ďťż

Jedna jaskółka wiosny nie czyni...?

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Jakże piękną pora roku była wiosna!
Ciężkie niczym ołów chmury ustępowały miejsca białym obłoczkom łaskawie przepuszczającymi promienie Słońca, które grzało teraz w najlepsze...zwierzęta budziły się z zimowego snu, na drzewach pojawiały się pierwsze zalążki liści a śnieg topniał zmieniając trakty w pełne błota rynsztoki. Wspomniane błotko mlaskało pod kopytami nieco narowistego ogiera, na którym podróżował samotny jeździec. Widno ucieszon był wielce z tej wiosennej pogody, snadnie było poznać po nader plugawym i popularnym wśród mieszczan comparatio które wycedził przez zaciśnięte zęby, jak i po tym iż naciągnął mocniej kaptur na łeb co by dostęp owych słonecznych promieni ograniczyć do maksimum.
No, ale cóż się dziwić?
Podróżujący na wierzchowcu osobnik był przedstawicielem rasy wywodzącej się z Podmroku, nie kim innym jak mrocznym elfem z krwi, kości, po kądzieli i na amen. Zwał się Soulafein D`Shay i jak powszechnie wiadomo był wrednym [kwiatek]em, nie tylko ze względu na swoje drowie jestestwo. Był także najemnikiem, co wiedzieli nieliczni. Skrytobójcą również, co wiedziało jeszcze mniejsze grono osób. A to, że w pewien sposób przewodził grupie podobnych sobie person, było tajemnicą i chyba nikt poza nim i rzeczonymi osobami o tym nie wiedział.
Cóż zatem przywiodło w owe strony kogoś takiego jak Soulafein?
Ano, było coś takiego...w zasadzie, był to raczej ktoś. Także drow i jak wynikało z ponad dwu godzinnych "pertraktacji" (polegających na dopiekaniu sobie w coraz wymyślniejszy sposób) , nie mniejszy kawał skurczysyna niż D`Shay. Niejaki Kessrin, który pokrótce wyjaśnił mu sposób na dotarcie do tego miejsca i zapewnienie iż dalej "Trafisz na pewno, malai."
Problem polegał tylko na tym, że południe minęło już dawno a Słoneczko jęło chylić się ku zachodowi. A Soulafein dalej nie dotarł do żadnej rzeczki, ba! Nawet takowej nie minął!
Nie dziwota zatem, że i humor mu nie dopisywał czemu zresztą dał upust, wypowiadając kolejny brzydki epitet pod adresem swego "pobratymca".
Mijała kolejna godzina podróży a mijany krajobraz nijak się nie zmieniał...przynajmniej ten, w który wpatrzony był najemnik a mianowicie chlupiące pod końskimi kopytami błoto które cały czas wyglądało równie monotonnie, co poprzednio.
Jakim tedy zaskoczeniem był widok drewnianych kładek i odgłos stąpających po nich kopyt, drow aż podniósł łeb zaskoczony...by po chwili skontestowac, że właśnie przekroczył most o którym wspominał Kessrin. Ha! Więc jednak nie był to jedynie mało wyrafinowany żart z jego strony! Ba! W oddali nawet dostrzegał zarys jakowejś chatynki, o której również wspominał...zrazu też mroczny elf popędził swego wierzchowca do nieco energiczniejszego chodu. Może nie tyle z radości, o ile nadciągające chmury zdawały się zwiastować deszcz.


*A czymże innym byłby deszcz jak nie kolejnym dowodem nadchodzącej wiosny. Życiodajna woda w postaci kropli padająca z nieba jako oznaka budzenia się wszelkiego życia do... życia właśnie. Jednak póki co chmury nie postanowiły wylać swej zawartości na ziemię i tych, którzy po niej stąpają. Okolica zaś nie wyglądała jakby tego deszczu potrzebowała to tak swoją drogą. Dlatego pośpiech mógł okazać się troszkę przesadny, acz niekoniecznie rzecz jasna. W każdym bądź razie jego skutkiem było to, że mężczyzna na rumaku przybliżył się znacznie do chatki, która była częścią całego gospodarstwa. co prawda musiał zboczyć z głównego traktu by się dostać pod wejściową bramę osadzoną w drewnianym płocie - na wprost od niej w pewnej odległości znajdowała się rzeczona chata a po lewej od wejścia stała stodoła. Po podwórzu nie biegało nic, co mogłoby wskazywać, że gospodarz tego przybytku cieszy się jakąś ciekawą hodowlą kurcząt, gęsi albo innego ptactwa. Panował tu względny spokój... Czyżby spokój przez burzą?*

//Soul, kursywę prosimy używać do dialogów (co jest ewentualne a nie konieczne) a nie do całego tekstu. Tak by istniała pewna spójność w wyglądzie postów na forum //
*Z każdym przebywanym metrem chatynka, a jak się po niedługim czasie okazało, całe gospodarstwo stawało się coraz bardziej wyraźne a tym samym więcej szczegółów zarejestrował jakże potrzebny zmysł, jakim był wzrok....i mus przyznać, że Soulafeina na powrót zaczęły ogarniać wątpliwości. Po jaką cholerę właściwie miał się stawić akurat tutaj? Na jakimś opuszczonym przez bogów skansenie, gdzie nawet psy nie szczekały dupami bo ich najzwyczajniej na świecie nie było!
