ďťż

Palący problem

Baza znalezionych fraz

Futbolin

*Przez Las Kłamstw przejechał Fechmistrz na swym wierzchowcu - na którym notabene znajdował się również skrępowany osobnik przełożony przed siodłem. Najpewniej nieprzytomny. Drow nie wyglądał najlepiej... Osmolony bok i ręka, nadwrażliwość oczu - które jeszcze dochodziły do siebie, obolałe plecy po upadku. Do tego brak płaszcza a i sam wierzchowiec wyglądał na sfatygowanego. Niemniej jednak udało się im dotrzeć do samej Twierdzy i nie da się ukryć, że jej widok ucieszył mrocznego. Jeździec podjechał do bramy nie wysilając się nawet na wydanie komendy. Czekał aż wrota się otworzą...*


*Ów skrępowany osobnik przełożony przez siodło był co najmniej zmasakrowany. Można było ujrzeć, nie tyle co dużo rozcięć co poparzeń, poza tym łatwo było rozpoznać w nim drowa, wszak odziany był tylko w brudne potargane spodnie. Włosy ów osobnika, były sklejone od krwi oraz błota. Prędko to on nie odzyska przytomności...*
*Ktoś na górze dostrzegł i rozpoznał drowa. Ciężkie wrota mniejszej bramy poruszyły się i powoli poczęły otwierać. Po to by po upływie kilkunastu oddechów odemknąć się na oścież.*
*Gry wrota się otworzyły drow zmusił konia do ruszenia... Wjechał do twierdzy i zatrzymał się na dziedzińcu. Nie był w dobrym nastroju - to było widać już na pierwszy rzut oka. Wzrokiem ogarnął sytuację, zsiadł z wierzchowca i zatrzymał pierwszego żółnierza jaki mu się nawinął* Ty... *Mruknął wskazując na żołdaka* Zabierz to... *Tu miał na myśli pokiereszowanego i nieprzytomnego mężczynę* ...do Sali Przyjęć *Wydał dyrektywę a potem ścignął kolejnego* Ty zaś odprowadź wierzchowca do stajni a potem sprowadź tu uzdrowiciela... *I już ruszał w stronę budynku, który tu robił za Salę Przyjęc gdy sobie coś przypomniał. Zatrzymał się i rzucił jeszcze w stronę pierwszego żołnierza* Uważaj na jego rękę... Bo zaraz odpadnie... *W końcu zdawał sobie sprawę z tego, że jego cięcie omal nie pozbawiło tamtego kończyny i ręka trzymała się ledwie na jakimś ścięgnie czy też resztce mięśnia. Ruszył*


*Żołnierze zasalutowali. Pierwszy podszedł do konia i krzywiąc się kontemplował przez chwilę dyndającą rękę. Potem wzruszył ramionami i bez zbędnych ceregieli ściągnął nieprzytomnego z końskiego grzbietu i przerzucił sobie przez ramię. Skrzywił się nieco bowiem drow ważył swoje. Nic jednak nie rzekł jedynie pomaszerował w kierunku Sali Przyjęć. Drugi żołnierz natychmiast opuścił podwórze udając się na poszukiwanie uzdrowiciela. Zawołano stajennego, który zajął się sponiewieranym koniem.*
*On raczej nie miał nic do gadania, jego ręka była jedynie trzymana przez jedno ścięgno oraz prowizoryczne bandaże. Czuć było od tego osobnika nie tylko krew i pot, ale i również siarkę. ten kto go niósł mógł zauważyć, że wszystkie jego palce u dłoni były połamane.

Z bliższa można zauważyć, że lewa połowa ciała tego drowa jest pokryta bliznami po poparzeniach poza tym widać było nadal dwa wbite bełty w jego ciało, co znaczyło, że łatwo to on się nie dał wziąć. Aczkolwiek teraz był potulny jak baranek, bo wszak..nieprzytomny.*
*A drow widząć, że jego rozkazy są wypełniane sam też ruszył do miejsca, które wybrał dla swego "gościa". Po wejściu do budynku przeszedł korytarzem i na rozwidleniu skręcił do mniejszego z dwóch pomieszczeń jakie się tu znajdowały. Pchnął drzwi i wszedł do środka. Sala bardziej przypominała celę niż jakąkolwiek gościnną komnatę. Dwa krzesła, jakiś koślawy stół, stare meble i łańcuchy zwiające z jednej ściany stanowiły jej wystrój.*
*A chwilę po Fechmistrzu do owej sali wkroczył żołnierz. Stanął mniej więcej na środku czekając na rozkazy. Pakunek zwieszał mu się z ramienia.*
*Drow machnął rękę w stronę ściany w łańcuchami* Połóż go tam... *Rzekł i skrzywił się lekko bowiem obolałe plecy dały znak o sobie, jednak szybko jego twarz przyjęła obojętny wyraz - nie chciał by ktoś zauważył, iż oberwał bardziej niż było widać na pierwszy rzut oka. Sam ruszył do jednego z krzeseł*
*Drowi żołnierz nie zwrócił uwagi na grymas Naczelnego Dowódcy. Sprężystym, mimo obciążenia, krokiem podszedł we wskazane miejsce. A jako, iż wychodził z założenia, że skoro niesiony przez niego drow jest w takim stanie w jakim jest, to pewnie sobie na to zasłużył w pełni. Dalszą częścią tego rozumowania było stwierdzenie, że w związku z tym nie ma co się z nim pieścić i ze znacznym rozmachem zrzucił bagaż z ramienia. Zachował kamienny wyraz twarzy, gdy niesiony przez niego drow walnął w ścianę. W końcu Fechmistrz nie rozkazał odłożyć go delikatnie.*

