ďťż

Podobny problem

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Zastanawiam się czy ktoś ma podobny problem do mojego, myślę ze w towarzyskich po godzinach mogę taki temat poruszyć, sama nie wiem.
Temat jest raczej skierowany do osób z podobnym doświadczeniem losu.
Jestem kobitką że tak powiem w kwiecie wieku załozyłam już rodzinkę, mam 2 małych dzieciaczków i męża, no właśnie. Małżonek niestety nie podziela mojej sympatii do koni, wręcz jak słyszy o koniach wywraca oczami i robi wszystko żeby mi uniemożliwić jeżdżenie konno, na wszelakie sposoby, oczywiście odwołuje się do mojego sumienia jak np zaniedbywanie dzieci, po argumenty takie jak np: niestać nas na to.
Może komuś wyda się to błache i nie warte dzielenia się z tym z kim kolwiek, ale jestem z tego powodu bardzo nieszczęśliwa. Jeżdżę konno od 1986r. z różnymi przerwami, nie mogę poprostu już żyć bez koni, choć próbowałam skonczyć z tym ale jakoś mi nie wychodzi. Koniom zawdzięczam wyjście z różnych sytuacji życiowych. Jak mam doła to jedynym lekarstwem dla mnie jest pojechać do stajni.
Pozdrawiam


Nie chcę Cię dołować, ale ja też tak miałam i ... zmieniłam faceta na koniarza pełną gębą.
F-ka... prawidłowe rozwiązanie

a tak serio... jeżeli zmiana faceta nie wchodzi w grę (a chyb a w tym przypadku nie wchodzi) jedyne co uznaję za słuszne to wytłumaczyć mu, jak bardzo jest to dla ciebie ważne, że tak naprawdę świata poza końmi nie widzisz i jak wiele szczęścia ci dają.
Jeżeli to nie poskutkuje, to (nie chcę cię tu buntować,ale....) postaw na swoim!!!!!! W końcu ty TEŻ masz prawo do oddawania się swojej największej życiowej pasji

Wydaje mi się ,że ja bym ostro postawiła na swoim, bo nie nic gorszego jak ograniczający cię facet!
Im się więcej wymaga, tym się więcej dostaje!!!!!
Niestety żadne argumenty nie skutkują. za to usłyszałam że jestem samolubem i myślę tylko o swoich przyjemnościach( to nic że On nie ma zadnych zainteresowań o sorki ma jedno - kasa)Nic nie robię, siedzę TYLKO z dzieciakami w domu i jeszcze czegoś chcę, krew się we mnie gotuję.
Sama już nie wiem, jak postawię na swoim to skonczy się nie ustającą walką.


nie chcę się bawić w psychoanalityka, ale obraz Waszego stadła małżeńskiego jakoś odbiega od wizji szczęśliwej, kochającej się i wyrozumiałej pary...cóż...tak naprawdę to TY musisz zadecydować co jest dla ciebie najważniejsze.... ale jeżeli będziesz tłamśić w sobie jakieś pragnienia, emocje to źle się to odbije na Twojej psychice....
Ha ha ha . Idealne zwiazki nie istnieja ,lub istnieja tylko w periodykach dla" kobiet".
Na wszystko sa sposoby , kobieta sprytna jest i zwykle osiaga zamierzony cel.
Krytykujesz Jego ped za kasa , no coz Tobie sie ona prawdopodobnie tez przydaje.
Nie demonizuj problemu i nie daj Sie podpuscic. Wszystko zalezy od uczucia jakie Was laczy i czy przetrwa perturbacje zwiazane z dopinaniem swego. Dodam tylko ze moja Zona
nie jezdzi konno ale konie lubi ,i moj problem nie moze rownac sie Twemu .Wiem tylko ze w przypadku posiadania dzieciaczkow trzeba uwazac by Ich nie skrzywdzic . Na moj gust postaraj sie porozmawiac z mezem i wykorzystaj wrodzone kobiece talenty w celu osiagniecia konsensusu .
ach żeby to było takie proste
Nie martw się nie jesteś sama!

