ďťż

Alrenis Dehgar (1617)

Baza znalezionych fraz

Futbolin

-No i po kiego grzyba ja się tam pchałem?! Przecież i tak nic nie wywęszyłem!-mruknął białowłosy drow idąc jakąś ścieżką, pośród drzew. Miał znaleźć jakiegoś Pandeniusa, więc wypytywał wszystkich, gdzie znajduje się takoważ osoba, a zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi, został tylko poszczuty psami i wygnany z jakieś wsi. A starał się, by go zaakceptowano, ech, widać nie jest do tego zdolny...Teraz, jak gapił się na tą ścieżkę, to i ona wydawała mu się jakaś durna i pokręcona, jak to ścieżka. Coraz bardziej przytłaczały go ciemne drzewa, a ta pseudo ścieżka była mniej widoczna. Alrenis dziwnym trafem poczuł się nieswojo. co jak co, ale mało jaka rzecz potrafiła napędzić mu stracha, w końcu to drow, a przecież drowy niczego się nie boją! Lustrował otoczenie czerwonymi oczami uważnie, nawet bardzo uważnie, wyczekując jakiejkolwiek próby ataku, która i tak spełznie na niczym, gdyż agresor pozostałby krwawą miazgą na ściółce, bo Arlenis nie był dzisiaj skory do "wygłupów", jak nazywał wszystkie stoczone walki.
-Han mathon ne chae-mruknął coś do siebie i z jeszcze większym entuzjazmem niż dotychczas, zagłębił się w ciemność, która pewnie gotowała dla niego jakąś "wspaniałą" zabawę. A, jeszcze pewnie ktoś może zadać pytanie, co on tu robi? A no właśnie, nawet sam Arlenis tego nie wiedział...Po prostu, wszczynając poszukiwania człowieka wymienionego wyżej, zawędrował do tego lasu i tyle...


*Przyznać trzeba, że mieszkańcy wsi raczej rzadko kiedy słynęli z otwartości, akceptacji i serdecznych powitań obcych z najgorszych bajań i opowieści. Kto bowiem z prostego ludzkiego ludu nie słyszał i piekielnych czarnych długouchach, które zioną ogniem, zabijają spojrzeniem i co najgorsze gwałcą samym skinieniem palca! Nie nie... Strach robił swoje... Strach ludzi popychał też czasami do działania. I tak to się kończyło... Chociaż i tak można mówić o szczęściu, że tylko na psach się skończyło... A nie na przykład na stosie. Teraz jednak spokój... Las, drzewa, krzaki, ścieżka i ciemność... Niestety bowiem, a może i stety grube konary i gałęzie obrośnięte listowiem bardzo utrudniały słońcu dostęp tutaj. Ścieżyna kręciła się co prawda, ale ewidentnie prowadziła naprzód - tak iż każdy kolejny krok prowadził nieznajomego coraz głębiej w gęstwinę... Można było odczuć tu samotność, jak i tez pewne uczucie obcości... Niepewność? Również, bo przecież kto wie co się może czaić za kolejnym konarem? Jednak, wciąż jeszcze była szansa aby zawrócić...*
Zawrócić? Nie no, nie rozśmieszajcie mnie! Zawrócić teraz, w takim momencie? Nie po to Alrenis pchał się do tego lasu, podszyty ciekawością i uporem, by teraz z niego wychodzić, co to to nie...Ale, nie powiem, te krzaki i konary mocno uprzykrzały mu życie. Jeszcze ta samotność, ziejąca z każdego zakamarka lasu...no i tu Alrenis Detgar, wielce nieszanowany drow, poczuł lęk, ale jeszcze w małym stopniu. Przedzierał się dalej, z uporem idąc przed siebie, ciągnięty przez zwykłą, trochę zmutowaną ciekawość i fascynację.
