupa odpadała . generalnie radzili sobie smwietnie.
jest to dobra metoda o ile: osoba nie ma najmniejszej ochoty uczyc sie roznych figur na czworoboku i ujezdzalnie ma generalnie gdzies (oczywiscie trzeba jednak jakies podstawy na tej uj im wklepac) i cała przyjemnosc czerpie tylko z leśnych przejazdzek lub terenów.
wiem ze gdybysmy chłopaków wsadziły na lonze zeszli bo po 10 minutach i stwierdzili ze to pier.....ą. a tak przez całe dwie godziny nie schodził im banan z mordy i byli maga uradowani.

z innej beczki to tak w ogole to uwazam za bardzo fajną sprawę pierwszy galop w terenie a nie na ujezdzalni,
pod warunkiem oczywiscie ze naspokojnym i zrównowazony koniu, który nagle nie wyprzedzi. kursant nie spina sie tym tak bardzo jak na ujezdzalni, kon poprotu rusza za zadem i pozamiatane. potem na ujzezdzalni minie strach zwiazany z galopem samym w sobie, co bardzo czesto blokuje człowieka przez zagalopowaniem i tylko spina sie a kon przyspiesza kłusa...
pozdr!
a jak dla mnie takie coś to pomyłka...powerpuff, pomyśl jak się czuły konie kiedy przez 2 godziny terenu klepały na nich tyłki 2 osoby nie potrafiące jezdzić,bo w życiu nie uwierzę,ze
no wlasnie- jazda konna dla początkujących w terenie. Gdzies już taki temat czytałam.Ludzie nie dosc ,że taka "zabawa" jest niebezpieczna (nawet najspokojniejszy kon to istota która może ponieść) to gdzie zasada ,że kon jest najważniejszy?! Przeciez taki wypad z początkującym to niezła udręka dla konia.
Zawsz miałam żal do szkólek ,że uczono tylko jezdzic nigdy nie uczono i nie żadano od ucznia nauki podstawowych zabiegów przy koniu. Czyszczenie, sprawdzanie nóg, siodłanie a po jezdzie znów sprawdzanie nózek itp. To kon jest tu najwazniejszy i tyle.
A taki wypad z początkującymi nic nie potrafiącymi uważam za calkowity brak odpowiedzialności.


