Futbolin
...bez dobrych rokowań. Są tu tacy?
Kto się ze mną łączy w bólu? Chodzi mi o to, czy ktoś z forumowiczów kupił sobie jednego konika, bo jest amatorem sportu, a tego spotkało coś fatalnego? W związku z czym trzeba chorego leczyć, utrzymywać, opiekować się, a na drugiego nie ma finansowych szans (a może nawet i ochoty)?
Jak się pogodzić z losem? Właściwie bardziej chodzi mi o to, jak stłumić w sobie te wszystkie uczucia, zaczynając od aspiracji sportowych kończąc na marzeniu o terenie, kiedy staje się to niemożliwe?
Jeśli chodzi o konika, oczywiste jest, że trzeba zadbać, aby miał jak najlepiej.
Z moim akurat nie ma tragedii, aktualnie lekko kuleje.
Ale. Konia mam 4 lata, a wypadek, który nam zniweczył wszystkie plany, przytrafił się pół roku po tym, jak do mnie trafił. Od tego czasu bywało różnie, przez parę miesięcy nawet udało nam się porobić coś konkretnego, bo koń bywał czysty i wtedy skakaliśmy, szlifowaliśmy podstawy ujeżdżenia.. Ale to było tylko parę chwil. Nie mam ochoty po raz kolejny gdzieś opisywać, co mu się przytrafiło, chciałam tylko podzielić się tym, co aktualnie czuję (czytaj frustracja i bezradność bliskie załamaniu nerwowemu) i usłyszeć, że nie jestem sama w takiej sytuacji.
Nie tak miało być...
To miało być moje szczęście. Co by nie było, zawsze będzie nr 1.
http://wt04.wrzuc.to/obra.../DSC_1995kk.jpg
http://wt04.wrzuc.to/obrazek/nCCCnFQ8p/kosik2.jpg
współczuję ci i trochę rozumiem co czujesz.
Ja mam kobyłke od 15 lat jedną jedyną ukochana. Urwis niesamowity. W grudniu przeszła ochwat na 4 nogi i byłam pełna obaw ale okazało się że nie był ciężki i mogliśmy wrócić do przejażdżek terenowych. Niestety jakiś miesiąc temu ktoryś z koni ją kopnął najprawdopodobniej pękła jej jakaś kostka w tylnej nodze. Ona chodzi całe dnie po padoku, w kłusie kuleje ale galopy, skoki przez ogrodzenie wychodzą jej wprost rewelacyjnie. Najpierw była leczona na ścięgna bo tak wet myślał teraz że chyba coś pęknięte. Szukam kogoś z rtg żeby do mnie przyjechał i od 2 tyg doprosić się nie mogę bo albo stary rtg albo poprostu nie maja czasu. A ja chciałabym wiedzieć czy jest to do leczenia (i jakiego) czy poprostu na łąkę do końca życia. Wiem jedno że póki będę w stanie ją utrzymać koń będzie u mnie. Jeżeli (tfu tfu tfu) sytuacja się zmieni oddam poprostu jakiejś fundacji bo sprzedać czy od fundacji brac kasę to nie mam ochoty. Moja jedyna miłość. Codziennie na nią patrzę, karmię głaszczę, przeczyszczę i nic poza tym...
jestem bardzo wdzięczna za odzew. niewiele osób jest w takiej sytuacji, z moich znajomych nikt.
trzymam kciuki za nasze koniki w takim razie.
Czy ktoś jeszcze?..
kosowata - to jest nadal Twoje szczescie! Twoj kon, ten pierwszy....Pamietaj o tym!
Ja nie mam takich doswiadczen ale chyba w ogole nie powinnam czytac tego watku. I nie mam nic aby Ciebie pocieszyc niestety.... To co opisujesz jest wlasnie chyba najglowniejszym powodem dla ktorego nie moge sie zdecydowac na wlasnego konia.....
Nie powialo optymizmem, wybaczcie....ale tak to wlasnie u mnie jest.
Równie dobrze możemy się wkurzać kiedy nasz zdrowie szwankuje i jazda kiedyś przyjemna. Powoli robi się męką...