Drow kręcąc łbem na boki w jawnej manifestacji zrezygnowania, z gracją zeskoczył z siodła lądując miękko tuż obok kałuży całkiem imponujących rozmiarów....rozejrzał się dookoła, jakby z nadzieją że gdzieś zobaczy sylwetkę mrocznego elfa....nie, nic z tych rzeczy. Wątpliwie, by chciało mu się uczynić ten zaszczyt i zwlec tyłek na zewnątrz.
Po chwili zastanowienia przywiązał swego dzielnego wierzchowca do płotka, jakoś nie uśmiechało mu się wracanie z powrotem z tak zwanego "buta" a znając temperament i wredny charakter ogiera, ów trawojad najpewniej nawiałby przy pierwszej lepszej okazji.
Gdy już się uporał z owym zadaniem, przekroczył kolejną kałuże jaka wytworzyła się tuż w obejściu, po czym skierował swe kroki w kierunku owej budowli, co to zapewne sprawiała funkcję stodoły...niczym jakowyś turysta, schował ręce za plecami i nonszalanckim krokiem podszedł do wejścia...pozory, rzecz jasna. Uważnie nasłuchiwał za jakimkolwiek dźwiękiem, założona za plecami dłoń zacisnęła się na rękojeści dagi która, jak zwykle przezornie ukrył w specjalnym holsterze rękawa*
*Drzwi do budynku, który sprawował funkcję stodoły były zamknięte... Choć w tym przypadku trzeba by było raczej mówić nie o drzwiach a o wrotach. Niemniej jednak były one zamknięte co sprawiało, że drow nawet nie musiał się jakoś specjalnie starać by nie zostać zauważonym (przy założeniu rzecz jasna, że ktoś jest w środku). Co prawda jeśli ktoś z chaty by zaglądał przez okno to teraz by mógł zobaczyć spacerującą sobie postać. Jednak czy ktoś patrzył? Cholera wie... Co zaś do nasłuchiwania. Tu też nie było problemów... Już bowiem po paru sekundach drowich uszu mogły dojść dźwięki ze środka... Kroki, stukot i jakiś metaliczny dźwięk - jakby uderzenie... Ktoś był w środku - to na pewno. I raczej nie krył się z tym pozostając w absolutnej ciszy - to również pewnik. jednak kto to był i co robił? To już pewna niewiadoma.*


*Drow aż uniósł brwi w zaskoczeniu, gdy do jego czułego słuchu dotarły dochodzące z wnętrza budynku dźwięki....zawsze to coś, zwłaszcza że roztrząsał w myślach istny dylemat: dalej węszyć po tej opuszczonej hodowlance azali wrócić do domu i zapomnieć o całej sprawie? Ciekawość jednak wzięła górę, zwłaszcza że dochodzące za solidnych odrzwi odgłosy jakoś nie bardzo kojarzyły mu się z "subtelną" naturą swej rasy...jakieś metaliczne odgłosy, chrzęsty. Zali to jakiś rycerz okuty w zbroję chędożył się z kobyłą, czy jaka cholera?
Uznał że nie ma co gdybać, a jeśli to faktycznie rycerz to najlepiej będzie pozostawić go sam na sam ze swą...suwerenką. Zręcznie obrócił sztylet w dłoni po czym bez zastanowienia "zapukał" trzykrotnie głowicą w skrzydło owych wrót, nie przesadnie głośno na tyle jednak by osoba w środku dosłyszała, po czym ustawił się bokiem tuż przy miejscu gdzie znajdowały się zawiasy wspomnianych drzwi, zachowując jednak od nich stosowny dystans. Tak na wszelki wypadek, gdyby właściciel lub rezydent na wejściu chciał go poczęstować sztychem miecza lub czymś porównywalnie nieprzyjemnym*
*Na pukanie dało się usłyszeć reakcję. Odgłosy metalicznego stukania ucichły, Nastąpiła jakaś dziwna chwila konsternacji po której usłyszeć można było kroki. Ten kto był w środku właśnie kierował się do wejścia do stodoły posyłając gościowi jakże uprzejme powitanie w postaci okrzyku* Czego tam!? *Dźwięk rzecz jasna szybciej się wydostał z drewnianej budowli niż jego sprawca. Ten zaś (mężczyzna to już się dało rozpoznać po głosie) gdy dotarł do wrót otworzył je pchając przed siebie. I tak oto w wejściu stanął człowiek - ludzki mężczyzna w jakiejś mało wyszukanej bawełnianej koszuli, z podkasanymi rękawami, znoszonymi sporniami i nie ustępującymi im butami oraz co interesujące widłami w ręku.*
*Droga ciągnąca się przez równiny. Była. Przecinająca ją rzeka i zbudowany na niej most który miał przekroczyć, był i został przekroczony. Reszta nie została dopowiedziana, ale Soulafein nawet specjalnie się nie zdziwił widząc w progu jakowegoś chłopinę...pewnikiem trafił całkiem nie tam gdzie trzeba. No, chyba że to wszystko to tak naprawdę była głęboka konspiracja ale jeśli tak to Kessrin "delikatnie" przesadził, z całą pewnością znalazłoby się całe mnóstwo mniej lub bardziej ustronnych miejsc w samym Lome-Oira, nie zaś na jakimś oddalonym odeń o mile Pipidojewie.
