ďťż

płochliwy koń

Baza znalezionych fraz

Futbolin

z Cynką znamy się 10 miesięcy. Chyba krótko.
Mam z nią problem polegającym na płochliwości. JEst już mniejszy i mniejszy, co było spowodowane tym, ze kon nie mial stycznosci z tzw ''szarą rzeczywistoscią'' przez kilka lat swojego życia.
Chcialabym sie w wakacje przeniesc do nowej stajni i będe zdana tylko na siebie.
Pytam dość bardziej doświadczonych: jak moge poradzić sobie z jej płochliwością?
Dodam, ze panicznie boi się palcata...

Moja obawa w zasadzie promieniuje na to, ze podczas jazdy robie sie sztywna , podczas terenu też. Mozna powiedziec, ze zaczełam bać się jej strachu.
Problem we mnie, czy w klaczy?


Dużo ci nie poradzę, ale myślę że problem leży w obojgu. Koń zawsze wyczuje co w tobie siedzi a skoro ty się boisz to i ona 2 razy bardziej. To po pierwsze.
Po drugie moja kobyłka była i jest płochliwcem. Ale po latach mniejszym i generalnie boi sie zajecy czy saren więc nie uważam żeby przesadzała. Z tym że początki jej były trudne bo bała się nawet gałązki leżącej na drodze. To co pomogło to jazdy w teren z doświadczonym koniem przewodnikiem. Ja miałam to szczęście że jeździłam w tereny z dziewczyną która jeździła na jej matce. Kobyłka spokojna i wiadomo matce się ufa. Co do ujeżdżalni to nic nie poradzę bo tam nie miałam wogóle problemów.
Pozdrawiam
zgadzam się powyżej Ważne żeby płochliwość niezamieniła się w agresje wtedy mogą być "poważne" problemy
na pewno nie możesz się bać, bo wtedy ona już na pewno się nie opanuje
a co do "straszaków" to wystawiaj ją na próby, weź siatkę foliową, jakiś kolorowy materiał, spryskiwacz, kartkę papieru, bacik i podobne przedmioty i np. na padoku na uwiązie pokazuj jej, szeleść, dotykaj tymi przedmiotami, aż będzie spokojnie przyjmować ich obecność, przy tym aż nadmiernie chwal jak tylko się nie wystraszy
poza tym dużo wyjazdów w teren w towarzystwie niepłochliwych koni

tyle



na pewno nie możesz się bać, bo wtedy ona już na pewno się nie opanuje
a co do "straszaków" to wystawiaj ją na próby, weź siatkę foliową, jakiś kolorowy materiał, spryskiwacz, kartkę papieru, bacik i podobne przedmioty i np. na padoku na uwiązie pokazuj jej, szeleść, dotykaj tymi przedmiotami, aż będzie spokojnie przyjmować ich obecność, przy tym aż nadmiernie chwal jak tylko się nie wystraszy
poza tym dużo wyjazdów w teren w towarzystwie niepłochliwych koni

tyle


z tymi foliowkami itp to bym uważała. Moja kobyła ma 16 lat i do tej pory boi się rekamówek czy worków mimo że wie ze w nich przynoszę marchew, jabłka czy owies z worka przesypujemy. Nie raz ten owies podkradała prosto z wora ale na padoku to jest straszan nr 1. Koń o mało zawału nie dostaje. Odpuściłam i nie straszę nie ma sensu.


z tymi foliowkami itp to bym uważała.

znam hucuła co nawet posmakował dość duży kawałek (nic mu nie było-o dziwo wydalił)
zgadzam się z agulaj79, , nie wszystko da się załatwiać odczulaniem. są konie po prostu, z natury swej bardziej "wyskoczne" i trzeba je pokochac takimi jakie sa. wiadomo - tereny ze spokojnym kumplem, spacery w ręku, takze sporo sensownej pracy na ujeżdżalni (koń ustawiony na pomoce mniej jakoś się rozgląda (oczywiscie chodzi mi o sens negatywny rozglądania, czyli poszukiwanie strasznych motylków, a nie swopodne patrzenie wokół) w terenie ), no i łatwiej go opanować. i co jeszcze... hmm... z własnego doświadczenia powiem, bo tez mam wyskocznego konia (wyskokowego? ) - staraj się zapomnieć o jego płochliwości i nie patrz na swiat jego oczami ( na zasadzie tu koszmar, tam pies, a tam foliówka). przekonałam się na własnej skórze, odwazny jeździec, odwazny koń. coś widać strasznego jedź, można uspokajać głosem, ale lepiej się nie pochylac do klepania, bo jak wystrzeli, to łatwiej zlecieć. jesli czujesz narastający upór, po prostu (bez żadnych "nerwowych" zachowań) zatrzymaj i przeprowadź obok, JAKBY NIGDY NIC. po pewnym czasie koń uzna, ze skoro nikt się tego nie boi, to on tez nie musi.
Powodzenia i cierpliwości, bo praca z wypłochem jest dość trudna, ale ile daje emocji
rozumiem też, że mozna zacząć się bać plochliwości własnego konia i tu poradzę ci taka rzecz - jeśli nie masz akurat towarzystwa do jeżdżenia - bierz osiodłanego konia na spacer w ręku. ja sobie szłam z kobyłą, gadałam z nią i obserwowałam, jak zauważyłam, że jest rozluźniona, to wsiadałam i jechałysmy w najspokojniejsze miejsce w lesie, galopowałaysmy, czasem cos skakałysmy, oczywiście miałam zawsze samkołyki , potem wracałysmy (albo wierzchem albo w ręku), jesli koń był spięty, to szłam z nią na łąkę, żeby sobie pojadała i wracałam, nic na siłę. pomogło i mnie i koniowi

zgadzam się z agulaj79, , nie wszystko da się załatwiać odczulaniem. są konie po prostu, z natury swej bardziej "wyskoczne" i trzeba je pokochac takimi jakie sa. wiadomo - tereny ze spokojnym kumplem, spacery w ręku, takze sporo sensownej pracy na ujeżdżalni (koń ustawiony na pomoce mniej jakoś się rozgląda (oczywiscie chodzi mi o sens negatywny rozglądania, czyli poszukiwanie strasznych motylków, a nie swopodne patrzenie wokół) w terenie ), no i łatwiej go opanować. i co jeszcze... hmm... z własnego doświadczenia powiem, bo tez mam wyskocznego konia (wyskokowego? ) - staraj się zapomnieć o jego płochliwości i nie patrz na swiat jego oczami ( na zasadzie tu koszmar, tam pies, a tam foliówka). przekonałam się na własnej skórze, odwazny jeździec, odwazny koń. coś widać strasznego jedź, można uspokajać głosem, ale lepiej się nie pochylac do klepania, bo jak wystrzeli, to łatwiej zlecieć. jesli czujesz narastający upór, po prostu (bez żadnych "nerwowych" zachowań) zatrzymaj i przeprowadź obok, JAKBY NIGDY NIC. po pewnym czasie koń uzna, ze skoro nikt się tego nie boi, to on tez nie musi.
Powodzenia i cierpliwości, bo praca z wypłochem jest dość trudna, ale ile daje emocji
rozumiem też, że mozna zacząć się bać plochliwości własnego konia i tu poradzę ci taka rzecz - jeśli nie masz akurat towarzystwa do jeżdżenia - bierz osiodłanego konia na spacer w ręku. ja sobie szłam z kobyłą, gadałam z nią i obserwowałam, jak zauważyłam, że jest rozluźniona, to wsiadałam i jechałysmy w najspokojniejsze miejsce w lesie, galopowałaysmy, czasem cos skakałysmy, oczywiście miałam zawsze samkołyki , potem wracałysmy (albo wierzchem albo w ręku), jesli koń był spięty, to szłam z nią na łąkę, żeby sobie pojadała i wracałam, nic na siłę. pomogło i mnie i koniowi


