Futbolin
Witam!
Mam pewien 'problem' z koniem i w sumie chcę was zapytać o radę.
Sprawa może nie dotyczy bezpośrednio mnie, ale znam ją dogłębnie, a żeby było wygodniej będę pisała w pierwszej osobie jakby byl to mój koń.
Posiadam 4letniego wałacha, którego rok temu próbowaliśmy ujeździć i można powiedzieć że nie dał się nam. Koń od początku pracy z nim wykazywał większą płochliwość niż jego rodzeństwo po tym samym ogierze zajeżdżane w tym samym okresie. Ale generalnie była to płochliwość na czynniki zewnętrzne(nie mamy hali wiec lonzowanie odbywa się na maneżu z którego widać lokalną drogę po której od czasu do czasu jeżdżą samochody, rowery itp.), człowieka zdawal się dażyć zaufaniem. z przyjęciem siodła nie było problemu. ponieważ bardzo rozpraszały go czynniki zewnetrzne na poczatkowe przyzwyczajanie do ciezaru jezdzca wybieralismy spokojne pory, np. z samego rana. tak samo bylo przy pierwszym wsiadaniu. ze wzgledu na pobudliwosc konia wzielismy rowniez drugiego, doswiadczonego spokojnego konia do towarzystwa. po wylonzowaniu i 'zmeczeniu' naszego mlodziaka przystapilismy do wsiadania. poczatkowo kon sie tylko usztywnil, przy ruszaniu lekko bryknal ale jezdziec delikatnie to wysiedzial i ruszylismy za starym koniem stepem. młody był cały czas bardzo napięty i czulismy ze w takim momencie nie mozna zsiasc, bo spodziewalismy sie ze przy zsiadaniu moglby wystrzelic i potem bylyby tylko gorsze problemy. po kilku krokach stepa kon nie wytrzymal i zaczal powiedzmy probowac za wszelka cene pozbyc sie jezdzca. poniewaz jezdziec byl dosc 'dobry' a dodatkowo mial pasek na szyi konia do przytrzymania sie utrzymal sie na koniu przez pierwsze stanięcia dęba i brykania. jednakze kon wcale sie nie uspokoajal a tylko wpadl w wieksza panike, nie widzial juz ani ludzi uspokajajacych z ziemi ani drugiego konia ktory zachowywal sie spokojnie tylko coraz wyzej i czesciej stawal deba itp. jak łatwo sie domyślić za ktoryms razem jezdziec juz nie zdolal sie utrzymac. poniewaz doznal pewnej kontuzji, a kon byl spanikowany i nie bylo mowy o uspokojeniu go skonczylismy na wylonzowaniu i chociaz niewielkim uspokojnieniu. nastepnego dnia kon dal spokojnie nalozyc na siebie siodlo ale nawet o polozeniu sie na siodle nie bylo mowy. doszlismy do momentu spokojnego stania przy nim i obciazania siodla i dalismy mu spokoj, poniewaz stwierdzilismy ze moze musi dorosnac, a nie chcemy zeby jemu lub nam stala sie krzywda. po okolo 2miesiacach wolnego przyuczylismy go do bryczki. nie bylo z tym rzadnych problemow ale zaobserwowalam ze kiedy bylismy w lesie i temuż walaszkowi po grzbiecie przesuneła się jakaś gałąź znów spanikował i chciał 'uciekać' za wszelka cene(kiedy wyjechał spod gałęzi i drugi kon nie wykazywal strachu szybko sie uspokoił).
w tej chwili mija mniej wiecej rok od proby zajezdzenia tego konia. chodzi w zaprzegu bez zarzutu, jednakze zastanawiam sie czy nie sprobowac go znow zajezdzic pod siodlo. mam nadzieje ze moze dorósł(ale odrazu mowie ze jeszcze w tym roku nie zakladalam mu siodla wiec nie wiem jak zareaguje). zastanawiam sie czy jego zachowanie moze wynikac np.z nadprodukcji hormonow bo nie poprawnym wykastrowaniu? w sumie jeszcxze rok temu zdazalo sie ze skakal na grzejace sie klacze na pastwisku(byl kastrowany majac rok, inne walachy z jego rocznika sa bardzo spokojne).druga przyczyna jaka tez bralam pod uwage to jakis problem zdrowotny z grzbietem, ale przyc zyszczeniu, zakladaniu siodla czy w zaprzegu nie wykazywal rzadnych oznak bólu itp.
Liczę że może macie jakies doswiadczenia z zajezdzaniem takich koni. czytalam wiele ksiazek na ten temat, chce posluchac tez waszych rad zeby o ile zabiore sie za niego miec jak najwiecej wiedzy, pomyslow i sposobow zeby przekonac go ze jezdziec na grzbiecie nie jest taki zly. i odrazu powiem ze oddanie go do, nazwijmy to 'profesjonalisty' nie wchodzi w grę, gdyz nawet gdyby tamten go zajezdzil to koszt takiego fachowca moglby przekroczyc wartosc konia.
oczywiscie moj opis sytuacji jest dosc uproszczony. z pokorą przyjme tez wasze uwagi na temat popelnionych przez nas błędów, ale najbardziej licze na wasze rady i doswiadczenia.
kanadyjko, podstawowy błąd, który tutaj moim zdaniem został popełniony, to za duże wymagania stawiane dzieciakowi przy pierwszych dosiadach. Pierwsze dosiady powinny polegać na wsiadaniu i zsiadaniu. Później można wprowadzić stęp w ręku, następnie kolejne chody na lonży. Wszystko powoli i spokojnie, aby konia nie przestraszyć. Dla młodego, niezajeżdżonego konia jeździec na grzbiecie jest drapieżnikiem, który wpija się i zagraża życiu. Brykanie nie jest objawem buntu, a strachu o własna egzystencję. Niejednokrotnie konie boją się widoku łydki, czy jeźdźca nad sobą - nie tylko dotyku czy ciężaru , ale i samej obecności czegoś na górze. Do akceptacji jeźdźca należy zatem przyzwyczajac bardzo stopniowo - szczególnie, że - jak piszesz - ten konkretny koń jest bardzo wrażliwy.
Ja na swojego młodzika "wsiadałam" już w wieku źrebięcym - kucając nad nim, kiedy spał na pastwisku. Im był starszy tym większym ciężarem go obciążałam. Jak miał jakieś 2,5 roku "legalnie" wsiadałam na niego gdy leżał - jak w siodle - machając rękoma i nogami, markując działanie łydki, w końcu kładąc się na nim, czy prosząc , aby położył się cały (z głową) na ziemi. Dzięki temu pierwsze dosiady nie były zupełnie niczym niezwykłym - teoretycznie można by było po prostu wsiąść i pojechać. Jednak zaczynaliśmy jak z każdym młodym koniem, czyli przewieszanie się, stępy w ręku, lonża do zrozumienia pomocy jeździeckich w 3 chodach i dopiero jazda maneżowa i terenowa.
Pośpiech dory jest jedynie przy łapaniu pcheł
Co więcej skonsultowałabym się z weterynarzem , czy koń nie ma problemów z kręgosłupem, lub biodrami - może tu jest pies pogrzebany?
Istosnym jest również - poza psychicznym przygotowaniem - fizyczne przygotowanie zwierzęcia. Musi mieć na tyle silne i elastyczne mięsnie, aby móc nosić jeźdźca na grzbiecie.
też bym sprawdziła kręgosłup mimo wszystko ciężar jeźdźca to nie samo siodło a przy bryczce używane są inne partie mięśni.
oczywiscie najpierw przez okolo 2tygodnie kładlismy sie na nim na siodle, najpierw w stoj, potem prowadzanie w reku z przewieszonym jezdzcem na grzbiecie aby zarowno przyzwyczajac jak i wzmacniac miesnie. faktycznie nie wsiadalismy i zsiadalismy, a tylko stawalismy na strzemieniu z jednej i drugiej strony. dodatkowo kon pracowal na lonzy juz dluzszy czas, chodzil koziolki, skakl luzem i raczej nie mielismy watpliwosci ze jest fizycznie przygotowany na te 40kg jezdzca. a dlatego nie zaczelismy od zsiadania odrazu po wsiasciu bo z doswiadczenia jezdziec wolal czujac to ze kon i tak wystrzeli poczekac zeby nie zrobil tego przy zsiadaniu, bo wtedy jezdziec obawial sie gorszych konsekwencji.majac duze doswiadczneie z mlodziakami uwazal ze lepiej przeczekac na grzbiecied krytyczny moment i wtedy bedzie z górki, niz ryzykowac tego ze kon przy zsiadaniu zdola cos zrobic i bedzie przekonany ze 'sposobem' pozbyl sie natreta.
mimo wszystko dziekuje wam za rady. faktycznie mam zamiar porozmawiac rowniez z wetem. szkoda jednak ze nie macie doswiadczen z takimi konmi, widac musze pozostac przy zasieganiu jezyka osobiscie u roznych doswiadczonych ludzi. ale w sumie ci najlepsi praktycy jezdzcy, trenerzy itp faktycznie zazwyczaj malo uzywaja internetu, a co dopiero for internetowych.
w kazdym razie dzieki! i czekam na dalsze sugestie, zawsze jak nie w tym przypadku czy akurat mi to mozesz komus innemu sie przyda!
potem prowadzanie w reku z przewieszonym jezdzcem na grzbiecie aby zarowno przyzwyczajac jak i wzmacniac miesnie.
A przed tym lonżowaliście konia na jakimś "patencie" wzmacniającym i rozwijającym mięśnie grzbietu?
Bo takie "wsiadnięcie" na konia, któróry chodził sobie 'luzem' na lonży to dość dobre nie jest..
I to wzmacnianie mięśni.. coś mi nie pasuje.. jak koń może wzmacniać mięśnie pod jeźdzcem.. on juz powinien te mięśnie mieć przygotowane do udźwigu ciężaru jeźdzca..
Czekam na odpowiedź
Kręgosłup i problemy zdrowotne to jedna rzecz, druga rzecz - czy koń ma dopasowane siodło -> przy opadnięciu tych 40 kg siodło może uciskać tak boleśnie, że koń będzie się przed tym bólem bronił. I przy okazji, moim zdaniem może popełniono błąd dużo wcześniej. Wszystkie konie są płochliwe z natury, ale niektóre szybciej i łatwiej się uczą, szybciej przekonują się, że to konkretne "coś" ich nie zje, a to dlatego, że ich procesy reakcji są zrównoważone, natomiast inną "grupę" koni cechuje o wiele większa płochliwość, silniejsze reakcje oraz mniej stabilny i zrównoważony charakter, a przy okazji może się zdarzyć brak "pewności siebie", że tak powiem oraz brak zaufania do człowieka. Tzn, wydaje mi się, że to zaufanie było, ale najwidoczniej było go za mało. Młody koń, który ufa swojemu jeźdźcowi potrafi opanować swój strach, bo wie, że jest z nim opiekun, który go na pewno obroni;) Brzmi to jak z bajki dla dzieci, ale każdy zapewne zna sytuacje najczęściej w terenie, kiedy koń się przestraszył, ale nie uciekł, opanował się albo zagalopował te parę metrów, ale szybko się uspokoił. Może za mało poświęciliście na pracę z ziemi i psychiczny kontakt z tym koniem? Nie mówię, że od razu trzeba opanować do perfekcji join-up, 7-gier czy inne, cudaczne zabawy jeszcze cudaczniejszych zaklinaczy, bo tych się ostatnio narobiło od groma, ale może w tym wypadku trzeba było poświęcić więcej czasu na umocnienie pozycji człowieka jako "tego wyżej" i to nie karą ale szczodrą pochwałą nawet za najdrobniejszą pierdołę, którą koń wykona dobrze.