Co ciekawe, chłopina jakoś specjalnie nie zareagował na jego widok...co ciemniejszy lud mieszkający w osadach często nawet nie słyszał o drowach, ale w przypadku spotkania pierwszą oznaką "przyjaźni" byłoby pchnięcie grabiami w trzewia. A ten nie sprawiał wrażenia nawet zdziwionego wizytą mrocznego elfa...możliwe więc, że widywał ich już niejednokrotnie i zwyczajnie stało się mu to obojętne czy to kolejny drow nazad czy nie.
Najemnik rzuciwszy okiem na grabie, jakby oceniając czy w razie pchnięcia zdoła się obrócić w celu uniknięcia ciosu, przywołał na twarz jakże uroczy uśmiech i wypalił, z braku lepszego pomysłu*
-Ja do Kessrina.
*Zaiste. Chłop ani nie uciekł przerażony ani też nie próbował nadziać "gościa" na widły. Ot po prostu stał chwilę i się gapił zaskoczony najwidoczniej. Lecz zaskoczony nie był tym, że widzi właśnie legendarnego czy tam baśniowego drowa. Nie... On był zaskoczy tym, że któryś z czarnuchów chce czegoś od niego. Bo trafne było spostrzeżenie Przybysza o tym, że najwidoczniej chłop już do widoku mrocznych jet przyzwyczajony - nie był jednak przyzwyczajony do interakcji z nimi. Wszak on tu był tylko parobkiem, który miał pomagać przy pracy w gospodarstwie. Toteż wolną ręką podrapał się po czuprynie w geście zastanowienia* Panie! *Zaczął w końcu* Ja Ci tu żadnego Kessrina nie znam... *Wzruszył ramionami. Fakt faktem, że nie był z drowami na "ty"* ... ale panocki w chacie pewno pomogą go znaleźć. *Dodał jeszcze głową wskazując na chatkę stojącą dalej. Tym samym dał do zrozumienia, że ktoś w niej jest.*
*No proszę! Chłopina nawet okazał się być w miarę pomocny, czego Soulafein po prawdzie się nie spodziewał. Obrócił łeb w kierunku wskazanej przez mężczyznę chatynki, po czym powoli skinął łbem*
-Aha.
*Mruknął w odpowiedzi, czy też może w podziękowaniu, po czym nieśpiesznie w kierunku domostwa ruszył...wolał nie nadwyrężać nadto mózgownicy chłopiny kolejnymi pytaniami, wszak widać było nawet że rozgryzienie krótkiego zdania było dlań męczącym procesem.
Panocki...tedy w chatynce znajdowała się liczba mnoga, i całkiem możliwe że mrocznych elfów. Jeśli zaś nie, to z pewnością osób nieco bardziej rozgarniętych skoro gospodarz wołał o nich per "panocki".
Skręcił nieco z drogi, tak co by zniknąć z pola widzenia jakie dawało najbliższe okno lub temu podobne, a gdy już pod zabudowaniem się znalazł, wówczas do owego okna się podkradł i zerknął ostrożnie w głąb pomieszczenia. Było nie była, liczba osób przewyższająca jedną stanowiła niewielki, acz zawsze jakiś powód do ostrożności*
*Chłop odprowadził wzrokiem Przybysza zastanawiając się o co właściwie chodzi. Ale cóż, widać nie dotyczyło to jego więc mógł wrócić do swojej roboty w stodole. Toteż wróćmy do jegomościa, który zawitał w te progi. Bez problemu udało mu się dostać do chaty - a konkretnie to pod chatę. Bez większego problemu udało się też drowowi zajrzeć przez okno. I po drugiej stronie ujrzał... Kuchnię z typowym wyposażeniem oraz co ważne piecem, który na pewno w zimne wieczory zapewniał sporą dozę ciepła. Niestety albo może i stety pomieszczenie to było puste...*
*Mroczny elf pośpiesznie zlustrował wnętrze owej kuchni, po czym skrzywił się nieznacznie...no tak, przecież nie mogło pójść aż tak łatwo. Stwórca miał to do siebie, że lubił utrudniać życie swym dzieciom, zwłaszcza zaś czarnym owieczkom jakimi były drowy.