zdaje sobie sprawę z tego, że istnieją takie konie, ale czemu nie spróbować, może da to pozytywne efekty?
mam jednego konia, który bał się zawsze budki sędziowskiej na zawodach, wystarczyło, że raz na treningu "zbudowałam" taką budkę ze styropianu, pogadałam, postraszyłam i od tej pory już się nie bał
alez spróbować zawsze trzeba . warto tylko pamiętać, że sa konie, które nie odczula się całkowicie i zawsze będą miały jakieś "widoki". ale pokazywac rózne rzeczy trzeba. w niektórych wypadkach tylko nalezy nie przesadzać. moja kobyłę tak odczulałam pewnego dnia, ze na koniec się wypłoszyła, chyba ze złości
wykonuj ustępowanie od łydki podczas przechodzenia koło czegoś strasznego, ustaw konia na wędzidło.... żeby byl skoncentrowany na Tobie
możesz tez pokazywac kobyłce jak najwiecej dziwnych rzeczy z ziemi.....
postaraj sie ją odczulić na bat lub w ogole go nie uzywaj
Dziękuje wszystkim za odpowiedź. Ostatnio zauwazyłąm, że to ja się spinam i boje ( kiedy koń już na troche rzeczy się odczulił). Musze dużo popracowac nad sobą, by znowu uwierzyć, że ona jest bezpieczna i nic mi nie zrobi, bo czasem nawet jak pomyśle o jeździe w teren cyz coś, to mi mocniej wali serce.
A i musze wyjść w koncu na spacer z nią, nasz ostatni skonczył się... ganianiem po polu
mysle,ż eważne jest tez aby nie myśleć o tym co jest straszne, bo koń to czuje....
mój koń bardzo boi się samochodów przejeżdząjących przez kałuże, wtedy staram się dać mu jakies zadanie , żeby o tym nie myśłał
Np dzisiaj przy płocie robiliśmy ustępowania i łopatki, jak tylko widzialam oznaki spięcia...
to tak jakbyś mu mówiła" ok , możesz się bać ,ale słuchaj co ja do ciebie teraz mówie, masz zadanie, skup się"
musisz być stanowcza, ale spokojna i opanowana. też mam płochliwego konia i na początku bałam się razem z nim, więc nasze jazdy to było niezłe widowisko. jednak na przełomie czasu, zmieniłam się - staram się dodawać mu zawsze otuchy i widzę, że to działa - jest lepiej, bardziej mi ufa. a więc:
- ważne jest Twoje nastawienie,
- w razie krytycznej sytuacji, tak jak moje poprzedniczki pisały, zadaj konikowi zadanie
- dużo chwal
- dużo daje jazda "do dołu"... to rozluźnia (oczywiście nic na siłę!)
hmmm co ja ci moge powiedzieć, może to że też mam płochliwego konia. Ostatnio np przestraszył sie ptaszka który wyleciał z pomiedzy drzew ale i tak jest już bardzo dobrze. Zaczynamy nawet sami w tereny jeździć gdzie jest oczywiści milion strasznych rzeczy Po pierwsze zacznij od siebie bo to w tobie leży problem a nie w koniu(wiem z mojego doświadczenia) Musisz jechać pewnie i stanowczo ale nie agresywnie, nie spinaj sie bądz rozluźniona, duzo mów do konia bo to tez uspokaja i przede wszystkim jeździj z nim w te wszystkie straszne miejsca, jeżeli zobaczy że nic mu sie nie dzieje to odpuści a i jeszcze jedno najlepiej zająć konia pracą aby nie miał czasu na głupoty. To tyle z mojej strony u mnie podziałało a tobie życze powodzenia
To ja sie podczepię pod temat. Klacz na której jeżdżę to 7-letnia wlkp., bardzo spokojna i grzeczna..Jest jednak problem z tym, ze próbuje reagować ucieczką na widok biegnącego w jej kierunku obcego konia np.pasącego się na pastwisku. Sama spędza cały dzień na łące wraz z innymi końmi, ale to zachowanie mi się nie podoba. Do tej pory udało mi się ją opanowywać poprzez mocne zbieranie jednej wodzy i kółeczka w miejsu, dla rozładowanioa energii. Ale wolałabym ją jakoś odczulić na te obce konie. Pomóżcie proszę, bo kobyłka jest fantastyczna.
a może podjedź do tych koni zachwując bezpieczny odstęp i pozwól się im ''zaprzyjaźnić'' żeby już nie były obce. Chociaż ja zbieram mocno wodze zamykam konia łydką i nie ma że coś mu się nie podoba, kilka razy przeszedł a później to już na luźnej wodzy, ale nie wiem jaka ty metodę wolisz
jeździsz wsród pasących się koni czy jak ?
może jest niżej w hierarchii ?
Nie jezdżę wśród pasacych sie koni, ja jade droga, a one np. pasa sie na swojej łace za ogrodzeniem.I jak tylko ruszą (ruszy któryś)w nasza stronę to jest cheć ucieczki u niej.No i mam teraz trochę cykora, mimo ze dwa razy zdarzyła mi się taka sytuacja i opanowałam kobyłkę.Ale wolałabym żeby tak nie reagowała.Chyba rzeczywiscie spróbuję przejechać na pewniaka, ajak to n ie pomoze to moze podjechać pod ogrodzenie, stanąć i spróbować poczekać aż konie nas zauważą i ruszą w nasza stronę?Dzięki za rady, pewnie i tak trzeba sprawdzic wszystko na zywo. Myslałam, ze może ktoś miał podobną sytuacje.
A zamkniete wodze to bywa różnie-ona po prostu zadziera wtedy łeb i moge sobie pogwizdać:).
poczekaj w pewnej odległości aż podbiegną do płotu i przejedź wtedy może?
Chyba spróbuję tak jak mówisz karola.Dzięki.
Spróbuj też odjechać od koni, które Cię "dogonią" w przeciwnym kierynku a gdy przybiegną znowu, pojedź jeszcze raz w drugą stronę. Z czasem spróbuj tak "kursować" wzdłóż ogrodzenia w coraz większych odległościach. 100% gwarancji nie, że konik będzie spokojny ale zawsze warto spróbować
teoretycznie za każdym razem kiedy koń się boi czegoś/jakiegoś miejsca nie powinno się zwracać na to uwagi. Zająć go w tej chwili czymś innym, odwrócić uwagę od przerażającej rzeczy w stronę pracy. Zatrzymując się i chcąc mu pokazać, że to czego się boi nic mu nie zrobi w Twoim mniemaniu będzie znaczyło "popatrz, to niegroźne", a w jego "stój, nie ruszaj się, uważaj...może się na nas nie rzuci, ale uważaj".
spróbuj może, wiedząc że zaraz dojedziesz do takiego ogrodzenia, zacząć robić przejścia co kilka kroków, jakieś ustępowania [nie wiem na jakim jesteście poziomie], cokolwiek co będzie od niej wymagało skupienia się na Tobie a nie mięsożernych towarzyszach którzy tylko czyhają żeby wyskoczyć zza ogrodzenia.
Zaczęłyśmy po zimie pracę na ujeżdżalni, mam nadzieję że to też pomoże. Jak będę widziała postępy na ujeżdżalni, to wtedy sprawdzę ponownie jej reakcję.Pewnie nieprędko to nastąpi, ale podzielę z się z Wami efektami. Myślę ze ujeżdżalnia powinna też nieco pomóc w kontrolowaniu jej, bo w terenie trochę gna za innymi końmi.Były sytuacje, że jechałyśmy koń w koń. Gdy minęła tego drugiego, zatrzymanie jej nie sprawiało już problemu.
KOntunuuję swój temat. Wczoraj byłyśmy w terenie z drugim koniem. Przejeżdżałyśmy drogą, a za ogrodzeniem przy drodze był sobie taki odsadek.Próbowałam zajmować swoją kobyłkę wędzidłem, łydką, zginaniem szyi, zbieraniem i oddawaniem wodzy, cały czas przemawiałam do niej nbardzo spokojnie.Całkiem ładnie odpowiadała i skupiała sie na mnie, a nie na tym źrebaku.Źrebak póki sobie szedł wzdłuż ogrodzenia było ok.Jak tylko moja zaczynała sie stroszyć i robić wielkie oczy uderzałam ją delikatnie palcatem zeby nie myślała o głupotach-działało.(Tylko nie myślcie ze ja biłam!). Ale jak źrebak nas potem podgonił to zrobiła jakies dziwne uskoki, przytrzymałam ją mocniej, a ona delikatnie sie wspięła, bo nie pozwoliłam jej pójść do przodu. Szczerze mówiac to ja tego nie odczułam, po prostu myślałam,ze wylecę. Ale ją utrzymałam i wysiedziałam.Skarciłam ją za to palcatem i kobyłka szła dalej normalnie(ogrodzenie juz się skończyło).Zastanawiam się dlaczego konie tak się zachowują-czy boją się tego obcego, który je próbuje dogonić za ogrodzeniem, czy sie podkręcają i też chą lecieć?Spróbowałabym przejazdów koło takiego miejsca w tą i z powrotem, zeby się troche oswoiła i uspokoiła, ale biorac pod uwagę fakt, że po obydwu stronach drogi biegnie elektryczny pastuch-to nie bardzo mam na to ochotę.Bo koń może sobie odskoczyć i raczej go utrzymam, ale spotkania z pastuchem to zaliczyć bym już nie chciała. A innej drogi do lasu nie ma I co Wy na to?Macie jakies dobre rady?Bedę wdzięczna.Nadmienię ze kobyła cały dzień spędza na pastwisku ze swoimi końmi.
hę? Szczerze , nigdy nie miałam ze swoją Kaską , Hultajem (bo inne jeszcze w terenik nie były brane ) takich problemó. Wokol mnie jest sporo przydomowych stajenek i nigdy nie miałam takich probemó. Obce konika na widok nadjezdzającego wierzchowca zawsze biegna do ogrodzenia i zawsze towarzyszą nam az do znikniecia im z pola widzenia. Nigdy żaden kon w tej sytacji nie zachowywał sie jak Twój.
Poza tym ja nigdy nie używam ani bata (przy jezdzie konnej) ani bata (przy jedzie bryczką). Nie mam takiej potrzeby.
Moja Kasia ktora jest przwyczajona do psów, mam trzy owczarki, znajomi przyjezdzają z psami reaguje spokojnie gdy wypadają wiejskie "burki" ale nie wiadomo dlaczego reaguje bardzo tchórzliwie gdy wypadaja małe yorki Letników. Natychmiast zrywa się do ucieczki. Ostatnio celowo podjezdzam z nią pod zabudowania gdzie są małe pieski i naprawdę nic nie pomaga. Boi sie , jest spięta ale... posłuszna.
Generealnie konie sa smieszne w tej swojej płochliwosc, przez nasze pola nie raz nie dwa wpadały zajączki, konie były przyzwyczajone do widaoku zajączków. Lecz przez ostatni rok nie było zajęcy i w trakcie przejazdzki przelaeciał Kasi zajączek o kurcze...natychmiast uskoczyła w bok a pozniej stanęła i ze strachu nie mogła ruszyc.
Nigdy (pomimo wielu odczulan) nie wiemy czego nasze kochane wierchowce moga się przestraszyc. Możemy to tylko minimalizowac poprzez przyzwyczajanie koni do "dziwnych" zjawis i przede wszystkim poprzez zaufanie koni do nas.
No to fajnie:)Nam samochody, zające, sarny i jelenie niestraszne.Z psami jest różnie, ale raczej dobrze.Gdyby nie te cholerne pastuchy to moze nie byłoby tak źle, tym bardziej ze wiszą same druty, bez widocznego dla innych zwierząt stałego ogrodzenia, więc boję się ze mój koń może nawet nie zauważyć tego drutu.Jak jeździłyśmy zimą to było super. A teraz dojazd do lasu trochę mnie stresuje niestety.
nam straszne cięzarówki...
z tym ,że jak jedzie z przodu ,to jeszcze jako tako, kon sam się zatrzymuje na poboczu lub idzie lekko podkulając zadek, jak jedzie z tyłu, to czasem wyrwie do przodu lub uskoczy w bok .
Po prostu wyjeżdżam jak najczęsciej w teren, przechodze przez drogę, mam plac obok jezdni, więc częśto jeżdże na tej stronie bliżej drogi... głaszczę ,mówię do niego lub robię ustepowanie... teraz cięzarówki za płotem nam niestraszne ale te mijające nas ,wciąz tak
Czyli nie jestem jedyna? Ona jest bardzo grzeczna i spokojna ogólnie-inaczej bym jej nie kupiła. Jeździłam na niej tereny przez całą zimę i było super. Teraz jak juz zaczęłysmy pracować na ujeżdżalni czuje ze mam większą kontrolę w terenie-nie ciągnie za innym koniem tak jak kiedyś.TYlko te nieszczesne obce konie.....
Moja Mery straszliwie boi się kałuży...brrr...Jesli ma mozliwosc obejscia jej nic jej nie powstrzyma A ze chodzi jednakowoz w bryczce jak i w siodle to ostatnio niestety musiala wejsc w wielgachna kaluze....na szczescie chodzi w parze i druga kobylka ja przytrzymala nie miala jak obejsc tej kaluzy i o dziwo przeszla....ale w siodle ten numer nie przejdzie-naprowadzalam ja kilkakrotnie zawracalam probowalam z kazdej strony i nic-zawsze robi zwrot na zadzie i mknie w druga strone...
No to fajnie:)A może ona wogóle boi się wody?Próbowałaś ją obmywać np.?Moja klacz ostatnio nie chciała za bardzo wejść do jeziora,. Ale jak juz weszła raz to potem sama się pakowała-tak jej sie podobało chlapanie:)Cudny widok-niesamowita radość konia
Ogólnie to samej wody sie nie boi-ma np.myte kopyta pod biezaca woda i nic...nie wiem jak z kapiela (poniewaz kupilam ja niedawno) za to w terenie wiem ze przerazaja ja kałuze. Ostatnio zaprzegam ja do bryczki z druga kobylka i pierwszy raz bylo kiepsko z wejsciem-teraz po kilku takich przejazdzkach wchodzi do wody nawet stala juz w kaluzy po sam brzuchol ale obok byl drugi kon to raz a dwa jakos niespecjalnie chyba to lubi... bo teraz niby wchodzi ale jednak jak ma mozliwosc(czyt. nie w bryczce) to raczej ja omija....choc nie powiem bo zdarza sie jej gdzies nie zauwazyc tej strasznej kaluzy i w nia wdepnac....
Nie chodzi o sam strach przed wodą ... koń nie umie ocenić głębokości kałuży .
myslę ,że jak się przyzwyczaja konia do kałuż należy wchodzić do tych , w których widac dno i są w miare płytkie.
Moja wszelkie kałuże skakała duże małe wszelakie. Dopiero wprowadzanie do jeziorka stępem (ogólnie nie lubiła wody) a następnie do kałuży również stępem pomogło. Teraz zero problemu. Czasem jednak mi brakuje tego skoku przez kałużę ale mam co chciałam
hehe, jedna z kobyłek, na której jeżdżę też stara się unikać wody. Jak jedziemy stępem to jest ok i wchodzi nawet w głębokie kałuże a nawet do strumyka, ale o przekłusowaniu lub przegalopowaniu przez wodę nie ma mowy. Myślę, że drażni ją rozpryskująca się o jej brzuch woda. Jak jedziemy chodem wyższym niż stęp to już na kilka metrów przed wodą dziwnie się cała obniża, włącza hamulce i taka przyczajona podchodzi do wody a jak już się znajdzie tuż przed nią to wyskakuje na 2 metry w górę z boku to śmiesznie wygląda, ale jak się na niej siedzi to na prawdę nic miłego. Mam nadzieję, że jej przejdzie i tak już zrobiłyśmy duży postęp, bo kiedyś jak jechałyśmy w terenie to za nic w świecie nawet popatrzeć na wodę nie chciała a co dopiero w nią wejść
No to ja sie pochwalę ze my ostatnio przekłusowałyśmy przez dłuuga kałużę. I było superaśnie-najlepszy jest trzask wody i bryzgi
Hej. Mam pilną prośbę. W temacie "siodła Daw-mag i ogłowia..." wrzuciałm swoje fotki. Jakbyscie mogli zajrzeć tam i napisać swoja opinię to bedę wdzięczna., bo dziś zamawiam siodło
Kurka ja nie wiem-moj Merutek jakos nie chce-w zaprzegu w pare wchodzi z lekkim tylko wahaniem a pod siodlem za chorere nie chce... i coz z nia zrobic????

