Futbolin
Mam problem... Moje konisko było kontuzjowane, po trzech miesiącach odsunięcia od pracy (jedynie spacery w ręku) z konia spokojnego zrobił się niedotykalski, płochliwy i rozpieszczony... Domaga się smakołyków, nie jakoś agresywnie, ale jak mam w ręku marchew to marszczy się i ewidentnie jest niezadowolony dopóki mu jej nie dam... Obecnie smakołyki wrzucam mu tylko do żłobu, żeby nie kojarzył ręki z żarciem i po woli jakoś mu przechodzi... Mam wrażenie że próbuje wejść mi na głowę... Nie zamierzam z nim walczyć, tylko chcę się "dogadać" i wydaje mi się, że natural to jedyna droga... a nic o tym nie wiem... Poradźcie jakieś materiały, z których mogła bym na początku skorzystać i zwierzakowi krzywdy nie zrobić...
P.S. mam nadzieję, że dobry dział wybrałam...
Ja również o naturalu wiem niewiele, jednak wydaje mi się, że przeczytanie książek czy obejrzenie filmów nic nie da. Trzeba, albo pojechać na kurs, albo poprosić kogoś kto jest w tym dobry. Według mnie natural to bardzo fajna sprawa, należy jednak pamietać, że osoba ze zbyt małym doświadczeniem może (nieśiwadomie) konia zepsuć.
Ani kursy ani książki niewiele pomogą jeśli brakuje zdecydowania, konsekwencji, spokoju i znajomości swojego konia.
Mialam okazję współpracować z człowiekiem którym od20 lat pracuje z końmi trudnymi, sportowymi, zajeżdża młode konie, koryguj konie zepsute przez ludzi. Przekonałam się pracując z nim, że to co wyczytałam w ksiązkach i polskich i obcojęzycznych sprawdza się na niektórych koniach, a na innych już nie. Co więcej. Czasem dana metodologia jest skuteczna w przypadku konkretnego konia ale tylko częściowo.
W przypadku o którym piszesz Kasia moim zdaniem pomoże konsekwentna praca. Nie zwracaj uwagi na fochy i rób swoje.
Tak jak przed kontucją. Koń nie chce iść do przodu, to ponów próbę (nie wiem jakim stylem jeździsz - mój koń na przykład chodzi na komendy głosowe - nie reaguje na cyknięcie do ruszenia, to przykładam łydkę z batem - klacz od razu sobie "przypomina" co i jak ma robić, jak reagowac i zazwyczaj do końca treningu a czasem przez kolejne dni jest spokój i nie kombinuje co by zrobić żeby się nie narobić).
Koń jest niedotykalski - poświęć trening na dotykanie. Dotykaj go wszędzie i tak długo aż przestanie się wiercić czy kręcić czy co tam robi.
Jest płochliwy - jeździj na nim dużo. Może przez ten czas się rozleniwił i straciłaś u niego poważanie jako przywódca w waszym "dwuosobowym" stadzie. Nie ufa Ci tak do końca i stąd jego płochliwość i niedotykalskość.
To są metody które ja bym zastosowała. Pracuję tą metodologią z kilkoma swoimi końmi z powodzeniem. Jest wiele innych sposobów by osiągnąc ten sam skutek ale niue znając Twojego konia, nie widząc jak reaguje na kolejne metody, trudno mi powiedzieć coś więcej.
Jeśli chcesz możesz się ze mną skontaktować na pw, dam Ci swój numer i możemy pogadać pzrze tel, ew. skonsultuję się ze swoim trenerem który w tym temacie siedzi od wielu lat, na pewno coś wymyślimy.
Co do naturalu - swoją drogą nienawidzę tego określenia bo jest bezsensowne - to wg mnie i kilku osób wokól które pracują z końmi w PL i EU wszystko opiera się na tym, że kon to zwierzę myślące. Trzeba mu dać możliwość wyboru między dobrym (efektem który chcesz osiągnąć) a złym (inne reakcje). Robi dobrze spotyka go nagroda (koniec treningu i powrót do stajni/na padok, pochwała, poklepanie, smakołyk), robi nie tak jak Ty oczekujesz - musi powtórzyć cwiczenie, ew. stosujesz mocniej pomoce, może go spotkać niewygoda np. mocniejsze działanie wodzy, popędzenie batem.