Zgadzam się w 100%. Dla mnie to przejaw bezmyślności i totalny brak odpowiedzialności ze strony osób biorących takich ludzi w teren.
Jeśli chodzi o ten temat, to na qnwortalu był on poruszany i wzbudził spora dyskusję...
Hm, ale czy konie idace stępem, pod jeźdźcami którzy maja nakazane by trzymać się łęku, tak cierpią? Bardziej niż te na lonży?
Nie wszyscy ludzie chcą się uczyć jazdy konnej do wyższych stopni.
Konie do takich jazd musza byc przygotowane, spokojne. Podobnie jak przygotowane musza być "ściezki spacerowe", a z niewielkim zastępem jedzie oprócz prowadzącego kontrmaster.
To nie jest teren lecz spacer, duza różnica .
Podajecie przykłady, że koń może się spłoszyć - zawsze może. I zawsze moze ktos z niego łupnąć, i narobić rabanu. Bo chyba głownie o to chodzi. Bo co do konsekwencji upadku, to umiejetności maja mniejsze znaczenie. ktos może jeździc kłusem i galopem i spaść tak, że się połamie, a zielony spadnie tylko na tyłek i będzie duzo smiechu.
Nie mówię, że mądre jest branie świezych ludzi w normalny teren na koniach robionych do sportu czy "lepszej" rekreacji, ale o spacerach dla ludzi na koniach takich jak np. przygotowuje się do hipo. Jakis grubasków nawet, ktore jak wiadomo sa mniej wyskokliwe niż szlachetne.
wiem o co chodzi, gdy piszecie o nieodpowiedzialności itp. Też byłam w szoku, gdy to zobaczyłam, ale facet mówił, że robi tak od wielu lat i nic się nie dzieje.
natomiast rozumiem, że tak chce zarabiać.
Postawcie się w sytuacji kogoś, kto nie chce lub nie ma czasu ( będąc w danym miejscu) uczyć się jazdy konnej, ale chce się przejechać np. pod górami. Wydaje się to bardziej sensowne niż uczenie kogoś klasycznego dosiadu, skoro wiadomo, że ten ktos będzie raz .
Poszukam tematu na qnwortalu .
amba, ok,ale dużo większe prawdopodobieństwo,że ktoś się utrzyma jak jakoś już jezdzi a niżeli kiedy siedzi pierwszy raz na koniu...to że ktoś chce niekoniecznie znaczy że powinien móc...a że ktoś inny na coś takiego idzie mimo ryzyka to zupełnie inna kwestia,bo czego nie robi się dla pieniędzy...
Obiś, zgadza się.
ale w miejsach "letniskowych" zawsze będą takie specyficzne, zarobkowe stajnie. Powiem szczerze, ze mając do wyboru stajnię, w ktorej chodzą zmanierowane konie rekreacyjne, obtłukiwane na kolejnej lonzy, szarpane na kolejnej nic nie wnoszacej ujeżdżalni, a stajnie z tuptusiami "spacerowymi" ( co rano teren dla zaawansowanych ), wolę tą drugą. Konie sa lepiej ułożone, także na pomoce .
A kwestia odpowiedzialności - to juz kwestia sumienia i ubezpieczenia prowadzącego . Żeby nie było. Nie brał nigdy dzieciaków poniżej 15 roku życia.
amba, tez bym wybrała tę drugą, ale tu problem z rekreacją jest znacznie szerszy, własnie taki jak napisałaś, zarobkowo-sezonowo,co powoduje,że każdy na swój sposób stara się wyciągnąć maksimum...i nie ma w tym nic złego,jeżeli liczą się konie, bo bądźmy szczerzy,każdy z nas się kiedś uczył,więc teraz nie płaczmy nad wszystkimi końmi rekreacyjnymi...i taki koń może się mieć dobrze,JEŻELI jego właściciel używa mózgu,koń robi normalną ilość lonży/jazd i jest od czasu do czasu jeżdżony przez dobrego jeźdźca,do tego jakieś tereny czasem na odstresowanie,pastwisko... przecieć to,że koń jest koniem do nauki jazdy nie musi być czymś złym,ale niestety najczęściej jest, bo ludzie mają oczy przysłonięte pieniędzmi a wtedy zapomina się o koniu i o bezpieczeństwie...
Własnie, Obiś. A te tuptusie chodziły na spacerki, były naprawdę wyluzowane i fajne. Ja uważam, że jak ktos chce jeździć porządnie, to musi swoje odcierpiec i na lonży, i na ujeżdżalni , ale jak ktos juz zarabia "w sezonie", to bardziej podobaly mi się te spacerki, niż takie stajnie jak napisałaś, gdzie konie się wykorzystuje na maks. Choć najbardziej lubię, takie gdzie można się uczyć na normalnie traktowanych koniach .
Co do rekreacji, to faktycznie, przestańmy płakac. Jakoś trzeba się uczyć jeździć . Choc bardziej podoba mi się pierwsza jazda, jaka widziałam w górach, niż moja pierwsza lonża, na ktorej rabłam dwa razy w ramach "woltyżerki w klusie" .
poczytałam trochę temat na qnwortalu - i aczkolwiek nie jestem zwolenniczka tak "materialistycznego" podejscia, jakie miał tamtejszy główny oponent, to trochę racjo jest w jego wywodach. czasami mam wrażenie, że jeźdźcy najchętniej chcieliby się zamknąć w "wieżach ze szkła", zapominając, że wszyscy gdzieś zaczynali. ja sobie staram wyobrazic, jak ja bym się czuła na tej pierwszej jeździe. a nie każdy ma tyle samozaparcia, by pokonać wszelkie trudy . I nie możemy miec pretensji, ze ktos uważa przejażdżkę za atrakcję. Ja uważam za atrakcję popłynięcie żaglówką, choć jestem wczepiona w burtę ( dobrze, ze siostra ma sternika , ktos inny przejechanie się na koniu wczepiony w łęk.
W bieszczadach na hucułach spacery stępem i to na oklep (o ile taniej, gdy nie trzeba sprzętu kupować) to ponoć standard od wielu lat.