dużo daje jazda "do dołu"... to rozluźnia (oczywiście nic na siłę!)
co znaczy do dolu? z górki?
Dzisiaj odkryłysmy jeszcze jedno straszydło....KROWA....brr.... łani sie nie bała jak wyskoczyla znienacka a bala sie krow ktore w dodatku byly dobrze widoczne....Musze sie pochwalic ze przeszla dzielnie kolo krow co prawda prubowala nawrocic ale jej sie to nie udalo potem przeszla kolo krow jeszcze ze cztery razy i juz prawie na spokojnie
do dołu to znaczy w niskim ustawieniu, tzn nie tracąc kontaktu pozwolić koniowi na swobodne opuszczenie głowy w dół
No tak tylko ze moja Merry raczej nie opuszcza głowy-lubi chodzic z wysoko podniesiona
stajnia.admiral, no z krowami to my tez mamy podobnie.Póki co nie było biegających cielaków wiec nie było tak strasznie. Ale chyba tez musze znaleźć jakieś krowy z bezpiecznym terenem w poblizu(bez pastuchów) i tam z nia pojeździć.
Metutek wlazła do rzeki a konkretniej przez nia przelazła-samiutka!!!!
Co prawda ciagnela bryczke za soba ale weszla- nie bylo drugiego konia obok!
Tak jak by mamy problem... mój koń boi się wody z węża... sam - nie ma problemu mogę zrobić wszystko. ale jak poleci z niego woda... to ucieka gdzie pieprz rośnie

