Futbolin
jakież było moje zdziwienie, kiedy przyjechałam dzisiaj do stajni i nie zobaczyłam koni...
po krótkich poszukiwaniach stwierdziłam obecność chłopaków (Jukatana i Pedra). znalazła się także Itaka - stała w swoim boksie nieźle spocona. wszystko było pootwierane, szefa niet, samochodu niet. hmm... zastanawiające...
przyjechał pan, który pomaga nam przy sianie i mówi, że konie uciekły! jak to uciekły?! no, uciekły, a szef z wilusiem pojechał ich szukać. eghm... niewiele myśląc osiodłałam Itakę; wzięłam lonżę, kantar i palcat ujeżdżeniowy. pojechałyśmy. spotkałam szefa, który wytłumaczył mi, w jakim kierunku mam się udać, żeby odnaleźć zguby prowadzone już przez wilusia w stronę stajni. no to kłusik... ze 20 minut kłusa... troszkę pobłądziłyśmy, ale w końcu się spotkaliśmy. przypięłam Ibizę na lonżę, a Kaja szła za nami luzem. zanim weszłyśmy na drogę asfaltową, zsiadłam z kobyłki, spiełam źrebaki razem i pozostały dystans przebyłyśmy wszystkie 4 pieszo;)
wróciłyśmy mokre... cóż, złapała nas burza:)
przez chwilę poczułam się jak AWEK:D
dla zorientowanych - kobyłki zostały zagonione do jakiegoś ogrodzenia w mszanej (ładnych parę kilometrów od domu...)
))))
A któż to zamykał boksy? Chyba same konie ich nie pootwierały?Chyba,że nawiązały korespondencję z Quikiem Awek?
Pozdrawiam
nie, staranowały ogrodzenie - ichnia dzisiejsza wyprawa zaczęła się na pastwisku. dlaczego założyłeś, że z boksów powychodziły?
Itakę spotkałam w stajni tylko dlatego, bo ją wcześniej udało się złapać...
Dlatego założyłem taki scenariusz,bowiem stwierdziłaś,iż właśnie Itaka stała w swoim boksie.
Pozdrawiam
a nie zastanawiałeś się, dlaczego była tak spocona, hm?
ostatnio Twoja spostrzegawczość jakoś zaczęła zanikać. może jednak tylko przemieniła się w zwykłą uszczypliwość...?
Mogła być spocona po trudach wstępnych poszukiwań z właścicielem.Nigdy nie twierdziłem ,że jestem spostrzegawczy.Zarzut uszczypliwości puszczam mimo uszu z uwagi na starą znajomość.Widocznie wnioski jakie wyciągnąłem z podanych przez Ciebie informacji były niewłaściwe.Chyba jednak mój poziom intelektualny jest zbyt niski abym mógł się odważyć na nowo podjąć próbę rozmowy
Pozdrawiam?
wydaje mi się że była spocona z nerwów iż nie widzi ani nie słyszy innych koni tylko została sama
hahaha, no nie... spociła się podczas ucieczki:) a wracała z szefem kłusem;) oboje byli spoceni:D
[quote="Dziadek"]A któż to zamykał boksy? Chyba same konie ich nie pootwierały?Chyba,że nawiązały korespondencję z Quikiem Awek?
Pozdrawiam[/quote]
heh przyblize cos Dziadkowi jesli moge ?? Otorz Sz.Dziadku konie z mojej stajni potrafia otwierac sobie same dzwiczki od boksu wiec sa zamykane takze i na dol , a boksy sa na gorze otwierane
Heh ja przedewszystkim gratuluje Met ze udalo jej sie konie zaciagnac do stajni bo nie jednokrotnie zdarzaky sie takie sytuacje ze konie w czasie deszczu i nadchodzacej burzy zwiewaly z padokow na jakies nie wiadomo co kryjace polany i lasy
5:30 Lodz-Gdansk-Lodz to sie nazywa prawdziwy wyscig z czasem...