I jeszcze jedna rzecz - czy przypadkiem sami, w którymś momencie nie zaczęliście napędzać "spirali strachu"? Oraz widzę jeszcze jeden błąd, który mógł [ale nie musiał, nie we wszystkich przypadkach tak się dzieje] - szybko posłaliście konia stępem za innym koniem. Może w tym przypadku trzabyło czekać, aż koń rozluźni się pod jeźdźcem w stój, następnie w stępie i nie dopuścić, aż napięcie sięgnęłoby zenitu. A może wędzidło nie te? Może za mocny kontakt, koń się broni? Tyle jest możliwości, że trudno cokolwiek mówić...
. szkoda jednak ze nie macie doswiadczen z takimi konmi,
nie wiem skąd ten wniosek
szkoda jednak ze nie macie doswiadczen z takimi konmi, widac musze pozostac przy zasieganiu jezyka osobiscie u roznych doswiadczonych ludzi. ale w sumie ci najlepsi praktycy jezdzcy, trenerzy itp faktycznie zazwyczaj malo uzywaja internetu, a co dopiero for internetowych.
Jeśli masz na myśli tych zawodowych co wybierają się na najbliższą olimpiade to fakt masz racje nie wpadają tu tacy a jeśli chcesz rady tych co znają problemy od podszewki to właśnie niektorych z nich obraziłaś i radź sobie sama tylko się nie pozabijajcie bo widze że zbytniego doświadczenia nie macie.
Zgadzam się z Pumcią.
tego sie obawialam. zamiast proponowac konkretne rozwiazania czepiacie sie szczegolow. a szkoda, bo niewatpliwie posiadacie duzo wiedzy ktora moglibysmy wspolnie cos konstruktywnego osiagnac. nie opisywalam wszystkiego po kolei co robilismy z koniem od poczatku bo to by zajelo za duzo miejsca. ale jesli juz zostaly poruszone te tematy to bawilismy sie z pozytywnym skutkiem w join-up, 7gier to nie, i kon byl lonzowany zarowno na czambonie jak i na wypinaczach(oczywiscie nie na raz i jedno i drugie zeby byla jasnosc i nikt nie insynuowal).
a o tym dosiwadczeniu to nie chcialam nikogo urazic, przeprawaszam, ale chodzilo mi o to ze jesli wy piszecie o tym jak robiliscie ze swoim jednym prywatnym koniem z ktorym zreszta mieliscie okazje od malego pracowac to jest to mimo wszystko dosc male doswiadczenie. wiem ze nie ilosc a jakos sie liczy ale mam u siebie jezdzcow ktorzy maja na swoim koncie po 50-100 i wiecej zajezdzonych koni a takze wiele koni zagranych do poziomu P-N w ujezdzeniu i skokach i ze tak powiem w tym wypadku ilosc przemawia do mnie tym ze mogli miec okazje spotkac sie z roznymi konskimi przypadkami.
w kazdym razie dziekuje za rady. jeszcze raz mowie ze oczywiscie z wetem porozmawiamy, juz zreszta jestesmy umowieni na wizyte. a co do siodla to tez je skonsultujemy. bo faktycznie bylo uzywane jedno siodlo do kilku koni, wprawdzie mialy generalnie podobne rozmiary klebu,wielkosc itp i wydawalo sie pasowac równiez na tego wałaszka ale bycmoze tu lezal błąd.
równiez mam nadzieje ze ani koniowi ani czlowiekowi nie stanie sie juz krzywda i ze mimo wszystko damy sobie wzajemnie szanse bo szkoda zeby taki, mimo wszystko przyjemny konik poszedl na kielbaski.
(proszę tylko na mnie za mocno nie krzyczec za to ostatnie zdanie. juz na poczatku pisalam ze konik nie jest moj, ze pisze jakby byl moj w uproszczeniu, bo tak wtgodniej, ale w rzeczywistosci poporostu dobrze znam sprawę będąc widzem z zewnatrz. a ekonomi jak brutalna, jak kon nie da sie zajezdzic i nie uda sie go sprzedac do zaprzegu to niestety zbyt dlugo darmozjadem byc nie moze w tych warunkach.takie życie)
aha, no ok. napisalam ze czepiacie sie szczegolow, a sama prosilam o wytykanie bledow. okej, dziekuje, ale juz zaczelo sie powtarzanie ciagle tego samego przy tych bledach, a bardizej zalezy mi na propozycjach rozwiazania problemu, bo co sie stalo to sie nie odstanie, nauczka na przyszlosc jest w zasadzie, ale samo maglowanie bledow nie rozwiaze problemu. wiec jesli macie jeszcze cierpliwosc to prosze o konkretne propozycje rozwiazan.
Kanadyjko, wszystkie osoby, które się tu wypowiadały nie pisały "jak to robiły ze swoim jednym prywatnym koniem". Sama miałam doświadczenia z różnymi końmi, młodymi też, Artanis tak samo, po postach można stwierdzić, że Pumcia i Gaga też nie są laikami w tych kwestiach, więc gdzie tutaj widzisz osoby które "robiły tylko z własnym koniem"? Poza tym, skoro masz tam u siebie tak wspaniałych jeźdźców i doświadczonych ludzi to dlaczego pytasz na końskim forum?
Szczegółów trzeba się czepiać, na tym to polega! Szczegół jest w stanie uniemożliwić dalszą pracę! Przykładowo -> koniowi przeszkadzają muchy, mimo, że jest spryskany "odmuszaczem". Najlepiej nic z tym nie robić, bo to przecież "szczegół" jest, a koń świra dostaje, nie można do niego dotrzeć, o jakimkolwiek kontakcie na wodzy nie może być mowy. Albo koń ma za małe wędzidło i za ciasne siodło, ale chodzi. Robić coś z tym? A po co, przecież do szczegół, nie ważne, że konia coraz bardziej boli kręgosłup i nie jest w stanie przyjąć wędzidła ponieważ ono jest niedopasowane. Albo jeździec z ładnym dosiadem ale stalową, piłującą łapą. Koń lezie zganaszowany, z odwrotnie wygiętym grzbietem, krew się na pysku pojawia, ale lezie, nie buntuje się, wszystko wykonuje, więc po co przejmować ? Przecież ręce jeźdźca do szczegół. Tak właśnie fukncjonują szczegóły.
Konretne propozycje nie tyle co rozwiązań, ale możliwości, co może być tu nie tak, podane zostały wcześniej.
kanadyjka, jeśli liczyłaś na gotowy przepis to Cie zawiode bo każde zajeżdżanie jest inne nowe i czegoś uczy. Diabeł tkwi w szegółach dlatego niech twoi znajomi uczciwie przeanalizują sprawe i uczciwie przyznają że podeszli do młodego jak do setki innych koni z rutyną i gdzieś popełnili poważny błąd... Sprawdźcie go jeśli chodzi o weterynarza a później sprowadźcie kogoś od P i N popatrzy i może nowe oko wyłapie coś czego wy od początku pracy z tym koniem nie byliście w stanie wyłapać.
rozumiem wasze argumenty i zgadzam sie z nimi, ale liczylam na jakies niekonwencjonalne metody do pracy z takimi konmi typu powiedzmy 'indianskie' wsiadanie w wodzie(nie mowie ze mam zamiar stosowac czy uwazam za sluszne ale akurat to mi przyszlo na mysl jako przyklad) albo inne sposoby zeby zmniejszyc stres konia i jednoczesnie niebezpieczestwo zwiazane z jego brykaniem.oczywiscie sposoby te proponowalabym dopiero po konsultacji z wetem. ktory zreszta obejrzal juz konia, powiedzial ze wszytsko w 'aparacie ruchu' jest ok, siodlo tez moze byc jak najbardziej, ale poradzil wyslac krew na badanie hormonów bo uważa ze faktycznie kon ma mentalność ogiera.
tak, zdecydowanie mysle ze tacy praktycy czesto dzialaja rutynowo ale jednak widze ze z kazdym koniem pracują inaczej wiec nie mam nim zbyt wiele do zarzucenia.
kanadyjka, pracują inaczej bo każdy bedzie do czegoś innego czy pracują inaczej bo każdy ma inne predyspozycje. W brew pozorom jest różnica.
Niestety nie jestem z indiańskiego plemienia Znam tylko metody konwencjonalne. Jeśli to rzeczywiście hormony u tego wałaszka to ja konwencjonalnie dawała bym mu mniej jeść i stopniowo "męczyła" na lonży z chambonem. Wymagać i jeszcze raz wymagać żeby mu sie w tyłku nie przewracało i to wszystko.
w pewnej stajni znajduje sie 6-cio letni szetland. Miał być kucykiem dla dzieci, ale jego zachowanie uniemożliwia zajeżdżenie. Jeśli ktoś weźmie go na lonżownik kucyk bedzie stał, lekkie machnięcie batem bądź puknięcie w tylnie nogi lub zad powoduje euforie. Za wszelką cenę konik biegnie na osobę, która stoi w środku i stara się ją unieszkodliwić (czyt. staje dęba, kopie itp.) w ubiegłym roku przewrócił dziewczyne stając na nią dęba, potem się na niej wytarzał efektem czego była złamana ręka. Jedyny sposób ratunku to ucieczka. Dodam tyle, że gryzie ludzi jeśli cos mu się nie spodoba. Od małego był w tamtej stani, a 3/4 koni, które się tam stoi było właśnie tam zajeżdżanych.
złośliwy szetland?!
NieznanyRumak, a machnoł ktos pożądnie batem w jego strone jak tak się rzucał? Nie jestem za biciem koni, ale to mi już nie raz zycie uratowało i pomogło odzwyczaić konia takiego zachowania..
Ja nie celuje w konia ... macham batem przed sobą.. jak sam się na niego nadzieje to bedzie mieć nauczkę..
Ja na swoje szczęście czy też nieszczęście w zeszłym roku zajeżdżałam małą małopolanke która była rozpieszczona. Nie wiedziała że człowiek też może się obronić tak jak Ona zaatakuje. Wielkie było jej zdziwienie jak ruszyła na mnie w lonżowniku i nadziała się na bat.