Niezrażony jednak przedstawiciel wspomnianej trzódki, cofnął się od okna i przestąpił parę kroków w kierunku drzwi...nasłuchiwał przez chwilę czy aby jakoweś dźwięki z wnętrza nie dochodzą, a po chwili ostrożnie pchnął odrzwia, starając się by wydały przy tym jak najmniej hałasu. Chociaż, znając życie i nieróbstwo chłopów, pewnikiem nikt nie pomyślał o tym by od czasu do czasu naoliwić zawias*
*Drzwi nie były zamknięte - co było dla drowa pewnym uśmiechem losu. Nie musiał się przynajmniej szamotać z zamkiem albo wchodzić kominem na przykład. Zawiasy chatki zaś... O dziwo były najwidoczniej na tyle naoliwione, że nie wydały nieznośnego dla ucha skrzypnięcia. Toteż drzwi bez trudności otworzyły się i oczom drowa ukazała się sień. Po prawej jak i po lewej znajdowały się drzwi - te po lewej prowadziły najpewniej do kuchni, którą widział przez okno z zewnątrz. Na wprost zaś kolejne drzwi... Te jednak były otwarte i za nimi rozpościerała się izba... Co jednak ważniejsze to fakt, że w linii prostej patrząc z sieni do izby stało krzesło... Na krześle zaś siedział mężczyzna o ciemnej, niemal szarej karnacji i bardzo jasnych - niemal białych włosach. Osobnik odziany był o niebo lepiej niż spotkany w stodole chłop a mianowicie w ciemne skórzane spodnie, koszulę i naciągniętą na nią skórzaną kamizelkę (w kolorze spodni). Do tego przy pasie znajdowało się przytroczone ostrze w pochwie - krótki miecz konkretnie. Osobnik widząc otwierające się drzwi a następnie postać, która je otworzyła przez chwilę zrobił duże oczy - niewątpliwie oznaka zaskoczenia a po sekundzie, może dwóch zerwał się ręką sięgając do broni. Wniosek jaki mógł się nasunąć fakt, że raczej przybysz nie został rozpoznany jako "przyjaciel" a drugi to chyba taki, że najwyraźniej żaden "gość" nie był chyba spodziewany na tą chwilę*
*Zabójca na widok siedzącego jegomościa niemalże się ucieszył, i nawet zamiarował to wyrazić przywołując na swe lico jakże niepasujący do jego charakteru przyjacielski uśmiech...no, tyle tylko że nie zdążył ów jegomość widno niezbyt ucieszony przybyciem gościa zrazu porwał się do broni! Soulafein, jako że chwilowo wolał uniknąć rozlewu krwi i pozyskać nieco informacji, schwycił trzymaną w łapsku dagę za sztych (rzecz jasna, płazem) i cisnął w kierunku nieznanego mu osobnika...sztylet, jak zamiarował drow, miał niegroźnie śmignąć opodal łba gwałtownika i nieszkodliwie wbić się w ścianę za jego plecami a przy okazji ugasić jego zapał. W rzucaniu nożami był całkiem dobry...no, może nie był mistrzem, ale był w tym dobry. Na tyle chyba, by przypadkiem go nie ukatrupić*
*Osobnik, który na pierwszy rzut oka mógł wyglądać na mrocznego elfa nawet nie zdążył wyciągnąć miecza z pochwy gdy dostrzegł co też Przybysz robi. Od razu zmienił strategię i spróbował zejść z potencjalnej linii rzutu w swoje lewo - co przy specjalnie chybionym rzucie ze strony Soula udało mu się nad wyraz sprawnie. Ostrze wbiło się w ścianę z tyłu a z ust niedoszłej ofiary padło* Ty skur[CENZURA ] !!! *W stronę sieni i teraz już nastąpiło wyciągnięcie miecza z pochwy - co istotne jednak mężczyzna stał a nie ruszał na Przybysza co dawało szansę na jakiś ruch albo próbę zażegnania potencjalnego ataku z jego strony. Co jeszcze ważne, z pokoju dobiegł dźwięk odsuwanego drewnianego mebla... Tam był ktoś jeszcze.*
*Drow z niejaką satysfakcją obserwował lecącą dagę której sztych z trzaskiem wbił się w ścianę za plecami jegomościa, i co było miłym zaskoczeniem, krzynkę ugasił jego temperament...chociaż nie do końca, o czym świadczyła dobyta przez gwałtownika broń.
Co gorsza, z wnętrza domostwa dobiegł jeszcze jakowyś dźwięk który zwiastował rychłe pojawienie się kompana owego gagatka...a to oznaczało kłopoty. Toteż Soulafein obnażył do połowy tkwiącą w pochwie szablę, marszcząc brwi i krzyżując wzrok ze stojącym naprzeciw jegomościem*
-Wysłuchaj co mam do powiedzenia ZANIM przystąpimy do mordobicia, co?
*"Poprosił" chłodnym tonem, kątem oka zerkając w kierunku z którego dochodził odgłos przesuwanego mebla*
*Może i rzeczywiście "gospodarz" był dość impulsywny, ale może miał ku temu jakieś powody. Tym bardziej, że ktoś dla niego obcy właśnie wchodził do chatki w której on był. Tak prawdę mówiąc rzecz jasna ów mężczyzna był jednym z członków stacjonującego w pobliżu oddziału "ochrony" i akurat znalazł się w tym miejscu w oczekiwaniu na coś. A pojawienie się mrocznego elfa bez zapowiedzi bynajmniej nie zostało przez niego odebrane jako jakaś pozytywna nowina. W każdym bądź razie "prośba" Przybysza poskutkowała tym, że teraz już z mieczem ułożonym poprzecznie przed sobą, ze sztychem skierowanym pod lekkim kątem w dół żołnierz odparł* Kim Ty do cholery jesteś i czego tu szukasz? *Pytanie co chyba oczywiste nie zostało zadane z przyjazną intonacją. Ale pewien postęp był z racji tego, że w ogóle padło, prawda?
Co zaś do dźwięków z pokoju to nie nadszedł już żaden. Ani nic innego o mogłaby w jakikolwiek sposób być wskazujące na ruch, który może (ale nie musi już) tam panować. Nie mówiąc już o tym, że dalej nie wiadomo co albo kto może tam jeszcze być.*
*O proszę...ów jegomość popisał się nawet odrobiną rozsądku, skoro od razu się nie rzucił na niego wywijając mieczem! Jednak daleko było jeszcze do rozmowy na w miarę neutralnym gruncie, czemu zresztą nie było się co dziwić. Soulafein też nie kwapił się co by odjąć dłoń z rękojeści broni, jednakoż wyprostował się spoglądając w twarz stojącego naprzeciw zbrojnego*
-Jestem tu, że tak powiem, służbowo. Szukam niejakiego Kessrina, albo kogoś kto mógłby mnie do niego skierować. Lub kogokolwiek kto wie coś na jego temat...ów niezbyt rozmowny parobek skierował mnie do Was.