Zastanowiło mnie jedno, autorka tematu pisze o flustracji. Czy odczuwana jest bo brak jej jazdy, czy może brak kompetencji weterynarzy którzy jasno i rzetelnie powiedzą jakie są rokowania? Myślę że jeśli ktoś decyduje się na konia, to trzeba liczyć się z takimi ewentualnościami. Szkoda że w Polsce nie ma ubezpieczenia zdrowotnego dla koni czy ogolnie dla zwierząt. Poniekąd można byłoby od razu rozpocząć leczenie. A tak czasem właściciel komibuje kase a koń czeka...
a ja dobrze rozumiem flustrację wascicielki i jestem pełna podziwu dla dziewczyny. Cz wiesz koniku ile osob na jej miejscu, iluz pseudosportowców "pzobyłoby "się takiego konia i zamieniło na lepszy zdrowy model. Dziewczyna postępuję pięknie ,że dba i go leczy a ,że czuje zawód, że chciała i miała aspiracje sportowe ma uczucie niespełnienia.
Ja mam konia bardzo chorego , po już dwóch operacjach nogi , moim jedynym marzeniem jest aby tylko niecierpiała aby choc bez bólu pobiegała sobie sama po łakach. A i tak przed nami daleka droga. Wiem co czułam na początku, choc nie miałam aspiracji sportowych ale gdy się dowiedziałam ,że klacz nigdy już nie będzie mogła byc wierzchowcem (w pełnym tego słowa znaczeniu) a cos mnie ukłuło, poczułam jakis taki wewnętrzy żal, bunt , sprzeciw. Mnie przede wszystkim żal było i jest konia. Mam inne konie , także kiedy chcę jezdzę w tereny, pracuję z nimi ale jak bym się czuła gdyby ta klacz była moim jedynym koniem? Nie wiem i wspólczuje włascicielce ,cieszę się jednak ,że pokazuje innym i ,że o konia dba nadal.
chyba frustracja ;/
Ja mam również konia chorego,który już nigdy nie będzie w 100% zdrowy.Po leczeniu narazie jest ok,ale przez ostatnie dwa lata była masakra.Jazda w kratkę przeplatana kulawizna i bezradność wetów.Wreszcie po przeswietleniach wyszło o co chodzi.Narazie jesteśmy po pierwszych zawodach w tym roku.Licze się z tym ,że koń w przemyślanym,rozsądnym treningu dotrwa do zimowego zasłużonego odpoczynku bez kulawizny.Wiecie jak to jest .Jezdzi sie ,oszczędza konia ,miesiąc,dwa,trzy ,szykujecie się do zawodów a tu nagle trach!!Tydzień przed, koń kuleje!Ale jest moim słoneczkiem i jak bedzie trzeba to do końca życia będzie moim darmozjadkiem;)
Zastanowiło mnie jedno, autorka tematu pisze o flustracji.
autorka pisze o frustracji ;P
kosowata to przykre co si Wam przytrafiło-jednak tak też się zdarza...
zastanów się jednak czy warto się tak poświęcac?
czy nie moglabys konia wywieźć na łąkę i dać mu już święty spokój?
czy on wymaga twojej stałej i troskliwej opieki?
zastanów się co dla twojego konia jest naistotniejsze a nie to czy będziesz miała uspokojone sumienie bo trwasz w tym co jest...
Konie najlepiej czuja się bez siodła i bez jeźdzca , gdy są w swoim towarzystwie... Szkoda, że te piękne stworzenia są w ogromnym procencie uzależnione od nas.... my za opiekę oczekujemy np. sobie na nich pojeździć....
Może to nie jest jakieś pocieszenie, ale gdyby przydażyło się, konicy zostać już na polance to myśle, żę będzie bardzo szczęśliwa - oczywiście z pobratymcami
Jazda konna daje nam nieopisane odczucia... jednak ja osobiście uwielbiam byc z końmi na równi...oboje na ziemi... wychodze ze stajni i widze jak szaleje stado na padoku, tarzaja się, bawia, przeganiają... wtedy są szczęsliwe... gdy ból nie doskwiera.
no właśnie na łące. właśnie szykuję się do otwarcia pastwisk!! moja kobysia zadowolona bo ją z racji delikatnego przewodu pokarmowego trzeba pare dni popasac po 10, 15 potem 20 min i coraz dluzej i dluzej.
Też nie miałam aspiracji sportowych bo po co. Dla mnie przyjemnością jest jazda w terenie. Tak samo spacery z koniem w ręku na kantarze. Ostatnio z racji kontuzji tylko takie przebieżki wchodzą w grę. Szczerze zastanawiam się czy jak okaże się że kontuzja nie do wyleczenie to czy kupię następnego konia? Mam ją od 15 lat i naprawdę nie wiem czy innego konia mogłabym tak samo pokochać. Poza tym wydaje mi się że mogłoby być jej przykro że biorę innego konia w teren a nie ją. No cóż u mnie póki finanse pozwolą ma dożywocie:)
To super, że może z Tobą zostać
Faza - nie wiem czy kiedyś będę odczuwać to samo to właścicielka tego konia. Każdy człowiek jest inny, jeden będzie kombinował. To znaczy szukał leczenia nawet niekonwencjonalnymi metodami. Może zdecyduje się oddać komuś na trawkę?