Artanis, można się i bronić batem, ale on się nie boi
NieznanyRumak, a dostał kiedyś tym batem porządnie, jak tak atakował?
to chyba nie dostał pożądnie po pysku...
NieznanyRumak, nie boi się, bo uciekacie. Jakby ktoś porządnie zabezpieczył ciało (kask, kamizelka itd.) i przy ataku na swoja osobę porządnie sprał konia dopóki ten nie odpuści przestał by atakować. Po prostu kuc zdominował człowieka i wie, że może z nim zrobić wszystko, bo i tak jest ważniejszy, a człowiek ucieknie.
wiecie co, moze i z tym batem macie troche racji, ale zdarzaja sie rowniez jednostki takie ktorym i taka metoda nie przemowi do rozumu, szczegolnie juz w takim wieku. sa tacy konscy wariaci, jak chocby te slynne ogiery ktorym przytrafilo sie zagryzc czlowieka. albo ogier o ktorym chyba pisal Monty Roberts w swojej ksiazce ktorego kilku ludzi musialo trzymac na sztywnych drągach gdy szedl do klaczy a chyba i tak zdarzalo sie ze sie wyrywal i równał z ziemią nie tylko ludzi, ale i przyprowadzone do krycia klacze.
ktorego kilku ludzi musialo trzymac na sztywnych drągach gdy szedl do klaczy a chyba i tak zdarzalo sie ze sie wyrywal i równał z ziemią nie tylko ludzi, ale i przyprowadzone do krycia klacze.
no to ciekawe dlaczego został dopuszczony do hodowli, bo takie zachowania to raczej sie niweluje, a nie przekazuje dalej...
Artanis, też mi to przyszło na myśl.
kanadyjka, dopuki nie zobaczycie to nie bedzie wiadomo. W każdym bądź razie widze tu błąd człowieka od samego początku.
Z drugiej jednak strony można byłoby zapytać "to dlaczego dopuszczono do hodowli Parysówa"? On też nie był miłym konikiem, miał trudny charakter i w około 70% przekazywał go potomstwu, razem z wybitnym talentem skokowym. Znam 3 konie, w których rodowodzie pojawia się Parysów, z czego 2 faktycznie są wymagającymi końmi, z humorami i "charakterkiem". Bym powiedziała nawet, że są wredne z natury. Jedna nieco "normalniejsza", milutka, ale też potrafi rogi pokazać.
Tak bardziej w temacie- kuce to są małe diabełki.;) Cwaniaki jakich mało, często o wiele "mądrzejsze" niż duże konie, w lot wiedzą kogo można wpuścić w maliny, pod kim nie pracować, a pod kim nie opłaca im się nawet uchem kiwnąć nie w te stronę, w którą powinno.;) Mimo, że jestem zwolenniczką tych tak zwanych "naturalnych metod", to bym temu szetlandowi porządnie i naturalnie wlała, w momencie kiedy atakuje. Rozumiem, że to nie jest takie hop-siup, nawet taki kucyczek jest w stanie przewrócić człowieka, ale może gdyby zaczął z nim pracować ktoś, który się konia nie boi, nieco postawniejszej budowy? Nie mam na myśli jakiegoś chłopa ze wsi, co to się śmierci nie boi i zajeżdża dzikie ogiery w tydzień, ale jakiś człowiek z głową na karku, który z niejednego pieca chleb jadał. Przy okazji warto byłoby wrócić do kompletnych podstaw czyli szacunku dla człowieka w boksie, przez prowadzenie a dopiero później do lonżownika czy na plac. Z resztą i tak dobrze, że to tylko szetland. Wyobraźcie sobie gdyby tak się zachowywaj potężny ślązak.
Vesna, no dobra ale powyższy przypadek z tym ogierem do krycia to nie trudny charakter konia tylko coś pop....go
Pumcia, no, tak, ale z dyskusji wychodziłoby na to, że ogiera kryjącego nie ma prawa nic pop....ić.
Wyobraźcie sobie gdyby tak się zachowywaj potężny ślązak.
ostatnio miałam okazję pracować może nie ze ślązakiem, ale z koniem 170cm w kłebie.. z takim własnie zachowaniem.. cóż.. pare razy dostał gdzie trzeba i przeszło mu "rumakowanie"
wiecie co ja też nie jestem zwolenniczką bicia ale wczoraj koń wyprowadził mnie z równowagi. Młodzik 3 lata, miesiąc temu zajeżdżony w zakładzie treningowym. w tej stajni w której stoi pracuję od niedawna a z młodym dopiero jakieś 2 tyg., wiem, że jako ogier lubił podgryzać i teraz też potrafi. Jednak wczoraj przeszedł samego siebie. najpierw uszczypnął mnie przy czyszczeniu brzucha, a później coś mu odbiło i jak brałam tylną nogę do czyszczenia dostałam kopniaka, na szczęście tylko mnie musnął bo stałam w odpowiedniej pozycji i zdążyłam odskoczyć, oczywiście został ukarany dość mocnym uderzeniem po tej nodze. Później wzięłam go na lonże i chodził dobrze ale nagle coś mu odbiło i najpierw rzucił się na mnie z zębami a później próbował skopać. Takich batów dostał, że później chodził jak baranek. Zobaczymy co będzie dzisiaj.
Hehe, szetlandy... Stanowczo nie dla laików.
Jednego takiego małego szatanka, gryzącego, kopiącego i stającego dęba na ludzi ustawiłam do pionu w bardzo krótkim czasie.
Próbował stanąć dęba - został odstawiony na długość ramienia, co prawie go przewróciło. Na dwóch nogach trudno utrzymać równowagę. Spróbował gryzienia - to samo. Próbował nadal, twardo i wytrwale - oberwał kopniaka. Teraz działa na spojrzenie.
Nie chciał podawać tyłów do strugania, zwalał się zadem, w końcu mnie kopnął - takoż został kopnięty w trybie natychmiastowym. I rozum wrócił do głowy konia z kopniętego miejsca
Nie mam z nim problemów wychowawczych, odkąd ustaliliśmy komu cześć, a komu chwała
Cóż jednak z tego, skoro swoimi właścicielami pomiata jak kiedy i gdzie chce.
Myślę, że to nie jest kwestia rasy. Jeśli ktoś traktuje małego konika, jak zabawkę do przytulania to może sięto źle skończyć - bez względu na to czy to szetland, czy welsch, czy felin...
Myślę, że to nie jest kwestia rasy. Jeśli ktoś traktuje małego konika, jak zabawkę do przytulania to może sięto źle skończyć - bez względu na to czy to szetland, czy welsch, czy felin...
dokładnie, wręcz święte słowa , to jest główny problem, fakt,że kuców nie traktuje się na serio, nie podchodzi do nich tak jak do dużych koni, a potem się wszyscy dziwią,że "maskotka" nie jest maskotka i bryka, kopie czy gryzie...nie znam kuca który by się rzucał na człowieka a jest traktowany nazwijmy to "profesjonalnie".
Słusznie piszecie, dziewczyny. Takie problemy najczęściej spotykałam u szetlandów - bo taki mały konik fajny jest jak staje dęba, prawda? ale i moja własna felinka po kupieniu musiała przejść intensywną resocjalizację, bo waliła świece i kopała.
Rzecz w tym, że to najczęściej nieświadomi niczego laicy kupują zwierzaka i zaczyna się bal, bo z koniem przez trzy lata jego krótkiego życia nikt nie pracował wcale, albo uczył go głupot, i zaprawdę - nie wiem, co jest gorsze.
Z tym jeszcze można sobie poradzić.
Ale nie wyobrażam sobie podobnie kretyńskiego wychowania dużego konia.
a ja sie właśnie biere, za ponowne zajezdzanie czy też "przypomnienie" kuca walijskiego..
Ciekawe jak mi pójdzie.. na razie uczymy się chodzić stempem na lonzy
Wygląda na malutkiego na tym zdjęciu. Ile ma w kłębie?
nie mam bladego pojecia.. ja nawet nie pamietam dokładnie jak sie nazywa ale ja tak mam z wiekszościom koni, a potem sama im ksywki wymyślam.. hehehe
ć. Takich batów dostał, że później chodził jak baranek. Zobaczymy co będzie dzisiaj.
Skąd w Tobie tyle agresji??
Wierzyć się nie chce, że znacie tylko siłowe metody wychowawcze.
Myślisz, że bicie konia rozwiąże Twoje problemy w relacji z końmi??
A wydawało mi się, że człowiek ma większy mózg, więc powinien go używać nawet w tak niewielkim zakresie
Jak niewiele wie się o koniach, to po co nimi zajmować się ?
Zeby zepsuć i następny człowiek miał jeszcze gorszy problem?
No i te opinie o szetlandach
Mam takiego ogiera i nie mam takich problemów, o jakich piszecie.
To bardzo grzeczny i przeważnie posłuszny koń, o ile rozumie, czego od niego wymaga się.
A siłowym rozwiązaniem nic u niego nie wskóra się !
Przecież nawet szetland silniejszy od człowieka- po co bić się z koniem , skoro można z nim rozmawiać ?
Polecam- najpierw wychowywać, naprawiać siebie , a potem brać się za układanie koni.
Guli, wybacz, ale w niektórych przypadkach trzeba potraktować konia dokładnie tak samo jak on traktuje człowieka.
Nie widzisz różnicy między skarceniem konia, a daniem mu takich batów???
Myślisz, że karą może być tylko bicie batem?
A bicie to porażka człowieka, a nie wybór konia
To człowiek ma wybór, a nie koń - on reaguje tak ,jak został nauczony przez człowieka.
Zeby zdobyć szacunek konia, wcale nie trzeba uciekać się do brutalności, bo o tym jest mowa.
Wystarczy stanowczość , konsekwencja i słuchanie koni.
Nie jesteśmy końmi, więc nie musimy gryżć czy kopać się wzajemnie - mamy i tak przewagę, czyli większy rozum.
Nie mówiąc o tym , że nikt nam nie siada na grzbiet , nie obija , nie poszerza uśmiechu.
Naprawdę trzeba z końmi walczyć?
Halooo, a czy ja kiedykolwiek powiedziałam o sprzedawaniu koniowi batów? Mówię cały czas o skarceniu konia w różnym stopniu nasilenia tego "skarcenia".
Rozumiesz Ty w ogóle co ja powiedziałam? bo ja Cię zrozumiałam jakoby jakakolwiek kara w postaci trzepnięcia konia batem, otwartą ręką czy czymkolwiek podobnym było strasznym biciem i znęcaniem się nad zwierzętami.