Napiszę tylko jako ciekawostkę, że ostatnio uczył się u mnie jeździć człowiek, który przez lata wakacyjnie takie wycieczki na hucułach prowadzał...
twierdził, że umie jeździć tylko chce sobie przyswoić jak się na siodle jeździ...
nie umiał nic!!! poprawnie siedzieć, anglezować, nie miał pojęcia o prawidłowych pomocach przy zakręcaniu, postawie przy jeżdżeniu po górach (których w bieszczadach nie brakuje), zero równowagi, podążania z ruchem konia...

i żyje, i ludzie, których miał na ogonie też - dziwny jest ten świat
Y No to szok. Bo jeszcze rozumiem, ze miał zły dosiad i nie umial anglezować ( jesli np. jeździł na oklep, to pewnie się nie uczył ), ale skręcanie? No, chyba, że koń skręcał na komendę slowną, albo szedł wedle drogi.
z drugiej strony, my się czepiamy- ale czym innym jest klasyczna jazda konna, a czym innym ... takie jechanie na koniu . Obawiam się, że niejeden Mongoł, ktory jak wiadomo w siodle się rodzi , wielkie oczy by wywalił na nasze dosiady i pomoce. U niego kon ma jechać, a jak łopatka, to rzecz niesitotna.
Co do pomocy, tez się zaszokowałam na pierwszym trenigu "bardziej ujeżdżeniowym " swoim. okazalo sie, że tak naprawdę nie umiem jeździć . Ujeżdżeniowo.
halo halo.
bez przesady, nie kłusowali bez przerwy, a anglezowanie wychodziło im bardzo przyzwoicie, nie widze roznicy miedzy klepaniem tyłka w terenie a na lonzy, klepanie zawsze bedzie klepaniem a tutaj przynajmniej w miłych okolicznosciach przyrody. (drugi raz podkreslam ze nie kłusowali przez dwie godziny i ze wychodziło im to dobrze)

amba, ok,ale dużo większe prawdopodobieństwo,że ktoś się utrzyma jak jakoś już jezdzi a niżeli kiedy siedzi pierwszy raz na koniu...to że ktoś chce niekoniecznie znaczy że powinien móc...a że ktoś inny na coś takiego idzie mimo ryzyka to zupełnie inna kwestia,bo czego nie robi się dla pieniędzy...

ostanio mi glebneła osoba z lonzy bo kon sie spłoszył czegostam dosc konkretnie. jaki z tego wniosek?
żaden...
Ja zaczynałam jeździć w takiej stajni, pierwszy raz pojechałam z córą w teren.
Fakt, jazda była spokojna, dostosowana pod nas.
Nie było nikogo innego, (była to zima), więc właścicielka stajni dostrzegała i korygowała błędy.
Był kłus, galop..
Później, zaczęło nas być więcej i w zasadzie przez pół roku się ''woziłam'' myśląc, że umiem jeździć.
z reszta nie tylko ja

Byli tam sami super jeźdźcy.
Jasności dostałam, gdy kupiłam konia, został tam ujeżdżony , i ja super jeździec na niego weszłam....'''zepsułam go'' jeśli ,można tak powiedzieć w przeciągu jednej jazdy, tak..że trzeba go było ujeżdżać na nowo.

No i tyle...

Fajne są takie stajnie, lecz niestety, jeżeli ktoś chce na prawdę jeździć, to tam raczej się tego nie nauczy.

Teraz , jestem w innej stajni, radze sobie dość dobrze, i dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak dużo brakowało mi umiejętności.

A jeśli chodzi o konie, to różnie bywało, zbyt mocno ciągnięte za pysk, poodbijane kłęby..ech..

jeżeli ktoś chce na prawdę jeździć, to tam raczej się tego nie nauczy.
ale własnie nie chodzi o prawdziwe uczenie, tylko o przejażdżkę, atrakcje. Tak jak ktoś, kto przepłynie się ową przykładową żaglówka, nie moze powiedzieć, że umie żeglować . Ale atrakcje miał.
jestem za przejażdżkami ale raczej w stepie. Jeśli jeździec nie umie anglezować to szkoda konia.
Natomiast przekonałam sie na sobie i kilku osobach z otoczenia, że wypad w teren choćby na stępa zaszczepia w delikwencie jazdę konną, bardzo głęboko w serduszku i głowie