*Tu skinął łbem za siebie, mając na myśli owego chłopinę z widłami urzędującego w stodole*
-I jeśli ci cokolwiek to mówi, to jestem Soulafein.
*Żołnierz obserwował przybysza słuchając jego słów. Sam jakby te zmienił pozycję, wyprostowawszy nieznacznie stawy kolanowe. Tak, iż pozycja wskazywała bardziej na statyczną niż gotową do nagłego ruchu. Ale mogło to być jedynie pozorowane i gotowość do zmiany stanu na pewno była pod ręką osobnika. Niemniej jednak słowa jakie się pojawiły trochę zbiły go z pantałyku. Szczególnie zaś imię, które podał nieznajomy. Żołnierz chwilę nic nie odpowiedział by po chwili na ułamek sekundy zerknąć w swoje prawo - do miejsca którego z sieni nie było widać. Zaraz po tym wrócił wzrokiem do Przybysza prostując się już całkowicie i kierując broń już całkiem sztychem w dół. Z pokoju padły słowa* Skąd znasz Kessrina? *Zadał je drugi mężczyzna, który najwidoczniej nie chciał jeszcze się ujawniać, ale bez dwóch zdań to właśnie on "zluzował" przedniego strażnika.*
*W końcu! Grajcie surmy avarielli, ktoś w końcu zdawał się mieć jakieś pojęcie o tym co wyprawiało się dookoła! Ba! I nawet znał Kessrina, jak wywnioskował z pytania owego ukrytego za ścianą osobnika który to w końcu raczył dać jakiś wyraźny sygnał swojej obecności. Soulafein ucieszył się do tego stopnia, że aż opuścił dłoń z powrotem chowając ostrze w skórzanym ochraniaczu. Nie, to było bardziej na pokaz w razie czego mógł swej broni dobyć szybciej, aniżeli jakikolwiek ludzki wojownik . Z nie mniejsza szybkością i wprawą zarazem, mógł też zrobić z niej użytek...no, ale nie przechwalajmy się!
Na pytanie schowanego osobnika drow uśmiechnął się niefrasobliwie, patrząc nie na zbrojnego z mieczem a raczej na ścianę, za która pewnikiem właściciel głosu się znajdował*
-Z takiego przyjemnego zamtuzu, "Chętne Uda" bodajże. Nie pytaj tylko, proszę, o okoliczności naszego zaznajomienia się.
*Odparł sardonicznym tonem, co jak co ale o wiele przyjemniej rozmawiało mu się z kimś, z kim miał wzrokowy kontakt*
-Raczysz się pokazać? Trochę dziwnie się czuje gadając do ściany.
*Reakcją była znów chwila ciszy W tych kilku sekundach osobnik w pokoju zastanowił się co też mogło sprowadzać jego przełożonego do takiego przybytku i czy przypadkiem w takim razie ten który właśnie nie przybył nie był swego rodzaju męską dziwką szukająca swego byłego klienta. Wszak wiadomo, że drowy były często hedonistami i pod względem seksualnym próbowały często różnych rzeczy. Ale to były tylko teoretyczne rozważania mężczyzny. Niemniej tym bardziej było to wszystko dziwne, że Kessrina (o czym wiedział mężczyzna w pokoju) nie było tutaj (w szeroko pojętym tutaj) już od dłuższego czasu. A i im rozkaz oczekiwania tutaj dotyczył kobiety a nie mężczyzny. Coś się nie zgadzało...* Przepuść go... *Padło polecenie skierowane do strażnika a ten również schował już miecz do pochwy i dał znak Przybyszowi by wszedł do pokoju.*
*Zaiste, szkoda że mężczyzna nie podzielił się swoimi teoretycznymi rozważaniami z drowem...pewnikiem miałby z tego nie mały ubaw i dodał jakiś pikantny szczegół. Albo wzdychając nad brakiem poczucia humoru naziemców, podkreślił że był to jeno sarkazm.
Uśmiechnął się nieznacznie na dźwięk wydanego rozkazu i standardowo splatając dłonie za plecami, ruszył w kierunku pokoju z którego dochodził głos mężczyzny...rzecz jasna, nie po to tylko by się błaźnić. Tym sposobem została odcięta mu droga odwrotu, a w razie ewentualnego "negatywnego" wyniku rozmowy dobrym rozwiązaniem było posiadanie pod ręką broni której może błyskawicznie dobyć. Sztylet po prawdzie nie był szablą, ale drow posługiwał się nim z nie mniejszym kunsztem niźli szablą.