*I ten właśnie moment wybrał sobie na wejście wysłany wcześniej po uzdrowiciela samiec. Za nim powinna dreptać odziana w skóry kobieta. Skierował się w stronę Dowódcy.*
*Fechmistrz w tym czasie dotarł już do krzesła i tak jak jakiś czas temu choć w innym towarzystwie usiadł opierając się łokciami o swe kolana i lekko przy tym pochylając do przodu. Obserwował jak mag ląduje na ziemi, co nawet na chwilę wywołało lekki uśmieszek na jego twarzy... Dopiero potem przeniósł wzrok na przybyłego żołnierza, wypatrując kątem oka kto za nim zmierza*
*nie tylko powinna, ale i to robiła. A mianowicie dreptała tuż za żołnierzem. Fechmistrz z daleka mógł rozpoznać grzechot jej szamańskiej laski, który niegdyś tak go irytował. Ów odgłos zapowiedział jej przyjście na kilka sekund przed tym, jak przekroczyła próg. Postąpiła kilka kroków, stając wreszcie w miejscu. Pierwszym co zrobiła, było rozejrzenie się po pomieszczeniu, choć już wtedy dostrzegła z czym... a raczej z kim ma do czynienia. No tak... Nie wyglądała na nazbyt zadowoloną z kolejnego spotkania z najważniejszym z męskiej części drowiego społeczeństwa. Pamiętała bowiem, jego ostatnie zachowanie. Teraz pewno jeszcze by chciał, by go leczyła... Aż prychnęła lekko... Nadal jednak milcząc, przeniosła wzrok na tego przy łańcuchach. Widziała go po raz pierwszy, co akurat tutaj nie było nowością. Stwierdziła, że poczeka sobie, aż sam Fechmistrz uświadomi jej, co dokładniej ma zrobić. Po co miała sobie język strzępić na zbędne pytania*
*Grzechotanie sprawiło, że drow nie był zaskoczony gy zobaczył kobietę... Zmrużył tylko ślepia na ten widok i mruknął* To już Wieża nie ma nikogo lepszego na podorędziu? *Lecz było to pytanie rzucone w powietrze i nie adresowane w zasadzie do nikogo... A gdy nie padła żadna odpowiedź ze strony wypełniającego salę powietrza Fechmistrz ciąnął dalej* Widzisz to tam? *Ręką wskazał na leżącego pod ścianą drowa nie odreywając wzroku od kobiety... Widać nie miał zamiaru prędko rozwijać swej wypowiedzi.*
*jak na kogoś w swoim wieku, to słuch miała bardzo dobry. Nie umknęły jej zatem pierwsze z wypowiedzianych słów, tym bardziej że wokół panowała cisza. Oczywiście milczała, choć jej twarz nawiedził lekki grymas, pełen ironii. Pewno sam nie wiedział co mówi. W pamięci bowiem przywołała sobie obraz elfki, która całkiem niedawno temu miała leczyć jednego z żołnierzy... o mało go nie zabijając. No, chyba że ten chciał, by drugi drow wyzionął ducha. Była więc więcej niż pewna, że powiedział to tylko po to, by podkreślić swoją pogardę dla jej osoby* To? *zapytała z głupią miną, pokazując palcem w to samo miejsce* O. O to tamto Ci chodzi? *zapytała znowu, jakoby upewnić się chciała, podchodząc do leżącego drowa* A co tam jest? *stanęła tak przy leżącym i zaglądała to tu to tam, jakby myślała, że leży tam coś, czego ona nie widziała z daleka. W sumie to zrobiła to specjalnie... Pochwyciła jeden łańcuch, przypatrując się mu z bliska* O to Ci chodzi, tak? *tutaj spojrzała na fechmistrza* czy o te zwłoki? *pokazała na nieprzytomnego*
*Cóż, znów jak szmaciana laleczka leżał, lecz po chwili zdrową ręką poruszył szurając nią po posadzce. Najwidoczniej odzyskał przytomność, po jakże długim okresie. Jednak nie otworzył ust, prawdopodobnie sił nie miał, a ruch ręką był drobnym pokazem, że jeszcze żyje. Z pomiędzy włosów co mu już na twarz opadły widać było jego otwarte oczy, które jakby obiegały pomieszczenie.*
*Drow uniósł swą dłoń i przeciągnął nią po swojej twarzy wzdychając przy tym znacznie... Po tym geście uniósł się ze swego siedziska i powoli ruszył w stronę kobiety i leżącego obok maga - o łańcuchach już nie wspominając.* Zwłoki to jeszcze nie są i Ty masz dopilnować by tak pozostało.. *Zakończył uśmiechem* Ma przeżyć. Ręka najpewniej będzie bezużyteczna i nie przyda się do niczego... *Tu miał na myśli niemal odciętą kończynę leżącego drowa*Palce nastaw lecz nie przyśpieszaj gojenia... Bo jeszcze naszemu "gościowi" jeszcze coś głupiego do głowy przyjdzie. Reszta mnie nie obchodzi... *Zakończył i spojrzał na maga... Zanotował fakt, iż tamten odzyskał przytomność*
*Odchylił głowę i oparł o ścianę, po czym spojrzał na elfice obok siebie, po czym odezwał się słabym chrypliwym głosem.*

-...Wole zginąć...
*Mruknął.*
-...Niż by mnie to elfickie ścierwo kurowało...

*Wzrok jego spoczął na Kessrin'ie. Stan jego był tragiczny, sił raczej nie miał by zwijać się z bólu. Dość już po cierpiał i zmęczyły go krzyki i jęki. Wszak jego dłonie widać były jeszcze lekko poparzone, ciało poszarpane chyba czymś ostrym. Także w niektórych miejscach na jego ciele widać było wbite kamyki no i oczywiście dwa bełty. Jden złamany nad łopatką, drugi wbity w udo.*

-.....Ciekawe....

*Wziął głębszy oddech*

-..Czego chcesz ode mnie...

*Głowa opadła mu ze zmęczenia, więc i jego głos z cichł. Dyszał ciężko, lecz mimo wszystko wykazywał się swą dumą..jak i arogancją.*

-..Ciekawe...co mi zaoferujesz...prócz życia.....

*Pozwolił sobie nawet w tym opłakanym stanie na uśmiech szyderczy.*
*Kessrin w myślach stwierdził, że mag z wycieńczenia nie postrzegał rzeczywistości już taką jaka była naprawdę - wszak kobieta w skórach mogłaby co najwyżej śnić o tym by być elfką. Jednak szybko ta myśl się gdzieś ulotniła.* A życie nie jest już dla Ciebie cenne głupcze? *Mruknął tylko do leżącego, choć w swym subiektywnym wartościowaniu życie maga nie miało wielkiej wartości - jednak Fechmistrz bywał czasem pragmatyczny a tu widać dostrzegł jakąś okazję. Kolejne słowa padły do Szamanki* Do dzieła... *Choć ciekaw był czy przypadkiem magika znów nie trzeba będzie ogłuszyć.*
*uważnie słuchała dokładnych uwag, co do tego, cóż ma zrobić z leżącym drowem. Przytaknęła lekkim ruchem głowy, na znak że zrozumiała, po czym już na wstępie stwierdziła* skoro ma się goić samo, potrzebne mi będą bandaże *nie mówiła tego prosto do Fechmistrza, lecz ogólnie w "przestrzeń". Może któryś się ruszy, albo kogo pogoni na poszukiwanie tychże?*
*Wtedy też "zwłoki" przemówiły. Szamanka wsparła się na swojej lasce, nie kryjąc zainteresowania* któro? *spytała z lekkim rozbawieniem i poczęła się rozglądać, drapiąc lewą ręką po tyle głowy. Nie widziała tu żadnego długouchego o jasnej barwie skóry. Oczywiście zrobiła to specjalnie* widzisz, masz szczęście, że to ja się Tobą zajmę, a nie elfickie ścierwo *wycedziła doń, po czym przykucnęła tuż obok, odkładając swoją laskę kawałek dalej* rozumiem że nie muszę być delikatna? *podniosła wzrok na Fechmistrza, lekko się uśmiechając. Jednocześnie pochwyciła prawie odciętą rękę, próbując ocenić szanse, na jej uratowanie*
*Delikatnie uniósł głowę i spojrzał na drowa. Uśmiech zszedł z jego twarzy i zastąpiła go powaga*

-..Zmienię pytanie....

*najwyraźniej zignorował słowa mrocznego, zignorował nawet obecność szamanki w końcu*

- Do czego ja bym był Ci....Wam potrzebny ?