mój facet non stop robi mi awantury o konie, ale po prostu postawiłam na swoje!
czasami ulegam, ale krew wtedy krew mnie zalewa . pamiętja, nie samymi końmi człowiek żyje.
uważam , że to dobra rada : postaraj się zarazic tym dziećmi! wtedy bedziesz miała wytłumaczenie , jade z dziećmi!!!! a przy okazji ty może tez skorzystać z jazdy w czasie gdy twoim dzieckiem zajmuje się instruktor.....! chyba ,że są jeszcze na to za małe?
podejrzewam, że kiedy założe rodzinę to będę miała podobny problem, ale na razie pokazuje wszystkim ,że konie kocham i bez nich nie da się ZYć!!!!!!!!!!!!!
A ja dla odmiany mam ostatnio inny problem. Podobno zamiast o koniach gadam tylko o artykułach, forum i ... o "Świecie Koni". A to pech I co teraz robć? Trzeba będzie znowu gadać o koniach.
Być może moja rada nie pozwoli Ci rozwiązać problemu natychmiast .Jednak w dalszej perspektywie czasu powinna się sprawdzić.Nie jest to żadna rewelacja(co jak co ale prochu to Dziadek już nie wymyśli ) tylko rozwinięcie propozycji Aneczki.Mianowicie od najmłodszych lat staraj się zarazić końśkim bakcylem dzieci.Gdy to Ci się uda to myślę,iż w przyszłości "pan i władca" pozostający w osamotnieniu wobec jednolitego "końskiego frontu" z góry skazany jest na przegraną.A obecnie?Jeśli żadne argumenty nie skutkują rozważ separację od łoża ,stołu itp.Moze poskutkuje.
Pozdrawiam
PS.Gwoli wyjaśnienia.W mojej chierarchi wartości znacznie wyżej cenię sobie solidarność koniarzy ponad tą przysłowiową męską solidarność.Osobę nie trawiącą koni traktuję jako chorą.jak bowiem można być obojętnym lub wrogim wobec tych pięknych zwierząt?
dziadek jesteś niesamowity hahaha separacja od łóżka i stołu zaliczona, niestety bez skutku. Jedyne wyjście jakie mi jednak pozostaje to poczekać aż dzieciaczki podrosną ( jedno ma 4 lata drugie 1,5 roku) i zarazić je tym bakcylem, pomalutku już to robię tak aby nie zrazić i mam nadzieję że podzielą moje zainteresowania.
Właśnie usłyszałam, że osoba myśląca w ten sposób jak ty jest egoistą
( to słowa mojego męża)
ech, facet - przeciwnik jazdy konnej to dość częsty problem. A może by tak podsunąć mu jakis artykuł na temat zbawiennego wpływu jazdy konnej na zdrowie psychiczne i fizyczne? A najlepiej żeby w gronie Waszych znajomych byli jacyś koniarze (albo zarazić kogoś z rodziny tą pasją). Z dziećmi trezba uważać bo argument "niestać nas na to" będzie tym bardziej aktualny kiedy dzieci zaczną jezdzić bo koszty zwiększą sie trzykrotnie.
Albo jeszcze inaczej - weż udział w jakiś zawodach (lub choćby hubertusie) - powinien byc dumny że ma tak utalentowaną i odważną żonę.
znam ten ból cięzko jest pogodzić konie,rodzinę,przyjaciół,pracę lub naukę i jeszcze inne zajęcia rozwiązanie-nieustanne kompromisy;jest ciężko ponieważ zarówno konie jak i bliscy wymagają od nas zaangażowania i dużo czasu;należy ustalić jakieś zasady gry i się ich trzymać,i uważać,aby nie przeginać,bo jest wiele do stracenia,prawda? wytłumacz mężowi ile dla Ciebie znaczą konie i przekonaj go,że dzięki tym wspaniałym zwierzętom wasza rodzina może wiele zyskać-Ty będziesz szczęśliwsza,dzieci także-kontakt z koniem rozwinie w nich wrażliwość,w przyszłości będzie sie można wybierać na rodzinne przejażdżki;wprawdzie życie to nie bajka i nie wszystko można mieć,ale jeśli nie jest to nieosiągalne,to czemu mamy sobie żałować?
jeśli te delikatne argumenty nie przekonają męża,to nie jest dobrze

dodam jeszcze,że ja poradziłam sobie tak-jeżdżę do koni np.po południu w poniedziałek i wracam we wtorek rano;potem w środę do czwartku rano,a w weekend staram się jeździć z moim facetem-jak ma dobry humor to nawet zostajemy dwa dni;w ten sposób wszystko gra-to mój kompromis,w ciągu tygodnia mam czas na różne przyziemne sprawy,a do koni jade o takiej porze,że nikomu to nie przeszkadza;ech-tylko na zimę trzeba będzie znaleźć inne rozwiązanie,bo zbyt wcześnie się ciemno robi;

acha-i czy napewno nie ma szansy,że mąż pokocha konie? przyjaciółka jeździ konno(ma dzieci dokładnie w wieku Twoich dzieci),a mąż nie lubi wyjazdów do stajni,bo jak się okazało-chętnie by pojeździł,ale tak się boi,że nie bierze tego wogóle pod uwagę i w rezultacie,gdy ona jeździ on się nudzi;

no i jeszcze jedno-kto wie w jakim wieku dziecko mogłoby rozpocząć naukę jazdy konnej?