Dziś z kolei miałam taką sytuacje, ze po jeździe chciałam go umyć. A ze nie da rady na myjce wodą ze szlaufa to wzięłam wiadereczko i gąbeczkę. wiaderko znalazło się metr od jego nóg a on zaczął się odsadzać... Szybko wycofałam wiaderko i było ok. Ale szczerze mówiąc bał się tej wody z gąbki...

Spotkaliście się z czymś takim ?
ja jak kapałam młodziaki, to rozwinęłam węza , trzymałam konia na luźnym uwiązie , puściłam wodę pod małym ciśnieniem... pozwałlałam im biegać, płoszyć się itd.... gdy trochę sie uspokajały podchodziłam bliżej i bliżej ... koń unieruchomiony boji się jeszcze bardziej ... niemożnaoś ucieczki potęguje strach.
szłam z węzem na konia ,on się cofał ja też, w końcu stawał , dał się lekko polać znowu uciekał... nie bło takiego konia, który by nie skumał , że to jest coś przyjemnego
A ja wróce jeszce do swojego tematu.Otóż dziś, jadąc w teren przejezdżałyśmy obok pastwiska z końmi, na którym pasie sie moja kobyłka, razem z pozostałymi koleżankami. My jechałysmy droga, a jej koleżanki cwałowały wzdłuż ogrodzenia tam i z powrotem, brykajac i ganiajac tam , nigdy nie wiedziałam zeby az tak szalałyA moja kobyłka-postrzygła troszkę uszami i na tym sie skończyło.tak jakby wogóle ich nie zauważała.Dlaczego zatem tak bardzo reaguje na obcego drepcącego na swoim pastwisku innego konia?Gdyby chodziło o podkrecenie do galopu to tu miała super okazję, ajednak chyba nie o to chodzi.
"swój " koń to nie jest jakiś tam obcy
no właśnie, może po prostu boi się obcych koni i próbuje od nich uciec, zwłaszcza gdy biegną w jej kierunku
stajnia.admiral, No widzisz u nas z krowami tez jakos podobnie. Ale ostatnio podjechałyśmy pod ogrodzenie wielkich czerwonych krów i biegających cielaków, z tym ze to pastwisko było niedaleko stajni, jednak na codzień ona tych krów nie widzi. Pomyślałam, ze jak ma się bać krów, to poćwiczymy oswajanie tu na miejscu. No i nici wyszły bo moja królewna nawet na nie nie popatrzyła. Opisz dokładnie jak sie zachowywał Twój koniś i jak sobie poradziłaś.czasmi jeden szczególik, atyle informacji:)
sonya8 hmmm...Mery po prostu strasznie sie spięła na widok krów mimo ze były dobrze widoczne(jakieś 500m) zaczęła "znosić" na lewo(krowy stały po prawej stronie polnej drogi) po czym stanęła...jak wryta zwrot na zadzie i kierunek stajnia-zawróciłąm ją jeszcze kilkakrotnie-no i w koncu powoli na drżących nogach patrząc na złowrogie bestie znosząc lekko w lewo mimo ze szła w miare prosto udało się przejść i jakoś nic sie nie stało koniowi hehe... nie było szaleńczego galopu ani nic z tych rzeczy....
stajnia.admiral, dzięki-teraz przynajmniej wiem że moja konisia nadmiarem paniki chyba jednak nie pała.Tak naprawdę to muszę dokładnie sprawdzić jej reakcję na te krowy, bo przestaję juz mieć pewność co do tego strachu.Może wtedy przestraszyła sie tylko konia-a nie konia i krów, które pasły się razem.jadąc do lasu muszę minąć jakieś 300m drogi przy której sa właśnie pastwiska i 4 gospodarstwa. Ostatnio tylko się zblizyłyśmy do tego miejsca, a tu juz sztywny chód, kupa, szyja w górze. Przejechałam obok pierwszego godpodarstwa i zawróciłam spokojnie. Kobyła szła jak po gorących węglach, nawet na pianie koguta się wzdrygnęła.Mam wrażenie ze całe to miejsce jest w jakiś sposób przerażające dla niej. Tylko dziwna sprawa, bo zimą przejeżdżałyśmy tamtędy praktycznie bez problemu, aczkolwiek zawsze na wzmocnionym kontakcie z uwagi na psy . Czasami biegał tam ogier, a mimo to było ok.Czyżby konie w "letniej kondycji" były bardziej wyczulone na wszelkie bodźce?A może ona wyczuwa to napięcie(moja koncentracja, bardzo mocny kontakt), ale troche bałabym się pojechać tam na luźniejszej wodzy.
Jeździłam u znajomego ogiera 9-letniego-ogólnie taki wypłosz z racji nie opuszczania zbyt często swojego terenu... jak jeździłam w las miałam do minięcia dwa gospodarstwa oddalone dosyć sporo od siebie które nigdy go nie interesowały i przechodził spokojnie-do pewnego czasu-przy pierwszym przechodził spokojnie jakby nigdy nic a przy drugim zawsze było coś-mianowicie albo ponosił albo nie chciał przejść i robił zwrot na zadzie...ogólnie dało się nim przejechać tylko galopem i tak można było "wyskoczyć".Okazało się ze w tym drugim gospodarstwie chłopu niedawno padła kobyłka którą zakopał w ogrodzie przy płocie ....nie wiem czy koń to czuł w każdym razie przejść od jakiegoś czasu nie chciał i nie było siły żeby go na spokojnie tam zaciągnąć. Od tamtej pory minął rok a koń nie chce dalej przejść tamtędy.
Konie czują zapach padliny. Trzymałam konie na wsi, gdzie była ubojnia. Kobyły znosiły wszystkie straszydła bez problemu, natomiast przejście obok miejsca kaźni było niestety bardzo ciężkie, nawet dla bardzo doświadczonych koni.