*Lustrował wzrokiem jego starego przeciwnika, dostrzegł, że coś jednak mu zrobił.*
*Mroczny już zdążył odejść krok w tył, gdy słowa kobiety doszły jego uszu, skinął jedynie głową na pytanie Szamanki o delikatność a potem skinął dłonią na jednego z dwójki stojących w sali żołnierzy by zorganizował bandaże. Potem się zatrzymał i odwrócił do maga, nie zwracając już uwagi na kobietę. Chwilę się zastanowił nad doborem słów nie dając po sobie poznać jakie obrażenia oprócz widocznych mógł otrzymać* Może do zabawy? A może będziesz dobrym wystrojem ołtarza w Świątyni? *Uśmiechnął się na tą myśł* Pomyśl... W czym możesz być przydatny i co może Ci dać przeżycie wśród swych pobratymców... *I to miało posłużyć za bardziej treściwą odpowiedź. Choć tak naprawdę nie była niczym konkretnym. Mag chyba byłby niepoważny licząc na to, że wszystko zostanie mu powiedziane tu i teraz. A nawet jeśli to kto wie ile z tego co by mu zostało powiedziane byłoby prawdą?*
*Gdy tylko poruszył ręką, która ledwo co reszty się trzymała, Fegris głowę odchylił do tyłu. Nie krzyknął z bólu, lecz mięśnie brzucha i żuchwy. Szamanka mogła zauważyć coś ciekawego. Krewi dużo nie upłynęło, rany które miał były dziwnym trafem po przypalane. Prawdopodobnie to go uratowało przed wykrwawieniem się. Mrocznemu już raczej nie odpowiedział, był bardziej zajęty swym systemem nerwowym, który właśnie dawał mu o sobie znać.*
*Ten, który rzucił niedbale maga na posadzkę miał bliżej do starego kredensu. I to właśnie jemu nakazał Fechmistrz odnaleźć coś w zakurzonym wnętrzu starego mebla. Mężczyzna żwawo podszedł więc do niego i otwarłszy jedne z drzwiczek począł grzebać w środku. Dało się słyszeć jakieś szuranie i dzwonienie. Po krótkiej chwili wynurzył się samiec w dłoni ściskając jakąś brudną ścierę.* Nada się? *Wyciągnął ją przed siebie by zainteresowani mogli zobaczyć.*
*A cholera wie czy się nada... To nie drow robił tu za uzdrowiciela - choć tak naprawdę zdawał sobie sprawę, że użycie czegoś takiego najpewniej spowoduje mocne zakażenie. Niemniej jednak skinął głową na kobietę, dając tym samym znak, że żołnierz ma jej podać bandaż i od niej zasięgnąć opinii. Sam drow po tym zrobił jeszcze krok i stanął obserwując Szamankę i maga.*
*widząc, że drow się odwrócił w jej stronę, nie wyglądała na nazbyt zadowoloną. W końcu jakoś wpędził się w taki stan, to i wolała nie mieć z tym nic wspólnego. Przypalona rana owszem, zatamowała krwotok. Był jednak inny problem... Martwa, spalona tkanka byłaby na prawdę trudna do złączenia na nowo z wiszącą częścią ręki. Kobieta poczęła grzebać w swojej skórzanej torbie, wydobywając zeń sztylet. Słysząc głos żołnierza, spojrzała w tamtą stronę, lekko mrużąc oczy* nada *przytaknęła ruchem głowy. Zakażenie akurat nie było problemem, kiedy to ona zajmowała się sprawą* ale spróbuj znaleźć coś jeszcze *dodała, uznając, że może nie starczyć. Od biedy w sumie można go było zostawić tak jak teraz... Ale przynajmniej tamci zabawią się w poszukiwaczy. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie znieczulić go chociaż. Nikt się jednak nie upominał... Odłożyła sztylet na posadzkę, dostatecznie daleko, by drow nie mógł po niego sięgnąć, a przynajmniej nie od razu. Następnie poczęła grzebać raz jeszcze w swojej torbie. Toż jak mu łapsko utnie, zaś posadzkę usyfi i karzą jej sprzątać*
*Wypuścił powietrze i spojrzał prosto na kobietę, po czym przełknął ślinę*

- Za długo zwlekasz...kobieto.