Nick, wiem, że same książki na niewiele się zdadzą... Ale wolę najpierw poczytać i wiedzieć z czym to się je
Gangrena jesteś Super!!! widzę, że lubisz pisać wypracowania
Co do nazwy Natural, to też mi sie nie podoba, bo uważam, że jeżeli ktos obserwuje konie i ma z nimi kontakt, to uczy sie ich języka i nawet nieświadomie wykorzystuje to w pracy ze zwierzakami, nie patrząc jakim stylem jeździ...
Co do pluszaka... to nietykalnośc już mu przechodzi... codziennie go całego obmacuje poszukując kleszczy po powrocie z padoku i nawet nie protesuje... nie lubi jak mu grzebie w uszach, ale też daje
I to co piszesz - spokój i upór maniaka w pracy z nim to jedyne wyjście - tak bylo z tą nietykalnością... Nie dawał zajrzeć sobie pod brzuch, ale po pewnym czasie jak uparcie robiłam swoje, to mu przeszło...
Natomiast przeraża mnie jego płochliwośc... Wyjazd w teren samemu odpada (kończy się paniką - konia i moją). W grupie jest niespokojny i chce prowadzić zastęp, a jak jest na przodzie to wszystkiego się boi... I co tu zrobić
Poradźcie jakieś materiały, z których mogła bym na początku skorzystać i zwierzakowi krzywdy nie zrobić...
oj , martw się ,żeby ten zwierzak Tobie krzywdy nie zrobił.
Natomiast przeraża mnie jego płochliwośc... Wyjazd w teren samemu odpada (kończy się paniką - konia i moją). W grupie jest niespokojny i chce prowadzić zastęp, a jak jest na przodzie to wszystkiego się boi... I co tu zrobić
Wiesz jak to dziala? Najprawdopodobniej tak: Ty sie boisz wiec mimowolnie przekazujesz mu strach, masz napiete miesnie i wrecz wyczekujesz sploszenia. Co robi w takiej sytuacji kon? Spelnia oczekiwania wlasciciela Czuje Twoje napiecie i wariuje bo sadzi, ze "cos" sie zaraz stanie no i staje sie: ptaszek jakis, szeleszczaca galazka, co urasta do rangi atakujacego lwa i trzeba uciekac. Jesli Ty nie przezwyciezysz swojego strachu to kon tym bardziej. Bedac konskim opiekunem i przewodnikiem w stadzie trzeba spelniac wszystkie cechy przewodnika, czyli byc spokojnym, odwaznym, opanowanym w kazdej sytuacji, podejmujacym jednoznaczne i bezdyskusyjne decyzje, ccierpliwym, ale widzacym wszystkie momenty, kiedy trzeba powiedziec "nie! tak nie wolno, tak sobie nie zyczę". Dlatego ludzie maja problemy z konmi.
No i zgadzam sie oczywiscie z Gangrena.
Aż tak źle nie jest... Pisałam, że agresywny wobec mnie nie jest, tylko zauważyłam negatywne zmiany w jego zachowaniu, które staram się zdusić w zarodku i widzę już poprawę (głównie chodzi o smakołyki, których już mu z ręki nie daje i on ich na mnie nie wymusza )
Natomiast jeżeli chodzi o płochliwość to faktycznie jest to problem, bo nie mam zamiaru skończyć połamana po letniej wycieczce do lasu Tym bardziej, że sam las nie jest taki straszny, gorzej z wszędobylskimi rowerzystami, rodzinkami z wózkami i najgorsze... popiardujące quady...
Sedhir, zgadzam się z Tobą, ale ten strach nie tak łatwo pokonać... może posadzić na nim kogoś bardziej doświadczonego (nie bojącego się) i pojechać z nim w teren na innym koniu, co o tym myślicie
Twoje emocje przekładają się na konia. On jest lekko spanikowany, Ty trochę bardziej, co potęguje w nim strach, Ty to widzisz i zaczynasz się denerwować coraz bardziej.
Możesz spróbować w sposób następujący - zrób swoją robotę z koniem na ujeżdżalni. Jak już będzie zmęczony wyjedź z ujeżdżalni na spacer w kierunku terenu. w momencie gdy zobaczysz, że koń zaczyna panikować zmuś go jeszcze do jednego, dwóch może trzech kroków. Nie chce iść dalej? Zsiądź i go przeprowadź dalej. Zrób sobie spacer z nim w teren. Weź koniecznie bacik, gdyby nie chciał iść, zapierał się pacnij bacikiem po zadku.