Podstawa jednak to wygodny, sprawdzony i spokojny koń.
tylko w stępie. To jasne. Dla zdrowia konia i bezpieczeństwa jeźdźca
powerpuff, logiczne,że i lonży może ktoś spaść...zawsze może,ale na lonży ma się jakieś pole do manewru, w końcu koń nie idzie sam...poza tym, co do jazdy w terenie, naprawdę nie uwierzę,że Twoi "uczniowie" tak szybko załapali i dla konia było to lepsze niż 30minut lonży...porównaj sobie to czasowo, tu masz 2 godziny a na lonży 30 minut, 4 razy mniej...więc na pewno dla konia lepiej mniej obijania...
w stajni w Bieszczadach konie były zabierane tylko na step, a jeźdźcy mieli na nich własnie biernie siedziec i ogladac widoczki. Konie nie cierpiały. No, i nikt nie dawał ludziom bata w te przejażdżki
amba, coś takiego jestem w stanie zrozumieć ze względu na dobro konia, tu mu się krzywda nie dzieje,a że jest to dla mnie ludzka głupota to inna kwestia... ale w sytuacji opisanej przez powerpuff dobro konia bynajmniej nie jest na pierwszym miejscu,więc jak dla mnie coś takiego zdecydowanie odpada...

konie były zabierane tylko na step, a jeźdźcy mieli na nich własnie biernie siedziec i ogladac widoczki.
Jak dla mnie to nie jest głupi pomysł
Ale oczywiście jest takie niebezpieczeństwo, że koń się spłoszy i `jeździec` spadnie. Ale równie dobrze może to się stać na lonży

Ja uczyłam się jeździć w terenie.
Na lonży nauczono mnie tylko anglezować, a jedną lekcje miała na to żeby nauczyć się koniem kierować. Pojechałam w teren i tam się nauczyłam galopować. Dostałam tylko polecenie żeby oddać koniu wodze, aby go nie szarpać.
ja tez uczyłam się galopowac w terenie, ale nie wiem, czy to był fajny pomysł, bo dostałam wielka kobyłę, ktora miała zwyczaj zostawać w tyle 9szła ostatnia bo kopała), a potem pędzić co sił w nogach. Więc swój pierwszy galop pamietam przez łzy , bo się poryczałam ze strachu. teren był dwugodzinny, z cała fura galopów, małym dzieciakiem na wielkim koniu nikt się nie przejmował. Ale żyję

.
Natomiast przekonałam sie na sobie i kilku osobach z otoczenia, że wypad w teren choćby na stępa zaszczepia w delikwencie jazdę konną, bardzo głęboko w serduszku i głowie

Podstawa jednak to wygodny, sprawdzony i spokojny koń.


Podpisuję się pod tym

Natomiast co do zabierania ludzi nieumiejących jeździć w teren, to uważam, że powinni być w siodle , za to konie bez wędzideł.

Jazda na oklep bardzo służy jeźdźcom, ale już niekoniecznie koniom , jeśli siedzą na nich naprawdę początkujący.
No chyba, że nie mają w sobie strachu, nie usztywniają się.

Też pierwsze galopy zaliczałam w terenie.
Minusem było to, że o ile całkiem nieźle radziłam sobie w półsiadzie , to jak zaczęłam po kilku miesiącach jeździc na ujeżdżalni, to nie umiałam wysiedzieć ani kłusa, ani galopu

Ale bakcyl pozostał- do tej pory tak naprawdę lubię jeździć tylko w tereny.
Oczywiście jeżdżę też po wybiegu , ale to raczej obowiązek, a nie przyjemność

W stajni tej panowały zasady:
-spokojny koń to głodny koń
- nie poić koni przed jazdami , przede wszystkim dotyczy to młodych.
- w stanowisku ,koń ma stać spokojnie, gdy próbował ugryźć, dostawał w pysk
- gdy chciał kopnąć dostawał kopa w brzuch.
- Przed wejściem na konia, koń stoi spokojnie, gdy zaczyna się ruszać, dostawał wędzidłem po zębach.

częściowo to patologiczne. Oprócz jednej rzeczy - koń, gdy próbował ugryźć dostawał w pysk. a przepraszam co? Miał dostać jabłko?


częściowo to patologiczne. Oprócz jednej rzeczy - koń, gdy próbował ugryźć dostawał w pysk. a przepraszam co? Miał dostać jabłko?