-Ssindossa...-zaklął, gdy tylko jakiś krzak oplątał nogawkę jego spodni. Ech, jeśli wyjdzie z tego żywy, zamieszka z dala od jakichkolwiek lasów i puszczy, by nie móc użerać się z tymi przeklętymi, ludzkimi czy jakimiś innymi roślinami. I tak, co jakiś czas potykając się o krzaki i bale, brnął naprzód w niezbadaną ciemność...
*Odwaga wymaga poświęcenia... Często tak bywa. Czy tym razem też? Okaże się niebawem, bo oto nieznajomy przemierzał las dalej. Rzeczywiście roślinność mogła się coraz bardziej naprzykrzać podróżnikowi z tego prostego względu, że było jej coraz więcej i zaczynała nawet zarastać ścieżynę. Pech bowiem sprawił, że drow nie znalazł się na głównej drodze prowadzącej przez las, tylko na jednej z pobocznych dróżek, o których często się zapomina... Wtem jednak coś mogło wybić wędrowca z marszu... A było to nic innego jak dźwięk... Dźwięk szurania listowia i łamania jakiejś przypadkowej gałązki. Mniej więcej na skos po lewo (patrząc w przód) od idącego drowa... Coś tam się poruszało, i nie kryło swej obecności za bardzo...*


Drow, jako, że był drowem, mieszańcem, czy jak to tam szło, wyczuł, że coś zakłóca, jakże piękną ciszę. Spowolnionym ruchem (ale nie za bardzo), sięgnął po wiszący na biodrze jeden z dwóch mieczy, czytaj: jego podstawowego uzbrojenie. Wyjął broń z pochwy, bezszelestnie i cicho, zgiął nogi w kolanach i odwrócił się całym ciałem, w stronę niepożądanego szurania.
-Jous ulu dos, vel'bol dos xun naut inbal l'khalith ulu fre'sla qua'laen uns'aa!-rozkazał, bo widać to stworzenie nie miało odwagi, by wyjść mu na przeciw. Nadal, spojrzeniem czerwonych oczu obserwował mroczny las, gotowy na każdą formę ataku, czy to magiczną, czy z bronią w łapie, dosłownie każdy atak odeprze z większym, bądź mniejszym skutkiem...
*Niestety drowowi nie odpowiedziało nic nad dalsze szuranie... Tym razem jednak ewidentnie się zbliżało... Kawałek dalej zaś poruszyło się coś jeszcze... Czyżby słowa drowa zwabiły to co robiło hałas w jego kierunku? Cholera wie, ale z każdą kolejną sekundą dźwięki stawały się coraz bliższe i tak w końcu krzak rosnący zaledwie pięć metrów od mrocznego elfa poruszył się! A przez niego wręcz przeszedł... mały warchlak... I jakby nie zwracając większej uwagi na drowa począł ryjkiem przeszukiwać ziemię wokół krzaka.*
W pierwszej chwili nie wierzył własnym oczom. Warchlak?! Warchlak tak go nastraszył?! Nie no, on to musi się poddać na jakieś leczenie, choć tego chyba nie da się wyleczyć. Nadal przeklinając pod nosem i omijając zwierzaka, ruszył przed siebie, kląć w duchu własną głupotę i obiecując sobie, że coś z tym zrobi. Szedł dalej, napataczając się na krzaki i chwasty, których miał serdecznie dość. Broń trzymał przy sobie, żeby żaden warchlak, ani inny "potwór" go nie zaatakował. I on niby jest drowem? Musieli go chyba tylko pomalować czarną farbą, przefarbować włosy na biało i dać soczewki, bo chyba nikt nie uwierzy, że drow, przeraził się warchlaka w jakieś mrocznej puszczy...