zrobiło na mnie wrażenie zdjęcie uwieczniające Montyego na Gingerze-Monty miał wtedy 4 lata i już odbierał nagrodę za zwycięstwo w konkursie; więc jest to możliwe,tylko kto podejmie się nauki czterolatka i jak powinna taka nauka wyglądać?
Oj co to za mąż, co ma w d... Twoją pasję!
On zarabia, a Ty siedzisz w domu... siedzisz?! Wychowujesz WASZE dzieci. Co z tego, że za jego pieniądze? Teraz pora na Twoje przyjemności. To starsze dziecko może też z powodzeniem zacząć jeździć (tzn. osfajać się z koniem, wsiadać razem z Tobą po jeździe, oporządzać jakiegoś kucyka itd.)... a mąż... hm, jakoś nie czuję sympatii dla tego człowieka :/ Nie chce, niech nie jeździ. Ale Ty nie zabijaj swoich marzeń przez niego. Związek dwojga ludzi to ciągłe kompromisy. Zawsze możecie zamienić się rolami - on urodzi kolejne dziecko i zajmie się wychowaniem całej trójki, a Ty wrócisz do pracy i zarobisz jeszcze na swoje przyjemności...
Dziecko od 6 - go roku życia może zaczynać juz jezdzić samodzielnie (oczywiscie na odpowiednio przygotowanym kucu) a wczesniej trzeba dzieciaka oswajać z koniem, oprowadzać, pozwolic mu wyczyścić i nakarmic zwierzaka, możemy nawet zacząć juz z nim jazdy na lonży. W Angli już 4 - letnie berbecie startują w "zawodach" na kucach szetlandzkich. Kuc jest trzymany na lince przez dorosłą osobę ale dziecko musi samo nim kierować. Tak więc Twoje starsze dziecię mozesz juz spokojnie zabierać do stajni.
Wiecie co ............... tak sie zastanawiam. Wszyscy najchętniej "powiesilibyście " męża naszego drohgiego Gościa. Bo to "zły facet jest" itd. Znacie sprawę tylko z jednej strony i juz wystawiacie kategoryczne opinie. Hmmm, musze przyznać, że ja bym sie nie odważył .... ale to juz chyba inna bajka.
Małżeństwo to jeden wielki kompromis. Taki codzienny, szary i pełzający (hehehehe wiem cuś o tym ). Gość ze swoją brzydszą połówka sami musza nad tym pracować. Nie sadzę, żebysmy my tu na forum znaleźli rozwiązanie ich problemu. Za mało danych, a te które mamy są JEDNOSTRONNE.

Pozdrawiam
jednostronne??A co byś chciał jeszcze się dowiedzieć drogi Magellanie?
założę się, że Magellan chciałby pogadać z mężem
o rety to miałabym przegrane na całej linii
Eeeeeeeeeeee tam, od razu przegrane ...........
Poza tym wiesz, ja tam lubiem sobie pojeździc na koniku ....... więc raczej przewaga byłaby po "naszej" stronie .....

Pozdrawiam
ufff, ulżyło mi hahaha

chciałam dodać iż weekend spędziłam dosyć aktywnie ( ja byłam zadowolona)sobota basenik a niedziela koniki ( co prawda dowiedziałam się że niedziela była dniem straconym ale starałam się nie drążyć dalej tego tematu) Postanowiłam że każdy weekend będziemy spędzać podobnie sobota dla niego a niedziela dla mnie a potem się okaże. (Szkoda tylko, że te soboty muszę ja mężowi organizować. Ale grunt to kompromis )
I tak trzymaj , po jakims czasie posadz Go na konisia i moze On polknie "bakcyla".
Basenik tez jest niczego sobie .Wiec jednak kompromis a te soboty organizuj coraz blizej stajni i tak malymi kroczkami
Kiedyś już sadzałam i niestety wylądował w.... kupce gnoju. No nic, jakoś podniosłam się na duchu może nie będzie tak żle. Dziękuję wszystkim.
Inna szansa tkwi jeszcze we właściwym organizowaniu mężowi sobót.Kiedyś nie byłoby z tym większych problemów.Np. po wrzuceniu do piwnicy 10 ton węgla,czy też skoszeniu ręczną kosą hektara łąki nie marzyłby o niczym innym jak o tym abyś w niedzielę dała mu spokój.I Ty i dzieci.
Pozdrawiam.
A nie macie gdzieś w pobliżu centrum rekreacyjnego? On by sobie popływał, a Ty w tym czasie pojeździła i nikt nie byłby stratny

Magellan, opinię męża poznamy dopiero, gdy wejdzie na Forum i założy post pod tytułem "Te wstrętne konie - jak je wybić żonie z głowy"... czyli pewnie nigdy.
Ale z opisu wynika,iż ów mąż stanowi klasyczny przykład "Burka ogrodnika".Sam nie użyje i nikomu nie da.Dlatego wątpię aby Cenrum Rekreacyjne było dobrym rozwiązaniem.
Pozdrawiam.
hahaha zaczyna być ciekawie

[ Add: Wto 24 Sie, 2004 21:16 ]