Dla mojej kobyły największym szokiem było spotkanie ze strusiami z hodowli (krowy to pikuś i to nie pan), którą mijałyśmy w czasie wypadów w teren. Za pierwszym razem po prostu zamieniła się w pomnik - wszystkie mięśnie napięte do skraju możliwości i zastygła jak posąg na środku drogi. Z drugiej strony strusie zachowały się podobnie. Dobrze, że rzadko przejeżdżał tam jakiś samochód, bo sytuacja była patowa. Ostatnio się zawzięła na mokry asfalt (łazi regularnie, codziennie po asfalcie), musiałam przejechać 20 m pod górkę, gdzie było bardziej sucho i foch jej przeszedł.
Masakra, to jest karalne! Myślę że spokojnie mógł to czuć.Ja powiem tylko tyle, że nie tylko moja klacz ma opory przed tym miejscem, większość koni z tej stajni ma podobne zachowania przy tym miejscu.Myślałam, ze jak moja pójdzie sama to nie będzie "popędu stadnego" i zachowa się na swój rozum.No i szła tak jak opisałam powyżej.Koleżanka z kolei tez pojechała tam solo-i kobyła poleciała jej tam galopem(fakt-że tamta z natury jest znacznie mniej spokojna od mojej). Nie wiem o co tym naszym koniskom chodzi.Już myślę nad tym, czy nie przeprowadzać jej tamtędy w ręku, przystanąć kilka razy, dac smakołyka i.t.p.
Pocieszające jest chyba to, że wszystkie te nasze konie sa jednak podobne. Ja uważam swoją kobyłkę za bardzo spokojną-inaczej bym jej nie kupiła, a poznawałam ją przez kilka miesięcy-sarny, zajączki, jelenie, większość psów, nawet ten jeden obcy ogier-nie robiły na niej wrażenia. dopiero na wiosnę jakoś tak zaczęła reagować.MOze to hormony
A spotkanie ze strusiami musiało nieźle wyglądać , coś takiego i to wielkosci konia?Co to może być? U nas podobnie wygladało spotkanie z wielką drewniana rzeźbą.Niektóre zachowania koni są komiczne, ale niektóre nie
a ja myśle,że jak koń się czegoś boi , to warto mu to pokazać "z ręki"
pracuję teraz z młodziakiem, kóry wszystkiego sie boi, wiec nie wsiadam, tylko zabieram go na spacery w ręku , w razie potrzeby chowa się za moimi plecami i czuje się bezpieczny
KarolaJn13, no właśnie, wydaje mi się że w taki sposób łatwiej jest konia z czymś oswoić niż siedząc na nim, tylko żeby nie zwiał
Ja mam fajny egzemplarz xD - zimnokrwisty wałaszek
Ma kilka odchyłów do których prawdę mówiąc się już raczej zdążyłam przyzwyczaić, a mianowicie:
1. teren zabudowany /teraz już mu przeszło częściowo/ - zwykle kończyło się tym że koń się 'ukorzenił' w jednej chwili lub ewentualnie kręcił na lewo i prawo ale za chiny do przodu
2. jest satanistą - zawsze wydziwia przy kapliczkach nawet tych najmniejszych/np takich jak budki dla ptaków wieszanych na drzewie/ a murowane to już zupełnie...
3. rowery i inne pojazdy mające jedynie dwa koła /jeden jedyny raz mnie poniósł właśnie z powodu jadącego z naprzeciwka skutera/ - samochody nie robią na nim wrażenia, tiry też
czasem zdarza mu się wystraszyć czegoś innego /np sarny jeśli nie zobaczy jej na czas/ ale kończy się to jedynie wzdrygnięciem - uskoczeniem w bok

do niedawna zastanawiałam się też nad tym czemu w jednym miejscu robi szczególne problemy - wyszło na to że prawdopodobnie jest to spowodowane padliną
hahaha koń satanista baaardzo mi się spodobał
Moja koninka też jest płochliwa , straszne są koty , krowy , stada gołębi , siatki ... a jak jest wiatr (naokoło krzaczki) odskakuje i odstkakuje . Ostatnio przed rozkuciem (nadal na niej nie jerzdżę , ale to jest na innym temacie) przestraszyła się CZEGOŚ , ja tego nawet nie zauważyłam i pierwszy raz pogalopowałyśmy bokiem po przekątnej :0 , fajnie to wyglądało , nawet nie wiedziałam , że tak potrafi.
O!! I pięknie potrafi zatrzymac się z galopu . Robi STOP a ja ląduję kroczem na przednim łęku (ałała) , ale to tylko w terenie .
moj kon jak sie czegos przestraszy bądź jest podekscytowany potrafi piękne ustepowania w kłusie, a na jeździe to różnie bywa
nagle okazuje sie ze nasz kon jest utalentowanym ujezdzeniowcem badź skoczkiem
marga1
od krów /pasły się na ogrodzonym wybiegu przy drodze/ to ja go nie mogłam odciągnąć x) krowy zresztą nie mniej zainteresowane /tak w ogóle to krów to chyba ja się bardziej boję... raz pojechałam w teren a na drodze spotkałam 4 upalowane krowy mające na tyle długie łańcuchy ze na drogę wyłaziły, pomyślałam ze jakoś przejadę ale jak zobaczyłam jedną z nich szarżującą z nastawionymi rogami w naszym kierunku to zrezygnowałam.../
siatki? kiedyś jedną foliową mocno szeleszczącą do bata do lonżowania przywiązałam bo nie miałam niczego innego pod ręką a chciałam zobaczyć co zrobi jak mu taka siatka za zadem zaszeleści - najpierw się bał/?/ chociaż to może nie najlepsze słowo... był zainteresowany ale jednocześnie ostrożny /jak nie ruszałam nią w jego stronę to sam powoli podchodził jeśli za szybko się z nią do niego zbliżyłam to robił uniki / tak czy inaczej chwilę się z nim tak pobawiłam na koniec zaczęłam ją ciągać po ziemi przed nim wtedy umanił sobie że trzeba to kopytami potraktować i skakał na nią tak że oba przody naraz celowały prosto w siatkę a już całkiem na koniec to próbował ją wszamać xD /ledwo mu z pyska wyciągnęłam x)/
a co do przejsć z galopu do stój... raz mało nie fiknełam jak Borys na ciche krótkie prr mi je zafundował xD
A ja odkryłam wczoraj kolejne straszydło wybrałam się w teren z MERY obie rozlużnione i spokojne-woda ktora juz z lekka opanowałyśmy nie była tak straszna,krowy te bestie także już nie sa nam takie straszne....problem pojawił sie powoli...z racji tego że było grubo po 19.00 zaczął zapadać zmierzch....zrobiła się szarówka a MERUTEK oszalała Chorera nie mogłam jej zatrzymac-gnała do stajni jak głupiutka MERY-normalnie uwielbiam to konisko
No krówki są the best
Padok na którym jerzdżę jest obok domu z OKNAMI . Gdy pierwszy raz jechałam po nim na mojej kobyłce - zobaczyła POTWORA!!!! Siebie , swoje odbicie w oknie odskoczyła i do galopu . To straszne dla mnie nie było (przyzwyczajenie do tzw. "pająków" z odskokiem) , ale mega śmieszne
mój był bardzo zafascynowany własnym odbiciem ^^