A owszem, koń sam z siebie nigdy nie jest agresywny, ktoś go musiał tego nauczyć, ale o tym przecież mówimy, o rozwiązaniu problemów takich koni: co w przypadku kiedy np. dostałabyś naprawdę agresywnego konia, którego ktoś wcześniej tak "nauczył? I to nie konia bojącego się tylko konia o dominującym charakterze, który został tak rozpieszczony przez człowieka, że nie daje do siebie podejść, szarżuje na człowieka na padoku, ale jak już łaskawie podejdzie, ponieważ zbliża się pora karmienia i łaskawie pozwoli "wziąć się" na uwiąz, to włazi na człowieka i prawie po nim depcze, bo nikt wcześniej nie "wytłumaczył" mu, że tak nie wolno? Takiego "włażącego" konia na mnie spotkałby najpierw krzyk, że halo, nie wolno, a jak nie poskutkowałoby to trzepnęłabym delikwenta w klatkę piersiową czy to otwartą ręką czy uwiązem wyjaśniając mu w taki sposób jasno i wyraźnie, że sobie nie życzę takich zachowań. I to nie jest żadna walka z koniem tylko wytoczenie sobie pewnych "granic". Dopiero kiedy koń przekona się, że nie jest bezkarny, można myśleć o spokojnym sposobie na dogadanie się z tym koniem, o sposobie, który nie ogranicza się do wlania koniowi batem.
Halooo, a czy ja kiedykolwiek powiedziałam o sprzedawaniu koniowi batów?
A czy ja powołałam Twój post o "takich batach'?
Przejrzyj spokojnie wczesniejsze posty.
Ty odpowiedziałas, więc z Tobą dyskutuję.
Owszem, mam takiego konia, który był lany batem , aż stracił cierpliwość i bardzo mocno poturbował "opiekuna" , że ten ostatni znalazł się w szpitalu.
Zdobycie jego zaufania zajęło mi przynajmniej rok.
I nigdy nie uderzyłam go batem za karę , mimo, że przejawiał agresję na każdym kroku- ale ta agresja była obroną przed kontaktem z człowiekiem.
Takie konie potem rzeczywiście są tzw "trudne" , ale to wszystko zawdzięczają niestety ludziom.
Ot , takim 17-latkom , bez potrzebnej wiedzy i wyobraźni.
EDIT
To ten koń sprzed prawie trzech lat , ale znaliśmy się już rok.
To jego reakcja na obcą osobę , choć kobiety lepiej tolerował.
I nie jest ciągnięty za uwiąz- widac otwartą dłoń dziewczyny.
Owczesnemu właścicielowi nie pozwalał dotknąć się- natychmiast uchylał się, mimo, że ten nigdy mu nic złego nie zrobił- nie jeździł , nie zajmował się nim zupełnie.
Ej, dziewczyny, mam wrażenie, że mówicie o dwóch różnych sytuacjach.
Czym innym jest wp****** koniowi na dzień dobry, a czym innym stawianie granic i łomot, o który koń musi najpierw poprosić.
Siłą rzeczy praca z koniem rozpieszczonym/niewychowanym, a koniem sterroryzowanym batem i atakującym/uciekającym ze strachu musi się różnić.
Guli, Ty chyba piszesz o tej drugiej możliwości, prawda?
Valkiria tutaj ma rację.
Zupełnie inaczej przecież pracuje się z koniem agresywnym, ale którego agresja wywodzi się ze strachu przed człowiekiem a zupełnie inaczej z koniem agresywnym, którego agresja wywodzi się z rozpieszczenia przez człowieka właśnie. Koń o którym pisze Guli się boi i trzepnięcie takiego konia będzie tylko wzmagało strach, a nie o takich koniach, droga Guli, mowa w temacie.
Ja nie wiem, piszę po turecku czy co?
Generalnie odpowiedziałam na post Guli dlatego, że mnie przeraził wydźwięk jego postu, po którym zrozumiałam, że wszyscy tutaj jesteśmy źli, straszni i koszmarni, bo śmieliśmy kiedykolwiek i gdziekolwiek zastosować fizyczną karę na zwierzęciu jakim jest koń. Ja jestem zdecydowanie przeciwko nieuzasadnionej agresji i niezasłużonym batom w stosunku do koni, ale jednocześnie jestem przeciwko "niezdrowemu" przeginaniu w drugą stronę.
Swoją drogą chyba nie chcę wiedzieć jak musiał obrywać koń Guli u poprzedniego tzw.właściciela, że ze zwierzaka, który raczej ucieka niż atakuje, zmienił się w rzucający się na ludzi kłębek nerwów.
Guli, szacun za robotę z nim
Względem podejścia - zawsze zapoznając się z nieznanym mi koniem zapraszam go do swojej strefy i pozwalam się obwąchać. I nic mu nie zrobię złego (czyt.nie przywalę batem ani nie dam po pysku) dopóki on sam zachowuje się przyzwoicie tzn.nie włazi na mnie i nie podgryza na przykład. Niestety te źle wychowane właśnie to czynią zazwyczaj. Ale nie leję delikwenta bez ostrzeżenia. Najpierw żółta kartka, potem czerwona, potem bacior
Dziwi mnie, że tylko guli ma tu inne zdanie na temat wychowania koni i jako jedyna odważyła się o tym napisać.
Czy pomyślałyście drogie dzieci, że to, co piszecie może przeczytać jakiś laik, który nie odróżnia konia rozpieszczonego (dominującego) od konia, który jest agresywny, bo po prostu się boi? I taki człowieczek słuchając waszych dobrych rad, pójdzie do stajni, da konikowi wpier***, pogłębiając tym jego agresję i może nawet skaże go tym samym na wycieczkę do Włoch. Ale co to was obchodzi, miłośniczki koni od siedmiu boleści...
Szczególnie śmieszny/paradoksalny jest dla mnie post pauli w konfrontacji z jej podpisem (zmień go proszę ):
"Jakby ktoś porządnie zabezpieczył ciało (kask, kamizelka itd.) i przy ataku na swoja osobę porządnie sprał konia" i podpis: "Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie, zamiast próbować zapanować nad kilkudziesięcioma dekagramami końskiego mózgu, koncentrują się wyłącznie na tym, żeby okiełznać 500kg jego mięśni!"
Capone, jakby brać pod uwagę,że coś może przeczytać laik, to bysmy nie pisali nic, bo laik moze wiele zrozumieć źle...
uważam,że bić koni się nie powinno,ale rozgraniczmy tu konia który atakuje ze strachu a konia, który atakuje złośliwie, bo czegoś mu się np. nie chce robić i się wycwanił,że jak pomacha trochę kopytami, czy pokarze ząbki, to się od niego "odczepią"...jeżeli ktoś uderzy konia w obronie własnej, a uwierz,że to się zdarza to nie ma w tym nic złego, oczywiście nie chodzi mi tu o przypadek kiedy ktoś po prostu bezsensownie tłucze konia... oczywiście, bądźmy szczerzy, koń, który atakuje bez powodu się chyba nie zdarza, bynajmniej nie spotkałam się jeszcze z koniem, który by atakował człowieka bezpodstawnie, posdzwy zawsze są we wcześniejszym postępowaniu z tym zwierzakiem, właśnie albo w postaci zaniedbań wychowawczych i koń wtedy ejst rozpuszczony i robi co mu si.e podoba, albo koń jest zastraszony i sie po prostu boi... w przypadku drugim nie wyobrażam sobie w ogóle sytuacji gdzie ktoś chce kolejny raz zadać ból zwierzakowi, ale w sytuacji pierwszej mogą zdarzyć się sytuacje, gdzie konia się uderzy, co nie znaczy,że będzi się go tłukło, tylko dlatego,że ktoś popełnił wcześniej błędy wychowawcze w stosunku do niego...
Capone, laik, który nie odróżnia, podejmuje te działania na własną odpowiedzialność. Laik, któremu Bozia dała głowę do myślenia, a nie jedynie do zakładania kasku, nie będzie resocjalizował konia samodzielnie na podstawie paru przeczytanych postów, tylko uda się do specjalisty i zapyta: "Możesz nam pomóc?"
A Guli pisała tylko o jednej stronie medalu.
Gdyby rzeczony koń był WYCHOWANY, nie miałabym przy nim nic do roboty.
Jeśli masz agresywnego psa, to sam go układasz ryzykując pogryzienie i w konsekwencji uśpienie zwierzaka, czy idziesz do speca...?
Zupełnie inaczej przecież pracuje się z koniem agresywnym, ale którego agresja wywodzi się ze strachu przed człowiekiem a zupełnie inaczej z koniem agresywnym, którego agresja wywodzi się z rozpieszczenia przez człowieka właśnie. Koń o którym pisze Guli się boi i trzepnięcie takiego konia będzie tylko wzmagało strach, a nie o takich koniach, droga Guli, mowa w temacie.
Rozumiem, że znasz doskonale konia, którego 17-latka wychowuje poprzez lanie batem?
Na dodatek masz odpowiednie kwalifikacje, żeby ocenić, że to znakomita metoda wychowcza przynosząca dobre efekty w następnych latach?
Ppewnie koniuszy, który lał Kubę tez uwazał, że tak trzeba, bo to dominujący koń i nie mozna z nim inaczej postepować
Bo on jest koniem dominującym , nie zastraszonym - kiedyś był nieufny.
To kon , który nie toleruje niesprawiedliwej kary od obcych.
Człowiek, który za wyrywanie nogi klepnął go dłonią , natychmiast otrzymał kopa.
Bo to człowiek uderzył pierwszy, a nie on.
Czy taki byłby , gdyby nie jego przeszłosc - mocno watpię.
Przemoc rodzi przemoc .
Teraz tylko ja mogę wymierzyc karę w postaci klapsa i on to przyjmie bez sprzeciwu - Tylko po co to robić, skoro mogę wyrazic swoje niezadowolenie głosem , gestem .
Drugi mój kon to właśnie szetland-ogier, czyli "musowo" złośliwiec.
Na dodatek bystry, ciekawski i z natury dominant- dużego konia podporządował sobie bez problemu.
To koń , który wymaga dużo uwagi i zajeć, żeby nie nudził się .
Poniewaz na szczeście był surowy, więc nie zaznał niczego złego od człowieka, czyli ode mnie.
Nie ma w nim żadnej złośliwości , ani niechęci do pracy , jesli akurat może pracować.
Ja zresztą nie uważam , że konie sa złosliwe.
Jeśli unikają pracy z człowiekiem, to tylko dlatego , że ta praca sprawia im dyskomfort lub ból- taka juz ich natura.
A już nie wyobrażam sobie, że problemy z nim rozwiązywać siłowo- to dopiero budzi w nim chęc walki- bo to ogier , na dodatek z walecznym sercem.
Ja jestem zdecydowanie przeciwko nieuzasadnionej agresji i niezasłużonym batom w stosunku do koni, ale jednocześnie jestem przeciwko "niezdrowemu" przeginaniu w drugą stronę.
Co nazywasz przeginaniem w drugą stronę?
Czy psa i kota tez nalezy karać fizycznie ?
To drapieżniki , a kon łagodny roslinożerca.
Nie uznaję przemocy fizycznej równiez w wychowywaniu dzieci- nie mam do swoich żadnych zastrzeżeń, a sa juz dorosłe.