a tam... co to takiego? jak byłeś głodny, to pędziłeś do tego mc donalda:P hehehe, inna rzecz bawić się w cowboja - Ty tego nigdy nie zrozumiesz:P
I tak jestem the best... ty masz pod soba jednego kunia (ewentualnie mnie ) a ja pod soba mam ich dobrze ponad setke... ty na tym pchlarzu vs ja na swoim lsniacym rumaku kiedy pojedynek
hehe wniosek taki ze konie sa nie przewidywalne
Mnie tez dzisiaj uciekly patataje... Jako ze konie trzymam u cioci po drugiej stronie ulicy nie mam ih 24h na dobe na oku. Wczoraj przyjechal moj genialny wujek, zapomnial o dziwo ze tam sa konie (szczegol ze wie o tym ze tam sa juz od ponad 8 lat). Dzisiaj rano pootwieral wszystkie furtki, a ja 15 min puzniej biegalam w koszuli nocnej i szlafroku (na bosaka) po ulicy lapiac konie. Sasiedzi mieli niezly widok.
hahaha, dowcipniś się znalazł...
a pojedynek? choćby jutro! tylko że na przeze mnie ustalonym terenie! w lesie nie miałbyś szans. na co w ogóle się porywasz? poza tym to nie na temat:P
witamy Pana na naszym końskim forum:D zapraszam do nieco innego wątku... przedstaw nam się:P
No tak dziewczyną się nudziło... Cóż jak całe ich życie ograniczało się do pastwiska i boksu, to nie dziwię się, że się chciały wyrwać na wycieczkę krajoznawczą, na ich miejscu postąpiłabym tak samo. Żałuję tylko, że nie widziałam met w akcji, prowadzącej 3 koniki przez wieś
phi co to za przyjemnosc... konie ktore trzeba ganiac... ja swe stadko postawie obojetne gdzie i stoja grzecznie.
w lesie nie mialbym szans quad vs pchlarz leeee rumaki na oktany gora
hehehe, ci co widzieli, cieszyli się bardzo:D
a poza tym jak to?! przecież biegam z Ibizą w teren! Kaja też poznała już drogę do łukasza i z powrotem! wypraszam więc sobie...
No, ale w Mszanej jeszcze z nimi nie byłaś nie.... trza się rozwijać, poszerzać horyzonty
Czyż nie mamy do czynienia z pięknym przykładem nabijania w Twoim wykonaniu Karinko?
Pozdrawiam.
Nabijania czego? Próbuje tylko wytłumaczyć zaistniałą sytuację, dlaczego koniki zwiały? uważam, że moja wypowiedź była na temat i nie zgodzę się ze stwierdzeniem "nabijanie"
Chybe się koniki nam zmówiły, bo moje wariaty też wybrały się na wycieczkę. Tyle że nie w stronę lasu, tylko zajezdni autobusowej. I niestety właśnie jadę zakładać nowy opatrunek na efekty galopów po okolicach garaży
Lepiej dzisiaj pojadę na swoją stajnię, tak dla pewności, bo skoro tyle już nam się znalazło uciekinierów, to może moim też się uda na jakąś wycieczkę udać...
To napewno jest zmowa koniowatych. U mnie w stajni również 2 sztuki postanowiły pozwiedzać okolicę. Cyrusa (klacz pensjonatowa) postanowiła zabrać na randkę mojego Ciapkoszczaka. Pewnie na paddokach było za dużo świadków. Tylko dlaczego tak samo jak u Ascaii poszły nie w łąki tylko na ruchliwą ulicę? Galop po asfalcie na szczęście nie zaszkodził im ale ludzie mieli niezłą atrakcję. Jedna z moich juniorek goniła je na koniu (akurat prowadziłam jej jazdę) a ja z koleżanką samochodem. Ale one tylko zorientowały się w sytuacji i same doszły do wniosku, że tam też nie ma warunków na miłe sam na sam. Po zrobieniu pętli po Babicach wróciły drugą drogą do stajni. Ciekawostką było to, że leciały po prawidłowej stronie jezdni, blisko krawężnika i w zastępie dwukonnym.