dzisiaj byłam z młodym na kolejnym spacerze, przechodzilismy przez kałuze i koło samochodów i psów , nie zatrzymywał się , szedł bardzo dzielnie, jutro tez zamierzam wybrać się na taki spacer, uważam ,że jest to niezbęde przy zajeżdżaniu młodego konia, bo w znacznym stopniu oswaja konia z tym co może się nagle zdarzyć , odczula go na worki, śmieci , wodę...
Pisałam jakiś czas temu o tym że mój koń boi się wody z węża. Postąpiłam według wskazówek ( tzn wzięłam go na zamkniętą przestrzeń i próbowałam zlać wodą) Koń się tak na mnie obraził ze na drugi dzień nie chciał wyjść z boksu. Co teraz ?
a czemu na zamkniętą przestrzeń???
instynkt każe koniowi uciekać przed tym czego się boi. Uważam ,ze postawienie konia i unieruchomienie go jest najgorszą rzeczą ,jaką można zrobic.

ja pozwalam koniowi biegą nawet w kółko aż sam się nie uspokoi, w między czasie woda sobie leci
Nie powiedziałam że go unieruchomiłam. Puściłam go na zamkniętej przestrzeni dokładnie hali. i próbowałam jako tako zlać wodą. Nawet mi się udało ale było to ciężkie. na myjke koń nie podchodzi ( zatrzymuje się jakieś 4-5 metrów przed nią i nie da rady go ruszyć a jak ruszy to dębuje) więc nie ma tu mowy o żadnym unieruchamianiu go bo to się mija z celem.
a nie lepiej na lince ,dłuższej ?
ja tak uczyłam wszystkie młode, na pocżatku się bąły cofały, a ja spokaojnie sżłam za nimi, jak bła duża panika, to woda leciała bardziej w stronę kopyt, jak bło troche spokoju to wyżej, w koncu same zrozumialy, że to jest przyjemne i teraz nawet jak kąpie inne konie ,to przylatują samy i się domagają kąpieli

a póbowałaś kąpac normalnie, szczotka ,gąbka ,wiadro ???
Niestety na np lonży by mnie nieźle wytargał. Tak próbowałam z gąbką i wiaderkiem. Wszystko jest ok dopóki wiaderka nie zobaczy bo wtedy zaczyna się odsadzać.

Ogólnie to chciała bym żeby zrozumiał ze woda go nie zje... Szczególnie ze to nie jest młody koń bo ma już 10 lat.

Nie mam już pomysłów jak go do tego przekonać. Próbowałam go podprowadzać do myjki żeby popatrzał jak myją innego konia ale on niestety wie swoje i koniec.

Ogólnie to chciała bym żeby zrozumiał ze woda go nie zje... Szczególnie ze to nie jest młody koń bo ma już 10 lat.
Wiek nie ma tu nic do rzeczy- mój 23. latek boi się kałuż stawów, a jak nie daj Boże odbija się w nich słońce to robi takiego pajączka z wytrzeszczem. Płoszy się jak na synka czystego krwi araba przystało. Ostatnio wystraszył się... srokatej małej kucki pasącej się za kupą gruzu w terenie i zrobił taki wychył ciała względem nóg (coś jak Michael Jacson w tych swoich anty-grawitacyjnych butach) i wytrzeszcz. Śmieszny jest w tej swojej płochliwości.
Sayuu, są niestety takie konie, ktore trudno jest do czegoś przyzwyczaić, zwłaszcza jak są to już konie dojrzałe. Mój kolega ma kobyłę, która też nie lubi wody. Za każdym razem jak chciał ją wykąpać to prosił kogoś o pomoc. Udawało się to, ale zawsze kobyła reagowała w taki sam sposób: biegała przy tym, kopała na przemian raz tyłem, raz przodem, próbowała się wyrwać i uciec, o tym, żeby ją uwiązać nie było mowy...
Może też poproś kogoś o pomoc? A może Twój koń ma jakąś traumę z przeszłości związaną z kąpielą?
a może to jest kwestia sprzętu, w sensie, że kojarzy konkretne wiaderko ,jako to złe? może miejsce też jest złe?

kup inne wiadro lub coś co zupełnie będzie się różnić i wzbudzi zaciekawienie...
zób mu mega kałuzę i go tam wprowadz, niech się pobawi, nabieraj tą wodę i nią polewaj...
Samo wiaderko jest ok ale jak chlupie w nim woda to zaczynają się schody.
sayuu, a próbowałaś może np. zmoczyć samą gąbkę i delikatnie przejechać nim po koniu?Nie tak, zeby go od razu umyć, ale zeby oswoić go z uczuciem "mokrego"?Codziennie moczyć w ten sposób wiekszy kawałek konia-no chyba ze uda się to zrobić wciągu jednego dnia.Wiaderko mozna schować zeby go nie widział, a gabkę w miare dobrego zachowania konia nasiąkać coraz bardziej, tak zeby myjac ciało konia i wyciskając ją , zaczęła po nim spływać delikatnie woda.Ja nie miałam aż takich problemów z myciem, ale tez musiałam klacz przyzwyczaić.I robiłam to właśnie za pomoca dość mokrej gąbki, zaczynając myć miejsca pod siodłem po jeździe (zeby doceniła to przyjemne uczucie:)). Kiedy przykładałam gąbkę, a ona zaczynała się okręcać wokół mnie, ja cały czas trzymałam gąbkę na jaj ciele, dopóki nie stanęła. Jak stanęła to pochwaliłam, zabrałam gąbkę i od nowa.Teraz bardzo to lubi.Z nogami-jak myłam jedną, a ona zaczynała nia grzebać albo podnosić to nie zmieniajac swojego miejsca zaczynałam myć sąsiednią nogę.I zgłupiała Ale nie przywiązywałam jej. Trzymałam uwiąz w rece i pozwalałam ne ruch.Teraz tez sie czasami kreci, ale wiem ze to takie jej foszki
No i jestem znów po weekendowych terenach.Okazało się ze KROWY nie sa aż takie straszne:) najśmieszniejsze były cielaczki, które całą bandą nas podganiałay. Moja kobyłka na poczatku przydruptała w miejscu z zadarta głową, ale szybko sie opanowała, uważam ze zachowała się super. Miałysmy tez dwa spotkania z OBCYMI kobyłami, jedna nawet była ze źrebakiem. Pierwsza-poczekałysmy aż dojdzie do ogrodzenia(była bliziutko), poczekałysmy aż nasze koniska się lekko oswoją.Moja była bardzo dzielna, pomimo uskoków naszej współtowarzyszki(jechałyśmy we dwie). A potem jechałyśmy drogą i zaczęła biec w naszym kierunku klacz, a za nia źrebak. No naprawdę byłam wczoraj dumna i przeszczęśliwa z opanowania mojego konia Mam nadzieję ,ze tak będzie trzymać. Zastanawiam się też, czy nie pomogło jej również to, ze nie trzymałam jej kurczowo łydkami i na pysku. Starałam się nie trzymać jej na bardzo silnym kontakcie , nie sciskałam jej łydkami.Miałam raczej taki asekuracyjny kontakt, czyli skrócone wodze, ale tak zeby ona odczuwała to jako normalny kontakt, zeby nie odczuwała ze strony ręki i łydek wzmożonego nacisku.zastanawiam się , czy właśnie takie napięcie całego kontaktu nie wyzwala u konia reakcji typu- uwaga chyba coś nie jest dobrze i trzeba uważać na wszystko. Byłam teraz czujna, ale nie ograniczałam jej, starałam się żeby nie czuła różnicy w moim zachowaniu-niezależnie czy jedziemy koło krów, czy koło drzewa.Może o to jej chodziło? Zobaczymy z czasem. Ale skoro wczoraj przeżyłyśmy 3 stada krów i dwa obce konie, to moze jest jakiś pozytywny sygnał. Mam nadzieję
No to tylko pogratulowac sukcesu i oby dalej do przodu
stajnia.admiral, a dziękujemy . Myślisz ze moje zachowanie, o którym pisałam mogło mieć jakieś znaczenie? Mam nadzieję, że bedzie coraz lepiej:)
Myslę ze to sie okaze w "praniu" i czy twoje zachowanie poskutkuje jeszcze raz-bo ja wychodze z zalozenia ze raz to moze byc przypadek trzy razy to juz jest fakt
No to u mnie było w sumie 5 razy
Witam,