*Warknął, wszak im dłużej ma tą rękę tym bardziej cierpi. Strata kończyny nieco utrudni mu sprawę kreowania zaklęć, ale musi jakoś i z tym sobie poradzić. Dużo krwi raczej nie będzie, wszak ścięgna nie należą do najbardziej ukrwionych, a właśnie na tylko jednym owa ręka się trzymała.*
*Fechmistrz zaś stojąc nadal obserwował całe widowisko. Kto wie, może czerpał z tego jakąs sadystyczną przyjemność? Niemniej jedna nie miał zamiaru sięwtrącać w to co robi kobieta, no chyba, że z mieczem gdyby mag zrobił coś czego nie powienien.*
oho! mądry się znalazł! *zakpiła sobie wyraźnie. Wszak to ona tu od leczenia była* ...i jeszcze mnie pouczać będzie... *mruknęła nieco ciszej. O dziwo, znów pochwyciła rękę, by zdjąć z niej prowizoryczny opatrunek założony przez Fechmistrza. Postanowiła jednak nie dawać mu tak szybko wytchnienia, szarpiąc specjalnie za ów kończynę, że to niby odwiązać bandażu nie potrafi, bo się zaplątał czy coś. Chciała, by zabolało go mocniej, skoro nie mógł poczekać parunastu sekund. I choć ledwo co powstrzymywała się od wrednego uśmieszku... wyglądała, jakoby nie tylko dobrze wiedziała co robi, ale także nie wiedziała, że drowa to boli*
*Żołdak zaś o dziwo posłuchał szamanki. Otwarł szufladę i po raz kolejny zaczął proces szukania. Trwało to dobrą chwilę, lecz wynalazł coś co kiedyś może i było bandażem... Teraz bowiem przypominało bardziej mysie gniazdo. Strzepnął ową szmatę i na podłogę wypadło kilka mysich bobków. Następnie zadowolony z obu znalezisk podszedł do ludzkiej kobiety.* Położyć?
*I znów..ból...Mięśnie napiął, żuchwa zacisnęła się mocno, ale powstrzymał się od jęku. Wzrok jego powędrował po sali, za źródłem jakiegokolwiek ognia. Wszak nie wszyscy w tym pomieszczeniu widzą w ciemności. może by i go ogłuszyli, za to co by zrobił, ale jeżeli ma się z nim bawić szamanka, to i nauczkę może dostać. Po chwili jak się rozejrzał zamknął oczy z bólu zaciskając i powieki.*
*Drzwi otwarły się po raz kolejny. Na progu stanęła odziana w brązowy strój podróżny postać. Zwykła drowka. Zwykła? Jeśli tak, to co robił przy jej pasie bat z pięciu węży? Siwe oczęta omiotły pomieszczenie.* Znów zabawa? *Chłodny ton i stwierdzenie pełne ironii. Weszła.... Lekkim krokiem. Niemal tanecznym, od razu za za cel obierając wolne krzesło. Minęła ledwożywego samca.* Śmieć. *Prychnęła.* Zadaj mu ból. *Rzekła do szamanki siadając.*
*mimo swojego "wielkiego" zaabsorbowania szarpaniem ręki rannego, kątem oka spojrzała na tego, co szukał dlań prowizorycznego bandażu. Mysie gniazdo czy nie... nie ona będzie to miała na ręce* Tak *Odpowiedziała dla formalności. Przez myśl jej jednak przemknęło, że chyba za mało sługusów posiadają, skoro wszędzie jest taki bajzel... A przynajmniej prawie wszędzie*
*Pozbyła się wreszcie bandażu, ciskając nim gdzieś za siebie. Zanotowała także, przybycie Opiekunki. Mimo wszystko, kontynuowała zabawy z kończyną. Kawałek, na którym wisiała ręka był tak mały, iż uznała, że samo się urwie, wstała więc, chwytając prawie odciętą rękę i poczęła ciągnąć, zapierając się przy tym nogą o ciało drowa. Z resztą... miała mu zadać ból a to był najlepszy sposób. Nie wiedziała kim był mężczyzna, ale najwidoczniej nieźle sobie nagrabił, skoro wolno jej było tak nadużywać ich czasu. Ciągnęła tak przez chwilę, aż wreszcie ścięgno samo puściło. Szamanka obaliła się do tyłu, a ręka spadła gdzieś na ziemię, rozchlapując podczas swego lotu nieco z pozostałej weń krwi. Kobieta ucieszyła się, że zabieg się udał*
*Dlaczego zawsze gdy on sobie coś nowego przyniesie to musi się pojawić niby niepozorna drowka, która jednak wywołuje duży wpływ na otoczenie. Nawet przez myśł przez chwilę przemknęło Fechmistrzowi, iż ona zazdrości mu jego zabawek - jednak oczywiscie nie powiedział tego na głos do Opiekunki ograniczając się jedynie do przywitania. Lekki ukłon i słowa* Witaj Jallil... * A następnie śledzenie wzrokiem kobiety do czasu, aż uwagi mrocznego nie przyciągnęła latająca w powietrzu kończyna, z którą Szamanka właśnie się uporała*
*Wszystko ma swoje granice, ale to co zrobiła szamanka była zwykłym idiotyzmem(skoro chcieli go ratować). Ścięgno jest znane z wytrzymałości, co musiało nieco zmęczyć kobietę. Druga sprawa zrywając ścięgno, otworzyła nową dziurę, przez co krew poczęła się lać, poza tym naderwanie usunęło martwą tkance, co otworzyło stare rany. Kolejną sprawa był grot bełtu w łopatce..wbiła go jeszcze mocniej w jego ciało, co kończy się obrażeniami wewnętrznymi. Co miał zrobić Drow..on po prostu zemdlał z bólu. Teraz, jeżeli do czegokolwiek będą potrzebować jego, to będą musieli się pospieszyć..bo..umrze..*
*wcale nie było idiotyzmem, skoro miała przy sobie swoje specyfiki. Bardziej martwił ją fakt, że pewnie będzie musiała wypucować podłogę... Podniosła się szybko, łapiąc był jego opatrunek i przyciskając do nowo powstałej rany, by przez chwilę zatamować krwawienie. Drugą ręką wyjęła z torby mieszek, oraz fiolkę o lekko różowawej zwartości. W zęby chwyciła mieszek, sprawnie go otwierając jednym pociągnięciem, po czym wyjęła sporych rozmiarów liść o srebrzystych niciach. Położyła go sobie na udach, po czym odłożyła mieszek i pochwyciła buteleczkę, odkorkowując ją w podobny sposób. Tym razem bez zbędnych ceregieli... wylała połowę flakonika na liść* skarby moje... pokażcie na co was stać... *szepnęła, odkładając buteleczkę. Delikatnie podniosła liść, zabrała kawałek materiału od rany i przycisnęła tam swoją roślinkę stroną, która była zwilżona od specyfiku. Sam liść, miał właściwości lecznicze, a w połączeniu z miksturą, przyspieszał proces gojenia, skracając go do od kilku sekund, do kilkunastu minut, w zależności od rozległości obrażenia* możesz to potrzymać? *zapytała żołnierza, który był najbliżej niej. Musiała przecież zając się innymi częściami drowa*
*Żołnierz, który wcześniej położył brudne szmaty jakie w jego mniemaniu były bandażami potaknął. Bez słowa podszedł do kobiety i przytrzymał to co mu kazała. Po prawdzie ciekaw był co dalej nastąpi.*

*Sorena zaś, bo to ona była we własnej osobie przyglądała się jedynie przedstawieniu. Kątem oka zerkała na Fechmistrza zdecydowana wygarnąć mu w końcu co myśli o tych jego eskapadach, z których część kończyła się w podobny sposób.* Pistolet skałkowy. *Sarknęła na tyle głośno by mógł ją usłyszeć.*
*Drow skupiony był na wpatrywaniu się w amputowaną rękę gdy słowa siedzącej kobiety wytrąciły go z tego. Uśmiechnął się lekko, lecz bacząc na to by nie był to uśmiech złośliwy i odparł robiąc krok w stronę Opiekunki* To zamierzchłe czasy Jallil...
tylko mocno! *powiedziała jeszcze do żołnierza, który-o dziwo-jej posłuchał. Bez zbędnych ceregieli, poczęła bliżej przyglądać się bełtowi w okolicach łopatki drowa. No cóż... Może deptanie po nim nie było zbyt inteligentnym pomysłem, ale było już za późno, by to odwrócić. Jeśli teraz wyjmie kawałek drewna, pewno krew naleje mu się do płuca, a biedak się udusi. Musiała więc zrobić inaczej. Złapała jego głowę w dłonie, lekko odchylając w dół jego dolną szczękę. Na siłę nic w niego wlewać nie będzie... ale gdyby tak pod język dać? Toż szybciej do krwi się wchłonie i powędruje tam gdzie trzeba. Ach... Gdyby tylko był przytomny... Chociaż może to i lepiej, że nie był? Przynajmniej samoistnie nie pogarszał sprawy... Tym razem delikatnie-odłożyła jego głowę, sięgając do torby. Wyjęła z niej jeszcze jeden flakonik, tym razem o wiele większy, oraz mieszek z jakimś rdzawym proszkiem. Wzięła go troszkę w palce i sypnęła na ranę w plecach, po czym zaczęła kombinować, żeby obrócić go jakoś plecami do dołu, albo chociaż ukosem, coby krew odpływać swobodnie mogła, nie wlewając się do środka, kiedy już pozbędzie się "ciała obcego"*
*Strata przytomności znów pozbawiła go jakichkolwiek bodźców. Był w rękach szamanki jak szmaciana lalka, tylko, że ta zabawka krwawiła dość obficie. Wyobracała go, lecz nie dopatrzenie znowu..bełt w nodze(udzie) przekrzywił się i pękną, co spowodowało lekki wyciek krwi z rany.*
*Ręka już powinna się przynajmniej prowizorycznie zasklepić, tamując tym samym krwawienie, przynajmniej z jednej z kończyn. Nowy "wypływ" lekko zirytował szamankę* trza było go tak dziurawić? *mruknęła bardziej do siebie, niż do sprawcy całego zamieszania. To, że się na nią gapili, trochę ją rozpraszało. Ustawiła się jednak tyłem do nich, wyjmując podobny liść do tego, którego trzymał żołnierz. Znów pokropiła go różowawym płynem, tym razem w nieco uboższej wersji, bo i rana nie wymagała aż takich środków... Sprawdziła, czy bełt nie narusza przypadkiem tętnicy, coby nie oberwać fontanną krwi, po czym zajęła się jego powolnym wyciąganiem. Trochę czerwonego proszku... Dobry chwyt... I poczęła ciągnąć. Od prawie stu lat zajmowała się takimi ranami, więc prawdopodobieństwo, że coś rozwali było znikome. Po chwili, bełt był już na zewnątrz, a z rany ciekła krew. Otarcie kawałkiem szmaty i przyłożenie liścia... Zostawiła go tak na chwilę, wiedząc, że i tak zaraz po ranie nie będzie śladu. Przynajmniej na zewnątrz... Tu też poczęła grzebać między swoimi skórami, wyjmując mieszek z ziołami odurzającymi. Suche liście pokruszyła w dłoni, po czym zajęła się ich zapalaniem, by już po chwili zostawić je żarzącymi niedaleko pacjenta. Nie chodziło nawet o uśmierzenie bólu, ale raczej o wprowadzenie jego ciała w błogi, rozluźniony stan, uspokajając oddech i tętno i wydłużając czas, jaki mógł tak tutaj leżeć. Miła woń niosła się po pomieszczeniu*
Dziur ma tyle na ile zasłużył... *Odburknął stojąy z tyłu drow - widać mimo lat jakie miał już na karku słuch miał ciągle dobry. Jednak poza słowami nic więcej z jego strony nie padło. Nadal trzymał się swego postanowienia by się nie wtrącać póki Szmanka nie skończy. Co jakiś czas wzrok swój przenosił na siedzącą Opiekunkę - ale rzecz jasna robił to dyskretnie*
*Drowka zaś przyglądała się temu z jawnym rozbawieniem. Słowa Fechmistrza i owszem dotarły do spiczastych hebanowych uszu.* To coś użytecznego? *Odpowiedziała pytaniem zadanym lekkim tonem.* Jesteś przywiązany w jakiś sposób do tej zabawki? *Na jej oko zabawka wybierała się na tamten świat, jednak Sorena miała dziś dobry humor. Jak będzie trzeba będzie tak łaskawa i wskrzesi śmiecia.*