Zatrzymał się w progu pokoju, przyoblekając na lico znudzony wyraz twarzy i wlepił spojrzenie w owego tajemniczego jegomościa*
*A nie podzielił. Był z tych raczej małomównych jeśli chodzi o prywatną sferę jak i własne związane z nią przemyślenia. A osobnik ten okazał się o dziwo - drowem. Ten bez wątpienia już był pełnokrwistym przedstawicielem swej rasy (czego nie można było raczej powiedzieć o strażniku w drzwiach). Szczupły (nawet jak na standardy swej rasy) i żylasty. Ubrany podobnie do swego kompana, z tą różnicą że zamiast kamizelki miał nałożoną na siebie skórznię i nie miał przy pasie broni. Choć długi miecz w pochwie leżał na stole. Broń znajdowała się jednak w jego dłoń - a była nią drowia kusza ręczna. Niewielka acz praktyczna zabawka, która teraz też wylądowała na stole. Sam drow zaś znów zajmował miejsce na drewnianym krześle przy stole - tak by kusza była w zasięgu i przysłowiowo pod ręką. Wlepił spojrzenie w Przybysza i uśmiechając się krzywo drugą ręką dał mu znak podejścia bliżej* Nie masz się czego bać... *Było to już bardziej przyjacielskie zaproszenie niż te na samym początku. Choć rzecz jasna zwabienie drowa do pokoju miało też na celu polepszenie taktycznego rozmieszczenia osób. Otóż Przybysz miał mieć wówczas za plecami strażnika, który równocześnie w razie czego miał być właśnie przeszkodą w osiągnięciu wyjścia.*
*Ano właśnie...delikatnie mówiąc, jego obecne położenie można było po krótce określić dwoma słowami: "w dupie", z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Gdy tylko znalazł się wewnątrz, spojrzenie lawendowych oczu przeniosło się z siedzącego na krześle mrocznego elfa na owy stolik, gdzie spoczywał miecz. A także, ku wielkiemu ubolewaniu zabójcy, kusza. I to nie jakiś toporny krasnoludzki wynalazek, a kusza z Podmroku. Małe i śmiercionośne narzędzie.
Gdy mężczyzna odezwał się, Soulafein ponownie spojrzał w jego ślepia...i zaiste, pierwszą myślą która pojawiła się w jego umyśle było ubawione "faktycznie"...bo co jak co, ale siedzący naprzeciw elf nie sprawiał nazbyt groźnego wrażenia. Ale to były zapewne pozory...tacy chudzi i żylaści potrafili być nieziemsko szybcy i zwinni. Najemnik oduczył się przykrego w skutkach zwyczaju lekceważenia takich osobników. Miało to związek z pewnym epizodem w jego życiu, gdy zlekceważony typek o identycznej budowie i fizjonomii okazał się być nosferatu. A D`Shay musiał salwować się ucieczką, jeden z naprawdę niewielu razy w jego życiu.
Toteż darując sobie jakąś kąśliwą uwagę, przekrzywił nieco łeb na bok i uśmiechnął nikle*
-Wiesz, ten Twój...towarzysz jest strasznie narwany.
*Cóż, akurat siedzący drow chyba nie miał zamiaru póki co popisywać się swoją szybkością czy też zręcznością - jakie by nie były. Dlatego też nie zrobił żadnego pajacyka albo fikołka na pokaz tylko siedział dalej. Usłyszawszy zaś uwagę na temat swego kompana lekko tylko potrząsnął głową ciągle mając wykrzywione uśmiechem usta.* Bądź spokojny... *Rzekł, choć nawet się nie wysilał by brzmieć przekonująco* ... mój towarzysz nic Ci nie zrobi... Chyba, że dasz mu ku temu pretekst. *Dokończył płynnie jakby chcąc przemycić też lekki ostrzeżenie przed czynieniem głupot, A powiedziawszy to czekał nadal na ruch ze strony Przybysza. Oczywiście myśl o tym, że mógłby kazać mieszańcowi po prostu drowa wnieść do środka przyszła mu do głowy. Ale póki co wolał darować sobie tego typu ekscesy.*
-Przyjąłem do wiadomości.
*Zapewnił najemnik kiwnąwszy łbem na znak, iż zrozumiał subtelną aluzję. Powoli skrzyżował ręce na piersi darując sobie trzymanie ich za plecami. Rozejrzał się dookoła pomieszczenia jakoby szukając jakiś istotnych szczegółów w architekturze, po czym zwrócił się do chudzielca*
-Zapewne słyszałeś już w jakim celu tutaj zawitałem...i z tego co usłyszałem ja, zdajesz się wiedzieć coś na temat Kessrina, co jest dla mnie jakże miłą niespodzianką. Zechciałbyś podzielić się tą wiedzą, hmm?
*Zagadnął, w myślach zastanawiając się czegóż chudzielec będzie chciał w zamian. Bo jak świat światem, nie sądził by zrobił to za darmo*
To dobrze. *Padła odpowiedź na pierwsze stwierdzenie. W izbie nie było nic szczególnego. Typowe umeblowanie pozwalające na w miarę swobodne funkcjonowanie. Nic wyszukanego, rzeczy tu były raczej praktyczne i naprawdę aż trudno powiedzieć, że miałyby mieć cokolwiek wspólnego z mrocznymi elfami. Chudzielec, który rzecz jasna nie miał zamiaru się przedstawić odpowiedział teraz na zadane pytanie. I prawdę mówiąc słowa jakie padły ze trony Przybysza uradowały go po części, mógł bowiem płynnie skontrować ujawniając tylko bardzo ogólny fakt.* Wiem na przykład, że osoby której szukasz nie ma tu od dłuższego czasu... *Tu zrobił krótką pauzę przechylając lekko głowę w swą prawą stronę by spojrzeć na drugiego drowa z nieco innej perspektywy* ...a to sprawia, że Twe powoływanie się na spotkanie jest dość podejrzane, nie sądzisz? *Zapytał nader uprzejmie* Ale jestem przekonany, że chętnie podzielisz się ze mną swoją historią, czyż nie? *Kolejne uprzejme pytanie i łeb chudzielca wrócił do poprzedniej pozycji.*
*Drow z każdym wypowiadanym słowem siedzącego naprzeciw elfa...nie, o dziwo nie zaczął się pocić i nerwowo przełykać ślinę. Sytuacja i słowa chudzielca nijak nie wybiły go z pantałyku, chociażby dlatego że widno mający się za błyskotliwego detektywa drow zwyczajnie powiązał fakty w łatwy do rozwiązania i korzystny dla siebie sposób. Który Soulafein przejrzał z nie większym trudem, toteż wywrócił jeno ślepiami.*
-To, że szukam go akurat w Twojej sadybie to wina tego wiejskiego ćwoka ze stodoły, bo nie kto inny jak on we własnej osobie wskazał mi ową chatynkę i rzekł iże "panocki" mogą coś na temat niejakiego Kessrina wiedzieć...