Obecnie mam konia do jazdy, takiego który ma duże problemy z alergią. Kaszle i młody tez już nie jest. Chce zobaczyć ile pójdzie mi zapłacić za "leczenie" go. Na pewno się czegoś nauczę. Zresztą tyle na ile mu ulży to będę z siebie dumna.
Kosowata... współczuję. Byle koń mógł sobie chodzić swobodnie, bez bólu.
Mój zwierz nie ma ścięgien, a same zrosty. Owszem, chodzi pod siodlem. W tym roku uderzył się lub kopnął go koń i miał odprysk kości... Czy bedzie chodził normalnie pod siodłem? NIe wiem. NIc go nie boli, lata po padoku jak debil. Tylko, ze cokolwiek się stanie - zawsze zostanie ze mną. Mam go prawie 11 lat. Nie ma opcji oddania go na łąki. Tak bym się czuła, jakbym oddała kogos bliskiego do domu starców. Musze go miec przy sobie, dla własnego zdrowia psychicznego
Grunt to się nie PODDAWAĆ i wierzyć... po kolejnej kontuzji ścięgien mój miał już nie chodzić, miał byc kulawy... z tego odprysku tez się musi wygrzebać
Ale co dokładnie mu jest? Bo wiesz, są suplementy które pozwalają kontuzjowanym koniom dojść do jako takiej formy, np Cortaflex. U nas była klacz ktora miała odprysk w stawie, potem miała operację usunięcia tych odprysków a potem niby miało być ok ale raz kulała a raz nie. No i właścicielka rok podawała jej ten najmocniejszy Cortaflex, lub Cortavet-nie pamiętam dokładnie ale mówiła że ten najmocniejszy z kwasem hialuronowym i ta kobyła chodziła czyściutko na tym, startowała w ujeżdżeniu. Jak przestali jej podawać to znowu kulała ale na cortaflexie było znów dobrze. Może twojemu konikowi też czegoś takiego potrzeba? Jesteś z Poznania, tam jest taki wet pan Mirek Złoto-jest świetny i mówi prawdę co rzeczywiście jest i co jeszcze można zrobić Może skonsultuj się z nim?
Bardzo ci współczuję, ale trzymam kciuki, spróbuj, a nuż się uda.
moja kolezanka kupila konia z uposledzeniem krazenia wszystkich 4 nog. nie bylo tego widac przy zakupie. czasami niestety kon stoi po kilka tygodni i chodzi kulejac. po jakims czasie mu sie poprawia. potem jazda wyglada tak, ze zaczynaja od stepa, potem po kilku dniach troche klusa, a jak nie kuleje to za jakis czas galop. wet mowi, ze nie da sie konia z tego wyleczyc. mozna tylko lagodzic objawy i probowac przeciwdzialac.
znowu w innej zaprzyjaznionej stajni byla dziewczyna, ktora operowala konia i czekala na jej powrot do zdrowia ponad 7mies. w miedzyczasie dogadala sie ze stajnia, ze bedzie jezdzic na jakis 2 trudnych koniach i pomagac w stajni w zamian za obnizenie kwoty za pensjonat, bo do kosztu boksu dochodzilo jej jeszcze sporo kasy na leki i wizyty weta.
czytam wasze problemy z konmi ogólnie i napisze tak:
to my jestesmy winni za nasze chorowite konie ...nieswiadomie ale w wiekszosci tak jest.
my,nieswiadomie im gotujemy taki bolesny los
przez niewiedze
kowale w większosci żle werkują konie nie mając pojęcia o mechanice i wpływie nieodpowiedniego werkowania na nogi i cały organizm konia
kujemy konie na różny sposób mysląc ze to jest konieczne z różnych przyczyn nie mając pojęcia jak to wpływa na konia ,na jego nogi,ukrwienie ,organizm,potem po latach a nawet krócej kon zaczyna kulec ,zaczynają sie kłopoty,wydatki itp..