*Żołnierz zaś trzymał mocno z zaciekawieniem obserwując poczynania kobiety.*
*widziała, że żołnierz wciąż się na nią gapi. Pewnie by coś mu tam powiedziała, ale skoro grzecznie trzymał liść, to niech sobie tak posiedzi w tej pozycji. Może jakoś kobieta to przeżyje? Szczerze, to miała coraz bardziej dość opornego drowa. Trudno leczyć kogoś, kto nie bardzo tego chce. Ale skoro z prętami jej wyszło.. To czemu bełty miałyby jej przeszkodzić? Wzięła więc się za dumanie nad tym w plecach. Zaszła go od strony głowy, klękając, po czym podniosła delikatnie jego głowę i barki, uważając na to by nie uszkodzić mu czegoś jeszcze. Podsunęła się pod niego i oparła go o swoje nogi tak, że między bełtem w łopatce za posadzką był kawałek. Wtedy też nachyliła się po liść z uda i powtórzyła czynność, z nakładaniem mikstury. Cóż. Będzie musiała wybrać się do lasu po swoje zapasy, bo w takim tempie, to nic jej nie pozostanie "na wszelki wypadek". Westchnęła cicho znów podniosła głowę drowa, do ust wlewając mu kilka kropel z większego flakonika. Było tego tyle, by się nie udusił ani nie zakrztusił, a przynajmniej nie na długo, a jednocześnie miało wchłonąć się jak najszybciej... By zacząć leczenie od środka. Odłożyła buteleczkę, ustawiła jego głowę tak, by mógł swobodnie oddychać po czym sięgnęła do bełta w plecach, sprawdzając czy da radę go wyciągnąć. Tym razem nie szarpała jak głupia*
Znalazłem go w lesie, między drzewami i szyszkami... *Odparł na pytanie Opiekunki* Był więziony od długiego czasu w jakimś rodzaju magicznego spętania... *Dodał jeszcze dzieląc się tą częścią informacji. Na drugie zaś pytanie odpowiedział jedynie* Spalił mój płaszcz... *Co miało różnorakie konotacje. Bo mogło znaczyć zarówno, że Fechmistrz jest przywiązany do maga ten bowiem musi odpracować to co zniszczył a z drugiej równie dobrze tego przywiązania mogłoby nie być bo mroczny chciałby się zemścić za tą stratę - bardziej niż do tej pory*
Hmmm... *Zamyśliła się na dobre.* Płaszcz? *Znów urwała.* Myślisz że coś takiego utka i uszyje Ci nowy? *Nie kryła zdumienia.* Hmmm... *Myślała intensywnie.* Obawiam się, że długo będziesz musiał na to czekać. *Odnosić się to mogło tak do stanu w jakim leżący drow był jak i do jego przewidywanych umiejętności.*
Musiałby go chyba szyć stopami... *Odburknął mroczny patrząc na walającą się po podłodze kończynę. Szybko się jednak poprawił - a konkretnie ton swej wypowiedzi i dodał* Z pewnością będzie w stanie odpłacić się w inny sposób, nie sądzisz Jallil? *Przerobił to stwierdzenie na pytanie z czystej grzeczności*
*Usłyszała o tym szyciu i ledwo opanowała dziki śmiech. Komu jak komu, ale Opiekunce ponoć taka radość nie przystoi... Nie mogła się jednak opanować.* Jak tylko opanuje tę umiejętność zapewne zechcesz mi to zaprezentować. *W oczach jej pojawiły się błyski, gdy wyobraźnia sadzała kalekę na krzesełku i w stopy wtykała mu igłę i nić.* O tak... Jako element ozdobny ołtarza. *Zakpiła na koniec.*
*jako że większych oporów nie było, po dłuższych zmaganiach z niesfornym kawałkiem drewna, słychać było wreszcie, jak ten pada na posadzkę. Bez krwi się oczywiście nie obyło... Otarcie rany, i przyłożenie namoczonego liścia, który przycisnęła mocniej kawałkiem materiału. Jeśli uszkodziło mu płuco, to przynajmniej chwilowo zapobiegnie uciekaniu powietrza z płuc drowa* możesz już puścić... *powiedziała do żołnierza. Minęło wystarczająco dużo czasu, by rana została zagojona. Poczęła więc patrzyć na poparzoną i oszpeconą twarz "zabawki" Fechmistrza. Ten to miał przygody... i pewnie pecha też. Że na nią trafił, to tym bardziej.*
Podejrzewam, iż proces nauki może być dość długi... *Odparł drow spoglądając na epicką wręcz walkę szamanki o życie maga. Sam jednak używał teraz tonu odpowiedniego do pogaduszki o pogodzie czy tym podobnej pierdole.* Osobnik ten bowiem dość wolno przyswaja sobie oczywiste rzeczy... Może to efekt izolacji? *Zamyśłił się na głos*
*Drowka podniosła się z krzesła. Podeszła do Fechmistrza i poklepała go po ramieniu.* Zdecydowanie izolacji. *Przytaknęła nad wyraz radośnie.* Ustal Mój Drogi do jakich jeszcze celów to ścierwo się nadaje. *Najpewniej miała na myśli kalekę.* Możesz korzystać w pełni z usług Wieży. I Świątyni. *Obdarzyła go swym najpiękniejszym uśmiechem. Zamierzała bowiem opuścić towarzystwo na czas jakiś.*
*trochę było jej ciężko, bo przecież miała tylko dwie ręce... Delikatnie jednak ułożyła drowa na posadzce tak, że sam sobie masą ciała do rany liść jak i szmatkę przyciskał. Ona zaś pochwyciła flakonik z czerwoną miksturą i raz jeszcze-bardzo uważnie-"napoiła" go kilkoma kroplami. Po trochu, po trochu... I jakoś pełna dawka sama weń wreszcie wejdzie. A mikstura miała pomóc w regeneracji krwi i głównie płuca. Kwestia czasu...*
*Po "napojeniu" go, znów ułożyła tak głowę, żeby się nie udusił i poczęła zastanawiać się, jak teraz dojść do jego ręki. Owszem... miała na myśli tę, przytwierdzoną do jego ciała...*
Będę o tym pamiętał... *Odparł drow stojąc nadal w miejscu, choć miał nadzieję że to co ma teraz pod ręką a wliczając w to Szamankę wystarczy.* O postępach zostaniesz poinformowana... *Dodał jeszcze choć mógł podzielić się czymś jeszcze - jednak postanowił zachować dla siebie fakt, iż ratowany drowi mag potrafi chuchać ogniem i zapewniać tym samym trwałe ogrzewanie pomieszczenia*