*Warchlak jak warchlak... Zwierzę powierzchniowe, stadne. Dodatkowo fakt, że małe i młode może definiować to, że raczej samo nie chadza na spacery po lesie. Jednak zupełnie zrozumiałym jest fakt, że drow nie zna zwierząt chadzających po powierzchni i takich szczegółów nie wie. Natura jednak bywa nieubłagana i po kolejnych kilkunastu krokach nieznajomy mroczny elf mógł się natknąć na kolejnego małego wieprzka... Tylko, że ten był w towarzystwie... Lochy... A ta, jak na matkę przystało wbiła ślepia w intruza i wydobyła z trzewi donośny kwik... Zapowiedź tego, co miało nastąpić za chwilę.*
-Buki uoi'nota! 'sohna?!-zawył, mając serdecznie dość tej puszczy, tej drogi, a przede wszystkim tych zwierząt. Z mieczem w dłoni, stąpając lekko na stopach, starał się okrążyć zwierzę, które tak się na niego gapiło.
-Spokojnie, bez emocji, to tylko mamusia tego warchlaka, który mnie przestraszył. Poradzę sobie, jestem przecież drowem...-powiedział we Wspólnej Mowie, lecz teraz, jak się nad tym dłużej zastanowił, szczerze w to wątpił. Tak więc, wracając do obecnej sytuacji, Alrenis starał się wyminąć zwierzaka, by ten nie przypuścił szturmu na jego postawną osobę. Co jak co, ale jakoś nie widziało mu się, uciekać przed rozszalałą lochą. A był oddalony od matki warchlaka (jak mniemał) kilka metrów i posuwał się coraz dalej, by wyminąć tą bestię, choćby nie wiem co!
*I rzeczywiście zabiegi drowa przynosiły efekt zamierzony. Locha pokwikiwała na niego, odstraszała ale jeszze nie ruszyła do szturmu. Najwidoczniej postawa intruza została odebrana jako wycofanie się. A to oddalało zagrożenie. Jednak, każdy kolejny krok mrocznego elfa niósł go liżej innego miejsca... Miejsca, które było osadzone niemal w samym środku tego przeklętego lasu. I tak po koljnym kroku mającym oddalić konfrontację ze zwierzęciem nieznajomy zbliżał się do konfrantacji z czymś innym... I zapewne gdyby się teraz rozejrzał dokładnie - dostrzegłby dalej, między kolejnymi drzewami zarys ciemnego i wysokiego muru.*
A drow, w końcu się obrócił i aż jęknął.
-To żem się nieźle urządził...-mruknął, patrząc na zarysy muru i zamku. Nieźle się wpakował. A chciał tylko wydostać się z tego cholernego lasu, a tak, trafił pod jakieś tajemnicze mury i zamki, a nie zamierzał. Świat to jedno wielkie gówno, Alrenis zawsze tak o nim sądził. Ale cóż, teraz albo czeka go nowa "przygoda" lub spotkanie z rozszalałą matką warchlaka. I (durny drow) wybrał tę niby przygodę. Przedzierał się dalej lasem, by w końcu przestać się plątać w tych chaszczach i odkryć, gdzie też, dzięki losowi bycia mrocznym elfem, trafił...
*I udało się! Rzeczywiście zagrożenie ze strony lochy i jej warchlaków zostało gdzieś z tyłu. Przed tajemniczym wędrowcem jednak teraz rozpościerała się budowla, która bez wątpienia nie była naturalnym tworem lasu. Długi mur najeżony blankami świadczył o tym, że podróżnik wyszedł z zarośli gdzieś z boku Twierdzy. Tak, iż od głównej bramy dzielił go pewien kawałek. Ściana przez nim wydawała się niemal gładka - choć oczywiście po bliższym przyjrzeniu się dało się dostrzec nierówności budulca. Na górze zaś... Coś się poruszyło.*
No i tu drow miał dwa wyjścia: Albo iść wzdłuż muru i zobaczyć, gdzie go ta ścieżka doprowadzi, lub wspiąć się na górę i zbadać, co też tam się ruszyło. Alrenis nie wahał się długo. Schował miecz do pochwy i zaczął wspinaczkę po nierównościach muru.