utrzymujemy konie w warunkach dla nich drastycznych ,mam na myśli chów stajenny ,za małe boksy ,kontakt z amoniakiem ,małe przestrzenie padokowe,zbyt mało ruchu ,różne ubrania czapki derki,blokowanie żył,brak swobody ruchu ,nieodpowiednie żywienie
konie zapadają na choroby oddechowe itp
przez naszą nieodpowiedzialnosc i niewiedze konie sie kaleczą i cierpią latami -szkoda ze nie wyją z bólu..,szkoda ze konie bol znoszą w milczeniu..
to wszystko ma ogromny wpływ na stan zdrowia konia
no ta, tylko ,że jak kupujesz konia od kogoś ,to nie wiesz ,czy był dobrze użytkowany, to wychodzi dopiero z czasem.
kowale w większosci żle werkują konie nie mając pojęcia o
chyba wręczę medal
no ta, tylko ,że jak kupujesz konia od kogoś ,to nie wiesz ,czy był dobrze użytkowany, to wychodzi dopiero z czasem.
racja ale z chwilą wykupu zawsze mozna ulepszyc stan utrzymania zapewniając odpowiednie warunki ,odpowiedni ruch w tym werkowanie zgodnie z mechaniką ,odpowiednie żywienie
niestety ,jeszcze niewiele osób zna potrzeby biologiczne koni
albo dla własnej wygody nie chce ich zapewnic dlatego jest jak jest ... i nasze konie chorują
wartosciowy artykuł jest w kon polski 2/2010
o trzeszczkach
no zgodzę sie że to my estesmy odpowiedzialni za nasze chorowite konie niestety. choć są wyjatki.. Mam znajomą która ma swojego ulubieńca , nie dawno klacz oślepła. Badania i poprostu masa wetów badajacych klacz...i wszystko po to aby stwierdzić ze koń jest alergikiem....A konik całe zycie zdrowy , kolek nie miewała, kondycja super , zadnych kontuzji.Dodam ze całe zycie trzymana tyle ile mozna było na pastwisku... no i uczulenie na susz buraczany niestety, czasami nie da rady nic zrobić.. ale klacz radzi sobie wysmienicie-a ślepota z diagnozy to alergia....
U mnie optymistyczna wiadomość. Kobyłka mniej znaczy i wet powiedział że są dobre rokowania. Czyli mam czekać. No cóż 2 m-ce nic nie robi a niech jej idzie na zdrowie.
gora nie uważam że kontuzja mojej kobyły to moja wina. Dostała kopa od konia z którym dość długo się zna. Przecież bez sensu trzymać wszystkich osobno. I nie dostała kopa z racji zbyt małej przestrzeni na dworze. Mają 6ha na 3 konie. to mało?
agulaj79, ale gdyby były dobrze werkowane, to na pewno nic jej by się nie stało
Gora, czy ty masz jakies granice dobrego smaku? Bo chyba nie...
Ja jestem właścicielką konia, który do końca życia będzie kontuzjowany i nic się z tym nie zrobi, można tylko łagodzić. Werkowanie troszkę pomaga, ale co poradzić na uszkodzoną większość struktur w kopycie przez gwóźdź... nic nie pomoże, można tylko czekać i minimalizować przez prawidłowe rozczyszczanie. Bo propozycja przecięcia nerwu, aby nic nie czuł, mija się kompletnie z celem..
agulaj79, ale gdyby były dobrze werkowane, to na pewno nic jej by się nie stało
hmm nie rozumiem? wydaje mi sie że werkowanie nie ma z tym nic wspólnego. kop z bliskiej odległości z dużą siła może spowodować pęknięcia kości. Nie znam się na anatomii końskich nóg ale wet mi tak wytłumaczył że jest tam jakaś malutka kostka i jak się ją uszkodzi a ona dobrze zrośnie to koń może dalej pracować. Ekspertką nie jestem a wręcz laikiem a takich sprawach więc polegam na wiedzy wetów.
agulaj79, ale gdyby były dobrze werkowane, to na pewno nic jej by się nie stało
to była raczej ironia agulaj79
mam konia 10 lat i od pierwszego dnia jestem w takiej sytuacji
niestety ,jeszcze niewiele osób zna potrzeby biologiczne koni
albo dla własnej wygody nie chce ich zapewnic dlatego jest jak jest ... i nasze konie chorują
Jeżeli koń został kopnięty przez konia z którym od dawna się znał,to jak można było temu zapobiec? Przecież potrzebą koni jest przebywanie na dworze a nie w boksie,przebywanie z innymi końmi a nie osobno...
Mam wrażenie,że kto by czego nie napisał,to Ty i tak wiesz zawsze lepiej...