Mam problem ze swoim koniem (albo on ma problem ze mną ). Mianowicie, ostatnio koń stoi 24 h na padoku trawiastym, paszy treściwej prawie nie dostaje, natomiast ma strasznie dużo energii. Większość koni wtedy bryka, ponosi itp. A mój po prostu się płoszy, idąc na jazdę, w miejscach, które wcześniej w ogóle go nie interesowały (krzaki nieopodal ujeżdżalni) nagle pojawiły się tam smoki, niedźwiedzie i oczywiście koniożercze ptaki. Nie da się wykonać żadnego ćwiczenia, bo ten chodzi z uszami na baczność i wypatruje straszności w krzakach. Jak go o coś "poproszę" lub zacznę od niego wymagać to ten cały sztywnieje i robi wszystko, aby patrzeć w tamta stronę... Po prostu nie zwraca na mnie uwagi, straszne krzaki są ważniejsze, bo w każdej chwili coś może go pożreć...

Jakieś pomysły na oswojenie konia z krzaczyskami? Albo na ciekawe ćwiczenia z ziemi lub z siodła, aby zwrócić na siebie uwagę? Normalnie na noc zaczęłam ściągać go na padok piaszczysty, bo wygląda jak nie jeden, a dwa pączki w maśle...
może warto pokazać mu że w tych krzakach nic nie ma
pokazać warto, ale na długo nie działa. mam konia z podobnym problemem. staram sie po prostu jeździć obok krzaków, na pomocach, tak, zeby ją czyms zająć i żeby nie myslała o krzakach, a potem, na koniec podjeżdżam do krzaków, pozwalam je skubnąć, daję cukierka i jeździmy obok na luźnej wodzy. czasem to pomaga, czasem nie. zdarza sie i tak, że muszę zejść, wziąc ją na spacer, i wrócić później, jak się "babina" odstresuje. Ostatnio w ramach szpaków i czeresni miałam "pasaże" na całej ścianie. Niektóre konie taki mają charakter i trzeba pokochac
Tak, wycieczka w krzaczory np. z odrobiną owsa w wiaderku to chyba dobry pomysł. Amba, dokładnie to samo stosuję na co dzień, na początku jazdy. Podchodzimy do straszydeł na luźnej wodzy, aby konisko nie myślało, że go zmuszam, popatrzy, pofuczy, dostanie cukierka i jest ok Natomiast przy znacznym nadmiarze energii takie patenty nie działają... Chyba po prostu trzeba będzie z nim więcej pracować, bo przyznam, że przez ostatnią pogodę, która zmienia się jak w kalejdoskopie to trochę lenia złapałam
Kasia D, w przypadku mojej kobyłki nie ma znaczenia praca - bardziej jej zły albo dobry dzień. czasem jest tak, że wejdzie w kombajn , czasem na krzaki tylko patrzy, a czasem mam jak napisałam wyżej. Zauwazyłam, że najgorzej jest jak wieje wiatr, więc jak dobrze wieje, to żeby nie psuć krwi ani jej ani sobie zabieram ją na spacer i zostawiam ujeżdżalnie na później.
amba, taki spacer, nawet w ręku, to nie głupi pomysł. Jedynie bym potrzebowała innego konia do towarzystwa, co by mój pączek (podwójny ) nie umarł po drodze na zawał. ą zawsze trochę nowych atrakcji się przyda. wtedy krzaczki przy ujeżdżalni nie będą już tak straszne
Kasia D, Ja znam kobyłkę, która jak chodzi codziennie to dzieci w teren na niej mogą jechać, a jak chodzi sporadycznie to wiatr, krzaki, ptaki i kamienie sa dla niej pożeraczami koni A moja kobyłka zimą, kiedy była w znacznie gorszej kondycji niż teraz-nie bała się niczego, w kazdym terenie była najspokojniejszym koniem pod słońcem. Jak zaczął sie wypas na łące, obudziły się hormony, i.t.d. to zdarza jej się zauważyć ptaszki:), na inne bodźce- októrych juz pisałam w tym temacie-tez jest reakcja z postawionymi uszkami i półpiruetami. I tez staram się ją uspokajać-ostatnio nawet było całkiem dobrze:)

Ja znam kobyłkę, która jak chodzi codziennie to dzieci w teren na niej mogą jechać, a jak chodzi sporadycznie to wiatr, krzaki, ptaki i kamienie sa dla niej pożeraczami koni Kurcze całkiem jak moja Merry
Kasia D, ja chodze z nią sama. Po pierwsze dlatego, że nie zawsze mam z kim, po drugie niech się przywyczaja, że jak jest nawet TYLKO ZE MNĄ to tez jej nic nie zezre. Idziemy sobie, ja do niej gadam, jak się nie przestraszy stracha, to dostje smaka, jak się przestraszy, to ją uspokajam i idziemy sobie dalej, albo stajemy w pobliżu stracha i pozwalam jej się gapić, fukać, aż w końcu zaczyna coś tam skubac i strach przestaje być straszny. tylko, że przez mojego konia sama zaczęłam podskakiwac i fukac jak cos wyleci z krzaków Chore to, wiem
sonya8, no tak trochę podobnie do mojego egzemplarza Może w terenie nie jest aż tak ekstremalnie spokojny jak opisujesz, ale jest różnica przy regularnym treningu, da się spokojnie ze stajni wyjechać i wrócić.