*wysunęła się do końca spod drowa, dbając o to by nie przywalił głową o posadzkę, po czym pochwyciła jego rękę. Pierwej sprawdziła swymi palcami, czy są one połamane, czy też tylko wybite. Te drugie po prostu zdecydowanym ruchem nastawiła, by zajęły odpowiednie miejsce. A jako że za dużo tą ręką po połamaniu nie robił, to i zbyt wiele kości się nie przemieściło. Sprawnie w palcach poczęła je układać, wzrokiem jednak szukając w pobliżu czegoś, do usztywnienia ich. Jako że żołnierz nadal był przy leżącym, zwróciła się doń* masz może coś sztywnego? *zapytała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak to brzmi. Sięgnęła też po bandaż*
*Przytomności nadal nie odzyskiwał, a co do poparzenia na twarzy to widać, iż to stara blizna. Dobą wiadomością mogło być to, że oddychał, co znaczyło, iż robota szamanki idzie w dobrą stronę. Nadal jednak miał jeszcze bełt w udo wbity, lekko nadłamany. Poważniejsze rany były już załatane. Teraz raczej trzeba było czekać, aż mag się ocucić.
*Kobieta dobrze wiedziała, że tak szybko to on się nie obudzi. Dużo utraconej krwi... Dwa usypiające bełty... Z resztą sam w sobie wyglądał na wycieńczonego. Nie trzeba było być wielkim znawcą, by to zauważyć. A że nadal nie dostała odpowiedzi, co do zadanego pytania, poczęła jedną ręką wymacywać podłogę w pobliżu siebie. Sztyletu przecież do ręki mu nie przywiąże. Szkło tym bardziej nie było zbyt mądrym pomysłem... I gdy tak dumała sobie... Znieruchomiała nagle, jakby wsłuchując się w coś. Po chwili jednak oczami przewróciła i westchnęła niewzruszenie* co mnie to obchodzi, że ktoś idzie... *syknęła w przestrzeń, kontynuując poszukiwania. Zaraz jednak zerknęła niecierpliwie przez ramię, akurat tam, gdzie pozornie nikogo nie było* mówisz? *odłożyła dłoń drowa, po czym wstała i ruszyła do szafeczki z której wcześniej jeden z żołnierzy wyjął brudną szmatę. Poczęła szukać tam czegoś, co się nada do usztywnienia*
*Już miała opuścić Salę Przyjęć, choć akurat taka nazwa dla tego pomieszczenia, świadczyła raczej o specyficznym poczuciu humoru, niż oddawała jego wygląd, gdy zatrzymała się. Zmarszczyła białe brwi. I lekko złośliwy uśmiech pojawił się na jej twarzy.* A może masz chęć na test? *Zagadnęła Fechmistrza i nie dokończyła czekając aż samiec, do którego się zwraca spojrzy na nią.*
*"Test? Co też jej teraz przyszło do głowy?" - drow zadał sobie pytanie w myślach spoglądając na Opiekunkę.* Test? *Powtórzył, lecz w werbalizacji poprzestał tylko na tym. I czekał na jakiekolwiek rozwinięcie*
*Odpowiedziała mu lekkim uśmieszkiem i kilkoma ruchami dłoni. Jeśli przeżyją oboje ona zostaje w Wieży a Ty masz nowego pucybuta. Będzie pasował. I czort wie co miała na myśli. Czy to, że może pasować do osób obecnie pasujących w celach niewolników? Czy może to, iż idealnie nadaje się na sługę Fechmistrza? Najwidoczniej nie zamierzała rozwinąć tematu, bowiem dłonie opadły a sama drowka powróciła na krzesło w myślach powtarzając sobie, że powinni wstawić tu nowe... Najlepiej z miękkim siedziskiem.*
*Drow zmrużył ślepia... Dobór języka migowego nie był w tej chwili najlepszym pomysłem - bowiem wzrok drowa nie doszedł jeszcze do pełnej dyspozycji po oślepieniu podczas pacyfikacji maga. Fechmistrz się skupił by dobrze odczytać znaki i prawie mu się to udało... Z jednym małym błędem - zamiast "ona" zrozumiał "on" i za cholera nie wiedział po co Arcykapłance w Wieży ocieplany kaleka. Jednak wizja posiadania za pucybuta Szamanki była już bardziej kusząca i w umyśle mrocznego pojawiło się już nawet kilka wizji zastosowania kobiety w murach Areny. Skinął jedynie drowce głową na znak zgody i przeniósł wzrok na uwijającą się przy kredensie kobietę*
*po chwili poszukiwań, znalazła "coś"... Sama nie wiedziała, co to było, bo i nie znała się na rzeczach użytkowych tak bardzo. Ważne że twarde i sztywne...* miałeś rację *powiedziała, odwracając się na pięcie i powracając do leżącego drowa. Raz jeszcze sprawdziła, czy wszystkie kości w jego ręce są na swoim miejscu... Po czym zajęła się usztywnianiem, by ładnie i prosto się zrastało. Bandaż nie był najlepszej jakości, ale jako tako wszystko się trzymało... Cudotwórcą nie była, to i z niczego, czegoś wielkiego zrobić nie mogła, ale prowizorycznie było ok. Westchnęła więc głośno i poczęła wszystkie specyfiki chować z powrotem do swojej torby* bla bla bla... *mruczała pod nosem* pierdzielisz od rzeczy... idź truj dupsko komuś innemu *poderwała się z ziemi, łapiąc przy tym za swoją laskę, po czym pobiegła w kierunku drzwi, wymachując ją* no! *stanęła przed progiem* i siedź tam! *wykrzyczała, wracając po swoją torbę. Wszak już praktycznie skończyła, a czekać musieli, aż ten się obudzi*
A Ty dokąd? *Zapytała drowka ze swego rodzaju zaciekawieniem. Nie ruszyła się jednak z krzesła, które zajmowała. Swoją drogą ciekawiło ją również, czy Szamanka zakończyła już prace z niewolnicą. O to jednak zamierzała zapytać później.*
*jakby wyrwana z jakiegoś transu, spojrzała na Opiekunkę. Wyglądała, jakoby zupełnie nie wiedziała o co tamtej chodzi. Stanęła więc w miejscu, by po chwili namysłu wskazać palcem tego, którego miała leczyć* do niego?... *zapytała, jednocześnie odpowiadając na pytanie, po czym niepewnie kontynuowała swoją wędrówkę. Lekko szturchnęła drowa nogą, zastanawiając się, kiedy wreszcie zechce się obudzić*
*Oddech jego stał się spokojny, przytomność odzyskał, lecz wolał tego nie ukazywać, leżał dalej z zamkniętymi oczyma nasłuchując tego co mówią. Usta lekko mu się otworzyły, by zacząć oddychać nie nosem, lecz ustami. Lekko otworzył oko jedno by rozejrzeć się po sali, po czym szybko je zamknął. Przeliczył ile osób znajduje się w sali, po czym westchnął.*