Wypadki niestety się zdarzają i nie możemy ich przewidzieć. Głupotą jest twierdzenie, że wszystko co koniowi złego się przydarzyło jest winą człowieka, bo w tym akurat przypadku miał miejsce fatalny zbieg okoliczności-nie do przewidzenia. Bardzo przykry w skutkach. Moja znajoma ma kobyłkę która po kilku miesiącach po zakupie zaczęła mieć poważne kłopoty z nogami i też z ambicji sportowych niestety musiała zrezygnować bo z konia rezygnować nie chciała, a na dwa po prostu nie było ją stać, zwłaszcza że leczenie klaczki pochłaniało dużo pieniędzy. Bardzo mi przykro że tak potoczyły się wasze losy i nie dziwi mnie Twoja frustracja. Wiem, że to marne pocieszenie, ale nie jesteś sam.
Zacznijmy od tego, że gdyby taki wypadek wydarzył sie koniowi żyjącemu dziko to prawdopodobnie by on nie przeżył. A że zwierzak jest pod opieka agulaj79 to wciaz żyje podtrzymywany lekami wetów.
W przyrodzie istnieje ostra klasyfikacja. Silni przeżywają, słabsi nie. Konie wierzchowe mają więcej szczęścia (o ile tak w ogóle mozna by to nazwać).
salkada przepraszam. chyba jestem juz przewrazliwona po temacie o naturalnym chowie koni i wogole komentarzach ludzi ktorzy są za jak najlepszym traktowaniem koni a w rzeczywistości nie wiadomo jak postępują.
ja nie mam wyjścia kobyłkę trzymam bo jestem z nią tak mocno związana emocjonalnie że nie wyobrażam sobie żeby ją komukolwiek sprzedać. ostatnio zauważyłam że mniej znaczy no i skumplowła się z jednym wałachem dla którego ogrodzenie 150cm to pestka i niestety dla niej widzę też większego problemu nie stanowi i skacze!!! chyba nie jest tak źle z tą nogą skoro może takie skoki robić. i już uprzedzam że pastwisko nie jest 4x4 a ogrodzone 3 ha ale wiadomo że wg koni za ogrodzeniem trawa jest lepsza mimo że to ta sama łąka!!!
dziękuję za tak duży odzew!
Z moim koniem aktualnie jest gorzej po zwyczajnym werkowaniu... do tego stopnia, że w drodze na pastwisko po asfalcie każdy krok sprawia mu ból... ;( Kowal robi go już od dłuższego czasu i pierwszy raz od czasu tego kowala, koniowi jest gorzej... masakra...
http://www.kocialkowa.pl/...ategories&cid=8
oto historia mojego konia.
opisywał ją mój tata, skonczył w 2008 roku, bo wierzyliśmy, że będzie już dobrze. było tylko przez chwilę. na rezonansie wyszło uszkodzenie ścięgna, które zostało wyleczone. znowu koń chodził. aż pewnego dnia zgubił podkowę (rok temu), przyjechał kowal, zrobił rutynowe czynności i wtedy znów zakulał na kilka miesięcy.... zaczął chodzić na boso po piaseczku i było dobrze. ale już nie jest... jest fatalnie.
kiedy na niego patrzę, widzę jednocześnie jego i moje cierpienie..
kosowata, całe to przeczytałam... to przykre... a już wogóle ile serca w to włożyliście i pieniędzy... biedny koń...
też przeczytałam, dobrzy z was ludzie, szkoda że koń sie tyle męczy musi
dziękuję za te słowa.
a wszystko przez ludzką głupotę i bezmyślność... Twój koń mimo ogromnego pecha ma jeszcze olbrzymie szczęście - Ciebie. Niewiele jest osób, które w ten sposób by się zachowały w stosunku do zwierzęcia. Wiem jak Ci smutno, że nie możesz realizować swoich planów, wiem, że na pewno masz czasem tego wszystkiego dość, tej walki o jego zdrowie i dobre samopoczucie, walki, która nie przynosi efektów... ale pamiętaj, że dopóki człowiek nie traci nadziei i wiary wszystko jest jeszcze możliwe...
Maria89, pięknie to ujelas
kosowata, przeczytałam wszystko i prawie się poryczałam, coś niesamowitego mimo tragedii... niesamowitego bo niewielu jest ludzi, którzy by walczyli...Życzę Ci siły w dalszej walce i bez względu na to, co będzie dalej i Ty i Twój tata już jesteście wielcy,bo to co zrobiliście(i robicie nadal) do tej pory jest wielkie...