Futbolin
*Czasu upłynęło mało lub dużo, kiedy Sorena opuściwszy w zasadzie bez słowa Wieże wymknęła się również z Twierdzy. Jako, że obsłużyła się sama przed wyjazdem bardzo prawdopodobne, że nikt nawet nie wiedział, iż wybrała się na wycieczkę. Droga zawiodła ją jak często ostatnio do miasta zwanego Vorgoth a pełniącego funkcję stolicy tej krainy. Oczywiście drowka miała własne zdanie tak na temat miasta jak i kraju. Nie zamierzała jednak teraz się nim dzielić... Teraz bowiem wracała na włości. Mały czarny konik szedł stępem a kobieta zdawała się drzemać w siodle. Co ciekawe na linie jakieś dwa kroki od boku konia podążał, ewentualnie ciągnął się, za nią jakiś człeczyna.*
*Człeczyna ten ciągnięty nie był,choć mówienie,że ,,podążał,, za kobietą również nie byłoby właściwym określeniem.Dość powiedzieć,że mężczyzna wlókł się stawiając krótkie kroki.Oczy miał przymrużone,spocił się również w czasie podróży.Widać było iż zmęczony jest wielce.Mimo to dostrzegł,że jego pani ( człek ten bowiem był jej niewolnikiem ) chyba dotarła do celu.Ucieszył się,w tej chwili nie obchodziło go bowiem co na niego tu czeka...byle mógł stanąć w miejscu choć na krótką,krótka chwile.*
*W ten sposób dotarli do Lasu Kłamstw. Tam kobieta dość długo kluczyła między drzewami, nie chcąc aby droga do jej domu była zbyt łatwa do zapamiętania. Liczyła przy tym na zmęczenie samca. Co na niego spojrzała, to miała wrażenie, że z coraz większym trudem stawia kolejne kroki. Tak jednak było od wielu dni... Ona jechała, on próbował za nią nadążyć. W końcu jednak, gdy towarzyszący jej osobnik mógł już stracić nadzieję na kres podróży, drzewa się przerzedziły i przed oczami podróżnych zamajaczył zarys budowli. I to nie byle jakiej budowli... Twierdzy! Kobieta popędziła klacz, tak że tamta ze stępa przeszła do kłusa. Między innymi chciała sprawdzić, czy człowiek nadąży. Wszak był to już ostatni etap podróży... Na murach zaś wystąpiło jakieś poruszenie. Wartownicy jak widać nie spodziewali się gości a w ukrytej pod szerokim rondem kapelusza osobie trudo im było rozpoznać kogoś znajomego.*
*Nie był to na pewno pocieszający widok,szczególnie dla kogoś kto planował ucieczkę.Wysokie mury i czujni wartownicy niemalże uniemożliwiali ową eskapadę.Do tego, choć z początku próbował zapamiętać trasę,daleka kręta droga i zmęczenie otępiające zmysły sprawiło,że powrót do miasta mógłby okazać się wyjątkowo trudny.Nie mając sił jednak by się nad tym dłużej zastanawiać,niewolnik kroczył ponaglany szarpnięciami sznura,gdy tylko pozostawał z tyłu.Przyśpieszenie zaś jazdy sprawiło,że potknął się na moment i tylko wytężając ostatnie resztki sił zdołał utrzymać się z trudem na nogach.Musiał biec chociaż mięśnie wrzeszczały z bólu.Miał wrażenie,że zaraz zemdleje,odczuwał też silne mdłości.
*W końcu podjechali do bramy. W małych drzwiczkach otwarło się okienko znwane również judaszem i wyjrzała przez nie czarna gęba wartownika. Na pierwszy rzut oka drowa... Na drugi drowa już tylko w połowie. Kobieta zeskoczyła z siodła i prowadząc konia za uzdę podeszła bliżej.* Precz suko! *Warknął strażnik i miał dodać coś jeszcze, gdy drowka szybkim ruchem odsłoniła twarz. Samiec zamilkł przerażony. Kogo jak kogo, ale tej persony nie powinien był obrażać. Czuł jak po plecach spływa mu strużka potu zaś oko zaczęło drzeć nerwowo. Elfka puściła klacz i mową gestów wydała polecenie "Otwierać", które o dziwo zostało skwapliwie i bez zbędnej dyskusji wykonane. Mała furta otwarła się, zaś drowka na powrót naciągnęła na twarz szal. Za murami ktoś już biegł do stajni poinformować masztalerza, że pewna czarna nieduża klacz wróciła.*
*Przerażenie strażnika nie uszło ( o dziwo ) uwadze mężczyzny.Gdziekolwiek jest i kimkolwiek są ci ludzie....jego pani jest chyba tu kimś ważnym.Nie wiedział jednak,czy na dłuższą metę jest to dobra wiadomość.Naglę poczuł zbierające się w nim gwałtownie mdłości i w ostatniej chwili obrócił na bok głowę.Mimo to nie uniknął własnych wymiocin.Pociągany wciąż przez sznur,nie miał czasu nawet na chwilę przystanąć,zmuszony do dalszych kroków.Już niedługo...już niedługo...*
*Drowka zaś minęła bramę i wartowników, którzy z niesamowitym wręcz zainteresowaniem kontemplowali bruk na podwórzu. To, że i ów wyszczekany żołdak patrzył w ziemię i tak mu nie pomogło, bowiem Sorena zapamiętała sobie jego twarz. Co było wstępem do dalszej zabawy. Z czego śmiać miała się ona. Gdy znaleźli się w Twierdzy, kobieta zeskoczyła z konia. Nie musiała długo czekać, gdy pojawił się jeden z ludzkich wyrostków pracujących w stajni i oddała mu wodze. Świadomie nie odwiązała smyczy od łęku. Na tę chwilę uznała, że czas nauczyć czegoś nieudacznika, którego ciągnęła za sobą aż ze stolicy.*
//Aktywuję konto Durandell - niniejszym //
*Nieudacznik zaś nie miał sił nawet na to by zaprotestować a zresztą miał wrażenie,że nie dałoby do żadnego efektu.Cholera,przecież w końcu go odwiążą...pozwolą spać...dadzą jeść...spać...i...Myśli krążące po głowie niewolnika stawały się coraz mniej wyraźne,czuł iż zaczyna z lekka tracić świadomość.Ta podróż była ponad jego siły...*
*Drowka zaś już zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Po prostu poszła w swoją stronę... O dziwo do Świątyni a nie Wieży.*
*Tymczasem ryży i piegowaty wyrostek, który przybył zająć się koniem kobiety został o dziwo nad wyraz dobrze potraktowany przez zwierzę. Klacz bowiem nie próbowała go ni ugryźć, ni zdeptać. I szła potulna niczym baranek. Chłopię kierowało się bezpośrednio w stronę stajni wychodząc z założenia, iż decyzję co zrobić z "pieskiem" Arcy - Arcy podejmie masztalerz...*
*Wlókł się za koniem,z najwyższym trudem stawiając kroki.*