amba, Mi bardzo pomogło jak ze swojego tchórza wsiadłam na wiekowego, mega spokojnego konia koleżanki i pojechałyśmy razem w teren, ja byłam jako prowadząca. Po prostu zamieniłyśmy się na konie. Koń na którym jeździłam sprawił, że bardzo się rozluźniłam i pomyślałam, że na moim "gołębim serduszku" tez tak można, tylko trzeba trochę odwagi i spokoju. Mój koń pod wyluzowaną (z przyzwyczajenia ) koleżanką zachowywał się zupełnie inaczej. Był dużo spokojniejszy. Emocje z konia przechodzą na człowieka, a z człowieka na konia. Wszystko jest fajnie jak są to emocje pozytywne, gorzej ze strachem
Kasia D, ale ja podskakuję i fukam jak jestem bez konia . Jak jadę na koniu albo z nim idę , to fuka koń, a nie ja . Bo tez zauwazyłam, że emocje się udzielaja . najwiekszy problem jest w tym, że moja kobyła już jest wiekowa, a strachy jak miała tak ma. Więc sie przywyczaiłam po prostu.
Kasia D, Ja pamiętam piewrszy teren, na którym moja kobyła niefajnie zareagowała na psa. Tego dnia miałam jakiegoś stresa, własciwie to miałam ochote z zsiąść z konia i wrócic do stajni pieszo, jakoś tak-bałam się. No i czułam jak koń szedł napięty, uważny, przestarszyła mi się wtedy chyba dwa albo trzy razy-PIERWSZY raz pode mną. Więc z tym emocjami to chyba sie zgadza

Więc z tym emocjami to chyba sie zgadza zgadza się, zgadza. Po pierwsze dlatego, że koń, zwierzę wyczulone na to, co człowiek robi ze swoim ciałem wyczuwa spiecie mieśni i zastanawia się: co on chce? co się dzieje? i zaczyna się denerwować. Po drugie - zwierzeta sbardziej empatyczne od ludzi, mają wyczulone zmysły. Słyszą zmianę barwy głosu, czują zmianę zapachu, gdy np. jestesmy chorzy albo zdenerowani i... denerwuja się. Moga się łatwiej płoszyć, bo to sytuacja w stylu rany, moj szef jest zdenerowany. co ja teraz zrobie? a w druga stronę - my tez uczymy się podświadomie czytac sygnały konia i zauważamy, że np. ma dziś nastrij do płoszenia, wiec coś nam nie gra, choć nie do końca wiemy co. Dlatego ja, jak czuję, że cos jest nie tak - Ambicja ma fochy, mnie sie nie chce wsiadać - to nie zmuszam ani siebie, ani jej, tylko np. idziemy sobie na łączkę i już.
Dzisiaj rano mój koń mnie bardzo zaskoczył... Wsiadając wczoraj widziałam, ze był spięty już od początku jazdy i raczej kiepsko nam szło. Oczywiście straszne krzaki itp. Dzisiaj się wyluzowałam i powiedziałam sobie - no to oswajamy się z krzakami, robimy delikatną jazdę na rzuconej wodzy, dopracujemy jakiś element i do domu. Wzięłam smakołyki, wsiadłam i poprosiłam grubaska o zbliżenie się do strasznych krzaków. Zanim się zorientowałam, to ten mały drań podszedł raźnym krokiem do krzaczorów, mało sam w nie wlazł, fuknał sobie tak ze trzy razy dla przyzwoitości i spojrzał wyczekująco na moja kieszeń ze smakołykami... Co przejazd obok strasznych krzaków, to prawie w nie właził i kazał sobie dawać smakołyki... Czasem mam wrażenie, ze potrafi czytać w moich myślach...
Kasia D, ale z niego cwaniaczek Rzeczywiście chyba nasze nastawienie to przynajmniej 50% sukcesu. Ja w ostatnią niedzielę jechałam do stajni słuchając jakiejs bardzo dynamicznej muzyki. Fajnie mnie to nakręciło, czułam w sobie wiecej energii chyba niż moja klacz i moze dlatego tak ładnie nam poszło z krowami i obcymi końmi W duchu sobie myślałam o moim koniu-przestań sie wygłupiać, jedziemy.No i przejechałyśmy:). Mam nadzieję, że tak juz zostanie. Najgorzej jest kiedy wsiadam na konia i czuję-Boże, a jak spadnę?a jak sie przestraszy?jak ja tamtędy przejadę?i.t.d.W takie dni chyba rzeczywiście lepiej nie wsiadać.
Tak, w takie dni lepiej nie wsiadać. Obecnie mam kiepską sytuacje w pracy i chodzę trochę zestresowana. Bardzo to się przekłada na moją relację z koniem...

Ale czasami myślę, że on naprawdę czyta we mnie jak w otwartej książce. Np. Idziemy na trening na lonży i tak sobie myślę - dzisiaj popracujemy nad impulsem - koń z leniwego misia zmienia się w torpedkę, jest wrażliwy na każdy mój ruch, kończy się na tym, że po pierwszych jego krokach odkładam bat i zwierzak chodzi na komendy głosowe, wyciąga wszystkie chody. Innym razem jest lonża z głową przy ziemi np na czambonie - już nie jest taki chętny do przodu, ale żwawym, równym kroczkiem idzie, widać jak spokojnie pracuje grzbietem i zadek pod siebie podstawia Bardzo dobrze potrafi zinterpretować moje zamiary, tylko żeby tak dobrze działało to w drugą stronę, to była bym szczęśliwa
No i jestesmy po kolejnych terenach. Krowy są spoko:), obce konie jak zachowuja się spokojnie to też spoko. Jedna kobyłka ze źrebakiem zaczęła galopować za nami wzdłuż ogrodzenia-moja w odpowiedzi przysiadła lekko i uskoczyła, tak ze musiałam ją przytrzymać, ale szybko zwróciłam jej głowę w strone tamtej kobyły i było juz super.Popatrzyła na nią i pojechałysmy dalej. Z tego co widzę, to moja denerwuje się jak coś obcego ją goni. Wystarczy jej tylko pokazać, odwrócić w stronę "napastnika" i się uspokaja.Oczywiście moja postawa również była spokojna, bez napięć na wodzy i dosiadzie.Mam nadzieję że kobyłka nabierze zaufania do mnie w takich sytuacjach i pewności, ze jednak nic jej nie grozi.

moja denerwuje się jak coś obcego ją goni. , ale to normalne. jest koniem. Tysiące lat ewolucji wbiło jej to do głowy: gonią, zwiewaj co sił w nogach
amba, Tak naprawde to ona jest pierwszym szlachetnym koniem, na którym jeżdżę w tereny. Kiedys jeździłam, ale na koniach takich "od wozu"-zupełnie inny charakter i temperament. Dlatego cały czas uczę się zachowań i reakcji obecnej mojej kobyłki.I myslę ze jest coraz lepiej. Nie przerażają mnie już jej niespodziewane uskoki(oby nie w galopie ).
sonya8, to faktycznie może być szok. jak taki przezyłam, jak przesiadłam się z małopolaków i NN na arabki . Nigdy nie spodziewałam się, ze piruet w galopie na widok krzywej gałązki to norma
amba, no to rzeczywiście szok. Ja w tereny jeździłam sporo również na hucułach, a mój obecny koń to wlkp., ale ze sporą ilością pełnej krwi. Mimo to jest naprawdę bardzo spokojnym koniem. Na arabach nigdy nie jeździłam, ale ja lubię konie, na których moge sobie pozwolić na podziwianie widoków i przyrody.Ostatnio jadąc w zastępie jako piąta-ostatnia-wypatrzyłam daleko pod lasem łosia No i cały zastęp w tył zwrot, zeby zobaczyć zwierzynę
sonya8, ja też lubię podziwiac widoki. Dlatego zawsze lubiłam jeździć np. na grubasach albo huckach . Ale potem zdarzyło się, ze wsiadłam na arabki. I, choć z widokami bywa róznie , to ich galop, ich energia, no, nie da się niczym porównac. Moj obecny kon jest arabohucułem, więc jak ma dobry dzień, to jest opanowana jak hucek i galopuje jak arab, a jak ma zły, to odwrotnie