Gadaj do konia, poklepuj - niech widzi i słyszy że jesteś spokojna.
Gdy odejdziecie kawałek tak żeby nie widzieć stajni, zatrzymaj się z koniem. Możesz go rozsiodłać i pozwolić mu się chwilę popaść. Niech mu się teren przyjemnie kojarzy, a Ciebie zacznie kojarzyć jako przewodnika stada - zaprowadziłaś w miejsce z super trawką i pozwoliłaś mu się paść. Gdy zobaczysz że koń jest całkiem spokojny, zrelaksowany wsiądź na niego i zacznij wracać. Stępem, powoli. Koń przekona się, że nic się w terenie nie dzieje a możę być przyjemnie.
Jedna z moich klaczy jest straszliwym tchórzem. Ktoś kiedyś powiedział, że na niej się jeździ jak na dzikim zającu. Boi się własnego cienia, kołyszących się traw, pieńków. Wyjazd poza bramę graniczy z cudem - ale jedno pacnięcie bacikiem i idzie na przód. Co prawda po kilku krokach znowu jest stop. Wtedy robię woltę na lewo, na prawo, i znowu naprzód. Generalnie w terenie na niej robię dużo ćwiczeń. Zatrzymań, zmian tempa. Wtedy nie rozgląda się tak po okolicy tylko koncentruje na tym co mogę zaraz od niej wymagać. Ale zaczynałyśmy od spacerów w ręku, żeby zaufała mi, żer tam gdzie ją prowadzę nic złego jej nie spotka.
gangrena,
Mój na szczęście przy delikatnym operowaniu bacikiem nie reaguje jakoś strasznie porywczo, raczej spokojnie rusza na przód... Przekonałam się o tym jak uczyliśmy się, że węże ogrodowe koni nie jedzą. Postaram się spróbować jutro jak będę w stajni, może poproszę o towarzystw innego konia, będzie nam raźniej
Przekonałam się o tym jak uczyliśmy się, że węże ogrodowe koni nie jedzą.
heheh, raczej odwrotnie, jeden zbój łapie wąż z wanny w pół i go żuje, albo z nim ucieka. jak mi się uda cyknąć fotkę to wstawię.
Czasami mocno się zastanawiam co w tych końskich głowach siedzi... Jak po raz pierwszy po kontuzji wypuściłam pluszaka na padok (samego i na mały padok żeby z innymi końmi nie rozrabiał) i przyniosłam mu wiadro z wodą to się go przestraszył... nie chciał podejść, później zaczął się skradać, a jak zobaczył że w wiadrze jest "tylko" woda to zaczął z niego pić, ale w pozycji "gotowy, do biegu, START!" zawsze gotowy do ucieczki...
Natomiast jak wparowałam na padok z taczką i sprzętem do zbierania min, to tak skutecznie mi przeszkadzał, że pod koniec sprzątania taczkę wywrócił i musiałam wszystko od początku zacząć... A nie muszę chyba mówić, że z taczką do konia podchodzi się rzadziej niż z wiadrem...
gangrena,
Jak to walą na plecy?? W sensie że staje dęba i wali się do tyłu?
niestety spotkałam się z końmi, które w wielkim stresie, rozdygotane na próbę pobudzenia batem reagują w ten sposób. Nie pomoże tu żadne "oduczanie".To jest instynkt, jak u konia który poniesie i nie zatrzyma póki padnie.
Po drugie chodzą w wytoku by nie zadzierały głowy i by utrudnić im stawanie dęba.