-Xsa ol...-mruknął, gdy tylko jego stopa nie natrafiła na jakąś nierówność w murze. Lecz drow zachował zimną krew i po krótkiej przerwie ruszył dalej, w górę, dzięki ciężkim treningom szło mu to szybko i sprawnie. W końcu, dotknął szczytu muru i zaczął się na nim podciągać.
*Tak... Drow wybrał opcję forsowania muru. W pojedynkę i bez żadnego sprzętu. A wziąć trzeba pod uwagę, że mur fortecznej budowli do niskich raczej nie należał, również to, że wznosił się niemal pionowo w górę, oraz to że nierówności jakie na nim były niekoniecznie musiały być na tyle duże by posłużyć za dogodny zaczep dla rąk albo stabilne wsparcie dla stóp. W końcu, co za idiota budowałby mury, przez które można tak łatwo przejść, prawda? Ale przyznać, trzeba że próba była godna podziwu, choć i łagodnie rzecz ujmując nieroztropna. Tym bardziej, że przecież coś lub ktoś był na górze! No i na finał długo czekać nie trzeba było. Na górze bowiem, jak łatwo się domyśleć stał nie kto inny jak jeden z pełniących wartę żołnierzy Domu... A pojawienie się nieznajomego pod murami w oczywisty sposób wzbudziło jego zainteresowanie. Idźmy jednak dalej. Bo o ile przybycie kogoś pod mury nie zwiastuje jeszcze niczego konkretnego i żołnierz po prostu skupił się na obserwowaniu, to już próba wspinaczki całkowicie zmieniła ten stan rzeczy. A nieznajomy sklasyfikowany od razu został jako intruz! Na dodatek intruz próbujący wtargnąć do środka. Żołnierz nie czekał więc długo i sięgnął za plecy by dobyć broni, wychylił się bardziej przez blanki muru, wyprostował rękę podtrzymującą kuszę a zgiął w łokciu tą, której dłoń (a konkretnie palce) pieściły spust. Przymknął jedno oko by lepiej wycelować i po sekundzie, może dwóch dało się usłyszeć donośne* KLIK! *Gdy mechanizm spustowy zwalniał cięciwę a bełt kuszy właśnie zaczął swą podróż do wspinającego się intruza.*
No, cóż, nie powiem, to chyba była pochopnie podjęta decyzja ale cóż, do odważnych świat należy. W końcu wspiął się na szczyt, stojąc pewnie na nogach i od razu stwierdził, że coś jest nie tak, bo po pierwsze,było ciemno, po drugie, za cicho, na jakąś większą warownie, a po trzecie, usłyszał świst strzały, a że był na to wyczulony, domyślił się, z której strony leci strzała. Domyślił się też, że to musiał być jakiś ochroniarz, więc gibkim, pełnym wprawy ruchem uskoczył w bok, mając nadzieję, że strzała go nie trafi. Ręce miał wolne, więc teraz podniósł je na wysokości głowy.
-Ussta kaas zhah Alrenis Detgar lu'Usstan alu xusst!-powiedział, mając nadzieję, że wyjdzie żywy, z tej niemiłej sytuacji. Potem dodał coś jeszcze, tym razem we Wspólnej Mowie-Nie mam złych intencji! Po prostu się zgubiłem!-powiedział, na wszelki wypadek, gdyby agresor nie zrozumiał języka drowów.