Odkupiony przez nas koń, oduczył sie gryzienia, bez bicia.
Gdy jest u nas, nie dostał ani razu...
i zaczyna się off...
Mnie sie pomysł z przejażdżkami stępem podoba. Co z tego, że turyści sami sobie nie przygotowują koni, nie siodłają itd. to chyba dobrze, wiadomo że zrobił to ktoś kto się na tym zna i to gwarantuje dobro konia. Nie wiem dlaczego przejażdżki, w sumie każdy wyjazd poza stajnię traktowany jest jako zwięszenie ryzyka wypadku o 1000%. Pewnie konie, które chodzą pod turystami są padokowane całymi dniami, są wybiegane, teren znają, idą w towarzystwie innych koni, turyści siedzą nic nie robią i dlaczego komuś to przeszkadza?
Moje konie też są spokojniejsze w terenie, często jeździmy na spacery, częęsto po treningu jakiś początkujący jedzie z nami na występowanie - ludzie są zachwyceni a konie wyluzowane.
a moze to jest tak - w klasycznych szkółkach teren często urasta do wielkiej rzeczy (bo i konie inne, i tereny różne,często blisko miast lub w samych miastach), więc to potem przenosi się na postrzeganie terenów w ogole.

powerpuff, logiczne,że i lonży może ktoś spaść...zawsze może,ale na lonży ma się jakieś pole do manewru, w końcu koń nie idzie sam...poza tym, co do jazdy w terenie, naprawdę nie uwierzę,że Twoi "uczniowie" tak szybko załapali i dla konia było to lepsze niż 30minut lonży...porównaj sobie to czasowo, tu masz 2 godziny a na lonży 30 minut, 4 razy mniej...więc na pewno dla konia lepiej mniej obijania...

a jak kon idzie na 4 lonze pod rząd? to co wtedy?
pracowałam w takiej stajni gdzioe to bylo na porządku dziennym, naszczescie juz tam nie pracuje, ale nie lonze byly głowną przyczyną...

generalnie jest to jedyny argument który jako tako mnie przekonuje- czas jazdy, choc tez nie do konca, znów podkreslam ze to nie byly 2 godziny samego kłusa.....
wasze mocno sceptyczne głosy dotyczace tego że chłopaki napewno nie nauczyły sie anglezowac tez są dla mnie smieszne. niby dlaczego miałabym was na siłe przekonywac ze szło im dobrze??
poprowadzilam "kilka" lonż w swoim życiu i kazdy kto tez prowadzi wie ze są osoby łapiące za pierwszym razem a i takie które nigdy sie tego nie nauczą choćby nie wiem co.
w przypadku dwóch młodych i wysportowanych facetów, nie bojących się (bo strach jest bardzo wielka barierą podczas nauki) są naprawde trudniejsze rzeczy niz anglezowanie

zeby bylo tez jasne nie uwazam tego za swietna uniwersalnę metode nauczania wszystkich.