No niestety, ja znam konia, nawet mialam przyjemnosc siedziec, ktory staje deba niezaleznie od posiadania wytoku Skubaniec najpierw wyszarpywal wodze z rak, leb w klate i deba. Do dzisiaj nie wiem jak on to "anatomicznie" byl w stanie zrobic. Raz mu wlascicielka zapiela krotszy wytok z takim starym napiersnikiem, ktory sie przypinalo do przystul -> fakt, zdolal uniesc sie tylko nieznacznie, ale wykombinowal cos innego - stawal "swieca z drugiej strony" czyli glowa miedzy nogi i z zadu. Gdyby takie sztuczki robil na zawolanie jeszcze by kobita z nim w apasjonacie wystartowala.;)
Do rzeczy: Kasia D, nie kwestionuje doswiadczenia Gangreny, ale na Twoim miejscu bym nie bacikowala. Najgorsza rzecz, ktora mozna zrobic przy panikujacym koniu jest klepniecie go batem - kon spodziewa sie niebezpieczenstwa i dostaje je w postaci bata. Owszem, moze i przejdzie czy lepiej byloby powiedziec - zostanie przepchniety - ale na 80% za kolejnym razem sytuacja sie powtorzy i tak w kolko. Pomysl z Toba na innym koniu i jakims megaopanowanym czlowiekiem na Twoim jest calkiem calkiem [pod warunkiem, ze Twój kon temu mega opanowanemu czlowiekowi ufa Znam z autopsji przyklad konia-przytulanki, ktory, kiedy sie zorientowal ze nie prowadzi go JEGO czlowiek, nie czysci go JEGO czlowiek i nie glaszcze go JEGO czlowiek, potrafil ugryzc, kombinowac, zerwac sie i uciec a wszystko to moim zdaniem dlatego, ze dla niego ten inny czlowiek byl obcy = niegodny zaufania]
Hmm..... jesli moge cos dodac- jak zachowywalas sie z wiadrem i taczka? Czy nie bylo tak ze z wiadrem "skradalas sie" mimowolnie i skierowalas swoja uwage tylko i wylacznie na konia i na nic innego a z taczka, mialas generalnie konia w nosie, weszlas bez problemu nie przejmujac sie niczym i robilas swoje? Konie tez to czuja Jako przyklad dam sytuacje pewnej klaczy, dziewczyny, trenera i flagi. Wlasciciela przyzwyczajala konia do tej powiewajacej flagi. No i odczula go tam, odczula, glaszcze, przemawia....i za kazdym razem jak rozwija flage, klacz tanczy w kolko i ni cholery nie da sie jej "odczulic". Trener wlazl, zlapal klacz, rozwinal flage, klacz zaczela sie cofac, ten krok w krok za nia, przytrzymujac za uwiaz i ze stoickim spokojem, bez zbednego cudowania ja tam do flagi przyzwyczaja. W koncu kon stal spokojnie, trener mogl powiewac flaga w te i wewte, koniec, cel osiagniety. O co chodzilo: wlascicielka tak sie przejmowala tym "odczulaniem" ze sama byla nerwowa i spieta bo "ten kon sie przeciez boi!". No a klacz to czula i czula przeswietnie i.... spelnila oczekiwania
Pan natomiast byl wyluzowany, nie naciskal, nie "pierniczyl sie" ze tak powiem, kalcz tez sie wyluzowala i wszyscy zdrowi i szczesliwi.
Sedhir konia po padoku z wiadrem nie ganiałam uznałam ,że kiedyś będzie musiał się napić (to było jakoś w połowie maja, jak było ciepło - jeszcze przed "wielkimi deszczami") i sam zaczął się podkradać i patrzeć co to jest... a przestraszył się w momencie jak wchodziłam na padok i postawiłam wiadro przed nim. Nie wpadł w panikę, ale oddalił się i obserwował intruza... Jakoś następnego dnia zobaczyłam że pije z wiadra ale w pozycji gotowej do ucieczki. A z taczka faktycznie go olałam i chyba chciał zwrócić na siebie uwagę... i mu się udało.