To kon , który nie toleruje niesprawiedliwej kary od obcych.
Oto kluczowe słowo. Podkreślenie moje
OK, doprecyzuję - kara (niezależnie od formy - dla jednego konia będzie to podniesiony głos, dla innego bat, zależy od wrażliwości) musi być zawsze zasłużona.
NIGDY nie może być prewencyjna - w ten sposób z konia wrażliwego otrzymamy panikarza wskakującego na ścianę boksu, a z konia dominanta - agresora.
Być może (to moje własne domysły na podstawie sytuacji przedstawionej przez Guli rzeczony koniuszy szedł do Kuby z założeniem, że koń dominujący, i z prewencyjnym batem w garści, skutkiem czego koń obrywał, żeby nawet nie próbował być dominujący. Klasyczny wp***** na dzień dobry?
Albo ludzie sami prowokowali konia do zachowań dominacyjnych własnym niepewnym i źle skrywanym zachowaniem - to ten mój dębujący szetland.
guli, najpierw piszesz że nigdy go nie udeżyłas a później że tylko Ty możesz mu dac klapsa. Coś tu nie tak.
Chyba w życiu nie byłas porządnie zagrożona jeśli chodzi o atak ze strony konia tylko dla tego że np chcesz żeby poszedł kłusem.
Capone, nie zamierzam z Tobą dyskutować, ale dla Twojej wiadomości napiszę, że takie jednorazowe "spranie" przy ataku zadziała właśnie na koński mózg i tak się zaświeci taka " " ostrożności wobec człowieka i zauważy, że jednak trzeba się z człowiekiem liczyć. Co innego dać koniowi do myślenia jednym szybkim, a co innego dzień w dzień ubierać w patenty "na baleron", prać batem, kopać ostrogami, szarpać w ostrym wędzidle itp.. Chyba zauważacie różnicę. Nie dajmy się zwariować! Przecież nie można pozwolić, aby koń zagrażał swoim zachowaniem życiu człowieka.
Capone, im dłużej Cię czytam tym bardziej zastanawiam się, czy Ty w ogóle kiedykolwiek miałeś jakieś zwierzęta, czy tylko bronisz ich w necie przed nami- "miłośniczkami od siedmiu boleści".
Skąd w Tobie tyle agresji??
o czym Ty mówisz ? Wyciągasz słowa wyjęte z kontekstu i interpretujesz w swój sposób Nie zauważyłaś, że napisałam na początku, że "nie jestem zwolenniczką bicia koni" ?
Wierzyć się nie chce, że znacie tylko siłowe metody wychowawcze.
Nie tylko. Pracuję z końmi również "naturalem" i wtedy również chciałam uzyskać połączenie.
a ja popieram Guli. bo najpierw wy czepialiscie sie u mnie słówek(kiedy czegoś niedoprecyzowalam z pośpiechu lub uprościlam) a teraz ona łapie was. i też mialam podobne uczucia jak ona na temat tych waszych wypowiedzi o "spraniu konia batem" itp.
a co do jej ostatniego postu to nie napisala ze uderza swojego konia-tylko ze moglaby to zrobic i by nie zaprotestowal-a zaraz potem dodala ze po co mialaby to robic skoro wystarczy skarcic glosem czy cos podobnego.
po co mialaby to robic skoro wystarczy skarcic glosem czy cos podobnego.
powodzenia w karceniu głosem kiedy koń rzuca się na Ciebie z zębami albo kopytami.
M@rtynk@, akurat tutaj kanadyjka ma racje, tyle, że zbyt wiele nie wnosi do dyskusji.
Akurat koń Guli nie wymaga "kilku szybkich" i w ogóle bicia, bo sama go szkoliła, zapewne ma dużo czasu dla niego i doskonale zna drogę do móżdżku własnego konia.
Poza tym, ile osób znających swojego konia od lat i posiadające obustronne zaufanie spotka sytuacja, gdzie te "kilka szybkich połączeń z końskim mózgiem" są na prawdę konieczne? Ja takich ludzi raczej nie znam. Co innego pracować z obcym niebezpiecznym koniem, a co innego z własnym "po przejściach", ale dobrze znanym. Z całym szacunkiem dla guli, ale przykład jej konia tu delikatnie nie pasuje, a przynajmniej w stanie obecnym, może to jaki był kiedyś tak, ale nie to jaki jest teraz.
Jak zwykle doświadczona życiem Pumcia ma rację, bo co innego gdybać, a co innego stać przed agresywną atakującą półtonową górą mięcha, która ma zamiar spacyfikować nas.
Niestety na razie nie mam czasu więcej się rozpisywać.. ostatnio mam mało czasu na co kolwiek ale w 100% popieram Pumcię i przedewszystkim to:
Dlatego niech wychowywaniem młodych koni zajmują się ludzie , którzy to potrafią , a przynajmniej uczą się próbując rozumieć konie. Jasne, że tak. Przecież to o czym piszemy nie dotyczy laików, czy osób o nikłym doświadczeniu. Tacy ludzie mają do dyspozycji konie-profesorów. Abyśmy pracowali metodami naturalnymi musimy je dobrze znać, a jeżeli mamy braki i w klasyce i w naturalu to po prostu nie pracujemy z końmi niebezpiecznymi. Natural wbrew pozorom jest bardzo trudny, bo wymaga sporo pracy od nas. "Pracuj nad sobą, a z koniem baw się" . Doświadczeni klasycy przecież nie tłuką konia bez sensu, a to że nie pozwalają koniowi sobie na głowę wejść i mają zachowaną hierarchię, w której są przywódcami stada, nie wyklucza powstania przyjaźni miedzy z koniem.
Capone, nie zamierzam z Tobą dyskutować, ale dla Twojej wiadomości napiszę, że takie jednorazowe "spranie" przy ataku zadziała właśnie na koński mózg i tak się zaświeci taka " " ostrożności wobec człowieka i zauważy, że jednak trzeba się z człowiekiem liczyć.
Jeśli koń był w przeszłości źle traktowany, z czego wynikają późniejsze problemy z agresją i atakowaniem ludzi, takie nawet jednorazowe spranie może mu wszystko przypomnieć i sprawić, że koń stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny, zaświeci mu się taka " ", że człowiek to wróg, któremu zaufać nie można i przed którym za wszelką cenę trzeba się bronić.
Ale z takimi końmi chyba nie miałaś jeszcze do czynienia, więc nie zrozumiesz.
A mi się wydaje, że zarówno guli, jak i Capone, nie zrozumieli przekazu jaki tu w ogóle przytoczyliśmy... cała sprawa o "biciu" a raczej jednorazowym "zbiciu" w obronie własnej zaczeła się od postu :
hehe każdy się rozpisał a ja nie bede.
Zadam tylko pytanie pauli. Czy rude kobylsko wybiegało przez człowieka jak tylko otwierały sie drzwi boksu jeszcze rok temu?A teraz to robi?Czy przy zakładaniu sprzetu od ktorego się odzwyczaiła latala w moja strone zadnia noga?Czy "klap" pomógł a może najpierw zrobiłam pryy na co reakcja była wyostrzona tzn podniosła wyżej noge ?
Ludzie nie dajmy sie na prawde zwariować. Ja pracuje z końmi cudzymi z różnymi manierami i przepraszam bardzo ale nie bede się darła na całą stajnie tylko po to żeby uniknac klapa albo trzech szybkich tym bardziej że często tego nie robie... Tzn klapsów bo jak bym miała drzec pape to wtedy co kilka minut
Ja pracuje z końmi cudzymi z różnymi manierami i przepraszam bardzo ale nie bede się darła na całą stajnie tylko po to żeby uniknac klapa albo trzech szybkich tym bardziej że często tego nie robie... Tzn klapsów bo jak bym miała drzec pape to wtedy co kilka minut
to zalezy też z iloma końmi pracujesz w danym czasie.
Ja gdy miałam do "obsłużenia" 20 koni na jeden dzień również nie darłam sie na każdego i nie pracowałam z kazdym "po dobroci".
Teraz pracuje z 2 momentami 3/4 końmi i staram się mieć do każdego cierpliwość, ale moja cierpliwość też się czasem kończy i jak widzę, że koń ewidentnie wymiguje się od czegoś z własnego "a może ja tu żądze, spróbuje nimi zawładnąć" też mi się ta cierpliwość kończy.. i tym sposobem ostatnio była całkiem niemiła jazda..
Artanis, to jest różnie bo teraz z jednym ale po 8 godzinach pracy w niekońskiej dziedzinie ale jak pracowałam sobie z kilkoma dziennie co dziennie i w zasadzie kazdy miał jakieś halo to jakoś musiałam zawładnąć światem
Pumcia, no coś o tym wiem..
Pumcia, dokładnie to pamiętam i uważam, że takie jasne i czytelne dla konia postępowanie jest dużo lepsze niż darcie się, na co zresztą nie zareagowała. Ma szacunek i respekt kobyła (na myjce, czy przy przyczepie). I mimo klapsa tak czeka i chętnie idzie do pracy z Tobą .
Chętnie nie chętnie nie ma wyjścia dziewczyna
Wracając do problemu no właśnie dobre stwierdzenie "jasno i czytelnie".
tak czytam to wszystko i poza sprawdzeniem całego sprzętu i skonsultowaniem się z weterynarzem... to może ten koń nie jest gotowy jeszcze?? może mimo tego wszystkiego potrzebuje więcej czasu... nie mam zbyt wielkiego doświadczenia ale na myśl przychodzi mi jedno... co jakiś czas zrobić próbę, chodzi mi o to, że gdy próbujemy wsiąść na konia obserwujemy go, moim zdaniem widać czy tego chce (wydaję mi się tak), gdy pojawi się jeden jakikolwiek ruch który oznaczałby sprzeciw nie wsiadamy i w jakiś sposób rozluźniamy konia... i za jakiś czas próbujemy znów, oczywiście w między czasie budujemy zaufanie i doskonalimy to co umie... albo może poprostu jego przeznaczeniem jest bryczka?? pozdrawiam
ups...nie przeczytałam wszystkiego
Nie zmieniam zdania o nastolatkach, które powinny mieć zabronione zbliżanie się do konia, bo nic nie rozumieją z metod tzw naturalnych
Dobrze w takim razie zostawię młodego samemu sobie, niech nikt się nim nie zajmuje, bo tak jest w tej stajni. Właściciele konia się zwyczajnie boją więc stoi w boksie albo na pastwisku i nic nie robi. Ale skoro uważasz, że do koni nie powinnam się zbliżać to ok.
guli napisał/a:
Nie zmieniam zdania o nastolatkach, które powinny mieć zabronione zbliżanie się do konia, bo nic nie rozumieją z metod tzw naturalnych
to ja też to zacytuje..
i dopowiem..
Znam pewną 14 latkę, która ma wielką wiedzę z "naturala" i wspaniale konie w nim prowadzi..