To i tak Macie szczescie ,moje polaczyly zwiedzanie ogrodka (pielegnowanego troskliwie przez moja piekniejsza polowe) z konsumpcja swiezo posadzonych sadzonek, i zdeptaniem tego co jeszcze nie wzeszlo.
Mozecie Sobie wyobrazic skutki tego ich wyczynu.
chociaż nasza stajnia znajduje się na końcu świata, pojęcie nudy jest mi obce:) wczoraj np. uczyłyśmy się z Itaką nurkować:D niestety mój telefon tego nie przeżył... ale mówię Wam, to jest super:) tylko jak wracałam do domciu na rowerze cała mokra (skąd miałam wiedzieć, że pójdziemy pod wodę?), to tak troszkę mi wiało:)
polecam wszystkim taką formę rozrywki:P
met, nie spisuj telefonu na straty. Przerabialam to w zeszlym roku. Wez go wysusz i niech odwilgnie przez 3 dni. Potem podlacz go pod ladowarke na noc. Metoda sprawdzona juz przy 3-ch utopionych komorkach
Dzisiaj Q-ik byl drugi dzien bez Belli. Skonczylo sie tym ze byl uwiazany na padoku na 2-ch uwiazach. Naszczescie dzisiaj wedruje do mojej znajomej, dopuki czegos nie wymysle.
oddycha... oddycha!!!
AWEK, jesteś wielka!!!
hehehe, może jeszcze coś będzie z tego telefonu;) a już myślałam, że będziemy musiały się rozstać:))))
dzięki za radę:*
czy ja mówiłam o jakiejś nudzie...?
dzisiaj szefo po raz kolejny zadbał o to, żeby moje życie nie płynęło zbyt monotonnie. co zrobił? wypuścił Jukatana i Pedra luzem na wypas przy stajni:/ poważnie - żadnych barier:))) o ile Jukatanek jest grzecznym dzieckiem i wędrował po terenie wybiegu, o tyle wiecznie głodny Pedro poszedł szukać lepszego jedzonka niż jakaś tam trawa... i znalazł. znalazł 25-kilogramowy worek paszy dla ryb, tzn. całego jęczmienia i pszenicy. a jak się do tego dorwał, tak jadł... nie wiem jak długo, ale jak to zobaczyłam, to tylko szybkie czyszczenie, źrebak do boksu, siodełko i dawaj w teren! popuściłam wodze... fantazji:P wybierałam takie ścieżki, żeby chłopak nie miał zbyt łatwo - same górki, jakieś podmokłe tereny, rowki i gałązki do przeskoczenia. uff... troszkę się zmęczyliśmy:)
mam tylko nadzieję, że to wystarczy:(
i co?!
i miałam dzisiaj powtórkę z rozrywki.... ;( nie wiem, kto jutro Pedra uratuje;(((( bo w to, że szefo zmądrzeje, to już dawno przestałam wierzyć;(((( chlip... przez ten tydzień, co mnie nie będzie, to stajnia na głowie stanie:|
haha
przypomnialo mi sie jak to moja kobylka otwierala sobie boks a pozniej szla sobie na koniec stajni gdzie ogiery staly i je cholera wstretna prowokowala...a jak jej sie znudzilo to szla pospacerowac na dwor...
kopala w drzwi tak dlugo az haczyk wypadl i wtedy chwytala zebami za drzwi od boksu i je odsuwala...spryciara
ha! dzisiaj to był dziki zachód!