Co do bata, w przypadku mojego, to zależy której strasznej rzeczy się boi i jak bardzo. Do węży ogrodowych przywykł, ale zatrzymywał się przed nimi więc lekkie puknięcie bacikiem skutkowało spokojnym ruszeniem do przodu, natomiast jak chciałam wyprowadzić go z terenu stajni i wprowadzić drugim wejściem (w ręku, taki spacerek zapoznawczy) to jak się zatrzymał i zobaczył, że mam w reku bat to zaczął się wycofywać i denerwować. Więc bacik grzecznie odłożyłam i zaczęłam prosić o przejście do drugiej bramy... nie poddałam się i mi się udało, ale nie powiem, trochę się zestresowałam... Dzisiaj, tak jak radzicie spróbujemy wyjść na spacer w towarzystwie innego konia i ludzia (tak żebyśmy obje czuli sie raźniej )
Obiecuje Wam opisać wyniki tej walki (bardziej z sobą niż z koniem - przynajmniej do takiego wniosku dochodzę czytając Wasze porady - za które bardzo dziękuję )
Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam dostępu do kompa. Niestety, pomysł z wyjazdem w teren upadl z powodu deszczu i braku mojego czasu Natomiast udało nam się zrobic jeden kroczek na przód... W stajni mamy zadaszoną ujeżdżalnie i oczywiście ona też jest straszna... Ptaszki, deszcz obijający się o metalowy dach, przejeżdżajace samochody - to wszysko zwiastuje kataklizm i trzeba z tamtąd uciekać. Wczoraj, wprowadziłam tam zwierza i zaczeliśmy robić ćwiczenia na rozciąganie z jabłkami (skłony, skręty itp) Po ćwiczeniach już bez smakołyka obeszłam z nim ujezdżalnię (w ręku) i ku mojemu zdziwieniu gościu sie wyluzował, trochę sie rozglądał, ale nie probował mnie z tamtąd wynieść Nie był jakoś super spokojny, ale zachowywal się o wiele lepiej niz poprzednio w tym samym miejscu
Pięknie zatem
No i jest fajnie. Malymi kroczkami, ale do przodu!
Udało nam się zaliczyć krótki teren i to na kopytach, a nie w ręku... Wybrałyśmy się z koleżanką w dwa konie, oba cykory i my lekko poddenerwowane, wiec dość wybuchowy duet, ale po kilku minutach rozmowy nam przeszło, a później konie się trochę wyluzowały w weekend jedziemy na wypas na łąkę, zobaczymy jak pójdzie
Mam jeszcze pytanie, co sądzicie o 7 grach Parellego (chyba tak to się zwie)? Czy osoba mało doświadczona w Naturalu może coś takiego popróbować z koniem? Czy konieczny jest do tego sznurkowy kantarek i inne "gadżety"? Co myślicie?
Czy konieczny jest do tego sznurkowy kantarek i inne "gadżety"? Co myślicie?
ależ Do tego zadnych bajerow nie potrzeba.
No, ale, co ja o tym mysle: w internecie jest na tyle dobrze opisane 7 gier ze praktycznie kazdy moze sprobowac sie tym zajac. Jest forum parellitykow polskich, materialy sa, wszystko jest. Mozna sie pobawic, dlaczego by nie ? Wazne jest w tym wszystkim tylko to, by umiec zobaczyc, co kon na to tzn, zeby ta zabawa nie przerodzila sie w jakas gre silowa, by kon przypadkiem nie zdominowal czlowieka i by czlowiek przeprowadzal te gry jedna po drugiej, kolejno.
Tak czy siak, program Parelliego nie jest dla koni tylko dla ludzi, wiec jesli masz na tyle samozaparcia, czasu i checi to czemu by nie sprobowac
Znalazłam dość szczegółowy opis tych gier na stronie...
http://www.zaklinaczka.ne...7gier/7gier.htm
Poczytam i zobaczymy Mam czas na pracę w ręku, bo zwierz jest po niewielkiej kontuzji ścięgna , wiec zanim zaczniemy solidną pracę w siodle, to minie trochę czasu... A jestem ciekawa efektów pracy z koniem i z sama sobą...
Jak macie jakieś ciekawe stronki, to chętnie sobie poczytam
Pamiętaj tylko, żeby wykonywac gry od 1 do 7
W grze w przyjaźń wykorzystaj wszystko co się da ja np. używam: bluzy(rzucam na każdą częśc ciała, zakrywam oczy), folii(chodze po niej, zakrywam całe ciało, szeleszcze), uwiązu(macham, dotykam nóg) i innych
Pamiętaj też o tym, żeby nie zostawic konia przestraszonego bo to nie jest fair.
*Musisz koniowi dać powód do zmiany. Musisz pozwolić mu się przestraszyć, aby mógł się dowiedzieć, że wcale nie musi się bać.
Craig Cameron
http://hippika.pdm-promo.pl/ ->> bardzo ciekawa stronka... Na stronie gdzieś jest o psychice konia, poszukaj i przeczytaj.
Mi to bardzo dużo dało.
Pozdrawiam i życze owocnej pracy