*Zrobił krótką pauzę niedbałym gestem ponownie składając ręce za plecami...tak gwoli ścisłości, to dlatego że atmosfera zaczynała się robić nieprzyjemnie gęsta. Ale nie przeszkadzało mu tu w przybraniu mentorskiej miny i tonu rodzica znudzonego tłumaczeniem pociesze po raz enty*
-Po drugie, nie spodziewałem się go tutaj zastać...może raczej kogoś, kto byłby na tyle życzliwy i wskazał mi miejsce gdzie mógłbym go spotkać, z przyczyny prostej jak drut: on nie uczynił mi tej pieprzonej kurtuazji i nie powiedział gdzie DOKŁADNIE go znajdę...sam widzisz, doszukiwanie się w tym podejrzanych spisków jest co najmniej bezcelowe. Ale jeśli masz jeszcze jakąś koncepcję spiskową, to chętnie posłucham.
*Gdy skończył swój wywód, westchnął jakby ta przemowa wymagała od niego wielkich pokładów sił...w rzeczywistości, żałował teraz że nie zabrał ze ściany swojej dagi. Na wszelką ewentualność, pozostała mu już tylko jedna w drugim rękawie.*
*Oho... Przybysz zaczynał przejawiać tendencję do zalewania rozmówcy potokiem słów. Ale to dobrze... Gy ktoś mówi niemal jak najęty czasem potrafi powiedzieć coś za dużo. Przynajmniej z takiego wniosku wychodził siedzący drow. On nadal tkwił przy swojej taktyce prowadzenia rozmowy, czyli nieśpiesznym niby to przyjacielskim tonem rzekł* A gdybym powiedział, że tego kogo szukasz nie ma w promieniu setek mil stąd od dłuższego czasu to co byś powiedział, hęęęę? *Proste pytanie, które może prawdę przedstawiało w trochę przesadzonej wersji, ale jednak. Mroczny dalej czekał na kolejną rozbudowaną wypowiedź "gościa". Choć nie da się ukryć, że to co mówił wydawało się interesujące na tyle, że warte dalszego zweryfikowania.*
*No tak...normalnie, drow zapewne ucieszyłby się słysząc w końcu informację na temat poszukiwanego przezeń Kessrina. Ale nie ucieszył się. Informacja ta bowiem sprawiła, że miał nieprzemożoną chęć urwania siedzącemu naprzeciw chudzielcowi jego ślicznej główki.
Powstrzymał się od tego niezbyt szlachetnego zamiaru, przyoblekając na twarz krzywy uśmiech*
-Wtedy zapewne bym się zdenerwował. Ale i zdziwił. Z jego słów wnioskowałem, że zależy mu na informacjach których szukał...
*Odparł chłodnym tonem, wplatając przy okazji w swoją wypowiedź drobne kłamstewko. Po krótkiej pauzie zmrużył nieco ślepia, krzyżując spojrzenie z chudzielcem*
-Byłbyś w takim razie na tyle pomocny i zdradził, gdzie mogę go znaleźć? Byłbym bardzo...zobowiązany.
*Mroczny teraz się zamyślił. Oczywiście nie miał umiejętności podobnych do tych jakie posiadały Illithidy z macierzystego Podmroku i nie potrafił czytać w myślach bo od razu rozmowa najpewniej przybrałaby zupełnie inną formę. Drow zastanawiał się ile prawdy może być w tym co Przybysz mówi.... On osobiście nie dawał mu wiary i sądził że ten coś kręci. Ale niestety, był kim był i jego i tak krótka rola jaką odegrał tu teraz - czyli pana i władcy który zadecyduje o losie tej marnej jednostki - się skończyła. Żołnierz po prostu nie był kompetentny na tyle mu móc decydować w kwestii co teraz. Dlatego też rozwiązanie pozostało tylko jedno.* Pojedziesz z nami. * Rzucił trochę już jakby beznamiętnie w stronę Przybysza i wstał kolejne słowa kierując do swego kompana.* Przygotuj konie. *Oczywiście już nie miał zamiaru się dzielić tym, gdzie mają jechać i chyba wierzył w to, że ich nowy "przyjaciel" bez zbędnej gadaniny zrobi co mówią.*
-Pojadę?
*Drow uniósł brwi ku górze, uśmiechając się niefrasobliwie...czyżby poszukiwania Kessrina w końcu ruszyły na nowe tory? Co prawda, nieco dziwnym jeśli wręcz nie podejrzanym wydawała się nagła chęć "bezinteresownej" pomocy ze strony chudzielca. Jeśli, rzecz jasna, miał zamiar zaprowadzić go do poszukiwanego*
-Byłbym niezmiernie rad, gdybyś przed zapewnianiem mnie co zrobię, wyjaśnił gdzie właściwie mamy jechać. I kim Ty właściwie jesteś...jakimś, hmm...akolitą Kessrina?