zainspirowana pomysłem TomaC, postanowiłam próbować jazdy konnej z zamkniętymi oczami. wracałyśmy do domu z dzisiejszej przejażdżki... najpierw niepewnie zamknęłam oczy. świat się nie zawalił mi na głowę, konia ciągle miałam pod sobą! nieśmiało zwiększyłam nacisk łydkami na boki konia... Itaka posłusznie przeszła do kłusu, a świat nadal był na swoim miejscu! otworzyłam oczy, ponieważ narastający huk wody sygnalizował, że zbliżamy się do przeprawy przez rzekę. mostek w deszczu to straszny drapieżca! klacz powoli, cała spięta pokonała przeszkodę. powieki opadły, koń ruszył galopem... to było świetne! ostatnią prostą przebyłyśmy kłusem - wtedy zaczęłam zauważać różnice pomiędzy jazdą z zamkniętymi a otwartymi oczami...
Dzisiaj po prawie 3-ch tygodniach pojechalam do Q-ik'a. Wzielam go w teren.. No niestety nikt mnie nie ostrzegl ze ostatnio delikatnie chodzil i zalozylam mu gumowe proste wedzidlo. Efekt? Po pierwszym zaklusowaniu zatrzymalam sie ok 2km dalej po cwale i galowpie... To dopiero byl wild wild west
zdziwicie się, jeśli zaserwuję Wam 'wild, wild west vol. 2'...?
wczoraj Ibiza wybrała się na ciąg dalszy ostatniej wycieczki, która została jej tak bezczelnie przerwana. tyle tytułem wstępu. przejdźmy do meritum sprawy...
zaczęło się ok. 15:30. jeden z wędkarzy opuszczając teren stawów hodowlanych, zapomniał zamknąć bramę. oczywiście, każdemu zdarza się zapomnieć zamknąć ogrodzenie od koni, prawda? nie należy ganić nieszczęśnika, który mógłby domagać się później ochrzczenia ofiarą mej spiskowej teorii dziejów. ale fakt faktem - konie na wolność zostały puszczone. Itaka i Kaja grzecznie zawróciły do stajni, kiedy nieobecność koni została spostrzeżona i rozpoczęto pościg. Ibizie jednak przypomniało się, że niespełna 20km od stajni rosną wyjątkowo soczyste trawy... wiedziona wspomnieniem idylli biegła przed siebie.
natomiast szef wiedziony strachem przed utratą konia pomknął (równie ochoczo) - na rowerze. złapał trop, dogonił kłusującego źrebaka i wyrównali tempo. co przyspieszał, żeby zagrodzić jej drogę - i ona przyspieszała... przez jakiś czas trwała ta próba sił, aż w końcu nierówności terenu przyszły mu z pomocą - podczas zjazdu z górki wyprzedził Ibizę i stanął w poprzek ścieżki.
klacz nie mogła teraz, po tak długim marszu, się poddać... zdradziłaby tym samym najskrytsze marzenia! oceniła sytuację... tak! znalazła wyjście z pułapki. adrenalina wraz z gorącą krwią obiegała organizm... dodawała wiary i pewności. już po chwili klacz niknęła w gęstwinie lasu...
szefo próbował ją gonić dalej, ale szybko zrezygnował, ponieważ rower nie był najlepszym pojazdem do przedzierania się przez krzaki. zawrócił na drogę, żeby poszukać miejsca, w którym koń mógłby wyjść z zarośli. różni ludzie kierowali go w różne strony... ktoś widzał ją tam, ktoś zagonił ją w takim a takim kierunku... w końcu ślady zaprowadziły szefa na torowisko. byłoby całkiem fajnie, bo te tory prowadziły w kierunku stajni (zaledwie kilkanaście kilometrów dzieliło naszych bohaterów od domu), ale niestety ktoś postanowił wykopać na wale pokaźnych rozmiarów dziurę. tu kończył się trop...