Guli też uważasz, że nie powinna sie do koni znlizac?
guli, szkoda, że nie mieszkasz bliżej, bo mogłabyś nas- nastolatki doszkolić i pomóc zrozumieć natural.
nie wiem jaki ma sens takie rozpatrywanie na płaszczyźnie wiekowej... to wszystko zależy od przypadku, od człowieka a nie wieku... więc rozpatrujmy konkretny przypadek, jeżeli komuś się nie podobało to,co napisała M@rtynk@, to niech bierze pod uwagę M@rtynke, bo naprawdę są osoby które mają lat np 14 i jak napisała Artanis,potrafią się obchodzić w sposób odpowiedni z końmi,więc nie uogólniajmy,bo to nie ma sensu... znam ludzi dorosłych, którzy więcej krzywdy robią koniom niz nastolatkowie a i w niektórych przypadkach jest zupełnie na odwrót...postępowanie zależy od człowieka nie od wieku...
Jeśli nie ma się możliwości korzystania z profesjonalnych treningów szkolących , czy nauki na kursie, to przede wszystkim polecam czytanie.
Bardzo pomocna książka o samodzielnym naziemnym szkoleniu koni :
K.Diacont " Praca z końmi od podstaw" i warto w nią zainwestować.
Artykuły ze strony wwr
http://wwr.com.pl/artykuly/trening.html
strona SPNH
http://www.parelli-info.waw.pl/articles.php
Jeszcze pewnie można wyszukać kilka stron
Oczywiście, że nie zastąpi to doświadczonego oka, ale zawsze można spróbować.
Tylko najpierw warto przeczytać ze zrozumieniem, a potem próbować na koniu.
P.s
14-latki znające dobrze metody naturalne włóżcie między bajki
Ludzie idący tą szkołą, zdobywają coraz wyższe poziomy przez ładnych kilka lat - zdają egzaminy.
Taka 14-latka musiałby zacząć naukę chyba przed 10-tym rokiem zycia.
Poza tym ,w takim wieku nie ma się koniecznego doświadczenia- bo jeden koń nie wystarczy .
A budowanie relacji z koniem, to etap pierwszy- podstawowy - dalej nie da się przejść , jeśli ten nie jest opanowany.
14-latki znające dobrze metody naturalne włóżcie między bajki
no cóż a wiesz co to jest stajnia Alexa pod Tarnowem "Furiosso", a wiesz kto to w ogóle Aleksander Jarmuła?
Prosze bardzo, jeśli on nie umie nauczyć 10 latki (bo wtedy zaczynała sie uczyć) metod naturalnych, to chyba coś z nim jest nie tak..
Szkoda tylko, że dziewcze niemal samo przygotowało sobie konia do mistrzostw polski w weesternie, które potem na tym koniu wygrała..
oto jej zdjecie..
dodatkowy kurs metod naturalnych był jako nagroda, w którym uczestniczyła..
wybacz guli, ale nie była bym taka pewna co do tych bajek.. a ty jakie kursy pokonczyłas i kto cie naturalu uczył?
A tu artykół jeszcze:
http://www.pajpress.com.p...8/relacje03.htm
na zdjeciu jest jej ojciec..
no chyba ze weesternowcy na nauralu sie nie znaja, "bo przeciez jeżdzą w wędzidłach"
[quote="Artanis"]
guli, problem w tym, że ja wiem wszystko to co napisałaś... do tego jeżdząc w klasyku i pracując z końmi "klasycznie" wykożystuje wiele z metodyki "naturalnej"
Guli, uwierz mi na słowo - na tym forum nie tylko Ty jesteś Wszystkowiedzącą Doświadczoną Osobą, tu nie ma samych 15latek, które nie wiedzą gdzie koń ma głowę, więc proszę, więcej szacunku. Piszesz tak, jakbyśmy wszyscy byli strasznie głupi i nic nie wiedzieli o koniach. Nie wiem, kto naplótł Ci głupstw, jakoby klasycy nie korzystali "w takim stopniu"... To, że "klasycy" nie bawią się z konikami w join-upy czy nie przeprowadzają skrupulatnie 7 gier Parelliego NIE ZNACZY, że nie korzystają z metod zgodnych z psychiką konia. Metod naturalnych Amerykanie nie wymyślili....
U Podhajskiego i Rashida jest praktycznie to samo - a nie powiedziałabym, że Podhajsky jest amerykańskim "naturalsem", Gerd Heuschmann w swojej książce "Gdyby konie mogły krzyczeć..." pisze praktycznie o tym samym, a w końcu Krzysztof Skorupski w "Psychologii treningu koni" wypowiada się o funkcjonowaniu końskiego umysłu, sposobu kojarzenia i wprowadza praktycznie te same pojęcia jak np. wygoda i niewygoda, które na dobre funkcjonują w całym "naturalu" !!
Wyjrzyj w końcu poza własne podwórko, bo chyba za długo siedzisz tylko i wyłącznie przy własnych konikach...
Ja bardzo uprzejmie proszę o zachowanie swoich opinii na mój temat- dla siebie.
Ja pisałam ogólnie na temat nastolatek, które mają nikłe doświadczenie i wiedzę ze względu na swój wiek.
Co oczywiście nie wyklucza wyjątków- tak jest w każdej regule.
Nie będę odpisywać na posty , które dotyczą mojej osoby.
Interesują mnie sprawy końskie, a nie ludzkie .
To działa dokładnie na tej samej zasadzie: jeśli Ty będziesz traktowała forumowiczów jak ludzi, a nie jak głupców, którzy to konia widzieli na jarmarku w wozie, to nikt nie będzie rozliczał Ciebie samej. Nie musisz odpisywać na "rewelacje" na temat Twojej osoby, starczy, że przeczytasz i może wyciągniesz wnioski.
Z resztą, sedno sprawy i tak ominęłaś.
Sprawy końskie są ściśle powiązane ze sprawami ludzkimi, sama je z resztą wiążesz.
pozwolę sobie zadać pytanie.
Ogier, 3,5 roku, matka ukraiński hucuł nn, ojciec kuc[szetl/wal] dla ścisłości nie naszej hodowli.Wzrost około 132 cm.
Lonżuję konia z zastosowaniem metod Parellego.
Ogier okazuje się być dominantem nie szanującym kobiet, straszy mnie, odpowiadam mu tym samym.
Nagle błyskawiczny atak, ogier złapał mnie za bark cisnął mną o glebę i wgarnął przodami pod siebie. Zanim ratunek przybiegł ze stajni miałam powtórkę z rozrywki natychmiast gdy tylko spróbowałam się podnieść.
Co zrobilibyście będąc na miejscu osoby,która ratowała de facto moje życie?
PS:historyjka jest autentyczna
edzia 69, Miałam identyczna sytuację, kiedy Gruby był jeszcze ogierem... Tylko nie miał mnie kto uratować. I przyznam się do błędu - kiedy udało mi się wstać zaprowadziłam go do boksu i poszłam do domu. Wiem, że nie powinnam była tak postąpić, ale byłam poturbowana i wściekła... Gdyby nie to, pewnie koń dostałby niezłe wciry.... :/
Koszmarna, współczuję Ci tego złego doświadczenia, ja miałam lęki wiele miesięcy.No ale czekamy na pomysły. Co zrobić w takiej chwili?
edzia 69, Ja na szczęście, dzięki swojej złości (bo to było jedyne uczucie, które mną wtedy miotało) otrząsnęłam się szybko, ale zaczęłam się tez zastanawiać czy sama dam radę... Na szczęście po kastracji mały się uspokoił.
Wydaje mi się, że gdybym była kimś "obok" czyli ratującym, to przede wszystkim po postawieniu na nogi osoby poszkodowanej (postawieniu na nogi w przenośni) zajęłabym się od razu ogierem. Bo wydaje mi się, że taki dominator, w momencie ataku (bo jak inaczej nazwać to zajście) musi wiedzieć, że robi źle. Trzeba mu to wytłumaczyć, bo w przyszłości zacznie to robić rutynowo...
Trzeba mu to wytłumaczyć, ale jak ?? pytam z ciekawosci bo sama sie zastanawiam co by w takim wypadku zrobic ( mam malego ogierka ) mam nadzieje ze nigdy mi sie cos takiego nie przytrafi ale zawsze warto wiedziec co i jak
gacek , ogierek Cię tak nie zaatakuje [chyba], ale my staramy głuszyc w zarodku wszelkie próby dominacji. Jeśli ogierek podgryza dostaje w papę, wystarczy czapka z daszkiem do postawienia w kącie delikwenta.
Ostatnie zdarzenie ze stada. Idziemy ze znajomymi oglądać konie.Rodzice koniarze[niegdyś], dziewczynka 14 lat zero kontaktu z końmi do tej pory. Jedna z tegorocznych klaczek,która jak dotąd zachowywała się nienagannie podchodzi do nas. Dziewczynka chowa sie za plecy rodziców, okazując lęk. Klaczka z błyskiem w oku obchodzi nas dookoła i ustawia się zadem!!! do dziewczynki!!
I tym razem przydała się czapka z daszkiem. Przez kilka dni przeganiałam klaczkę przy każdej okazji, aby ją podporządkować. Nie ucieka na mój widok, ale tez i nie ustawia się zadem, a próbowała, bo skoro się raz udało , to może i drugi się uda.
Co zrobić w takiej chwili?
Ja zastosowałabym coś w stylu metody monthy robertsa tj. przeganianie konia za pomącą np. lonży, uwiązu. Poprosiłabym Cię o wygramolenie się z wybiegu, placu czy gdzie to się stało, a później spróbowałabym czy na mnie koń tak zareaguje. Jeśli nie to spróbowałabym połączenia, ale każda sytuacja jest inna, każdy koń ma inny charakter. Na pewno nie zrobiłabym czegoś w stylu "dorwać gada i mu wpier...", bo można wyhodować niezłego psychola, ale też nie pozwoliłabym koniowi na to aby czuł się panem i władcą.
Edzia 69 zadałaś trudne pytanie...
biegnąc komuś na ratunek nie bardzo jest czas by się przygotować... trzeba byłoby mieć coś czym konia odgonić, najlepiej przestraszyć - nie wiem czy bat by tu wystarczył.
Po fakcie... osobiście poszłabym z koniem na otwartą wojnę. W pokojowe ustawienie hierarchi można się bawić gdy i koń jest pokojowo nastawiony.