*Zagadnął barwiąc tonację głosu lekką nutką szyderstwa. Wracając do sieni wyjął tkwiącą w ścianie dagę i zatknął ją za pasem*
A wolisz może tu zostać? *Rzucił chudzielec samemu sięgając po broń. Miecz przytroczył do pasa, kuszę natomiast po drugiej stronie wpierw zdejmując z niej bełt. Dopiero gdy się oporządził odpowiedział na drugie pytanie* Skoro tak będzie Ci wygodniej możemy to tak określić... *A by podkreślić fakt, że jest to naprawdę mu obojętnie i bynajmniej nie ma zamiaru się spowiadać wzruszył ramionami.
Drugi zaś mężczyzna wyszedł z izby i dalej na zewnątrz najpewniej wykonać to co zostało mu polecone.*
*No tak...nie dość że chudzielec nie miał zamiaru poinformować gdzie właściwie się wybierają, to jeszcze całą drogę prawdopodobnie będzie panowała śmiertelna cisza...chudy nie sprawiał wrażenia nazbyt towarzyskiego, a jego famulus pod tym względem raczej też mu nie ustępował. No, ale grunt że dotrze do Kessrina. A przynajmniej taką miał nadzieję*
-Wiesz, gdybyś po prostu powiedział gdzie go znajdę, byłoby znacznie prościej...nie sądzisz?
*Zagadnął przekraczając próg domostwa i zatrzymując się przed domostwem.Co prawda nie miał zbyt wielkich nadziei na to, że drow przystanie na ten pomysł...ale zawsze warto spróbować.*
*Kessrin Kessrin i Kessrin... No przysłowiowo zesrał się z tym Kessrinem - takie właśnie wnioski kulały się po głowie chudzielca już od jakiegoś czasu. On zamykał pochód całej trójki zamykając za sobą drzwi tak do pokoju jak i potem wejściowe do chatki. Dopiero gdy sam również wyszedł odpowiedział* Nie, nie sądzę... Gdy pojedziemy wszyscy unikniemy sytuacji w której coś głupiego Ci przyjdzie do głowy. *Oznajmił znów się krzywo uśmiechając i teraz szukając wzrokiem swego kompana.
A mieszaniec właśnie wracał ze stajni prowadzać dwa konie, które pewnie nawet nie były rozsiodłane wcześniej i teraz cały czas gotowe były do drogi. Konie nie wyróżniały się raczej niczym specjalnym - jeden to popielata klacz a drug tej samej płci tyle, że białej barwy. Jakiegoś specjalnego ekwipunku też daremnie było na nich szukać.
Chudzielec łypnął na Soula jeszcze* Mam nadzieję, że nie przylazłeś na piechotę... *Tym stwierdzeniem równocześnie pytał o to czy drow ma swój własny transport.*
-Aha. A ja myślałem że to z troski o moje bezpieczeństwo...
*Parsknął udając się w kierunku bramy, przy której rozstał się ze swym towarzyszem niedoli...o dziwo ogier nie uciekł razem z płotem do którego został przywiązany, ino grzecznie skubał kępkę trawki. Na widok drowa nie podniósł nawet łba ni inszego znaku zainteresowania nie okazał, podobnie zresztą gdy mroczny elf wskoczył na siodło. I dopiero ciągnący za pysk kantar zmusił go do podniesienia łba i ruszenia z miejsca. Soulafein podjechał do milczącego duetu i skinął łbem do chudzielca*
*No ale przecież dwójka ta nie stała jak kołki - co prawda nie padło żadne stwierdzenie na ironiczną uwagę Przybysza ale podczas gdy on udał się po swój środek transportu tamci dwaj dosiedli własnych.Chudzielec najwidoczniej miał zamiar przewodzić, bo gdy tylko Soul się zbliżył wskazał na drogę, która od gospodarstwa ciągnęła się dalej (w kierunku przeciwnym do traktu)* Trzymaj się drogi i staraj się nadążyć za mną... *Powiedział i nie czekając nawet na odpowiedź ruszył. Znak to był dość jasny, że podróż przebiegnie raczej w szybkim tempie i nawet nie będzie okazji na wymianę poglądów o pogodzie.*
-Jasne...
*Mruknął pod nosem obracając swego wierzchowca ku wyjściu z gospodarstwa. Rzucił ostatnie, przelotne spojrzenie na domek jakby chciał go z bliżej nieznanych powodów zapamiętać...ciekawe, jaką w zasadzie "funkcję" pełnił tutaj chudzielec. Doglądał pracy chłopiny ze stodoły czy jaka cholera?
Nie rozwodząc się dłużej nad tą jakże zagadkową kwestią, strzelił lejcami i ruszył za parą drowów*
*Raczej ruszył za chudzielcem, bo mieszaniec na swym koniu ruszył dopiero jako ostatni za Soulem. I tak oto grupka trzech jeźdźców pomknęła drogą dalej, zostawiając za sobą chatkę jak i gospodarstwo. Co tutaj robiła ta dwójka i czemu w ogóle miało służyć całe to miejsce może kiedyś zostanie zdradzone Przybyszowi... A może i nie.*

//Oki, i tak oto przenosimy się w inne miejsce. Dlatego Soul, jeśli nie masz w zanadrzu podczas podróży robić coś ponadplanowego to proszę o rejestrację na forum i konto zostanie aktywowane. Chyba, że chcesz coś jeszcze zrobić podczas przejazdu to pisz dalej tutaj //