Ibiza wiedziała, że to już niedaleko... jeszcze jeden zakręt, jeszcze tylko ten jeden skok... wiedziała, że musi... że w ten sposób udowodni... miotała się wśród pól i zarośli, próbowała przywołać w pamięci obraz tamtych pastwisk, lasu wzdłuż którego prowadziła młodszą koleżanę... zmuszała mięśnie do strasznego wysiłku - do przodu, dalej, w końcu dotrę do celu, w końcu... nie! to nie tędy, trzeba zawrócić! zawrócić... uciekać! tu wciąż są ludzie! ...oni zadają ból!
już w tarpanie, z pomocnikiem i z odpowiednim wyposażeniem (kantar i uwiąz) - teraz szanse szefa na schwytanie konia nieprzeciętnie wzrosły. pierwsza godzina poszukiwań nie dała żadnych efektów. później zaczęły pojawiać się głosy świadków Ibizowej ucieczki: panie, tam biegła! tak, podszedł koń, ale nie dał się złapać - uciekł w tamtą stronę! ale, panie, ten koń chciał nas stratować! szedł na nas, tośmy uciekali!
szukając drogi do wyimaginowanej krainy wiecznej szczęśliwości, klacz trafiła na większe zbiorowisko ludzi. wyglądali na pasące się stado, więc bez zastanowienia biegła przed siebie. wtedy stało się to, czego nie wyśniła nawet w najgorszych koszmarach! poszczególne osobniki ze stada urosły dwu- lub nawet trzykrotnie...! okrążyli ją, byli z każdej strony i każdy próbował ją zaatakować... zbliżali się... odskoczyła w miejsce, w którym było ich najmniej - ruszyła pędem! co sił w nogach... znów ją gonili... znów chcieli zamknąć, ograniczyć, zabrać to, co najpiękniejsze - wolność...
panie, toż to szalony koń! myśmy ją zamknęli, ale gdyby nie to, że wbiegła na cmentarz, to nikt by jej nie złapał...
Wiesz co Met? Chyba jestem zadowolona, że nie trzymasz jej u mnie w stajni! Toż to uciekinierka pełną gębą. Może ją do ułanów z taką fantazją?
Albo przerzuty trefnego towaru przez zieloną granicę ?
Pozdrawiam
Uciekinierka ,uciekinierka ale nasza met to dopiero ma fantazje, czekam na ta obiecana ksiazke,bo cos czuje ze rozejdzie sie w sporym nakladzie.
Romku, jaki pan, taki kram...
Jakiś czas temu uciekły konie ze stajni w okolicy. Zamiast w lasy, poszły w kierunku ruchliwej drogi. Latały po jezdni, spowodowały nawet wypadki (nie groźna stłuczka, samochód w rowie), aż w końcu dotarły całe spienione i nieźle przepłoszone na przedmieścia. Jacyś rozsądni ludzie zagonili je na ogrodzony teren kościoła. To nowoczesny kościół, nie ma tam nawet grobów, które mogły by sprofanować kupą. Ktoś ze stajni dojechał za nimi samochodem, cały szczęśliwy dzwoni po ludzi do pomocy (bo koni było chyba 7, albo 8), a tu pojawia się ksiądz. I w krzyk, żeby zabrać te konie z terenu JEGO kościoła! Że to grzech i profanacja. Człowiek tłumaczy mu, że tylko kilkanaści minut i konie znikną, że nie można ich tak po prostu wypuścić z powrotem na ulicę, bo będzie nieszczęście. W tym czasie konie już się uspokoiły, zaczęły skubać trawę. Na to ksiądz, że mu trawnik zryją, że grzech i won z tymi końmi. Groził policją. Zrobiło się zamieszanie... W zamieszaniu ktoś otworzył furtkę... No i konie frrrruuuu... Na jezdnię, między samochody! Na szczęście z drogi skręciły w końcu w las i po wielu godzinach udało się je wyłapać. Źrebaki były już w złym stanie po tej wycieczce, ale na szczęście nie miała ona poważniejszych konsekwencji dla ich zdrowia.
Moje przemyślenia na temat postawy księdza zachowam dla siebie.