w przypadku dwóch młodych i wysportowanych facetów, nie bojących się (bo strach jest bardzo wielka barierą podczas nauki) są naprawde trudniejsze rzeczy niz anglezowanie
trudno się nie zgodzić. chodzi tu w koncu o sama technikę anglezowania a nie o prawidłowe pomoce .
Ja tez kiedys miałam na lonzy faceta, ktory w ciągu pół godziny załapał anglezowanie ( i to bardzo prawidłowo), a w galopie na drugiej lonzy siedział jak przyklejony, swobodnie. Tak więc po 2 lonzach jeździł na ujeżdżalni mając spokojną rękę i łydki. No, talent po prostu
Podobne jek dziewczyna, ktora zapamiętałam ze swoich pierwszych jazd (bo ja się meczyłam na lonży którejś), a ona (uczyła się w szkole baletowej) załapała anglezowanie od pierwszego razu.
poza tym nie zapominajmy - ni8e każdy jest fascynatem pracy z koniem. Niektórzy lubią konie, jazdy, tereny. Do tego wystarczy stabilny dosiad, podstawowe umiejętności. mnie też na początku dziwiło, że ktos ma w nosie np. precyzyjne przejscia.
ale teraz, dopóki koniom nie dzieje się krzywda, to nie widzę w tym zdrozności.
no wreszcie udało mi sie wytłumaczyc z nie popełniłam zadnej zbrodni
powerpuff, pisałaś ,że na lonży nie wytrzymaliby nawet 30 minut,więc skąd by się wzięły 2 godziny? Oczywiście możesz napisać,żę przyszły by kolejne osoby i może faktycznie by przyszły, można spekulować na prawo i lewo,ale nie o to przecież chodzi...ja uważam,że podstawy zdecydowanie na ujeżdżalni, w terenie jak już ktoś jezdzić nie potrafi i się wybiera, to jedynie stępem...tyle, dla dobra koni
powerfull ...masz rację ja też uważam że czworoboki , lonże to są zajęcia dla autystycznych ludzi ...
teren to walka o zycie ... byłem kilkanaście razy na różnych rajdach , spedach bydła i zapewniam że to jest własnie przygoda z koniem a nie kręcenie się w kółko przez 30 min ...
dodam że na jednym spedzie był chłopak który przez przypadek się tam znalazł i tak został przez długich 5 dni ... ani razu nie spadł , smarował dupę o pólnocy gdy wydawało mu się że nikt nie widzi ale widać było radośc z tego bólu ....
konie to nie jest hobby dla stękających , zmęczonych życiem i jasnowidzów panikarzy ...
dla tych innych bardziej wymagajacych jest hipoterapia .... hahaha

Pewnie konie, które chodzą pod turystami są padokowane całymi dniami, są wybiegane, teren znają, idą w towarzystwie innych koni, turyści siedzą nic nie robią i dlaczego komuś to przeszkadza?
A czy to oznacza, że koń nie może się spłoszyć czegoś w terenie? I że nie może ponieść?
Jednak ujeżdżalnia to ogrodzony teren, bez dodatkowych przeszkód typu drzewa

Tereny zawsze są atrakcyjniejsze niż klepanie tyłka w kółko przez 30 minut, ale uważam , że lepiej chociaż kilka razy siedzieć na tym koniu na lonży zanim pojedzie się na spacer I wiecie co zauważyłam? W momencie kiedy taki totalny laik przychodzi, pobiera zaledwie kilka lekcji - stęp i zaczątki kłusa - i przychodzi moment wyjazdu w teren... Wtedy widać prawdziwą satysfakcję w jego oczach, bo wie że warto było się poświęcić i jeździć w kółko i męczyć swoje ciało różnymi ćwiczeniami To chyba coś w rodzaju nagrody...
Takie przejażdżki konne są w Bieszczadach już wiele lat - była taka mała, prywatna stajenka z 3 sztukami hucułów.
Wzięli mnie tam na spacer po łąkach, pierwszy raz siedzącą na koniu ... no i jeżdżę już 10 lat ...
dla tych wrażeń i niepowtarzalnego uczucia przetrwałam... naukę na lonży i jeżdżenie w kółko....
uważam, że pomysł jest świetny, tylko musi być przeprowadzony tak, aby ył jak najmniej uciążliwy dla konia i niebezpieczny dla człowieka
Panika, panika i panika.... Bo koń ma nogi, których umie używać i może na przykład udać sie nie tam gdzie jeździec by sobie życzył. Więc najlepiej jeździć na malutkim placyku bo tam nie ma możliwości zwiania.... Błe, błe, błe... Miałam takich uczniów. Przychodzili z sąsiedzkiej stajni gdzie właśnie uczy się ludzi jazdy konnej na placu 10x10 metrów. Dla takiego osobnika postawienie go na koniu na placu wielkości 2 ha już oznaczało walkę o przetrwanie i WIELKI STRACH. Wyjazd w teren zawsze w tej stajni wygląda tak samo - idzie duża grupa koni ciągle w tych samych miejscach w tym samym tempie. I Ci ludzie potem, po utopieniu tam kupy kasy i zmarnowaniu czasu, twierdzą, że umieją jeździć konno. Ha! Jeden teren normalny, prawdziwy wcale nie ekstremalny i prawda wychodzi na jaw. Szkoda mi ich.

