ďťż

Rudzielec :)

Baza znalezionych fraz

Futbolin

Moi sąsiedzi mają świetnego rudego wałacha. Konik przepiękny, normalnie marzenie. Teraz właśnie kombinuję pozwolenie na jazdę na nim ( o ile jest ujeżdżony)

Kurcze. Żeby taki koń stał na przeciwko mojego domu i się marnował Nikt na nim nie jeździ. Chodzi tylko po padoku. Ojciec zaproponował że spyta się sąsiada. Nawet jeśli nie jest ujeżdżony to chciałabym się zbliżyć trochę do koniska. Pozajmować się nim. Dla mnie nawet najmniejszy kontakt z koniem jest ważny. No a jeśli już by mnie zaakceptował, polubił to może dałby sobie stopniowo położyć derkę na grzbiet a potem siodło.... Ehhhh....Się rozkojarzyłam, a pewnie jak zawsze szczęścia nie będę miała

Jeździliście kiedyś na koniach swoich sąsiadów?


mieszkam w mieście. w centrum. mogę co najwyżej psy poujeżdżać a na mazurach gdzie mam gospodarstwo w promieniu kilometra nie ma żądnych zabudowań, trudno więc mówić o sąsiadach
ja się zajmowałam koniem- mordercą pod Poznaniem
Jak spytałam sąsiada, czy mogę sobie z nią popracować, to się mocno zdziwil , bo ogolnie wszyscy się w ogole bali do niej podchodzić ale się zgodził, na początku mi troche pomagał, bo klacz tylko jego akceptowała, na ludzi się rzucała, gryzła ,kopała.... ale dało radę wtedy po raz pierwszy usłyszalam o pracy z ziemi,metodach naturalnych .. zaczęliśmy 2 miesiące z ziemi, nie bło łatwo, bo kobyłka nie dawała sie dotknąc.... nigdzie

największą nagrodą było dla mnie to, że mogłam do niej podchodzić na padoku, głaskać ją ,a podczas pracy na lonży, podchodziła do mnie i wkładała mi łeb pod pachę... wtedy już nie dałam rady i się rozryczałam ze szczęscia i wzruszenia
gdzie to bylo, karolajn? bo chyba slyszalam o tej kobyłce


Esterpole
a był tam młodziak Belldior?
niet to bła kobyłka
chodzi mi o to, czy w stajni gdzie stala ta klacz, był młodziak-wałach belldior...
nieeee
ja pół zycia spędziłam jeżdżąc u sąsiadów znaczy sąsiadów troszkę dalszych, powiedzmy z jednej miejscowości. i przeważnie to ktoś proponował mi jazdę bo sobie np. nie radził z koniem. Bardzo miło to wspominam i zawsze traktowałam konie jak swoje
a się własnie dowiedziałam że koń jest nieujeźdzony i ostry. a bym się tam nie bała do niego podejść ale właściciel nie chce ryzykować
jest ostry czy nie... ja mam bardzo negatywny przykład... znajome zajmowały się końmi, stajnia była fatalna, robiły co się da i pomagały tym koniom... ale własciciel w koncu powiedział dość i je pogonił, nie zrobiły nic, żeby tak je ktokolwiek potraktował... jeszcze im groził... znudziło mu się siedzenie obcych na jego terenie ;]

inna sprawa... nie musisz sie go bać, ale czy umiesz pracowac z koniem, który jest surowy? jesli kon jest dodatkowo ostry to trzeba mieć spore umiejętności, czas, cierpliwość.

właściciel nie chce ryzykowac - i może słusznie...są rózne konie... a może po prostu nie chce, żeby mu się ktoś tam pętał? ludzie są rózni, niestety..
lilijeczka, I tu racja. Jeździłak kiedyś u jednego facetan w pobliskiej wsi, facet miał klaczkę i wałaszka a jego córka nie miałą z kim jeździć. Dodam jeszcze, że te konie nie były zbyt dobrze ujeżdżone, więcej kłopotu niż pożytu z jazdy, no ale... w każdym razie jeździłam tam około pół roku i się sprawa skomplikowała, ponieważ radziłam sobie dużo lepiej od "córuchny" dostałam prezent... WYWALANIE OBORNIKA OD KRÓW JAKO ZAPŁATA ZA JAZDĘ Nie było wcześniej mowy o żadnej zapłacie z mojej strony, facet czasem sam dzwonił, żebym wpadła, a tu masz babo placek Fakt faktem, nie skorzystałam z "prezentu"
własnie, własciciel ma święte prawo powiedzieć, że mu się znudziło. lepiej jest się jakoś sensownie dogadać, płacić czy jakoś spłacać pracą jazdy..jeśli człowiek ma dzikiego konia i nie robi z nim nic - widać mu nie zalezy i nie potrzebuje nikogo, kto będzie robił tego konia

a i nie chce brac jakiejkolwiek odpowiedzialności i nie chcemiec kłopotu, jeżeli cokolwiek się stanie... co też rozumiem... bo można się zarzekać, ż na własną odpowiedzialność, ale jak sie wyląduje na wózku i będzie potrzebna kasa na leczenie / rehabilitację to do odpowiedzialności faceta by się ciągnęło... nie koniecznie musiałby położyć głowę na kołku za to, ale naszarpałby się i tyle... a może nie ma ochoty, żeby mu się ktoś mieszał do konia, co tez rozumiem.. nigdy nic na siłę!
milly90, jeśli zależy ci na dobrym losie tego konia, to może namów dyskretnie sąsiadów, żeby poprosili kogoś doświadczonego . Jeśli ta osoba dałaby radę, to wtedy pewnie by się zgodzili, żebyś się nim zajmowała .