O "wyłazicielstwo" moich koni zawsze były awantury w stajniach hotelowych: kreatywnie otwierały boksy i padoki, a jak się nie dało otworzyć, to zawsze można było wyść taranem, przeczołgać się, prześlizgnąć pomiędzy drągami, lub skoczyć - ile koni, tyle pomysłów. Nigdy nie uciekały daleko, najwyżej 20 metrów w kierunku ładniejszej trawy, ale stajennym nie dawały się złapać, ani zagonić do stajni, więc albo dawano sobie spokój, albo dzwoniono po mnie w najmniej spodziewanych momentach ;)
Teraz mam "prawie swoją" (tzn. dzierżawioną) stajnię i próbuję przwidzieć, co wymyślą w danym miesiącu. Z ogrodzeniami radzą sobie coraz gorzej, bo drągi grube i bardzo mocne, a do tego "wzmocnione" pastuchem (żeby w ogóle się do nich nie zbliżały... na wszelki wypadek). Ostatnio znalazły słaby punkt - siatkę, którą ogrodzony jest padok od strony podwórza. Młoda kobyłka wspinała się na nią przednimi nogami, siatka się uginała, odrywała od słupków i w końcu zrywała. I już jesteśmy na podwórku ;) A po podwórku najfajniej biega się dzikim galopem z zadartą kitą. Inny słaby punkt ogrodzeń, to wysokość - "tylko" 140-150 cm. Starsza klacz potrafi je bez problemu przeskoczyć... ale tylko w jedną stronę: z wewnątrz na zewnątrz. Na odwrót już nie... i wpada w panikę po tamtej strasznej stronie, a reszta koni po odpowiedniej stronie jeszcze ją podkręca szalonymi wyścigami wzdłóż ogrodzenia.
Inna sprawa to wnętrze stajni. W hotelowych zawsze młoda musiała mieć boks zapięty na łańcuch, lub uwiąz... tyle, że uwiązy nauczyła się przegryzać (węzły rozwiązuje pyszczkiem). Chyba podpatrzyła od matki, dla której żadna zasuwka, haczyk ani klamka nie były przeszkodą. A jak coś się nie dawało zbyt długo otworzyć, to brała "na klatę" (a klatę miała... khm, szeroką...). Niestety, to ją w końcu zgubiło, bo często wydostawała się i wyżerała jakiś niezabezpieczony owies (na nic moje prośby, żeby zamykać pakę na karabińczyk i nie zostawiać worków na korytarzu), aż w końcu zjadła tyle (a później rozwaliła drzwi stajni i zjadła jeszcze nad ranem trawy z rosą), że zabiła ją kolka... :((( Teraz mam strasznego chopla na punkcie zabezpieczania boksów na noc, ale młoda i tak robi mi różne niespodzianki. Obecnie testujemy zasówkę ze sprężyną od wózka dziecięcego.
Jedyny plus, że jak już uciekną, to nigdy nie idą na wyprawę ;) Polatają w promieniu 50 metrów od padoków i zabudowań, a później zabierają się za skubanie trawy i łatwo je zwabić spowrotem na jedzenie.
A już widziałem zasówki zamykane na kłódkę lub sruby, a i tak najlepsze są dobre drzwi i koń nie da rady.
Dobry koń i na dobre drzwi coś poradzi
A drugi plus to chyba oszczędność paszy.jak pójdą "na dzierżawę" i nafutrują się do syta to w rodzinnej stajni pokarmu starczy na dłużej .A co do faraża to moim zdaniem należałoby mu polecić wnikliwą lekturę z Żywotów Świętych rozdziału o Franciszku z Asyżu.Może zmieniłby swe konsumpcyjne nastawienie do przemijających dóbr doczesnych (trawnika).
Pozdrawiam
Mnie też się św. Franciszek uparcie nasówa na myśl, gdy wspominam to zajście
Chyba ten ksiądz do naśladowców tego świętego nie należy.A jego szanse aby swoją osobą powiększył grono świętych też raczej są znikome.
Pozdrawiam