A generalnie mylicie pojęcia. I próbujecie odkryć dawno odkryte. Zabieranie na stępowe spacery ludzi, którzy nigdy nie siedzieli na koniu jest na zachodzie znaną i popularną atrakcją. Są do tego specjalnie przygotowane konie, nauczone na pamięć trasy i kolejności w jakiej się poruszają. I wszyscy się świetnie bawią nawet jak czasem ktoś wyląduje w krzakach czy zleci. I nikt nie widzi w tym nic złego ani głupiego. Bo nic takiego tam nie ma. Miła, zdrowa rozrywka. Pokazuje czym może być jazda konna i pozwala przetrwać męki lonży i placyku dopóki ewentualny zarażony miłośnik nie zdobędzie się wreszcie na odwagę i nie uwolni się od tego "klasycznego" podejścia. Mnie też kiedyś straszyli, że ze dwieście godzin muszę się obtłuc na placu zanim będę mogła wyjechać na stępo kłusik. Nigdy tego nie dotrzymałam i nie powtarzam takich bzdur żadnemu z moich uczniów. Miałam dziewczyne, która miesiąc od pierwszego siedzenia w siodle pojechała ze mną do lasu. Zapewniam, ze nikt nie zginął. Nie miałam poobijanych koni. Nawet jak kiedyś miałam tez dziewczynę, która już na pierwszej swojej lekcji jeździła sama, kłusem. Są tacy co potrzebują lat by odważyć się wyjechać za płot, a są tacy, którzy "urodzili się z siodłem między nogami" - nie da się generalizować. Trzeba płynąć z prądem. Poza tym są różne aspekty jazdy konnej i na prawdę nie można wszystkiego pod jedno kopyto - bo jeden będzie godzinami z zapamiętamiem szlifował na placu prawidłowe zagalopowania, a drugi będzie może siedział krzywo i może nie ładnie, ale za to skutecznie i będzie cały szczęśliwy włócząc się godzinami po lesie, nie mając pojęcia o elastycznych przejściach, chodach bocznych i innyhch takich atrakcjach. Naprawdę jesteście w stanie powiedzieć który z nich będzie gorszy lub lepszy?
W innych krajach można przejechać się na wielbłądzie , czy słoniu.
A nikt z turystów raczej takich nauk nie pobierał wcześniej.
guli, no właśnie . więc nie nalezy demonizować PRZEJAŻDŻEK. Co innego prawdziwe tereny

Zabieranie na stępowe spacery ludzi, którzy nigdy nie siedzieli na koniu jest na zachodzie znaną i popularną atrakcją. Są do tego specjalnie przygotowane konie, nauczone na pamięć trasy i kolejności w jakiej się poruszają. I wszyscy się świetnie bawią nawet jak czasem ktoś wyląduje w krzakach czy zleci. I nikt nie widzi w tym nic złego ani głupiego
widzisz, ale na tym zgniłym zachodzie jest deczko inaczej. Tam nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, aby zatrąbić na konie, każdy zwalnia, zbliżając się do jeźdźców. Nie zapomnę jak przeprowadzaliśmy w Niemczech w ręku młode konie przez miasteczko. Szliśmy z 2 latkami trakenami na samych kantarach ,nawet linki dookoła pyska się nie owijało. Nikt nie miał pretensji, każdy ustąpił,zatrzymał się, BA!! wręcz zagadał i pozdrowił. Wyobrażasz sobie w Polsce coś podobnego? Ja nie bardzo. Wyjazdy stępem w teren zastępem ludzi nieumiejących jeździć odbywają się tam w towarzystwie pieszych wolontariuszy [młodzież pracująca za jazdę np]. Zapominasz ,że w Niemczech obowiązuje tzw Reiterpass. Takie prawo jazdy na konia, upoważniające do wyjazdów w teren.
Zapał Niemców, którzy upierają się na wyjazd w teren bardzo szybko gasi się pytaniem o odznakę.Z reguły jest koniec dyskusji.
Tylko pozazdrościć kultury.
U nas to ''partyzantka'' idź albo zgiń w cudzym słowiu oczywiście.
Nikt sie nie zatrzymuje, nawet na pasach, , a nie wspomnę o horrorze, gdy trzeba jechać ulicą i mijają nas samochody, jeden przejedzie powoli ,a reszta tak,jak by nas nie było...
A o idiotach trąbiących na powitanie nie wspomnę.