Chwila na OT. Otóz jako MG na forum muszę zabrać tu głos. Otóż jedną z podstawowych zasad sesji jest to by dać szanśe ruchu przeciwnikowi. Rozpisanie też przez Ciebie dotarcie na samą górę muru mimo tego, że wyraźnie napisałem, iż żołnierz oddaje strzał do Twej postaci widząc jak sięwspinasz. Czyli wchodze w interakcje podczas akcji wykonywanej przez Ciebie. Nalezy więc siędostosować do wpisu przeciwnika i wziąc go pod uwagę w swoim poście. Drugą z podstawowych zasad jest to by nie stosować tzw. absolutów - czyli ruchu który definytywnie zakłada się od razu, że się udał. Tak jak rozpisany tu przez Ciebie unik przed bełtem (który się udał) i od razu granie dalej. Trzecią zasadą jest poczucie realizmu, który trzeba w rozgrywce również stosować. Tutaj jako przykład może posłuzyć wspinaczka po murze. Niestety niezbyt to realne. Także uznajmy, że Twa postać nie dotarła jeszcze na szczyt, ja też przymknę oko na unik i uznamy, ze się powiódł. Grajmy więc dalej z takiego punktu. Proszę też o stosowanie się do podstawowych reguł sesji. W razie pytań czy też chęci rozmowy zapraszam na pocztę na Kaarze.//

*Pudło! Bełt przemknął obok wspinającego się nieznajomego. Żołnierz zaklął szpetnie pod nosem widząc to jak jego pocisk wbija się w ziemię u stóp Twierdzy. Wyprostował się i kuszę umieścił na ziemi wkładając nogę w zaczep i naciągjąc cięciwę. Wtedy też jego uszu doszły słowa intruza. I to słowa wypowiedziane w języku mrocznych elfów. A złożyło się tak właśnie, że żołnierz pełniący wartę również był mrocznym elfem. Gdy tylko więc cięciwa została naciągnięta i zaczepiona żołnierz znów zerknął w dół muru* Zexen'uma zhahen dos ph'! Xor dos orn el! *Krzyknął w stronę osobnika na murze. Wymiana zaś poglądów między tą dwójką wzbudziła zainteresowanie innych osobników, którzy mogli się również na murach znajdować.*
Och, jednak wpakował się w niezłe tarapaty...No więc zawisł, tak na murze, czekając na dalszy bieg obecnych wydarzeń.
-Zostanę na miejscu, ale dajcie mi wejść na górę, chyba, że chcecie mieć niewinnego drowa na sumieniu!-warknął w stronę strażnika. Cóż, z tym "niewinnym" drowem, to przesadził, bo sam fakt, że wspinał się po murze, przeczył temu, że jest niewinny. Trzymał się mocno palcami muru, ale nie za bardzo wiedział, czy to wszystko wytrzyma jego ciężar. Dobra, ale jeśliby spadł, to mu za bardzo nie zaszkodzi, gdyż mógłby się w locie obrócić i spaść gibko, na zgięte nogi, ale na to trzeba jeszcze mu troszkę poczekać. Tak więc, Alrenis wisiał na murze, jak jakiś złodziejaszek, który nie otrzymał odpowiedniego szkolenia i porywał się na obrabowanie jakiejś warowni.
- Lu'lu'oh shlu'ta dos tlu natha bwael nesst, vel'drav dos bneir'pak dal l'sithyrr vel'drav dos z'orr phor l'reibe?-mruknął do siebie, ale gdyby żołnierz wytężył słuch, usłyszałby jego słowa, pełne zniewagi.
*Może i rzeczywiście, gdyby żołnierz wytężył zmysł słuchu to i by dosłyszał. On jednak nie zrobił skupiając się przede wszystkim na koncentracji. Kątem oka widział już, że jego towarzysze warty przedsięwzięli już odpowiednie kroki i może liczyć na wsparcie. Najpewniej też ktoś odpowiedni zostanie poinformowany o pojawieniu się intruza. Drow zmrużył oczy skupiając swe źrenice na wiszącym na murze osobniku* Z'orr phor... Kiel... Ves kiel! *Rzucił w końcu do przybysza i nałożył kolejny bełt na swą broń, którą kolejną chwile później znów wycelował w nieznajomego.*
-Dobrze, tylko spokojnie...-powiedział wyraźnie drow i począł się wspinać, wolno, by strażnik mógł dostrzec każdy jego ruch. Ma dwa wyjścia: Albo wejść na górę i oddać się w ręce straży, albo zeskoczyć, nie połamać się i oberwać strzałą z kuszy. Cóż, to drugie rozwiązanie mu nie pasowało, więc kontynuował wspinaczkę, już nic nie mówiąc. Uch, mógłby chociaż do niego nie celować, Alrenis nie lubił być "wystawiony jak na widelcu", ale takie są rezultaty, wspinania się po murach, niewiadomego pochodzenia.