-..Czego chcecie... ?

*rzek chłodno i otworzył oczy, patrząc prosto na Opiekunkę. Dobrze wiedział, że może ją delikatnie mówiąc..."zdenerwować".
*A Opiekunka nawet nie zauważyła, że namiastka samca na nią patrzy. Z chorobliwym zainteresowaniem kontemplowała oderwaną rękę.* Szamanko, czy ta część... *Tu palcem wskazała, co ma na myśli.* ...będzie Ci do czegoś potrzebna? *Pytanie kaleki nawet jeśli usłyszała zignorowała. W końcu wyraziła się dość jasno. Leżące ścierwo należało do Fechmistrza.*
*pobudka nadpalonego, widać ucieszyła ją bardzo. Odsunęła się bowiem, gapiąc tak na niego z tym swoim paskudnym uśmiechem. Miała nadzieję, że skoro ten żyje i do tego ma siłę gadać... to ona będzie już mogła się stąd ulotnić. Nerwowo więc stąpała z nogi na nogę, wzrokiem przesuwając po pomieszczeniu z widocznym znudzeniem. Zimne kamienie tylko pogłębiały jej coraz to parszywszy nastrój. Ziewnęła sobie nawet... Kiedy to posłyszała, że Opiekunka coś tam do niej rzecze, niespiesznie ruszyła swój wzrok w tamtą stronę* Hm?... *Brwi ku górze uniosła. O jaką zaś część jej chodziło? Na szczęście palec drowki uchronił jej osobę, od szamańskiej paplaniny... Kobieta przesunęła więc wzrokiem w tamtym kierunku... i zauważyła, że to ona tam stoi. Pierwej pomyślała, że Arcykapłanka chce jej nogę. Zakrztusiła, się, nie wiedząc co powiedzieć. Zaczęła sobie kaszleć... i wtedy też zobaczyła, że przed nią jest też ręką tamtego... Nagle kaszel jej przeszedł, a ona machnęła na to ręką (swoją rzecz jasna), jakby uznała, że takie błahostki jej nie interesują* ach to... *zaśmiała się nawet, zaraz jednak milknąc* nie, to nawet moje nie jest... *stwierdziła stanowczo, jakby bojąc się teraz, że posprzątać jej to każą* ale myślę, że jemu też się nie przyda... *tu wskazała leżącego na posadzce i uśmiechnęła się wrednie*
*No tak, oczywiście... Kobiety zajęły się sobą wymieniając spostrzeżenia i jedyną osobą, która odpowiedziała magowi był ten, który go tu sprowadził. Wyszczerzył się złośliwie i rzekł* A może wszystko czego chcieliśmy już mamy? *Niestety jednak Fechmistrz odpowiedział pytaniem, co mogło nie być najlepszą rzeczą... Mogło bowiem uruchomić domysły drowiego maga.*
*Westchnął ponownie i głową pokręcił, po czym spojrzał na drowa.*

-Drogą dedukcji...Masz wobec mnie jakiś konkretny plan, wszak nie wlókłbyś mnie tu i nie kazał kurować, albo po prosu nie wiesz co ze mną zrobić, a to wszystko było przejawem twego altruizmu....