Napisz jak się historia skończyła, i w tym momencie i ogólnie.
grandeli, chciałabym zobaczyc jak odganiasz skaczacego po kims ogiera lonza badz uwiazem
Niestety nie mam ogra co chce mnie sponiewierać. Jak taki się znajdzie to Cię zaproszę. Ty czym byś odganiała?? Kołkiem??
wybacz ale jakbym miala pod reka to wszystkim, nigdy nie bylam w sytuacji opisanej przez edzie ale pamietam jak raz mialam przeprowadzic jurnego ogiera przez cala stajnie, kon prawie wskoczył do boksu innego konia przy czym to ze lalam go po glowie uwiazem nie wiele dawalo efektu i to ze jeszcze ktos pomagal mi go przepchac do przodu miotla, jakos sie nam udalo ale to nie byl ogier ktory chcial mnie przygniesc do ziemi, i mysle ze jak juz postapil tak z jedna osoba ( z tak ktora juz lezy na ziemi ) to czemu nie ma chciec postapic tak ze mna ?? nawet Robarts pisal o kilku ogierach ktorych nawet on nie mogl ich oswoic
No to życzę powodzenia....
szaraduszka, ogr za dwa dni był już wałachem to po pierwsze, niestety udało się go ode odegnać kilkoma solidnymi batami, inaczej mowy nie było. Został solidnie wylążowany i wsiadłam na niego mimo iż byłam mocno poturbowana. Wzroku ogiera na chwilę przed atakiem nie zapomnę chyba nigdy, długi czas nie wchodziłam do niego, najnormalniej w świecie się bałam, mimo,że wylądował na uwiązie. Kuc skakał 110 cm z miejsca, miał być reproduktorem. Niestety na skutek błędów wychowawczych został wałachem. Wraz z hormonami uszły mu pomysły na dominację. Chodził u nas pod siodłem i w zaprzęgu, został sprzedany i aktualnie robi za kosiarkę. U nowych właścicieli przeszedł ochwat.Pamiętajmy! To nie był koń, a kuc 130 cm! Strach pomyśleć co by ze mnie zostało gdyby był większy. Aby na smutno nie kończyć napiszę,że mój mąż się dotąd śmieje ,że na babce tego ogra bandy UPA Bieszczady pustoszyły.
Niestety na skutek błędów wychowawczych
I tu jest pies pogrzebany.
grandeli, nie zawsze da się na spokojnie z koniem... Choć to oczywiście wskazane, ale w takiej sytuacji wymagającej natychmiastowej reakcji, kiedy człowiek znajduje się w niebezpieczeństwie, trzeba reagować szybko, nawet jeśli troszkę brutalniej. Wiadomo przecież kto ma większe szanse w akcji koń-człowiek...
Poza tym nie zawsze trzeba popełnić błąd wychowawczy, żeby koń próbował dominować czy atakować... Czasem koń pokaże rogi, ma charakterek i już...
Hmn.. zastanówmy się jak podczas takiego ataku postąpił by zamiast nas koń..
jeden, niżej w hierarchi napewno by ustąpił, drugi zaś, który chciał by zapanować napewno by go nie pogłaskał.
hmn.. ja w takiej sytuacji napewno próbowała bym sie bronić (o ile bym zdążyła, bo czasem to są sekundy), próbowała bym sie zamachnąć batem przed siebie, najgorsze co jest to ucieczka, ale z drugiej strony wizja pozostania mielonką niezbyt satysfakcjonuje.
Miałam ostatnio sytuacje. KP. Klaczka, ja wiem może ze 140cm (właściwie to nie wiem, ale niska jak na KP), chodzi normalnie na lonży, a tu nagle przy zakłusowaniu się rzuca.. dostała po łbie.. nie reaguje.. omal sie nie wywruciłam, niestety starałam sie unikać jej ciosów, uratowano mnie. Zaczełam trząść się jak galareta DOSŁOWNIE, wiedziałam, że w takim momęcie nic z nią nie zdziałam, że nawet to nie wskazane. Wieczorem właściciel zabrał ją na lonże.. Wiecie co pomogło? Pukanie końcówką bata (tym patykiem) po ganaszu. w życiu bym nie wpadła na to..
Musiałam przełamać strach przed nią, nie wiem dlaczego się tak jej wystraszyłam, szczególnie, że jeszcze niedawno lonżowałam dużego konia (ponad 170cm), który też na mnie z zębami leciał i wszystko było ok.
Więc jeśli strach nas nie pokona, ja próbowała bym sposobu "albo się nadziejesz, albo nie to już nie moja sprawa" i mocno go na tej lonży przegoniła.. ale czasami jednak koń testuje swoją siłę i swoje pole manewru.. i wtedy nawet Roberts nie pomoże...
Batem? Kijem? a byli i tacy co sztachetą leżącą opodal odganiali, ba, walnęli konia w szłapki [odsyłam do któregoś numeru konia polskiego albo świata koni, nie pamiętam niestety, którego. Był artykuł ]
Ja bym nie robiła żadnych monty robertsów, tylko po pierwsze - zrobiłabym wszystko, by koń przestał poniewierać osobę na ziemi, ale nie prośbami czy uwiązami tylko batem czy czymkolwiek "mocniejszym" pod ręką, by koń dał spokój tej osobie na ziemi, nawet jeśli miałabym tego konia zdrowo czymś nie raz walnąć. Skoro on tak postępuje z człowiekiem ze złości to znaczy, że czuje się bezkarny - niech poczuje, że człowiek też może go świsnąć batem, a wtedy zaboli. Później pozbierałabym do kupy osobę, którą koń sponiewierał i dopiero później konia spróbowała chociaż poprzestawiać z miejsca na miejsce za pomocą bata [w sensie - pogonić po ujeżdżalni]. Gdyby jednak koń stwierdził, że na mnie zaszarżuje, ale miałabym tyle refleksu, by świsnąć przed nim batem, są dwie opcje - jedna, ta optymistyczna, że "wcelowałabym" i użyłabym tego bata w dobrym momencie, koń ustąpiłby i druga, mniej optymistyczna, a chyba bardziej prawdopodobna - koń nic by sobie nie zrobił z tego bata, a w takiej sytuacji - uciekałabym, gdzie pieprz rośnie nie patrząc na konsekwencje typu "ojeju, koń wygrał, co teraz". Nie tylko koń wygrał - ja uciekając, też wygrałam - zdrowie. Grunt, to nie pokazać cholernikowi, że jest silniejszy, a zostając na "placu boju" kiedy szarżuje na mnie koń, tylko dlatego by próbować mu "naturalnie" wytłumaczyć pozycję w hierarchii to nic innego jak odpowiedź na siłę konia... siłą własną, a w takim wypadku jesteśmy z góry na straconej pozycji.
edzia 69 napisał/a:
Niestety na skutek błędów wychowawczych
I tu jest pies pogrzebany.
Jest, ale czy to oznacza,że koń ma większe prawa od człowieka?
Albo czy przechodząc dalej i teoretyzując: czy jeśli dziecko pochodzi z patologicznej rodziny to usprawiedliwiajmy gwałty, kradzieże i pobicia gdy to dziecko dorośnie ?
Nie każdy jest Monty Robertsem, Parellim itp.
Czasem trzeba użyć siły, choćby bo to, aby uratować komuś skórę.
Ktoś wyżej napisał,że robiłby próby czy ogier zachowa się tak samo w stosunku do jego osoby i próbował połączenia.Hmmm
Proszę się nie gniewać, ale obawiam się,że po takim widoku jak koń wgarnia drugą osobę pod siebie i powala ją na ziemię nie uwierzę,że osoba miałaby odwagę odwrócić się tyłem do tego konia!
Nie sztuka nie popełniać błędów. Każdy z nas je popełnia w życiu. Ja też popełniam błędy. Sztuką jest się do tego przyznać. Miałam i mam do czynienia z różnymi końmi, jedne na widok człowieka uciekały, jedne jak twierdzili właściciele to "świry", "wypłochy" albo "wariaty", kilka razy te "świry" rzucały się na mnie w boksie, na lonży czy w innych sytuacjach. Jednak jakoś do tej pory winy szukałam w człowieku, a nie jak ktoś wyżej napisał, że koń ma wredny charakter i tyle. Może nie spotkałam jeszcze konia z wrednym charakterem. Nie mówię, że nie uderzyłam nigdy konia, a i owszem, ale nie żeby go okładać np. uwiązem po łbie gdy się go prowadzi, bo to bez sensu, albo sprać w kącie placu na kwaśne jabłko w ramach odwetu.
grandeli, tylko widzisz mi sie oberwało za cudze błędy, kupiłam go jak miał prawie 3 lata.
grandeli, ale nikt nie mówi o "praniu w kącie placu na kwaśne jabłko" ani o praniu uwiązem po głowie..... No, halo, rozgraniczajmy.... Bicie kopytnego po głowie, obojętnie jakim "świrem" nie byłby jest poniżej pasa -> uderzyć można w zasadzie wszędzie, by osiągnąć "efekt", ale trzeba wiedzieć kiedy uderzyć i nie w "kącie placu", kiedy jest już po wszystkim, bo koń zwyczajnie tego nie skojarzy z żadną sytuacją, oprócz takiej: "człowiek mi wpie...., a ja nie wiem za co, boję się i dalej będę atakował".
Też spotkałam konie "świry", ale na zasadzie, że były po prostu rozpuszczonymi przez swoich właścicieli zwierzakami albo końmi do granic możliwości przerażonymi, ale... w życiu nie powiem, że nie ma koni z "wrednym charakterem". Bywają konie, które są wredne i złośliwe- a zarazem niektóre bywają bardzo inteligentne. Nie dam rady powiedzieć skąd one się mogą brać, ale widziałam konie innych ludzi, które, mimo, że trening został przeprowadzony prawidłowo, mimo, że ludź na koniu jeździł normalnie, nie szarpał, nie trzaskał batem, nie bił ostrogami, to koń podejmował samozwańczą walkę na zasadzie "nie bo nie!". Tak jak i u ludzi - bywają konie ze zwichrowaną psychiką i to niekoniecznie "pokrzywioną" z rąk ludzi. Ludzie mogą taką zwichrowaną psychikę jeszcze bardziej zwichrować.
edzia 69, nie wiem czy zazdrościć czy nie, mój ogr jak na mnie wpadł ważył już ok 600 kg :/
Moim zdanie za takie coś koń powinien dostać wpieprz. W końcu zaatakował, więc ja też atakuję. Nie jestem jakaś wariatka, która leje konie, ale uważam że odwet powinien być adekwatny do zdarzenia.
Przykład? Mój koń swego czasu postanowił mnie kopnąć i udało mu się to, wstałam i też go kopnęłam, w to samo miejsce, a że miałam glany, to wydaje mi się że poczuł to jak trzeba.
Koszmarna, współczuję!
przy czym to ze lalam go po glowie uwiazem
grandeli, to co bys ty zrobiła w sytuacj gacka? no powiedz CO?
rece opadają..
Mi też, jak czytam coraz bardziej ambitne posty... Brak mi słów i życzę szczęścia w wychowaniu koni, będzie więcej "świrów" i "wypłochów". Gratuluję.
A odnośnie pytania powyżej odpowiem: wychowała, bo następnym razem koń będzie wiedział, że dostanie i będzie szybszy.
grandeli, bardzo skromna ta odpowiedź, a myślałam, że powiesz JAK takiego konia wychować.. przecież o tym cały czas piszemy..
Podpuszczasz mnie normalnie Artanis. Ale co tam mam trochę czasu to sobie popiszę.