-Usstan tlun natha abbil lu'xun naut ssinssrin ulu jivviim jaluss!-powiedział glosno, podnosząc ręce na wysokość głowy.
*Żołnierz swą bronią cały czas "asekurował" nieznajomego podczas jego wspinaczki, coby przypadkiem coś głupiego tamtemu do głowy nie przyszło. Gdy dotarł na górę, stosownie się oddalił - tak by dystans zachowany pomiędzy nimi umożliwiał oddanie celnego i skutecznego strzału. Przybysz zaś po tym jak się dostał na sam szczyt mógł teraz dostrzec bez przeszkód, że na murze oprócz niego i żołnierza znajduje się jeszcze co najmniej dwóch wojaków - choć nieco dalej. Czekających. Wróćmy jednak do osobnika z kuszą. Rzekł on bowiem* Dos orn bihurr dosstan ulnin... Nin mumbaro! *Ostatnie dwa słowa warknął groźnie kuszą wskazując w kierunku właśnie tej dwójki, która stała dalej i czekała.*
-L'quarth ...ventash'ma...-powiedział, z nieukrywaną pogardą w głosie i łypnął czerwonymi, złowieszczymi oczami w stronę kolejnych strażników. Ech, a szukał tylko drogi powrotnej, przez tą cholerną puszczę...A na co trafił? Na jakąś bandę służących komuś wojaków, na dodatek z kuszami i inną bronią. lecz chcąc nie chcąc, powoli i tak, by mogli dostrzec jego ruchy, ruszył w podanym mu kierunku.
*Na swe słowa raczej nie doczekał się odpowiedzi. No chyba, że liczyć kolejny ponaglający gest kuszą. Żołnierz z tą bronią stał w miejscu i obserwował intruza jak się oddala w stronę jego kompanów. A jeśli już o kompanach mowa to było to również dwójka mrocznych elfów. Odzianych w takie same mundury jak ten z kuszą lecz wyposażeni z goła inaczej. Jeden miał długi miecz przypięty do pasa oraz sztylet mocowany z pochwą przy udzie. Drugi natomiast jako broń posiadał buzdygan zamocowany na plecach. Odezwał się ten z mieczem jako pierwszy gdy Przybysz był jakieś 5 metrów przed nimi.* Zexen'uma! Dosst rah pholor stallon! *Zarządził i dał znak swemu kompanowi by ruszył w stronę Alrenisa.*
Alrenis wzruszył ramionami i wyciągnął ręce przed siebie, bo tak, chyba mu tak kazano. Broń miał zawieszoną na udach, a sztylety ukryte pod płaszczem. Jeśli chcą go rewidować, to niech to robią, już i tak wpadł w niezłe gówno i musi jakoś z tym żyć, a dokładniej przetrwać to, co teraz go czekało. Czerwonymi oczami spoglądał to na dwóch wojaków, to na drowa z kuszą. Żeby tak do swoich celować? Świat to jedno wielkie gówno...
*Swój czy nie swój... Raczej w przypadku drowów sam fakt bycia tej samej rasy to za mało. Wszak to norma u drowów. Trudno mówić o czymś takim jak zaufanie w ogóle. Tak więc się teraz działo, że jeden z żołnierzy obszedł Alrenisa a ten pierwszy zlustrował jedynie dokładnie wzrokiem sylwetkę intruza, zwracając szczególną uwagę na jego broń właśnie. Do rewizji jednak nie doszło - może byli na tyle pewni siebie? Może... Tej jednak na przodzie - z mieczem rzucił krótko* Flohlu uns'aa! *I ruszył wzdłuż muru kierując się w kierunku głównej bramy. Jego kompan miał zamiar iść z tyłu - za przybyszem a natomiast kusznik pozostał na swej pozycji.*