*Jak na osobę, która była jedną nogą w trumnie, gadał dość normalnie. Aczkolwiek z poruszaniem ogólnym się nie było za dobrze, bo siedział jak siedział....*
*zaciekawił ją fakt, że drow, który jeszcze niedawno ledwo co uszedł z życiem... Teraz leżał sobie jakby nigdy nic i wypytywał o tak nieistotne rzeczy, jak "co teraz z nim zrobią". Nie mogła powstrzymać się od komentarza, tak więc lekko szturchnęła go laską, by pewien był, że to do niego i ozwała się wreszcie* Ty się lepiej zapytaj, czego z Tobą nie zrobi... *zerknęła na Fechmistrza, a później znów na jednorękiego drowa* choć z doświadczenia wiem, że nic przyjemnego Cię nie czeka... *podsumowała, wzdychając na końcu. Nie była to aluzja, do jej obecnego stanu, ale raczej nawiązanie do przeszłości, której nikt z obecnych tutaj nie znał* to chyba oczywiste...? *mruknęła, spoglądając na Opiekunkę. Pozwoli jej sobie pójść, czy nie? Podrapała się po szyi*
*Mroczny uśmiechnął się na słowa Szamanki i nawet na chwilę zerknął w jej stronę... Nie trwało to jednak zbyt długo, bo ponownie przeniósł swą uwagę na leżącego maga* Widzisz jakie proste... *Zaczął* Nawet człowiek to pojmuje... *Choć tym razem nie dało się wyczuć w jego głosie ironii... Ot najzwyklejsze stwierdzenie oczywistego faktu.* A jeśli będziesz dobrze "współpracował"... *Dość specyficzny nacisk został postawiony na to słowo - no bo przecież drow nie powie wprost, że będzie służył* ...to może nawet odzyskasz to co utraciłeś. *Na koniec lekki uśmieszek, bo oczywiście Fechmistrz nie miał zamiaru stwierdzić co też ma na myśli. A rzeczy, które mag ostatnio utracił było kilka. Od kończyny aż do wolności.*
*Opiekunka zaś oderwała się w końcu od obserwacji oderwanego kikuta, co czyniła przez ostatnie kilka chwil z chorobliwym wręcz zainteresowaniem. Spojrzała na kobietę.* Weź to. *I aby nie było niejasności wskazała kikut. Zmarszczyła lekko czoło.* Wezwij tu Pierwszego... Albo kogoś z oficerów. Nie sądzę bowiem, aby przy eskortowaniu Twego kalekiego sługusa była potrzebna nasza obecność. *Zmarszczka pogłębiła się. Drowka miała widać jakieś pytanie, ale postanowiła chwilowo zachować je dla siebie.* Sądzę, że z prawdziwą przyjemnością... *Zarówno słowo "prawdziwa" jak i "przyjemność" bardziej przypominały syk niż ludzką mową, tak przesączone były drwiną.* ...potowarzyszycie mi w popołudniowej herbatce. *Tu zdobyła się na promienny uśmiech. Ot mały psikus. Fakt faktem ostatnio ciekawe przygody przytrafiały się jedynie Fechmistrzowi. Postanowiła więc, najwyraźniej ową herbatką powetować sobie. I nie czekając na odpowiedź skierowała się ki drzwiom.*
*Szamanka słowa Fechmistrza podsumowała tylko lekkim uśmieszkiem. Dobrze wiedziała o swojej racji, tak więc jego "przytaknięcie", nie zrobiło na niej większego wrażenia. Głupi przecież nie był w przeciwieństwie do rannego, co zamiast samego siebie wykończyć, nadzieję miał jeszcze, że coś lepszego od męki go spotka... Przestąpiła z nogi na nogę, nie wiedząc już czy ma stać, czy nie stać... Nie lubiła, jak się nad nią sterczało. Wolała robić wszystko po swojemu... Miała jednak resztki rozumu we łbie, tak więc nie ruszyła się nawet w kierunku drzwi...*
*szybko zauważyła, że Opiekunka wzrok wreszcie od łapska na ziemi oderwała. Tym bardziej, że teraz skierowała go właśnie na nią... Zamarła na chwilę, lekko marszcząc brwi. Toż skoro się tak na nią patrzy i mówi, toto chyba do niej. Zaczęła więc się rozglądać po posadzce, po chwili lokalizując coś, co upuściła dawno temu, czyli kikuta* To?... *zapytała cicho, schylając się po kawałek drowiego ciała. Poczęła mu się z bliska przyglądać z wielką uwagą* będziemy tym karmić Czerwonego Włosa? *zapytała z paskudnym uśmiechem i zerknęła w kierunku drzwi, jakby sprawdzała, czy tamta nie wchodzi nagle, wygłodniała jak zawsze. Najwidoczniej jednak zajęta czymś była, skoro nie krążyła tu i tam po jadło jakoweś... Szamanka też słysząc dalsze słowa Opiekunki, nie była pewna, czy to do niej skierowane były. Nie znała żadnego "pierwszego", ani "kogoś z oficerów", więc tylko podrapała się po głowie... kikutem. Bo zapomniała, że ma go w ręce. Nawet gdy zauważyła, co też wyprawia, ramionami tylko wzruszyła, wzrokiem niepewnie przesuwając od Fechmistrza do Opiekunki i odwrotnie. Sługus? Herbata?... Może uda jej się zmyć stąd przy okazji? Przydałoby się nieco świeżego powietrza...*
CO ?! *Wyrwało się Fechmistrzowi gdy usłyszał o herbacianych planach Opiekunki... Miał lepszze rzeczy do roboty niż marnotrawić czas przy tego typu rzeczach - jednak szybko się opamiętał i próbując wybrnąc z sytuacji dociągnął* ...co... cokolwiek sobie zyczysz Jallil. *I nawet spróbował złagodzić swą wypowiedź do neutralnego tonu, lecz lekko pulsująca żyłka na skroni raczej nie pasowała do tego tonu. Dlatego też mroczny postanowił po swych słowach spuścić lekko wzrok a następnie przenieśc go na kobietę z ręką maga. Nie wiedzieć czemu już teraz Fechmistrz oczami mógłby siać gromy... I niestety skupiło się to spojrzenie na Szamance*
*Ta zaś nawet jeśli zauważyła potknięcie Fechmistrza komentarz pozostawiła sobie. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem. Co jak co... Widziała jednak, iż samiec nie podzielał jej upodobania do powierzchniowych trunków. Kiwnęła jedynie głową i pchnęła drzwi. I lekkim krokiem oddaliła się od problemu jaki znalazł im drow.*
*pech chciał, że napotkała wzrok Fechmistrza... Wzdrygnęła się lekko, odruchowo upuszczając przy tym łapę maga na ziemię, jakby trzymanie jej w ręku, było największym przewinieniem, jakie mogła sobie wyobrazić. Ciszę przerwało ciche plaśnięcie... Szamanka odruchowo odwróciła wzrok, przenosząc go na sufit i udając, że wcale a wcale nic nie zauważyła... We wzroku drowa oczywiście. Zaczęła rozprostowywać palce wolnej ręki, po czym nadal wodząc wzrokiem po suficie, ukucnęła, macając dłonią posadzkę, coby znaleźć kikuta* Tak... mam to podnieść... *powiedziała cicho, próbując wymacać rękę, która przecież nie mogła upaść za daleko. Nic z tego... Spojrzała więc na ziemię, tuż obok siebie* ach! To mam podnieść!... *udawała, coby wytłumaczyć swoje zwlekanie. Upragniona chwila, kiedy znalezisko znajdzie się na ponów w jej dłoni, wreszcie nadeszła... Wstała więc znowu, tym razem nie wymachując już dodatkową kończyną. Za to wlepiła swój wzrok w drzwi, jakby czekała, aż zawołają ją za sobą. A tam... Nawet jeśli nie... To sobie pójdzie gdziekolwiek. Żołnierze nie dostali polecenia, żeby ją tu trzymać. Chociaż... tak chodzić z tą ręką? Próbowała więc ją gdzieś wcisnąć, za pas lub pazuchę. Sprawdzając gdzie byłoby wygodniej...*
*On zaś stał nadal... Humor mu się popsuł. Mruknął do kobiety z trzema rękoma* Przodem... *I nie wyglądał na takiego, który chce tą kwestię przedyskutować. On miał jeszcze zamiar przed pojawieniem się w Wieży wydać dyspozycję co zrobić z osobnikiem z jedną ręką*
*kolejne polecenie nie umknęło jej uwadze, choć nadal wyglądała na strasznie zajętą rozmyślaniem nad chwilową skrytką dla ręki. Przynajmniej teraz wiedziała, że jej jednak ta "przyjemność" także nie ominie... Już nie patrzyła na drowa... Tylko ruszyła do drzwi, nadal próbując coś z ów ręką zrobić... Ostatecznie włożyła ją pod pachę i w takim też stanie wyszła, próbując zlokalizować, w którą stronę udała się Opiekunka*
*Ostatni wyszedł Fechmistrz rzucając jeszcze spojrzenie na leżacego maga bez ręki. Nie wysilił się już na żadne słowa. Przynajmniej nie tutaj... Słowa padły dopiero poza tą komnatą do żołnierzy, a polecenie było dość oczywiste... Mają przetransportować zdobycz do celi. Dopiero po tym Fechmistrz udał się do Wieży*

*Po kilku minutach do sali weszła dwójka żołnierzy i zaczęła proces transportu. Jako, że mag od dłuższego czasu nie wykazywał większej aktywności ruchowej to i jego wzięcie na bark przez jednego z żołnierzy nie było zbyt trudne. Teraz magik zwisał niczym worek ziemniaków a drugi wojak asekurował kompana i miał baczenie na więźnia. W takim układzie wszyscy opuścili komnatę*

//Fegris jako, że długo nie odpisujesz to trochę przyśpieszyliśmy bieg wydarzeń. Teraz by kontynuować zarejestruj się na forum, gdy Twe konto zostanie aktywowane rozgrywka potoczy się dalej. Ten temat zamykam.//