Po pierwsze wywiad na temat ogra: kryjący? pracujący? chodzi na wybiegi? agresywny (powyżej "normy") do innych koni?
W zależności od powyższych odpowiedzi resocjalizujemy konia całodziennym wybiegiem (większość ludzi trzyma swoje ogry zamknięte na cztery spusty w boksie i dziwią się, że czubki) - u mnie 15 letni kryjący ogr dał się tak zresocjalizować, chodził na jazdy w rekreacji, na rajdy gdzie był wiązany na postojach koło innych koni, na wybiegu chodził z wałachem a na "dzień dobry" wyrwał mi niemal rękę, sprzedał kapcia, bo zobaczył kobyły na wybiegu, rozwalił dwa boksy.
Dodatkowo praca z ziemi nad nauczeniem szacunku, wyrobienia sobie autorytetu, co kto woli: 7 gier, metoda robertsa czy tym podobne, ale o tym się nie będę rozpisywać nie jestem specem, tylko praktykuję nierzadko modyfikując metodę do danego konia. Mogę powiedzieć tylko tyle, że przemoc czysto fizyczna często mści się później i trzeba dużo czasu aby to odrobić. No jeszcze można zaproponować prowadzanie ogra po korytarzu przy braku koni w stajni (jeśli jest taka możliwość) i stopniowe wprowadzanie coraz większej liczby koni - lekko upierdliwe, ale i tak najpierw koń musi mieć do nas szacunek.
grandeli, no to z łaski swojej, powiedz JAK wychowałabyś tego konia, oświeć nas proszę! Skoro tak nam życzysz powodzenia i gratulujesz, to może z łąski swojej nas oświecisz, o wyrocznio. Denerwują mnie takie osoby jak Ty- wpadają, rzucają ogólnikowo parę słów z nieba i momentalnie potępiają innych za to co zrobili. CO myślisz, mówiąc "wychowała", konkretnie! Może znasz jakąś "super-metodę" o której my nie wiemy?
Gandeli, czy KTOKOLWIEK powiedział w tej dyskusji cokolwiek o jakimś wypłochu? Bo jakoś tego nie zauważyłam. Wyobraź sobie, że wszystkie konie są płochliwe, niektóre mniej, niektóre bardziej, ale jednocześnie - wszystkie konie błyskawicznie się uczą i są zależne od swojego "przywódcy", od konia, przy którym czują się bezpiecznie, od stada. W stadzie konie bardzo płochliwe mogą opanować swoje lęki i nie uciec w momencie kiedy koń, któremu ufają nie decyduje, że uciekamy. W takim wypadku uciekałyby całe życie, bez jedzenia i odpoczynku.... I wyobraź sobie, że dokładnie na tej zasadzie działają relacje koń-człowiek. Koń, który ufa swojemu człowiekowi jest w stanie przezwyciężyć swój lęk, "odczulić się" na niego i pójść dokładnie tam, gdzie mu człowiek pokaże. I w przypadku takiego konia, konia który się boi możemy mówić o delikatnych rzeczach, głaskaniach, uspokajaniach i innych takich kochanych rzeczach, ale do licha - nie w przypadku, gdy koń nie tylko się nas nie boi ale też nie ma do nas za grosz szacunku.
Nie wiem czy w ogóle przeczytasz to co napisałam, ale jednak się jeszcze trochę poprodukuję... Cały czas mowa o koniu, który bimba na ludzi, nie boi się ich, nie szanuje ich i myśli, że może sobie na wszystko pozwolić bo wie, że jest silniejszy, ponieważ ktoś "mądry" go o tym przekonał.... Przecież każdy jeden koń, mówi się "łatwy do jazdy", współpracujący z kimkolwiek na tym forum nawet na zasadzie, że człowiek wsiada i jedzie, nie wie, że jest większy i silniejszy, uznaje człowieka jako tego silniejszego, mocniejszego, lepszego i tylko dlatego daje ze sobą zrobić absolutnie wszystko, co się człowiekowi podoba, to leży w końskiej naturze!
Edit: Gandeli, mówisz dokładnie o tym samym co my, tak stwierdzam po przeczytaniu Twojego ostatniego posta. Wiesz czym jest 7 gier? Niczym innym jak ustalaniem hierarchii, gdzie też wprowadzamy 4 fazy nacisku [ba, Parelli sam opowiadał jak przestawiał kuca islandzkiego, wkręcając mu śrubokręt w bok. To moim zdaniem dokładnie to samo co klepnięcie konia, który nie odpowiada na 3 prośby przesunięcia]. Czym jest join-up? Niczym innym jak psychiczną presją wywieraną przez człowieka na konia, by koń "odpuścił".
Nikt, ale to nikt nie mówi w tej dyskusji przecież o nieuzasadnionej agresji w stosunku do koni, do "biciu na kwaśne jabłko", więc, z łaski swojej, nie dopowiadaj słów, których tu nie ma.
Dodatkowo praca z ziemi nad nauczeniem szacunku, wyrobienia sobie autorytetu,
czy podczas 7 gier czy czego innego nigdy nie było wypadku, że koń na człowieka szarzował? co wtedy? uciekamy z lonżownika?
Ej ludzie, w takich sytuacjach nie ma mowy o polubownym załatwieniu sprawy! Przecież do jasnej .... nie będę głaskać konia za to że mnie sponiewierał, jasne? W naturalu tez są kary ("niewygody"), a wiadomo, że w sytuacji nagłej takiej jak napisała Edzia 69 nie ma czasu na join up czy inne "niewygody". Najpierw kara, a potem nauka szacunku.
grandeli, nakręć film, kiedy koń cię atakuję, a ty poturbowana wstajesz i odwalasz Join Upa i inne
Vesna, nie jestem wyrocznią - też popełniam błędy, Twój post przeczytałam z uwagą.
Wywieranie presji może być różne, chłop lejący konia, bo ten nie może uciągnąć wozu, albo jeździec tłuczący konia, bo odmówił skoku też wywiera presję.
grandeli, to zapraszam znam kilka takowych, zobaczymy Ja mogę być kamerzysta amatorem
Mam jednak szczęście, że takowe konie już u mnie w stajni nie wstępują, jedynie jedna złośliwa klacz... (tak tak, złośliwa!)
Jedynym świrem jaki był, był zresztą mój Gruby przed kastracja (i przyznam, że najbardziej agresywny był wobec mnie, bo wymagałam i dominowałam na stopniu równym z nim, jednym słowem, chciałam ogiera spuścić piętro niżej w hierarchii).
gacek napisał/a:
przy czym to ze lalam go po glowie uwiazem
ja tylko taki maly off
prowadzimy konia ( dorodnego 4latka w treningu, kryjacy - ja lat 17 ) z prawej strony kon sie rzuca do boksu po lewej ( podkuty na 4) idzie do góry (chce wskoczyc do kobyły- boksy sa "otwarte" od przodu ) znajdujac sie miedzy nim a deskami od boksu i majac tylko uwiaz w rece to przepraszam gdzie go mialam uderzyc jak tylko zasieg reki mialam do gory?? a moze mialam go delikatnie przepchnac?? lub poprosic czy moglbys sie uspokoic??
Jednak jakoś do tej pory winy szukałam w człowieku, a nie jak ktoś wyżej napisał, że koń ma wredny charakter i tyle. Może nie spotkałam jeszcze konia z wrednym charakterem.
Tak, to ja pisałam o koniach z wrednym charakterem. Widać właśnie, że się nie spotkałaś z takim, nie zawsze człowiek jest winny czynom konia. To tak jak z ludźmi w sumie - co z tego, że człowiek jest dobrze wychowywany przez rodziców skoro mając taki, a nie inny charakter robi rzeczy, których stricto nie powinien robić? Są konie spokojne, są temperamentne, bardziej lub mniej energiczne, to tak samo są konie złośliwe...
grandeli, wybacz, ale sytuacja w jakiej była gacek, wymagała natychmiastowej reakcji. Nie miała czasu, żeby zastanawiać się nad tym jak zareagować. Poza tym tutaj całość dotyczyła jej zdrowia, czy też nawet życia... Przecież wiadomo kto ma więcej siły, kto ma przewagę- człowiek czy koń? Chyba pytanie retoryczne...
znajdujac sie miedzy nim a deskami od boksu i majac tylko uwiaz w rece to przepraszam gdzie go mialam uderzyc jak tylko zasieg reki mialam do gory?? a moze mialam go delikatnie przepchnac?? lub poprosic czy moglbys sie uspokoic??
_________________
masztalerz w stadzie zaprowadziłby porządek jednym celnym kopem....
ja tez teraz mam ogiera. W sumie rozpieszczony bardzo. Na jezdzie wszystko super pieknie. Ale w boksie np gdy chce mu z tylu kopyto wyszyscic to jak mu sie podoba to mi da a jak nie to celuje zeby mi kopa oddac. Ostatnio sie wkurzylam i wzielam bata. Nie uderzylam go. Podnioslam go i pokazalam mu ze ten bat mam. A ja go nigdy nie uderzylam mocno, ale respekt jeszcze odczuwa. I gdy wiedzial ze jesli bedzie sobie ze mnie jaja robil to dostanie to juz mu emocje opadly. On ogolnie nie jest jakis grozny. Tylko po prostu rozpieszczony. Robi sobie co chce i jak mu sie podoba. Ale wiadomo - sila nic nie zdzialamy, aleee jak nie dostanie czasem w dupe a mi grozi cos tam niebezpiecznego? to co ja mam zrobic? Uwazam ze czasem to jedyny sposob - glownie pogrozic. Ale gdy kiedys pamietam taki moj ukochany walach na mnie z zebami polecial i mnie zlapal za plecy i podniosl i do sciany przycisl to jedynym ratunkiem bylo uderzenie go gdzie sie dalo ( o ile pamietam dobrze to chyba z piesci dostal w szyje ) Ale bylam w szoku. Potem juz szybka reakcja byla miotla. Dostal 3 razy w dupe. Ale on juz cale zycie taki charakter ma, wiec to tylko bylo chwilowe - ze sie uspokoil. Ale wlasnie zgadzam sie jak wiekszosc. "konie mozna kochac, ale nie wolno im na za duzo pozwolic" kiedys te slowa uslyszalam, i w sumie sie posmialam z nich (bo wtedy mi kon krzywdy jeszcze nigdy nie zrobil ). To troche glupi temat na forum, bo jednak nie mysli sie co i jak, gdy sie jest zaatakowanym, tylko ucieka sie albo robi sie cokolwiek zeby sie uratowac.
Znam konie co jak dostaly to jeszcze potrafily oddac, i znam konie co sie zmienily. Ale jak naturalnym sposobem nauczyc konia zeby np nie kopal? (tak bez bicia i nie mowie o praniu konia tylko o takim upomnieniu w formie oddania albo postraszenia jakiegos tam). Nie umie sobie tego wyobrazic... :/